Rozdział 25

Po dwóch dniach rodzicielka została wypisana ze szpitala. Byłem z nią przez cały czas, nie odstąpiłem jej na krok.
Przekroczywszy próg domu w powietrzu unosił się piękny oraz zapach.

ㅡ Zaniosę twoją torbę, mamo. ㅡ Oznajmiłem idąc na górę, a starsza poszła w stronę kuchni.

Niewielki bagaż położyłem na łóżku rodziców, a wtedy mój wzrok padł na różne zdjęcia. Z westchnięciem spojrzałem na to, na którym był mój ojciec razem z mamą, a mnie trzymała na rękach. Dawno go nie widziałem. Jak się ma? Czy o mnie pamięta? Takie i inne pytania krążyły mi po głowie.

ㅡ Jungkook? Zejdziesz? ㅡ Usłyszałem delikatny głos młodszego.

ㅡ Co? Tak, idę. ㅡ Odwróciłem się do niego.

ㅡ Wszystko w porządku?

ㅡ Yhm, przestań już o to pytać, okej? ㅡ Przytuliłem go.

ㅡ Ty również powinieneś odpocząć. Byłeś dwa dni pod rząd w szpitalu. Pewnie się nie wyspałeś. Masz wory pod oczami i jesteś trochę blady. Ty w ogóle coś spałeś?

ㅡ Chimmy, nie martw się.

ㅡ Powiedz. ㅡ Ścisnął moją bluzkę.

ㅡ Nie. Nie spałem nic, bo chciałem mieć pewność, że z mamą wszystko jest dobrze. Czuwałem nad nią. ㅡ Musnąłem go w policzek. ㅡ Odpocznę później. Zejdźmy na dół.

Skinął głową łapiąc moją dłoń wychodząc z pokoju na parter, a gdy weszliśmy do kuchni zobaczyłem wiele potraw na stole. Starsi już powoli jedli rozmawiając ze sobą, a kiedy nas dostrzegli mimika mamy zmieniła się na zmartwioną.

ㅡ Siadajcie, chłopcy. ㅡ Poprosiła.

Zrobiliśmy to co kazała. Spojrzałem na wszystkie dania. Niby byłem głodny, ale nie miałem coś apetytu. Chciałem tylko spać. Oparłem głowę, która zaczęła trochę boleć o swoją dłoń bawiąc się makaronem.

ㅡ Synku? ㅡ Zagadnęła kobieta.
Uraczyłem ją spojrzeniem. ㅡ Coś się dzieje?

ㅡ Co? Nie, nie.. Po prostu głowa mnie boli. ㅡ Uśmiechnąłem się lekko.

ㅡ Idź się połóż. ㅡ Zalecił ojczym. ㅡ Pielęgniarki mi wszystko powiedziały.

ㅡ Później.

ㅡ Teraz. ㅡ Rzekł stanowczo.

ㅡ No dobrze. ㅡ Westchnąłem wstając z miejsca. ㅡ Więc dobranoc. ㅡ Ukłoniłem się idąc do swojej sypialni.

Położyłem się spać. Zasnąłem po kilku minutach.

***

Cisza. Ciemność dookoła. Podniosłem się do pozycji siedzącej przecierając piąstką oczy. Jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłem blondyna leżącego na podłodze, który był przykryty kocem, a pod głową miał położoną poduszkę. Po cichu wstałem z miękkiego materaca. Delikatnie, żeby nie obudzić zabrałem go na ręce w stylu pannu młodej kładąc potem na swoje łoże. Pewnie było mu strasznie nie wygodnie, ale... Dlaczego położył się na zimnej podłodze, zamiast obok mnie? Jeszcze się rozchoruje i co?
Przykryłem ciało chłopaka kołdrą, wtedy otworzył oczy.

ㅡ Śpij, Chim.

ㅡ Chodź ze mną. ㅡ Szepnął łapiąc mą rękę.

ㅡ Dlaczego spałeś na ziemi?

ㅡ Nie chciałem ci przeszkadzać w odpoczynku. Miałeś się wyspać.

ㅡ Jesteś kochany, skarbie. Ale bez ciebie nie potrafię się normalnie wyspać. ㅡ Przyznałem kładąc się obok przyciągając go do siebie, chowając w swoich ramionach. ㅡ Śpij, Jiminnie. ㅡ Szepnąłem mu na ucho chowając, następnie twarz w jego zagłębieniu szyi. ㅡ Kocham cię.

ㅡ Ja ciebie też, Jungkookie. ㅡ Odpowiedział, a po paru minutach usłyszałem spokojny głos ukochanego. Również ponownie udałem się do krainy snów.

***

Czując, że mam przy sobie ukochaną osobę, otworzyłem powieki widząc nadal śpiącą twarz Jimina. Wyglądał tak cudownie. Lekko uchylone usta, włosy koloru blond były w nieładzie, oraz jasna cera dodająca mu uroku. Wyglądał jak anioł. Uśmiechnąłem się szeroko całując go w nos, następnie w czoło, w oba policzki, a dopiero na koniec w usta. Jednak w tamtym miejscu przedłużyłem pocałunek. Kiedy poczułem jak oddaje gest przyciągnąłem go bliżej siebie tak, że pomiędzy nami nie było ani jednej szpary. Wplątał swoją dłoń w moje ciemne kosmyki włosów.
Oderwaliśmy się, gdy zabrakło nam powietrza w płucach.

ㅡ Takie poranki mogę mieć codziennie. ㅡ Szepnął nie chcąc psuć chwili.

ㅡ Pomyliło ci się, kryszynko. Jest popołudnie. ㅡ Zaśmiałem się widząc zegar wskazujący godzinę czternastą.

ㅡ Wyspałeś się?

ㅡ Jak nigdy. Mówiłem. Przy tobie zawsze się wyśpię. ㅡ Zarzuciłem mu włosy za ucho.

ㅡ Ale zamyślasz, kłamczuchu. ㅡ Uderzył lekko w moją klatkę.

ㅡ Gdyby był ranek to bym powiedział, że bijesz mnie od samego rana. ㅡ Wydąłem dolną wargę udając urażonego.

ㅡ No przepraszam. ㅡ Pocałował miejsce, gdzie zrobił mi "krzywdę". ㅡ Jeszcze boli?

ㅡ Troszeczkę.

Zaśmiał się całując ponownie. Nie czekając przyciągnąłem go do siebie zatapiając nas w delikatnym, krótkim pocałunku.

ㅡ Co to było?

ㅡ Tu mnie bolało. ㅡ Wskazałem na górną wargę czym rozśmieszyłem niższego.

ㅡ Jesteś niemożliwy. ㅡ Odparł wstając.

ㅡ Gdzie idziesz? ㅡ Spytałem kładąc dłonie za swoją głowę.

ㅡ Na śniadanie.

Szybko podniosłem się do siadu.

ㅡ Poleż ze mną. ㅡ Złapałem go w pasie mrucząc mu w szyję. ㅡ Prooszę~~ ㅡ Poprosiłem słodko całując go za uchem zaraz je przegryzając. ㅡ Kochanie.. ㅡ Położyłem nas zwisając nad nim. ㅡ Jaki jesteś cudowny. ㅡ Skompletowałem zaczynając składać całusy na jego szyi przypadkowo ocierając się o krocze młodszego czym spowodowałem jęk z jego strony. ㅡ Jiminnie...

ㅡ Hm?

ㅡ Nie zostawiaj mnie nigdy. Nawet jeśli nie będzie nam się układało. Bądź ze mną aż do końca.

ㅡ Obiecuję Ci, a teraz kończ.

Uśmiechnąłem się znowu się ocierając tym razem kilka razy. Wyprostowałem się kładąc dłonie na kolanach chłopaka poruszając biodrami w przód i tył.
Gwałtownie odsunąłem się przez to spadłem z łóżka słysząc otwieranie drzwi. Odparłem swoje ciało na łokciach leżąc na brzuchu patrząc na rodzicelkę, która weszła do środka.

ㅡ Wstaliście, chłopacy. Nie dało was się obudzić. Jako iż mam dzisiaj wolne to za pół godziny będzie obiad, ale Jungkook.. Czemu jesteś na podłodze?

ㅡ Poranne ćwiczenia, mamo. ㅡ Uśmiechnąłem się przekonująco. ㅡ Pompki. ㅡ Zrobiłem jedną czując ból tam na dole.

ㅡ Ah.. Rozumiem, synku. ㅡ Zaśmiała się. ㅡ Nie spóźnić się na obiad. ㅡ Zagroziła wychodząc.

Odetchnąłem z ulgą wstając na równe nogi. Spojrzałem na leżącego na łóżku, który powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem.

ㅡ Chcesz dokończyć? ㅡ Spytałem nadal z uśmiechem na twarzy.

ㅡ Wiesz.. Nie chcę, aby znowu ktoś nam przeszkodził. ㅡ Wybuchł śmiechem.

ㅡ Ale.. ㅡ Stałem nie wiedząc co robić. ㅡ Muszę sam sobie radzić? ㅡ Zapytałem z niedowierzaniem.

ㅡ Życie, Kookie.

ㅡ Jeszcze mnie popamiętasz. ㅡ Ostrzegłem idąc do łazienki, gdzie zamknąłem się na klucz.

**********
Dam dam dam... Jezu chyba serio coś ze mną nie tak, że mam ochotę pisać tego więcej i więcej. Chcę już weekend!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top