Rozdział 21

Następnego dnia z uśmiechem na twarzy szedłem na spotkanie z tymi dwoma idiotami. Stęskniłem się za nimi. Nawet bardzo. Chociaż z drugiej strony czułem się koszmarnie. Zostawiłem Jimina, kiedy potrzebował mojego towarzystwa, lecz on zapewniał, że mam się tym nie przejmować co nie było takie łatwe.
Mam ochotę teraz zawrócić i schować go w swoich ramionach, ale za późno. Już z daleka zauważyłem przyjaciół.
Pokiwałem im na przywitanie.

ㅡ Ya! Co to za jedzenie chipsów beze mnie? ㅡ Spytałem oburzony, gdy zza pleców wyjeli otwartą paczkę. ㅡ Dajcie mi jednego. ㅡ Wydąłem dolną wargę.

ㅡ Nie zasłużyłeś. ㅡ Zaśmiał się brunet przytulając do siebie smakołyki.

ㅡ No daj! ㅡ Krzyknąłem chcąc wyrwać mu paczkę, ale zamiast tego zaczął uciekać. ㅡ Tae, podziel się!

ㅡ Kup sobie! ㅡ Odkrzyknął.

Zdaję sobie sprawę, że Hobi patrzy się na nas jak na debili, ale trudno. Chcę chipsy i je dostanę.
Przystanąłem czując się jakby płuca chciały wybuchnąć. Oparłem ręce o kolana próbując unormować oddech.

ㅡ Nie masz kondycji, dlatego nie dostaniesz ani jednego. ㅡ Usłyszałem przed sobą.

ㅡ Dobra, w takim razie nie odzywam się do ciebie. ㅡ Udałem obrażonego prostując się. Odwróciłem się na pięcie idąc w kierunku Hobiego.

ㅡ No dobra, Jungkook. Hej! ㅡ Złapał mnie za łokieć. ㅡ Okej, wybacz. Masz.

ㅡ Teraz to już nie chcę. ㅡ Mruknąłem. ㅡ Straciłem na to apetyt. ㅡ Poszedłem przed siebie.

ㅡ Jungkook... Przepraszam. ㅡ Mówił idąc za mną.

ㅡ To gdzie idziemy? ㅡ Spytałem stając obok drugiego przyjaciela.

ㅡ Idziemy na kawę. ㅡ Stwierdził.

Kątem oka spojrzałem na bruneta. Był przygnębiony patrząc to raz na swoje buty to raz na boki. Westchnąłem cicho przytulając go.

ㅡ No już. Nie jestem zły, Tae. Rozchmurz się.

ㅡ Już jest dobrze. ㅡ Odsunął się posyłając lekki uśmiech. ㅡ To idziemy?

Przytaknęliśmy ruszając do jakieś kawiarni.

***

Po trzech godzinach zabawy, śmiechu i ogólnie dobrego towarzystwa wróciłem do domu. W kuchni zastałem rodzicielkę, która próbowała dosięgnąć mąkę z wysokiej półki. Podszedłem szybko i jej ją podałem, lecz coś było nie tak.

ㅡ Dziękuję, Jungkook. ㅡ Uśmiechnęła się.

Była blada i widziałem, że nie ma siły co wywnioskowałem po tym jak chciała sięgnąć produkt z góry.

ㅡ Mamo. Co się dzieje? ㅡ Spytałem przestraszony.

ㅡ Hm? Nie rozumiem. Wszystko jest w porządku.

ㅡ Idź odpocząć.

ㅡ Ale muszę zrobić placek, ponieważ będziemy mieli gości jutro popołudniu. Przyjdzie ciocia z Japonii.

ㅡ Ja dokończę. Ty idź się położyć.

ㅡ Jungkook..

ㅡ Idź.

ㅡ Dziękuję, skarbie. ㅡ Położyła dłoń na mym policzku. ㅡ Aish.. ㅡ Skuliła się.

ㅡ Mamo! ㅡ Krzyknąłem. ㅡ Proszę powiedz co ci jest. ㅡ Zacząłem płakać trzymając kobietę.

ㅡ Nic mi nie jest, kochanie. Po prostu źle się czuję.

ㅡ Kłamiesz.

ㅡ Skarbie.. Położę się i wszystko będzie dobrze.

ㅡ Zaniosę cię. ㅡ Oznajmiłem biorąc rodzicielkę na ręce. Poszedłem na górę do pokoju rodziców, gdzie położyłem ją na łóżku. ㅡ Śpij. ㅡ Poleciłem wycierając policzki.

ㅡ Jungkookie, nie przejmuj się.

ㅡ Zrobię placek. ㅡ Wstałem wychodząc z pokoju tylko dlatego, aby nie zauważyła moich łez, które zaraz po zamknięciu drzwi wypłynęły.
Wiedziałem, że coś jest nie tak, a mama nie chcę mi o tym powiedzieć. Wróciłem do kuchni kończąc to co kobieta zaczęła.

Po dwóch godzinach skończyłem. Schowałem deser do lodówki idąc do pokoju starszych. Zapukałem, a następnie wszedłem do środka. Kobiety nie było. Zdziwiony spojrzałem na pościel, na której była mała kartka.

Jungkookie...
Musiałam pilnie wrócić do pracy. Wiem, że się martwisz, ale nie musisz.
Trzymaj się.

Mama

Rozpłakałem się. Ona się przemęcza, a nie powinna wiedząc, że nie czuję się najlepiej. Wyszła wtedy, kiedy byłem w kuchni. Jaki jestem głupi, że nawet nie usłyszałem. To moja wina.

Wyszedłem z pokoju schodząc na dół do salonu, gdzie usiadłem na kanapie. Wyjąłem telefon z kieszeni od razu wybierając numer.

Jungkookie..

Mamo czemu wyszłaś? Miałaś odpoczywać!

Kochanie nie płacz. Czuję się już dobrze, nie martw się.

Proszę, wróć do domu...

Wrócę, ale późnym wieczorem. Do zobaczenia.

Mamo nie! ㅡ Krzyczałem do słuchawki.

Schowałem twarz w dłoniach rzucając urządzenie na bok. Po chwili usłyszałem szelest. Podniosłem głowę patrząc na młodszego, który stał w progu salonu.

ㅡ Ile słyszałeś? ㅡ Szepnąłem.

ㅡ Wystarczająco. Co się dzieje?

Pokręciłem głową wybuchając płaczem. Bardzo kochałem swoją mamę, dlatego nie zniósłbym, gdyby coś się jej stało.

ㅡ Kookie.. ㅡ Przytulił mnie. ㅡ Powiedz.

ㅡ M-mama coś u-ukrywa. ㅡ Wyszlochałem chowając twarz w jego zagłębieniu szyi. ㅡ Boję się o nią.

ㅡ Napewno to nic poważnego. Nie myśl na razie o tym, okej? Jeżeli będzie gorzej pójdziesz z nią do lekarza. Uspokój się. ㅡ Poprosił całując mnie w czoło.

ㅡ Jak było w firmie? ㅡ Spytałem chcąc zmienić temat.

ㅡ Dobrze, ale to nie jest teraz ważne, Jungkook. Chodź. Położysz się.

Przytaknąłem i chwiejnym krokiem poszedłem na górę do swojego pokoju wraz z blondynem u boku. Usiadłem na krawędzi materaca wzdychając.

ㅡ Mam zasnąć z tobą?

Spojrzałem mu wdzięcznie w oczy.

ㅡ W porządku. ㅡ Położył się, więc zrobiłem to samo. Przytuliłem go do siebie przymykając powieki. Próbowałem zasnąć, lecz wizja chorej mamy mi w tym nie pomagała. Wtuliłem się bardziej w ciało chłopaka zaczynając myśleć o nim i o naszych wspólnych wspomnieniach. Po kilku chwilach usłyszałem głos niższego jak nucił jakąś spokojną melodie. To pomogło mi udać się do krainy snów, gdzie niestety były koszmary.

***************

Taki... Sobie. Pisałam spontanicznie, bo nie miałam na niego pomysłu. Więc jeśli będą jakieś błędy, lub co innego to przepraszam. Chociaż myślę, że go zjebałam.

Miłego weekendu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top