Rozdział 19

Uchyliłem powieki patrząc w sufit. W domu panowała cisza, że aż dreszcz mnie przeszedł. Przypomniałem sobie co się stało kilka godzin temu. Rodzice dowiedzieli się o nas. Mama przyjęła to ze spokojem, ale nie wiem jak tata. Boję się, że będzie chciał rozdzielić nas z Jiminem, a tego nie chcę.

Podniosłem się do siadu przecierając twarz dłonią, a następnie wstając i po cichu wychodząc z pokoju. Na korytarzu ujrzałem matkę. Pokazywała palcem, abym był cicho.
Podszedłem do niej bliżej.

ㅡ O co chodzi? ㅡ Szepnąłem. ㅡ Mamo..

ㅡ Tata rozmawia z Jiminem. ㅡ Odpowiedziała również szeptem. ㅡ Stoję tu, jakby nie utrzymał swoich nerwów na wodzy. Na razie jest cisza.
Aish... Oby wszystko poszło dobrze.

Po kilku minutach z pokoju wybiegł zapłakany chłopak. Ominął nas schodząc na dół. Pobiegłem za nim.

ㅡ Jimin, poczekaj! ㅡ Krzyknąłem zakładając szybko buty. Wyszedłem z domu i biegiem ruszając za młodszym. ㅡ Proszę zatrzymaj się!

Dogoniłem go, kiedy byliśmy daleko od domu. Złapałem go za nadgarstek przyciągając do siebie.

ㅡ Chimmy... Co się stało?

Nie odpowiedział wybuchając jeszcze większym płaczem.

ㅡ Jimin. Powiedz, błagam.

ㅡ N-nie możemy b-być razem. ㅡ Wyszlochał. ㅡ D-dlatego... Ojciec c-chce mnie w-wysłać do Ameryki. J-ja nie chce...

ㅡ Nie może tego zrobić! ㅡ Rozpłakałem się jak on. Przyciągnąłem go do siebie całując w usta. ㅡ P-powiedz, że to żart. ㅡ Wyłakłem.

ㅡ T-tak..

ㅡ Musimy go przekonać. Nie może nas... Co? ㅡ Spojrzałem mu w oczy.

Uśmiechnął się lekko wycierając policzki rękawem.

Co za...

ㅡ Zrozumiał. Nie było łatwo, ale tak. Teraz musi się pogodzić z tym, że nie będzie miał wnuków ani u ciebie, ani u mnie.

ㅡ To po co ta cała szopka?

ㅡ Chciałem cię nabrać i zobaczyć co zrobisz. Jak widać..

ㅡ Normalny jesteś?! Ja myślałem, że mówisz naprawdę. Wiesz jak się poczułem?!

ㅡ Przepraszam, Jungkookie.. Nie chciałem. ㅡ Przytulił mnie. ㅡ Wybacz.

Milczałem. Byłem wściekły na blondyna. Jak mógł żartować z takiej sytuacji?!
Uwolniłem się z jego uścisku patrząc na niego groźnie. Odwróciłem się na pięcie ruszając do domu.

ㅡ Jungkook! Stój! Nie obrażaj się. Przepraszam. Kookie!

*

Wszedłem do budynku ściągając na korytarzu buty.

ㅡ I jak? ㅡ Spytala rodzicielka.

Warknąłem pod nosem idąc do swojego pokoju.

ㅡ Kookie, poczekaj. ㅡ Zawołał młodszy, który był tuż za mną.

ㅡ Daj mi spokój! ㅡ Krzyknąłem zamykając drzwi od swojej pieczary na klucz.

Nie wychodziłem stąd do końca dnia. Siedziałem na łóżku bawiąc się piłeczką emotiką, która zamiast oczu miała krzyżyki. Nie chciałem na razie nikogo widzieć. Chciałem pobyć sam ze sobą. Wiem... To głupie obrażać się o takie coś zamiast cieszyć się, że rodzice nas zaakceptowali, ale... Nie powiniem w ogóle żartować z tego powodu. Nie powinien żartować z naszej miłości. Nie powinien!
Myślałem, że to koniec. Że go stracę. A okazało się, że to był tylko okropny żart. Nie wierzę...

Jungkook?

Mamo idź stąd. Jest późno idź spać. ㅡ Powiedziałem kładąc się na materacu.

A ty dlaczego nie śpisz?

Nie odpowiedziałem ściskając piankową zabawkę.

Otworzysz? Porozmawiajmy..

ㅡ Nie ma o czym. Idź stąd mamo, proszę.

Kochanie... Jimin zrobił źle i wiedział o tym od początku, ale on cię kocha, prawda? To się liczy.

Powiedziałem idź stąd! ㅡ Podniosłem głos, a w oczach miałem łzy. ㅡ B-błagam idź... Dajcie mi spokój.
ㅡ Przykryłem się kołdrą.

ㅡ Dobrze. ㅡ Westchnęła. ㅡ Dobranoc, synu. ㅡ Usłyszałem oddalające się kroki.

Przymknąłem oczy powstrzymując płacz. Zasnąłem po godzinie walki.

***

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie uchyliłem oczy.

Kookie.. Śniadanie.

ㅡ Nie mam ochoty, dzięki.

Proszę.

Zrezygnowany wstałem podchodząc do drewnianej powłoki, następnie ją otwierając. Patrzyłem na niższego z góry. Miał wory pod oczami, włosy w nieładzie.

ㅡ Masz. ㅡ Podał mi tace z jedzeniem. ㅡ Zjedz. Musisz mieć siłę. ㅡ Odparł smutno. Spuścił głowę chcąc sobie pójść.

ㅡ Czekaj. Wejdź. ㅡ Powiedziałem łagodnie przepuszczając go w drzwiach. Odłożyłem śniadanie na komodę, siadając koło niego.

ㅡ Przepraszam, Kookie. Moje zachowanie było nie na miejscu. Nie chciałem cię zranić. ㅡ Szybko usiadł mi na udach przytulając co odwzajemniłem. ㅡ Kocham cię.

ㅡ Ja ciebie też, ale... Nie rób już tak więcej, proszę.

ㅡ Obiecuję, a teraz zjedz. ㅡ Rzekł schodząc z mych nóg, podchodząc do szafy. Zabrał w rękę jednego tosta przysuwając mi do ust. ㅡ Kto jest grzecznym króliczkiem? Leci samolocik... ㅡ Mówił latając jedzeniem w powietrzu, a gdy zbliżył się do mych warg popatrzyłem na niego jak na debila. ㅡ No co? ㅡ Spytał.

Pokręciłem z uśmiechem głową otwierając buzię, a ten wcisnął mi tosta.

ㅡ Dobry?

ㅡ Nie otruty?

ㅡ Taa... Tylko dodałem trutki na gryzonie. Gdyby był, już dawno by cie tu nie było. Pytam serio.. ㅡ Oburzył się marszcząc nosek w czym wyglądał uroczo oraz jak pięcioletnie dziecko.

ㅡ Jest przepyszny, Jiminnie.. ㅡ Złapałem go za biodra rzucając na łóżko. Położyłem się obok przytulając niższego do siebie. ㅡ Tylko.. Trochę przypalony.

ㅡ Trochę się zamyśliłem i zapomniałem. ㅡ Odpowiedział wtulając się w moją klatkę. ㅡ Na dole masz kawę. Nie chciało mi się jej przynosić.

ㅡ Za co to wszystko?

ㅡ Na przeprosiny.

ㅡ A myślałem, że z dobrego serduszka. ㅡ Odparłem z nadzieją w głosie.

ㅡ Też. ㅡ Zaśmiał się rysując jakieś wzorki na mym brzuchu. ㅡ Jungkook?

ㅡ Hm?

ㅡ Obiecałeś deser zaraz po egzaminach.

ㅡ Masz rację. W takim razie idź się ubrać, a potem pójdziemy. ㅡ Chłopak wstał z materaca. ㅡ Tylko migiem. ㅡ Dodałem klepiąc go w pośladek. ㅡ Nie zamierzam czekać. ㅡ Zagryzłem wargę.
Spiorunował mnie wzrokiem opuszczając mój pokój. Zaśmiałem się pod nosem również mając zamiar się uszykować jak należy.

Po paru minutach byłem gotowy czekając na blondyna na korytarzu.

ㅡ Jiminnie! Już?! ㅡ Krzyknąłem zniecierpliwiony. Przecież nie idziemy do żadnej eleganckiej restauracji. Nie dzisiaj. Westchnąłem wyjmując telefon pisząc do Tae i Hobiego, czy chcieliby wyjść jutro gdzieś na miasto. Uśmiechnąłem się lekko widząc twierdzące odpowiedzi.

ㅡ Ekhem.. ㅡ Usłyszałem obok.

Podniosłem głowe patrząc na młodszego.

ㅡ Czemu nie ubierasz się tak na co dzień? ㅡ Spytałem z pretensją. Miał na sobie czarną bluzkę z krótkim rękawem oraz z dekoldem w literze V. Do tego czarne rurki, opinające jego idealny tyłek, że aż odruchowo zagryzłrm wargę. ㅡ Mam być zazdrosny, kiedy inni będą na ciebie się patrzeć?

ㅡ O to chodzi, Jungkookie.. ㅡ Powiedział uroczo kładąc dłonie na moim torsie. Popchnął na ścianę przylegając do mnie całym swoim ciałem. Stanął na palcach zbliżając się do mojego ucha. ㅡ Mam nadzieję, że po naszej randce dobrze się mną zajmiesz. ㅡ Wyszeptał przegryzając małżowinę przez co przeszedł mnie dreszcz, a na dole poczułem swego rodzaju mrowienie. Cmoknął moją szyję odsuwając się. ㅡ Idziemy?

ㅡ Um.. Co? Ah tak tak.. ㅡ oprzytomniałem zakładając buty. Z mętlikiem w głowie wyszedłem z domu.

*********
Bosz...jestem jakaś nienormalna.
Tak mi się nudzi, że piszę. Jeszcze będziecie mieli tego dosyć zobaczycie xD

Miłej niedzieli!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top