Rozdział 11

Po śniadaniu poszedłem na górę chcąc pójść do młodszego, ale gdy tylko zbliżyłem się do drzwi usłyszałem pojękiwania i sapanie. Z hukiem wszedłem do środka zastając chłopaka w dość dwuznacznej pozie.

-O... Jungkook. Chcesz się przyłączyć?- spytał z cwanym uśmiechem. Na moich policzkach wkradł się soczysty rumieniec- Nie wstydź się- zaśmiał się z mojej reakcji.

-Spadaj- mruknąłem wychodząc z tego pomieszczenia jak najszybciej.

-Poczekaj!- krzyknął biegnąc do mnie.

-Boże! Człowieku, ale chociaż się ubierz!- krzyczałem zakrywając oczy

-Nie podoba ci się?- spytał rozbawiony- Sam powiedziałeś bym jechał na ręcznym- prychnął

-Ale nie musiałeś robić tego na moich oczach- podszedłem do drzwi od swojego pokoju

-Sam wbiłeś mi do środka!

-Bo chciałem zbadać sytuację- powiedziałem krzyżując ręce na piersi mając wciąż zamknięte oczy- A teraz będę miał koszmary...

-Nie koszmary, a piękny sen- klasnął w dłonie- I to ze mną w roli głównej- dodał

-Idiota- prychnąłem wchodząc do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz- Ale i tak nadal masz celibat!- krzyknąłem przez drewno by po kilku chwilach legnąć na łóżko.

-Jeszcze sam przyjdziesz do mnie.

-Yhm, zobaczymy- westchnąłem pod nosem

-Będę czekał, króliczku...

-Nie doczekanie twoje... Idź już sobie, co?

-Masz rację- zgodził się- Idę dokończyć film.

-Nara!

Usłyszałem oddalające się kroki jednak w mojej głowie nadal miałem ten sam widok co kilka minut temu.

-Aigoo...nie myśl o tym- powiedziałem do siebie bijąc się po głowie- Muszę się przejść...- stwierdziłem wstając z łóżka i podchodząc do szafy skąd wyciągnąłem czarną bluzę z nadrukiem oraz tego samego koloru co spodnie. Szybko założyłem to na siebie wychodząc z pokoju na parter, gdzie zacząłem ubierać buty.

-Uciekasz?- usłyszałem za sobą. Odwróciłem się zauważając młodszego stojącego na schodach.

-A żebyś wiedział- mruknąłem zakładając lewego buta

-Gdzie?

-Jeszcze nie wiem...- po tych słowach blondyn zszedł stojąc przede mną

-Jungkookie...- zaczął uroczo przytulając mnie w talii, więc odruchowo położyłem swoje dłonie na jego biodrach.

-Hm?

-Pójdziemy się przejść? Spacerek?

-No dobrze- westchnąłem głośno. Uradowany chłopak oderwał się zakładając buty- Chodźmy- naparłem na klamkę, lecz poczułem lekki uścisk na nadgarstku- Co?

-Kocham cię- szepnął splatając nasze dłonie razem- I... przepraszam, że jestem taki koszmarny...znaczy...n-no wiesz..- głos mu się łamał

-Hej, Jiminnie..- przytuliłem go do siebie głaszcząc po głowie- Też cię kocham. Bardzo mocno- spojrzałem mu w oczy, w których zauważyłem łzy- Jesteś cudowny w każdym calu.

-Ale czuję się głupio, uświadamiając sobie jak cię traktuję na przykład tak jak dzisiaj. Nie powinienem...

-Nie przeszkadza mi to- zaśmiałem się przerywając mu- Nie jest wtedy nudno jak w innych związkach. Lubię się z tobą droczyć- po tych słowach młodszy wybuchł płaczem- Chim?- spytałem przejęty- Co się dzieje? Kruszyno..- przytuliłem go do swojej klatki całując w czubek głowy- Cichutko... Wszystko jest w porządku- szeptałem mu na ucho- Chodźmy, dobrze?- skinął głową wycierając policzki. Uśmiechnąłem się delikatnie cmokając go w usta, a następnie obejmując go ramieniem i wychodząc z mieszkania uprzednio je zamykając.

***

Dojechaliśmy nad rzekę Han. O tej porze było dużo ludzi, ale dla nas to nie problem. Zabrałem z bagażnika kocyk, który na szczęście posiadałem i poszliśmy szukać jakiegoś cichego miejsca, gdzie nie było za dużo osób.
Znaleźliśmy je dopiero po kilku minutach. Rozłożyłem koc od razu kładąc się na nim patrząc w niebo, a chłopak zrobił to samo co ja. Objąłem go ramieniem przyciągając do siebie tak, że prawie leżał na mnie.

-Spójrz, Jiminnie- wskazałem palcem na chmurę- Co ci przypomina?

-Smoka- mruknął bawiąc się moją koszulką.

-Serio? Dla mnie to wyścigówka...

-Każdy ma inną wyobraźnię- położył się na mnie- A ty jesteś w tej mojej.

-Nie zaprzeczę- uśmiechnąłem się ściskając jego pośladek przez co poczułem coś w jego kieszeni- Co tam masz?- spytałem macając jego tyłek

-Nic, nie ineresuj się- fuknął schodząc ze mnie.

-Pokaż..- byłem coraz bardziej ciekawy.

-Nie..- upierał się

-Jezu...co? Może powiesz mi, że schowałeś tam gumki?- zaśmiałem się

-Chciałbyś- uśmiechnął się sztucznie

-To pokaż- nie dawałem za wygraną. Jednym sprawnym ruchem obróciłem go na brzuch siadając mu na udach

-Jungkook!- oburzył się- Złaź!- szarpał się. Szybko wyjąłem z jego kieszeni maleńką paczkę... papierosów- Nadal palisz? Myślałem, że to rzuciłeś- zdziwiłem się puszczając go. Wstał pośpiesznie wyrywając mi pudełko z rąk patrząc na mnie ze złością.

-Nie powinno cię to obchodzić. To moje życie.

-Ale to szkodzi tobie i twojemu zdrowiu.

-A w dupie to mam- podniósł się z ziemi

-Jiminnie..- złapałem go za nadgarstek- Zostań, nie odchodź... proszę. Dobrze, nie będę się już czepiał- zapewniłem

-Obiecujesz?

-Na paluszek- wyciągnąłem przed nim najmniejszy palec u dłoni, jednak kiedy młodszy chciał zawrzeć przysięgę przyciągnąłem go do siebie tak, że leżał pode mną- Kocham cię- szepnąłem- I pomogę ci wyjść z tego nałogu- dodałem wpijając mu się w usta całując leniwie jego wargi.

-Dziękuję Kookie- odpowiedział przerywając pocałunek po chwili przytulając mnie- Ja też cię bardzo kocham.

-Dostanę kazanie?

-Od kogo?

-Od rodziców...za to, że w tej chwili powinieneś być w szkole..

-Przejmujesz się- wywrócił oczami

-Ale egzaminy się zbliżają. Musisz się uczyć i poprawić oceny.

-Dobra, to później, a teraz chce być mnie całował, jasne?- westchnął przyciągając mnie do siebie zatapiając nas w namiętnym pocałunku- Ah..- jęknął, gdy otarłem się o jego krocze, a z pocałunkami zszedłem do szyi blondyna.

-Okej, koniec..- uśmiechnąłem się chytro odsuwając się na bok ponownie patrząc w błękitne niebo.

-Nie lubię cię..- mruknął uderzając mnie w ramię- Przez ciebie mam problem.

-Mówiłem, że masz celibat kochany- zaśmiałem się przez co ponownie oberwałem

-Mam sobie zwalić przy tych ludziach?- spytał chodź wokoło nas nie było ani jednej duszy.

-Jak chcesz- wzruszyłem ramionami. I wtedy nie sądziłem, że młodszy naprawdę ściągnie spodnie i najzwyczajniej w świecie zacznie się masturbować jęcząc przy tym- Aigoo....- zakryłem uszy, a oczy zacisnąłem przegryzając wargę, ponieważ było to cholernie pociągające.

Po kilku minutach usłyszałem spokojny oddech chłopaka. Uchyliłem powieki zauważając jak się ubiera.

-Już?

-Yhm...szybko poszło- uśmiechnął się szeroko- Jedziemy na lody?

-No chcesz mnie dobić- westchnąłem zrezygnowany

-Twoja wina- odparł- Wstawaj- kopnął mnie w bok. Zrobiłem to co kazał, a on poskładał koc. Wróciliśmy do samochodu jadąc w odpowiednie miejsce.

***********
Zadowoleni? Czy nie za bardzo?

Edit: Przepraszam was za wszelkie niedoskonałości czy momenty, w których nie rozumiecie co nie co. Ogólnie przepraszam was za ten rozdział, ponieważ pisałam go na szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top