Rozdział 95
Przechadzając się po parku w pewnej chwili podeszła do nas dziewczyna z szerokim uśmiechem.
ㅡ Jungkook! ㅡ Powiedziała uradowana przytulając starszego. ㅡ I Jimin! Nareszcie cię spotkałam. ㅡ Dodała przytulając również mnie. ㅡ Idziemy na kawę? ㅡ Zaproponowała, gdy się odsunęła spojrzawszy raz na wyższego, a raz na moją osobę. ㅡ Chociaż już za późno na kawę, więc herbatę.
ㅡ Nie wiedzieliśmy, że cię tu spotkamy. ㅡ Zaśmiał się brunet.
ㅡ Ale przywitanie. A co? Nie tęskniłeś? Przyznaj, że tak.
ㅡ Pff... Ani trochę. ㅡ Skrzyżował ręce na piersi. ㅡ Miałem lepsze zajęcia. ㅡ Rzekł obejmując mnie ramieniem.
ㅡ Jasne, jasne. Zobaczymy co powiesz jutro jak wrócimy do pracy. ㅡ Mruknęła. ㅡ Idziemy?
ㅡ Tak. Zimno jest. ㅡ Odparł widząc moje poczynania by trochę ogrzać dłonie, więc złapał w te swoje zaczynając w nie dmuchać oraz pocierać patrząc mi przy tym prosto w oczy. ㅡ Lepiej?
ㅡ Yhm.. ㅡ Zarumieniłem się chowając ręce do kieszeni.
ㅡ Jesteście tacy uroczy. ㅡ Pisnęła. ㅡ Zazdroszczę wam. Może również zmienię orientację?
ㅡ Nikt ci nie broni, So. ㅡ Zaśmiał się brunet co dziewczyna odwzajemniła.
ㅡ O matko! Macie drugiego pieska! ㅡ Powiedziała kucając przed czworonogiem. ㅡ Imię?
ㅡ Bomul.
ㅡ Na serio? Miłość. ㅡ Wskazała na Sarang. ㅡ I Skarb? ㅡ Wskazała na drugiego psa. ㅡ Może będzie trzeci co? A nazwiecie go zaufanie, albo szczęście? Lub..
ㅡ Nie ma mowy. ㅡ Wtrąciłem się. ㅡ Za dużo wtedy będzie.
ㅡ Dobra, dobra. Idziemy. ㅡ Oznajmiła wstając i ruszając przed siebie, a my tuż za nią.
Weszliśmy do pobliskiej kawiarni, która pozwalała psom również wejść, a ciepło od razu w nas uderzyło.
Zajęliśmy wolne miejsca, a zwierzęta położyły się na podłodze.
ㅡ Jak minęły wam święta? ㅡ Zaczęła, gdy zamówiliśmy kawy.
Spojrzałem na Kooka, a ten na mnie.
ㅡ Um... Spokojnie. Nic szczególnego. Choinka, kolacja, prezenty, wypadek, a później sylwester, więc zabawa.
ㅡ To całkiem fajnie. Czekaj... Jaki wypadek? ㅡ Spytała zaskoczona.
ㅡ Pójdę do toalety. ㅡ Oznajmiłem wstając i idąc do łazienki. Nie chciałem tego słuchać, bo to wszystko.. Ten cały wypadek był przeze mnie, dlatego wolałem tego nie opowiadać.
Wykonałem swoje potrzeby podchodząc następnie do umywalki myjąc ręce. Spojrzałem w swoje odbicie, a przed oczyma pojawił się obraz jak Kook zostaje potrącony. Oddech przyspieszył jak i serce. Dłonie zaczęły drżeć z nerwów.
Krzyknąłem, czując czyjąś dłoń na mym ramieniu.
ㅡ Wszystko w porządku, proszę pana? ㅡ Spytał jakiś mężczyzna.
Momentalnie zrobiło mi się słabo. Nogi jakby z waty i gdyby nie ten mężczyzna upadł bym na podłogę.
ㅡ Hej, proszę pana. ㅡ Mówił uderzając lekko w mój policzek. ㅡ Da pan radę wstać? ㅡ Spytał powoli nas podnosząc. Ustałem na nogach i z pomocą czarnowłosego wyszliśmy z łazienki. ㅡ Podajcie wody. ㅡ Powiedział do jednej z kelnerek.
ㅡ Jiminnie! ㅡ Usłyszałem głos swojego męża, który zaraz znalazł się przy mnie. ㅡ Co się stało?
ㅡ Zasłabł. Jesteś jego opiekunem?
ㅡ Tak, dziękuję. ㅡ Odparł przejmując moje ciało od mężczyzny.
ㅡ Oto woda. ㅡ Oznajmiła dziewczyna podając szklankę.
Starszy podziękował siadając ze mną na naszym miejscu.
ㅡ Wypij, Chim. ㅡ Poprosił, więc zrobiłem tak jak kazał. ㅡ Wszystko dobrze? Jak się czujesz?
ㅡ Już lepiej, Kook. Nie martw się.
ㅡ Jak mam się nie martwić. Wiesz jak się poczułem, gdy zobaczyłem jak jakiś obcy facet wychodzi z tobą, a ty cały blady i ledwo kontaktujący?
ㅡ Przepraszam. ㅡ Szepnąłem spuszając głowę.
ㅡ Nie masz za co. ㅡ Przytulił mnie. ㅡ Musisz odpocząć. Położyć się.
ㅡ Jungkook ma rację, Jimin. Lepiej będzie jak wrocicie do domu..
ㅡ Nie. ㅡ Pokręciłem głową. ㅡ Nie wypiliśmy nawet herbaty, a wy..
ㅡ Przestań. ㅡ Powiedzieli jednocześnie przez co się zaśmiali.
ㅡ Herbata nie jest ważna, skarbie, a twoje zdrowie. Wracajmy. ㅡ Stwierdził wstając. ㅡ So, pójdziesz z nami?
ㅡ Tak. Zresztą i tak nie mam co robić.
Skinął głową pomagając mi się podnieść.
ㅡ Umiem chodzić. Dam radę. ㅡ Powiedziałem poważnie puszczają jego dłoń i po ubraniu kurtki ruszyłem w stronę wyjścia, lecz poczułem zawroty głowy przez co się zachwiałem.
ㅡ Zaniosę cię. ㅡ Stwierdził biorąc mnie na ręce w stylu panny młodej. ㅡ Będziesz trzymać, Bomul? Jest bardziej spokojniejszy. ㅡ Zwrócił się do kobiety.
ㅡ Okay.
***
Starszy położył mnie na łóżku przykrywając do końca kołdrą oraz posyłając lekki uśmiech.
ㅡ Dlaczego zasłabłeś? Mogłeś powiedzieć, że źle się czujesz.
ㅡ Ale ja dobrze się czuję, Kookie. Naprawdę.
ㅡ To co?
ㅡ Po prostu... Przypomniałem sobie wypadek. Zdenerwowałem się i.. Jeszcze ten mężczyzna mnie przestraszył.
ㅡ Dlaczego ciągle o nim myślisz? Zapomnij w końcu. Było minęło.
ㅡ Ale to moja wina! ㅡ Krzyknąłem ze łzami w oczach.
ㅡ To nie jest nikogo wina, Jimin. Przestań już się zadręczać.
ㅡ Nie broń mojego sumienia, Jungkook. To ja wszedłem na jezdnię pierwszy to ja naraziłem cię, na śmierć, to ja byłem nie odpowiedzialny. Więc przestań chrzanić, że to nikogo wina! Powiedz mi prawdę. Nie będę miał pretensji, ani nie będę zły, tylko do cholery jasnej powiedz, że to moja wina!
ㅡ Nie powiem! ㅡ Również się uniósł. ㅡ Sam się na to naraziłem, bo chciałem cię uratować. A gdybym tego nie zrobił to ciebie by przejechano, rozumiesz?! Myślisz, że bym sobie to wybaczył, gdybym stał na tym jebanym chodniku i patrzył jak moja miłość zostaje skrzywdzona? ㅡ Mówił, a po jego policzku spływały łzy tak jak po moim. Skuliłem się podkurczając nogi pod brodę chowając między nimi swoją głowę zaczynając płakać.
Nie wiedziałem czy uwierzyć mężowi czy swojemu sumieniu, które wzywało mnie od najgorszych za to, że Kook mógł stać się kaleką do końca życia, albo umrzeć.
ㅡ Co nie znaczy, że wszedłem na ulicę. ㅡ Wyszlochałem w pierzynę.
ㅡ Jimin, błagam cię. ㅡ Usiadł obok przyciągając mnie na swoje kolana. ㅡ Już nic nie mów. Mam dosyć.
ㅡ Przepraszam. ㅡ Szepnąłem chowając twarz w jego zagłębieniu szyi. ㅡ Jestem okropny.
ㅡ Nie prawda. Jesteś wspaniały. ㅡ Cmoknął mnie w czoło. ㅡ Bardzo mocno cię kocham.
Mówił, a w mojej głowie ciągle obrażałem nie tylko jaki jestem okropnym mężem, ale też o to czemu mnie wybrał, czemu mi się oświadczył, dlaczego mam taki paskudny charakter aż do swojej wagi czy wyglądu. Przez to siedzenie w domu przytyłem i wyglądam jak gruba świnia, a na twarzy pojawiały się czerwone kropki psując jej wygląd, bo byłem zepsuty.
ㅡ Słuchasz mnie?
ㅡ Co? Wybacz, zamyśliłem się. ㅡ Westchnąłem. ㅡ Pójdę spać.
ㅡ Na pewno wszystko jest dobrze?
ㅡ Tak. ㅡ Wydusiłem kładąc się do łóżka obracając się do niego plecami. ㅡ Dobranoc. ㅡ Powiedziałem.
ㅡ Dobranoc. ㅡ Odpowiedział całując moją osobę w policzek, a następnie wychodząc z pokoju. Ponownie się rozpłakałem chowając twarz w dłoniach. Zasnąłem po kilku minutach z wyczerpania.
*******************
02.03.20r.
Podoba się?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top