Rozdział 89
Dzisiaj, rano Kook wychodzi ze szpitala, w którym dość długo spędził czas. Odkąd tam trawił czułem się jak żywe zombie. Byłem nie dospany z powodu jego braku bliskości. Mało jadłem, ponieważ nie czułem takiej potrzeby.
Od Jungkook :
Jiminnie, gdzie jesteś?
Czekam na ciebie przed szpitalem już dziesięć minut!
Do Jungkook :
Jak kocha to poczeka!
Od Jungkook:
Kocham cię promyczku, ale naprawdę pytam.
Ile mam tutaj jeszcze stać jak taki słup soli? W dodatku pada! Ugh.. A Grudzień zapowiadał się tak pięknie. Pełno śniegu, a tu deszcz!
Do Jungkook:
Przepraszam, Kook, ale nie dam rady po ciebie przyjść.
Od Jungkook:
Dlaczego?
Co się stało?
Jimin, odpisz!
wyświetlono
Widzę, że to czytasz...
Z łaski swojej odpisz..
Ugh... Ino wrócę do domu.
Zablokowałem urządzenie rzucając je na bok w kąt kanapy. Dzisiaj strasznie bolała mnie głowa oraz brzuch. Leżałem na kanapie prawie płacząc z bólu. Bardzo chciałem odebrać Jungkooka, ale nie mogłem, dlatego czuję się jeszcze gorzej.
Podniosłem się do siadu patrząc jak psy wracają do domu z ogrodu cali mokrzy i upaprani błotem. Jęknąłem bezradnie. Wstałem z kanapy, a gdy zrobiłem krok, głowa zaczęła strasznie pulsować. Odruchowo za nią złapałem, ale nie mogłem się poddać.
ㅡ Sarang, Bomul... ㅡ Zawołałem idąc do łazienki, a zwierzaki za mną.
Napuściłem wody do wanny wrzucając do niej psy. Szczęście w tym, że nie miały problemu z kąpielą.
ㅡ Nie ruszaj się, Sarang. ㅡ Powiedziałem nie będąc zwyczajnie na siłach. Czułem jak sam z nich opadam, ale musiałem wytrzymać.
Pół godziny później niespodziewanie do pomieszczenia wszedł starszy. Nawet nie słyszałem, kiedy przyszedł. Ukucnął przede mną kładąc dłoń na mym policzku, w którą się wtuliłem.
ㅡ Idź się połóż. Widzę, że coś jest nie tak.
ㅡ Muszę skończyć ich myć. Patrz jacy są brudni.
ㅡ Ja to skończę, skarbie. Idź, proszę cię.
ㅡ Dziękuję, Jungkookie. ㅡ Powiedziałem wstając z klęczek i chwiejnym krokiem poszedłem do naszej sypialni wręcz rzucając się na łóżko. Zasnąłem niemalże natychmiast.
***
Otworzyłem oczy, a przed sobą zobaczyłem... TAE?!
Zdezorientowany podniosłem się patrząc na niego z pytającym wzrokiem.
ㅡ Co tu robisz?
ㅡ Wpadliśmy was odwiedzić, ponieważ dawo nie byliśmy. ㅡ Zaśmiał się.
ㅡ Gdzie Kook?
ㅡ Z Hobim w salonie. Chodź. Przecież już jutro są moje urodziny! ㅡ Krzyknął podekscytowany. ㅡ No dalej, Chim. Wstawaj. ㅡ Rzekł wybiegając z pokoju.
ㅡ Ugh... Jak mi się nie chce.. ㅡ Jęknąłem zrezygnowany ponownie zatapiając się w pościeli. Oczy same się zamykały, więc jak mógłbym im to odmówić? Nawet nie mam pojęcia, kiedy znowu zasnąłem.
*
Tym razem przebudziłem się sam. Podniosłem się do siadu przecierając twarz, a następnie wstałem i wyszedłem z pokoju na dół, gdzie nie zastałem nikogo nawet psów.
Zdziwiłem się łapiąc swój telefon w dłoń wybierając numer do Kooka.
Jiminnie?
Od razu usłyszałem głos męża, ale coś mi nie pasowało.
Gdzie jesteście?
Nie chciałem cię budzić, kochanie, bo naprawdę wyglądałeś moim zdaniem źle, a Tae bardzo chciał iść opijać swoje urodziny. Nie chciałem cię wyciągać na to zimno.
Właśnie słyszę jaki jesteś pijany, a lekarz ci zabronił pić!
Jebać lekarzy.
To jest dla twojego dobra.
Pogadamy o tym później.
Gdzie Sarang i Bomul?
Zabrałem ich ze sobą...?
Pojebany jesteś?!
Jesteś kompletnie schlany i zabrałeś ich ze sobą? Myślisz czasem?!
Oj Chimmy...
Uspokój nerwy.
Nie długo wrócimy. Tutaj wpuszczają psy, bo jest specjalny kącik dla nich.
Tylko wrócisz dostaniesz
i nie żartuję!
Krzyknąłem do słuchawki zaraz się rozłączając. Bardzo, ale to bardzo wytrącił mnie z równowagi. Niech tylko wróci, a pożałuje. Zachował się nieodpowiedzialnie. Zabierać zwierzęta do baru? Co z tego, że tam mają pozwolenie. Ugh.. Zabije go.
*
Godzinę później usłyszałem trzask drzwi oraz śmiechy. Wstałem z kanapy i ze złym wyrazem twarzy poszedłem na korytarz, gdzie zastałem całą trójce.
ㅡ Chcę wyjaśnienia. ㅡ Warknąłem.
Hobi od razu zakrył dłońmi usta chwiejąc się na boki. Tae prawie spał na stojąco z jednym butem na stopie oraz z czapką i kurtką.
ㅡ Ja nic nie wiem. ㅡ Odezwał się pierwszy wspomniany. ㅡ Ej.. ㅡ Szturchnął bruneta, który stracił równowagę lądując na podłogę. Hobi zaczął się śmiać jak najęty. ㅡ Powiedz Jiminkowi, że byliśmy grzeczni.. Bo mi nie wierzy. Ya... Ciamajdo wstawaj i nie śpij. ㅡ Kopnął go mozolnie.
Westchnąłem zirytowany patrząc na męża, który bawił się palcami mając skruszoną mimikę. Gdybym nie był wściekły uznałbym to za urocze, ale tak nie jest.
ㅡ No wastań, czubie.. ㅡ Powiedziała nadzieja kucając przed zwłokami tykając je palcami. ㅡ Ej, patrzcie. Wygląda jak ryba, nie? ㅡ Spytał robiąc z ust Tae dziubek.
Teraz kompletnie olewając przyjaciół wróciłem wzrokiem do starszego.
ㅡ No? Mów.
Wzruszył ramionami i wydnął dolną wargę.
ㅡ Czujesz choć trochę wyrzuty sumienia? ㅡ Spytałem krzyżując ręce na piersi. ㅡ Jesteś w ogóle normalny?!
ㅡ Oj..Tae, Chim chyba się zdenerwował. Wstań, bo ominie cię drama.
ㅡ Ale ja poszedłem opijać z nimi urodziny, Tae.
ㅡ I to był błąd. Masz zakaz na alkohol, nie pamiętasz?! Chcesz, żeby ci się coś stało?
ㅡ Najwyżej. Na coś trzeba umrzeć.
ㅡ Słyszysz siebie?!
Czułem, że byłem na skraju wytrzymałości.
ㅡ No co? Nie taka prawda?
ㅡ Nie.. Koniec. Dokończymy jak wytrzeźwiejesz, a tym czasem śpisz z nimi na kanapie. W dupie mam to jak się pomieścicie. ㅡ Powiedziałem odwracając się na pięcie chcąc pójść na górę, lecz uścisk na nadgarstku mi to uniemożliwił. ㅡ Czego?
ㅡ Jimin... Dobra, przepraszam..
ㅡ Mam to gdzieś. ㅡ Warknąłem wyrywając się i idąc do sypialni, gdzie usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach, ale nie przewidziałem tego, że brunet przyjdzie za mną. ㅡ Wyjdź stąd.
ㅡ Kochanie, wybacz. ㅡ Powiedział nachylając się nade mną opierając swoje ciało o moje kolana.
ㅡ Spadaj.
Zaśmiał się popychając moją osobę tak, że leżałem na materacu. Po sekundzie starszy zawisł nade mną od razu zaczynając całować moją szyję oraz ocierać się o moją męskość.
ㅡ Ah...Przestań.ㅡ Fuknąłem próbując go odepchnąć. ㅡ Jungkook ostrzegam.
ㅡ Cholera sam przestań. ㅡ Spojrzał mi w oczy, w których zauważyłem niebezpieczne ogniki.
ㅡ Puść.
Prychnął rozbawiony łapiąc moje dłonie trzymając je nad moją głową.
ㅡ Nie rozumiesz?
ㅡ Zamknij się. ㅡ Rzekł czym mnie zaskoczył. Nie pozwolę się tak traktować. Pierdolić konsekwencje uderzyłem go z kolana w czułe miejsce. Zawył z bólu puszczając me dłonie.
ㅡ Pff.. Teraz bedziesz się musiał postarać bym ci wybaczył. ㅡ Fuknąłem wstając. ㅡ Jesteś tak pijany, że na pewno o tym zapomnisz. ㅡ Dodałem i wyrzuciłem starszego za drzwi zamykając je zaraz na klucz. ㅡ Debil.
***************
01.02.20r.
Ya, rozumiem, że nie za bardzo lubicie dram, ale... Tak się nie da. Wybaczcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top