Rozdział 88

Następnego dnia po południu poszedłem do szpitala zostawiając psy u Minah, która zapewniała, że nie robi jej różnicy o jednego psa więcej za co byłem jej wdzięczny. Będę musiał jej podziękować tylko nie wiem jak. Pomyślę o tym później.

Wszedłem do pomieszczenia, w którym był starszy w dłoni trzymiąc reklamówkę z ubraniami oraz jedzeniem. Gdy wszedłem do środka zastałem uśmiechniętego chłopaka, który rozmawiał z pielęgniarką co  zmieniała kroplówkę.

ㅡ O? Już przyszedłeś? ㅡ Spytał uradowany podnosząc się do siadu.

ㅡ Minah zgodziła się zająć pupilami, więc jestem wcześniej. ㅡ Uśmiechnąłem się szeroko odkładając rzeczy na półkę. ㅡ A co? Przeszkodziłem? ㅡ Zapytałem spoglądając na kobietę, a potem na starszego.

ㅡ Nie. Jesteś w samą porę, Chim.

ㅡ Kroplówka zmieniona, panie Jeon. Proszę nie wstawać i się nie przemęczać, a dużo odpoczywać, dobrze? ㅡ Spytała poprawiając starszemu poduszkę z uśmiechem.
Skinął głową, a kobieta wyszła.

ㅡ Wyspałeś się?

ㅡ Nie za bardzo. ㅡ Westchnąłem wywracając oczyma.

ㅡ Hej.. Nie mów mi, że jesteś zazdrosny. ㅡ Zaśmiał się.

ㅡ Nie jestem.

ㅡ Jasne, ale w porządku. Miła pielęgniarka, nie?

ㅡ Może być, ale za długo się na ciebie patrzyła. Widziałeś ten jej uśmieszek? Ugh.. Dlaczego musisz być taki przystojny, co? Przez to każdemu się podobasz. Czuję się zagrożony! A na mnie to nikt nie spojrzy. Aż taki jestem brzydki?

ㅡ A jednak jesteś zazdrosny. ㅡ Parsknął śmiechem. ㅡ Ale powinieneś się w ogóle cieszyć.

ㅡ Z czego?

ㅡ Że cię wybrałem. ㅡ Uśmiechnął się.  

ㅡ I co? Żałujesz? ㅡ Fuknąłem.

ㅡ No coś ty. Nigdy tak nie pomyślałem. I nie jesteś brzydki, kochanie. Dla mnie zawsze będziesz przepiękny w każdej możliwej postaci. Możliwe, że piękniejszy od każdego kwiata.

Zarumieniłem się odwracając wzrok. Potem popchnąłem go na łóżko kładąc się obok niego i przytulając.

ㅡ I nie musisz być zazdrosny, chociaż uwielbiam, kiedy jesteś. A może muszę dawać ci więcej powodów do tego?

ㅡ Ani mi się waż. Chociaż... Będę musiał podziękować jakoś Minah za pomoc, więc już ostrzegam, że zabieram ją na kawę. Innego sposobu nie mam.

ㅡ Żartujesz sobie? ㅡ Podniósł odrobinę głos odsuwając mnie. ㅡ Nigdzie nie idziesz z nią.

ㅡ To pójdziesz ze mną, proste.

ㅡ Nie ma mowy. Nie idę. ㅡ Oburzył się jak pięciolatek.

ㅡ I tak wiem, że pójdziesz, więc skończmy temat, dobra?

ㅡ Ja dopiero co go zacząłem! ㅡ Krzyknął.

ㅡ Ya. Mam sobie stąd iść? ㅡ Zagroziłem wstając z łóżka.

ㅡ Dobrze, będę już grzeczny. ㅡ Podniósł ręce w geście poddania się. Westchnąłem cicho wracając na poprzednie miejsce obok bruneta. ㅡ Jezu jak tu zimno się zrobiło. Zamknę okno. ㅡ Stwierdził i zanim zaprzeczyłem wstał, lecz zaplątał się w kołdrę lecąc na podłogę wydając głośny huk.

ㅡ Nic ci nie jest? ㅡ Spytałem spanikowany zaraz znajdując się obok niego.

ㅡ Aish.. ㅡ Syknął łapiąc się za brzuch by po chwili stracić przytomność.

ㅡ Kook! ㅡ Krzyknął szturchając nim, lecz na marne. ㅡ Doktorze! ㅡ Krzyczałem przy okazji klikając w guzik, który był zamontowany w łóżkach. Przybiegli po minucie. Pomogłem im przetransportować starszego na łóżko, a lekarz prowadzący zaczął go badać. ㅡ Doktorze co z nim?

ㅡ Jedziemy. Szybko na blok operacyjny. ㅡ Powiedział do pielęgniarek, które przytaknęły.

ㅡ O co chodzi? Co się dzieje?

ㅡ W jego jamie brzusznej pękł krwiak chyba był dość spory, że chłopak stracił przytomność. A teraz muszę już iść, przepraszam. ㅡ Oznajmił i wyszedł.

Upadłem na kolana wybuchając płaczem. Czyli, gdyby Jungkook nie spadł wtedy ten krwiak nigdy nie zostałby odkryty.  Podniosłem się i pobiegłem pod sale operacyjną.

***

Starszego odwiedzałem codziennie przez cały czas siedziałem przy nim czekając aż otworzy oczy i ukarze ten swój piękny, a zarazem króliczy uśmiech.
Wstałem z krzesła, zauważając jak porusza palcami.

ㅡ Kook? ㅡ Spytałem nachylając się nad nim. ㅡ Obudziłeś się? ㅡ Ponownie zadałem pytanie kładąc dłoń na jego policzku.
Chłopak uchylił powieki mrugając kilkukrotnie.

ㅡ Ah.. Mój anioł stróż nic się nie zmienił. ㅡ Szepnął ledwo słyszalnie uśmiechając się lekko.

ㅡ Ćśś... Nic nie mów. Jak się czujesz?

ㅡ Gdy zobaczyłem ciebie już lepiej.

ㅡ Aigoo.. Przestań. Jeszcze cię trzyma znieczulenie? ㅡ Spytałem trochę zirytowany. ㅡ Pójdę po lekarza. ㅡ Oznajmiłem wychodząc z pomieszczenia szukając tego siwego gostka w białym kitlu. No jak na złość nie mogłem go znaleźć. Spytałem w końcu jednej z personelu. Pf.. W gabinecie się chowa stary zgred.
Lekko zdenerwowany szukaniem go poszedłem tam. Oznajmiłem mu co się dzieje i zaraz wróciłem z nim do sali męża.
Zbadał go, wypytał i wyszedł, ale się przejmuje stanem pacjenta.
ㅡ Wiesz jak się bałem? ㅡ Powiedziałem siadając na krześle. ㅡ Więcej mnie tak nie strasz. Będziesz odpowiedzialny za moje zdrowie.

ㅡ Księżniczko.. ㅡ Wyszeptał podnosząc dłoń, która zaraz opadła z powrotem na pościel.
Zlitowałem się nad nim łapiąc za nią głaszcząc kciukiem.

ㅡ Masz odpoczywać, Guk. Spróbuj zasnąć, dobrze? Będę tuż obok.

ㅡ Nie chcę. ㅡ Pokręcił przecząco głową patrząc na mnie. ㅡ Bo chce patrzeć na ciebie, kochanie. Ponieważ, gdy to robię... Mniej boli.

ㅡ Od kiedy jesteś takim romantykiem, co? Ale... Podoba mi się. ㅡ Posłałem szeroki uśmiech.

ㅡ Jimin..

ㅡ Śpij, Jungkookie. ㅡ Poprosiłem cicho. ㅡ Będzie lepiej, kiedy zaśniesz.

Po mych słowach starszy przymknął powieki, a po paru minutach usłyszałem jego spokojny oddech.

ㅡ Dobranoc, kochanie. ㅡ Szepnąłem uśmiechając się pod nosem mając w oczach łzy.
Wtedy zastanawiałem się.. Co nas jeszcze czeka? Może jeszcze meteoryt spadnie nam na głowę, co? Albo zrzucą bombę, albo w końcu zaczniemy żyć spokojnie i szczęśliwie.  
Zbliża się Sylwester, a razem z tym nowy rok. I dobrze, bo ten niesie za sobą wiele zwariowanych wydarzeń, upadków, rozczarowań i cierpienia. Można dużo wymieniać. Także oby następny był lepszy od poprzedniego.

****************

01.02.20r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top