Rozdział 54

ㅡ Ktoś widział pilota? ㅡ Spytałem szukając zagubionej rzeczy.

ㅡ Nie. ㅡ Odezwali się chórem może nie prawie jednocześnie, ale zawsze coś.

ㅡ Wstań. ㅡ Powiedział do Tae.

ㅡ Po co? Nie mam pilota.

ㅡ Przekonamy się jak wstaniesz.

Zrobił to o co go poprosiłem. Żadnego śladu po zagubionej rzeczy.
To samo zrobiłem z Jiminem i Hobim, lecz też nie było pilota.

ㅡ Może sprawdź koło telewizora? ㅡ Zaproponował młodszy.

ㅡ Na ma go tam. ㅡ Powiedziałem zaglądając pod poduszki.

ㅡ Skąd wiesz? Sprawdzałeś?

ㅡ Siedziałem z nim tu. Na kanapie. Chyba nie dostał sam nóżek i po wędrował na półkę obok telewizora.

ㅡ Serio? A skąd się tam wziął? ㅡ Wskazał palcem.

Spojrzałem w tamto miejsce i... Naprawdę tam był, ale jak to?! Ktoś go tam specjalnie położył?

ㅡ Ugh... ㅡ Westchnąłem biorąc go do ręki.

ㅡ To było powodem, że nam nie wierzysz. ㅡ Skrzyżował ręce na piersi Hobi.

ㅡ W sprawie pilota, Kook nikomu nie wierzy. ㅡ Zaśmiał się różowowłosy.

Wszyscy się zaśmialiśmy.

ㅡ Jak ty mnie znasz. ㅡ Przytuliłem go. ㅡ Zostajecie na noc? ㅡ Spytałem patrząc na dwójkę siedząca na fotelach.

ㅡ No fakt. Zrobiło się już ciemno. ㅡ Zauważył Tae spojrzawszy na okno.

ㅡ Nie będziecie przecież wracali o tak późnej porze. ㅡ Odezwał się narzeczony. Boże uszczypnijcie mnie!

ㅡ No dobrze. Zostaniemy. ㅡ Uśmiechnęli się.

ㅡ W porządku. W takim razie ustalcie kto śpi na podłodze. Nie chcę tutaj kłótni, ani bijatyki. Najwyżej pójdę po popcorn oglądając was zastanawiając się kto wygra. ㅡ Zaśmiałem się. Wzruszyłem ramionami rozkładając kanapę, która akurat tak potrafiła.

Przyjaciele zaczęli dyskusje na temat kto gdzie śpi zaczynając od gry kamień, papier, nożyce.
Ja w tym czasie poszedłem z młodszym do naszej sypialni.
W myślach śmiałem się, że nawet przez ten czas nie zauważyli pierścionka na palcu Chima. Warioci.

ㅡ Dzwoniłeś do...

ㅡ Zapomniałem. ㅡ Złapałem się za głowę. ㅡ Ale jest już za późno. Pewnie śpi już. Zrobię to jutro.

ㅡ Okey. ㅡ Uśmiechnął się lekko.

ㅡ Zimno ci? ㅡ Spytałem zdziwiony zauważając jak naciąga rękawy na dłonie.

ㅡ Nie..

ㅡ Chodź do mnie. ㅡ Przytuliłem go, a następnie zabrałem jego dłonie w te swoje czując jakie są zimne. Zacząłem w nie dmuchać, aby choć trochę się wygrzał. ㅡ Źle się czujesz? ㅡ Ponownie zapytałem kładąc mu dłoń na czole. ㅡ Nie masz gorączki.

ㅡ Wszystko ze mną dobrze, Kookie. Tylko trochę głową mnie boli.

ㅡ Połóż się. Przyniosę Ci tabletkę i przy okazji zobaczę co tam u nich.

ㅡ Dobrze.

Wyszedłem z pokoju na dół zaglądając do przyjaciół. Sądząc po tym, że Tae leży na podłodze wywnioskowałem, że przegrał.

ㅡ Widzę, że znaleźliście pościele, kołdry i poduszki. ㅡ Oparłem się o ścianę.

ㅡ Nie było to trudne.

ㅡ Racja. Śpijcie dobrze. Dobranoc. ㅡ Zgasiłem im światło idąc do kuchni skąd zabrałem lekarstwo i butelkę wody. Z tym całym asortymentem udałem się z powrotem do różowowłosego. Już od przekroczenia progu poczułem ten nienawidzony przeze mnie zapach. ㅡ Miałeś nie palić. ㅡ Westchnąłem odkładając zawartość dłoni na szafkę nocną.

ㅡ Czasami muszę, kiedy chcę się odstresować. To pomaga.

ㅡ W ten sposób niszczysz także swój organizm. Wyrzuć go. Teraz. ㅡ Rozkazałem. Wywrócił oczyma wywalając niedopałek za okno. ㅡ A teraz gdzie masz resztę?

ㅡ Kook...

ㅡ Gdzie masz resztę? ㅡ Powtórzyłem bardziej stanowczo. Wskazał na szufladę w biurku. Zajrzałem tam natrafiając na dwie paczki papierów. Jedna była już otwarta, a druga zamknięta. ㅡ Nie będę pytał skąd je masz, ale w tym domu i na dworze panuje jedna zasada. Zakaz palenia. ㅡ Powiedziałem wywalając paczki do kosza uprzednio je psując, żeby nie wpadł na pomysł by je wyjąć i znowu zacząć palić. ㅡ Robię to dla twojego dobra. Sam powiedziałeś bym ci pomógł z pozbyciem się tego nałogu, prawda? ㅡ Spytałem łapiąc w dłoniach twarz młodszego.

ㅡ Tak. Mówiłem tak i chce byś mi pomógł, dlatego nie chce na ciebie krzyczeć. ㅡ Szepnął spuszczając głowę.

ㅡ Zależy mi na tobie i na twoim zdrowiu również.

ㅡ Wiem. Dziękuję.

ㅡ No... A teraz ładnie ubierz piżamkę i do łóżka.ㅡ Odwróciłem go klepiąc w tyłek. Posłał mi groźne spojrzenie, a ja tylko się zaśmiałem. ㅡ Nie patrz tak na mnie. Do spania.

ㅡ A ty?

ㅡ Muszę iść się wykąpać.

ㅡ Pójdę z tobą. ㅡ Zaproponował.

ㅡ Nie dzisiaj, Chim. ㅡ Westchnąłem cicho. ㅡ Przepraszam. ㅡ Dodałem zabierając ubrania oraz bieliznę. Bez słowa poszedłem do łazienki zostawiając w pokoju zdziwionego chłopaka. Zamknąłem za sobą drzwi następnie rozbierając się do naga. Wszedłem do kabiny włączając wodę.
Po kilku minutach umyty, a potem ubrany usiadłem na podłodze opierając się o płytki.  Zza pralki wyjąłem schowany jeszcze nie otwarty alkohol, który już kiedyś ukryłem. Musiałem się teraz napić. Potrzebowałem tego jak tlenu.
Otworzyłem białą butelkę biorąc łyka czując gorzki smak w ustach.

Godzinę później wypiłem wszystko, lecz nie miałem zamiaru jeszcze wychodzić. Wtedy usłyszałem pukanie.

Jungkook? Wszystko dobrze?

Zacząłem płakać jakby wszystkie emocje puściły.

Kookie? Otwórz mi drzwi. ㅡ Zapukał ponownie. ㅡ Kook! ㅡ Krzyknął uderzając mocniej. Zaczął uderzać w drewnianą powłokę, a po kilku uderzeniach wyrwał drzwi z zamka. ㅡ Kookie.. ㅡ Podbiegł do mnie łapiąc w dłonie moją twarz. ㅡ Króliczku. Co się dzieje? ㅡ Spytał ocierając moje łzy. ㅡ Dlaczego... Pijesz?

Nie odpowiedziałem.

ㅡ Oj Jungkookie... ㅡ Przytulił mnie do siebie. ㅡ Dobrze. Nie musisz mówić. Nie będę cię zmuszać. Chodź do pokoju. ㅡ Podniósł mnie obejmując ramieniem.

Jimin POV.

ㅡ Tae? ㅡ Szepnąłem zaskoczony widząc chłopak w progu. ㅡ Nie śpisz?

ㅡ Pomogę Ci. ㅡ Rzekł obejmując bruneta z drugiej strony. ㅡ Ale się spiłeś, Kook. ㅡ Odparł wzdychając. ㅡ Jimin? Często to się zdarza?

ㅡ Nigdy. Odkąd tu przyjechaliśmy wcale nie tknął alkoholu. To do niego nie podobne. ㅡ Powiedziałem.

Położyliśmy pijanego chłopak na łóżku, który pod czas drogi do pokoju zasnął. Przykryłem go, aby nie zmarzł.

ㅡ Może niech porozmawia z psychologiem.

ㅡ Już go ma. Jeżeli nadal tak będzie... Będę musiał zapisać go do psychiatry. Przez to wszystko...

ㅡ Rozumiem, Jimin. Pomożemy mu. W końcu... Kook jest dla nas jak brat.

ㅡ Dziękuje, TaeTae. Możesz iść spać. Myślę, że dam już sobie radę.

ㅡ Jak coś to jesteśmy na dole. ㅡ Uśmiechnął się wychodząc z pomieszczenia. Spojrzałem na starszego, który marszczył nos.

ㅡ Oj, Kookie Kookie... Wyjdziesz z tego. Obiecuję ci. ㅡ Pocałowałem go w czoło kładąc się obok.

*********

Jak się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top