Rozdział 10

Przez tak długą nieobecność zdecydowałam, że dodam kolejny rozdział. Proszę, napiszcie w komentarzach co o nim sądzicie.

-Jimin poczekaj!- krzyknąłem, a następnie złapałem go za nadgarstek obracając w swoją stronę. Zauważyłem łzy w jego oczach- Hej...to co słyszałeś... przepraszam

-Nie. T-to ja przepraszam. Nie wiedziałem, że.. że tak cierpisz- rozpłakał się, dlatego przytuliłem go- Mogłeś powiedzieć...

-A czy to miałoby jakikolwiek sens? Już za późno...Nie jesteś już mój, a ja twój. Masz kogoś z kim będziesz szczęśliwy.

-Nie rozumiesz- schował twarz w zagłębiu mojej szyi- Ja i Hobi my..- przerwał

-Co wy? Zerwaliście?- pokręcił przecząco głową- To co?

-Chcę ci powiedzieć, ale nie mogę.

-Oświadczył ci się?- spytałem zszokowany iż tak mogłoby być, ale w sumie... to za szybko.

-Oszalałeś?

-To co?- spytałem lekko zdenerwowany

-Zostań w Seulu- zmienił temat łapiąc mnie za koszulkę.

-Słyszałeś powód. Pojadę czy ci się to podoba czy nie. Mam dosyć patrzenia na was dwóch- mruknąłem

-Kookie...

-Zostaw już mnie w spokoju- powiedziałem odsuwając mniejszego od siebie- Wracaj do swojego kochasia- dodałem, odwracając się na pięcie i wracając do kawiarni.

Z Namjoonem oraz z Jinem przegadałem jeszcze godzinę, ponieważ musieli już wracać. Hyung powiedział, że mam wstawić się w firmie we wtorek o dziewiątej, ale widząc moją niepewność kazał mi przemyśleć czy, aby na pewno chce wyjechać.

Z wieloma myślami wszedłem do domu ściągając buty. Przywitałem się z rodzicami idąc na górę. Przechodząc obok drzwi blondyna usłyszałem jak z kimś gada. Niby mnie to nie interesowało, ale kiedy usłyszałem imię swojego przyjaciela zatrzymałem się przystawiając ucho do drewna.

"Muszę mu powiedzieć inaczej stąd wyjedzie, Hobi.
Co? Nie. Mieliśmy tylko zrobić mu na złość, a nie żeby..Ugh...Zamknij się! Przez to mogę go stracić! Powiem mu, bo...bo go kocham"

Odsunąłem się od powłoki patrząc na nie blado, a po moich policzkach płynęły łzy. Czyli, że to była tylko gra? Nie są razem? Nie wierzę!
Drzwi przede mną się otworzyły, a w nich stanął zaskoczony młodszy.

-Kook?- spytał patrząc mi w oczy, w których zauważył ból

-Fajnie- szepnąłem idąc do swojego pokoju

-Nie, poczekaj- złapał mnie za rękę, lecz wyrwałem się zamykając drzwi na klucz- Jungkook otwórz!- krzyczał uderzając pięścią- Przepraszam ja nie chciałem!- mówił.

-Co się dzieje?- usłyszałem głos matki- Coś z Jungkookiem? Skarbie...- zapukała

-Dajcie mi wszyscy święty spokój!- krzyknąłem mocząc poduszkę- Idźcie stąd!

-Jungkookie...Synku- powiedziała. Nie odpowiedziałem- Eh...chodźmy Jimin. Nie ma sensu i tak nas nie wpuści.

Poszli...

Miałem już tego dosyć. Dlaczego chcieli się na mnie odegrać? Co ja im zrobiłem? Byłem przecież grzeczny. Nie wiedziałem o co chodzi, ale pewno niedługo się dowiem. Narazie nie chce nikogo widzieć. Płakałem tak jeszcze chwilę, a następnie zasnąłem z wyczerpania.

***

Obudziłem się z bólem głowy, a na dworze była już noc. Niechętnie wstałem z łóżka wychodząc z pokoju i schodząc po schodach na parter do kuchni.
Z apteczki wyjąłem tabletkę przeciwbólową, którą popiłem wodą.

Usiadłem na krześle kładąc się na blacie chowając twarz między rękami. Mój oddech ponownie zaczął się urywać, a w środku czułem pustkę.

-Kookie...- usłyszałem szept. Nie zareagowałem- Jungkook- poczułem szarpnięcie za ramię

-Co chcesz? Daj mi spokój- powiedziałem cicho

-Chcę to wyjaśnić...

-Co niby? Że się mną bawiliście? Jesteście zabawni, a także siebie wart. Nie dotykaj mnie- szarpnąłem się wstając z miejsca

-P-przepraszam- szepnął- Nie chciałem- prychnąłem idąc na górę, chcąc wejść do mojego pokoju, ale młodszy wepchnął mnie do swojego zamykając za sobą drzwi- Kookie naprawdę przepraszam...

-Wyjaśnij mi. Dlaczego?

-Chciałem byś mnie w końcu pokochał. Abyś był zazdrosny- przytulił się niepewnie do mojej klatki- I chyba to się udało, ale...nie wiem, w którym momencie straciłem nad tym kontrolę. Wybacz mi...i zostań tu skoro znasz już prawdę, błagam.

-Jimin...

-Kocham cię, nie rozumiesz? Zrobiłem to dla ciebie, abyś w końcu zrozumiał. Jungkook zależy mi na tobie.

-Nie wierzę- prychnąłem kręcąc głową

-Kookie, proszę- powiedział. Spojrzałem w jego oczy pełne smutku. Objąłem go w pasie przyciągając do siebie bliżej- Huh?- spytał nie rozumiejąc

-Też cię kocham, Jiminnie- wyszeptałem- Ale daj mi trochę czasu, dobrze?

-Okej...- uśmiechnął się lekko- Dziękuję- dodał. Skinąłem głową puszczając go, a następnie wyszedłem wracając do swojego pokoju. Położyłem się zamykając oczy.

***

-Ała!- krzyknąłem, gdy młodszy na mnie wskoczył- Głupi jesteś?

-Mogę nad tym pomyśleć, a teraz wstawaj. Boże jak możesz tak długo spać?- jęknął zrezygnowany

-Bo to moje hobby- mruknąłem- Zejdź ze mnie.

-Dlaczego?- schylił się nade mną- Mamy wolną chatę, co ty na to??- szepnął mi na ucho

-Jimin...- połknąłem gęsta ślinę

-Tak?- spytał uwodzicielsko

-Ja...ja muszę

-Co musisz?

-Do łazienki- zdjąłem go z siebie lecąc do toalety. Tam wykonałem poranną czynność wzdychając z ulgą. Po umyciu rąk wróciłem do chłopaka.

-No wiesz- prychnął

-Jestem człowiekiem, to moja wina?

-Nie ważne. Chodźmy na śniadanie- wstał przejeżdżając palcem po mojej klatce, a następnie wychodząc.

*

-Co ciekawego zrobiłeś?- zapytałem siadając przy blacie

-Miałem nadzieję, że ty coś zrobisz.

-Jasne- westchnąłem ciężko wywracając oczami. Wstałem z siedzenia podchodząc do lodówki.

-Hej, żartowałem- zaśmiał się obejmując mnie od tyłu- Wszystko jest już w salonie. Chodź..- złapał mnie za rękę prowadząc do wyżej wymienionym pomieszczeniu.

-Dlaczego nie byłeś taki od początku?- szepnąłem do siebie tak, aby nie usłyszał.

-Siadaj- popchnął moja osobę na kanapę, a następnie usiadł okrakiem na moich udach. Sięgnął po jedną kanapkę przystawiając do mych ust- Otwórz buzię- uśmiechnął się. Zrobiłem tak jak kazał. Wepchnął mi smakołyk.

-Dobra, ale mogłeś ograniczyć się z solą- wykrzywiłem twarz w grymas.

-Nie narzekaj- mruknął

-Jestem tylko szczery- wzruszyłem ramionami połykając posiłek.

-To dobrze..- zaśmiał się cicho obejmując moją szyję- Jungkookie...- powiedział uroczo siadając wyżej na moim kroczu. Wstrzymałem oddech.

-T-tak?- spytałem przełykając gęstą ślinę.

-Chcę cię- wyszeptał mi na ucho zaraz je przegryzając

-Ah Jiminnie...- uśmiechnąłem się- Za to, że mnie okłamywałeś, że jesteś z Hobim...czeka cię celibat, mój drogi.

-Nie mówisz teraz poważnie?- prychnął odsuwając się

-Śmiertelnie poważnie.

-To nonsens!- wstał zły

-Tak to jest mały, życie- sięgnąłem po kolejną kanapkę

-Ugh!- warknął i poszedł na górę. Myśli, że mu od razu ulegnę po takim czymś? O nie...nie ma tak. Niech sobie na razie jedzie na ręcznym.

**************
Trochę zjebałam. Wybaczcie...

Hej! Ale zapraszam was też do drugiej książki pt. ''Church".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top