tonący brzytwy się chwyta (34)

(A/n chyba miła niespodzianka)

– Guk, po co się tak stroisz? – jęknął Taehyung, opierając policzek o framugę drzwi łazienkowych. Jego były mąż stał przed lustrem już od dobrej godziny, starannie się goląc (i chyba po raz pierwszy udało mu się nie zaciąć!), myjąc zęby tak ze trzy razy (najpierw pastą mocno odświeżającą, a potem wybielającą), smarując nos kremikiem dla dzieci (który był jego przyjacielem już od ponad dwudziestu lat) i układając włosy (nawet jeśli w każdym wydaniu prezentowały się wręcz wspaniale). – Ej, serio, nawet ja tak długo się nie szykowałem.

Jungkook odłożył pojemnik z żelem modelującym na zakurzoną półkę obok umywalki i obrócił się w jego stronę z szarmanckim uśmiechem.

– Chcę wyglądać dobrze na naszej randce – odparł rezolutnie, mając niezły ubaw z zastanego widoku. Wgnieciona we framugę twarz partnera i ten uroczy grymas były czymś, co nigdy nie przestałoby go rozczulać.

– Jakiej niby randce?

– No normalnie.

– Jungkook. Idziemy zwiedzać miasto. Z przewodnikiem.

– Przewodnik nie będzie z nami łaził cały dzień. To randka. Będziemy trzymać się za ręce, jeść lody na plaży i całować pod gwiazdami – mówił z uśmiechem, patrząc jak twarz Kima pokrywa się coraz większym rumieńcem.

– Stul dziób.

– Nie będzie kamer, więc pozwolę ci na zmacanie mojego bicka. – Jungkook poruszył znacząco brwiami, na co starszy udał odruch wymiotny i postanowił opuścić łazienkę.

Ale wtedy Jeon złapał go za nadgarstek i zwyczajnie przyparł go do ściany.

– Uspokój się, Guk, jesteś pieprznięty!

– Oj już nie udawaj takiej cnotki! Całą noc się do mnie przytulałeś i całowałeś mnie po ramionach! – zaśmiał się czarnowłosy, nawet jeśli przez chwilę rozważał jakieś taktyczne odsunięcie się, gdyby Kim postanowił zdzielić go w twarz.

– Chciałbyś... może jeszcze mi powiesz, że gadałem przez sen, co? – prychnął, starając się brzmieć jak najbardziej obojętnie. Taka bliskość i takie słowa sprawiały, że jego kolana lekko się uginały, a głos stawał się wyższy o co najmniej oktawę.

– A i owszem. Jak nie wierzysz, to ci pokażę, bo nawet to nagrałem – odparł zadziornie, a wtedy Taehyung już nie wytrzymał i odepchnął go z całych sił.

– Usuń to!

– Nie. Może nawet wstawię na Twittera, wiesz?

– Ugh, Jeon! Nie możesz tego zrobić! – krzyknął oburzony, krzyżując ramiona na piersi. Był wczesny ranek, a on już miał dość wrażeń jak na jeden dzień.

– Czemu nie?

– B-bo... – Taehyung zagryzł wargę, czując, że za chwilę zacznie rzucać w Jungkooka wszystkimi możliwymi przedmiotami znajdującymi się w motelowej łazience. Ale nagle w jego głowie zapaliła się lampka. – Bo mam nagranie, na którym mówisz, że tęsknisz za moim tyłkiem na swojej twarzy!

Jungkook zamrugał kilkukrotnie i otworzył usta. Pamiętał tamtą noc jak przez mgłę, ale takiego wyznania nie mógłby zapomnieć. Nie sądził jednak, że Taehyung to wszystko nagrał.

– Usuń ten filmik, a ja usunę nagranie. Coś za coś, według mnie to uczciwe – zaproponował, uśmiechając się zwycięsko. – Chyba nie chcesz, bym i ja wrzucił to do sieci, albo puścił przy kolejnym wywiadzie, prawda?

Taehyung spodziewał się różnych reakcji, ale nie tego, że Jungkook zacznie się po prostu śmiać.

– Chcesz, to wrzucaj, proszę bardzo! Myślisz, że mnie to jakkolwiek obchodzi? Nie wstydzę się uczuć do ciebie i raczej ich nie ukrywam, byłeś moim mężem i to normalne, że ciągle mnie podniecasz. Dlatego publikując to, wyrządziłbyś krzywdę tylko i wyłącznie sobie. Naprawdę chcesz, by Jihan to usłyszał? – zapytał retorycznie, patrząc jak Taehyung w milczeniu zaciska pięść na grzejniku i sztyletuje go spojrzeniem. – Tak myślałem. Ale! Nie jestem takim wrednym małpiszonem jak ty, więc jestem w stanie usunąć ten filmik. Chcesz, żebym go usunął?

Taehyung rozłożył ręce w powietrzu i zerknął na niego błagalnie.

– Wątpię, że zrobisz to tak po prostu.

– Racja. Dlatego mam pewną propozycję. Ja usuwam filmik, a ty zgadzasz się, że nasz dzisiejszy wypad na miasto to randka – mruknął, uśmiechając się przy tym szeroko.

– Żartujesz? Mam chłopaka, Jeon.

– A ja mam filmik, na którym wtulasz się w bicka innego chłopaka i mruczysz pod nosem, jak ci dobrze i ciepło i jak bardzo chcesz, żebym cię dotknął – wypalił Jungkook, a wtedy Taehyung nie miał innego wyboru, jak tylko się zgodzić.

– Ugh! No już dobra! Ale to jest cios poniżej pasa, wiesz?

– Trzeba się było do mnie w łóżku nie przystawiać – odpowiedział rezolutnie, patrząc jak Taehyung wręcz cały buzuje. – I pamiętaj, jak tylko przewodnik nas zostawi, to masz być dla mnie milusi, słodziusi, kochaniusi, i tak dalej. Masz nie zabierać ręki, kiedy będę ją trzymał, masz udawać super szczęśliwego i zakochanego, masz się nie krzywić, gdy będę ci dawał całuski i-

– Żadnego całowania, Jungkook.

Młodszy wywrócił oczami i z bólem skinął głową.

– Ale buziaczki w policzek, nosek i czółko mogą być?

– Nie.

– No weź... Przecież to przyjacielskie. Obiecuję, że będę się trzymał z daleka od twoich ust, szyi i karku.

– Jezu, niech ci będzie. Ale nie za często! – fuknął, na co Jeon przyłożył dłoń do piersi i skinął głową. – Dobra, a teraz przy mnie usuwasz filmik. Dawaj telefon.

Jungkook wyszczerzył zęby i oparł się o drzwi, chichocząc pod nosem.

– Co?

– Ale umowa stoi, tak? Na tysiąc procent? – Wystawił rękę w stronę podejrzliwego Taehyunga, który ostatecznie i mimo wszelkich wątpliwości ją uścisnął.

– A teraz usuwaj.

– Żartowałem. Nie nagrałem żadnego filmiku.

– O ty chuju! Wrobiłeś mnie! – wykrzyczał, już ruszając w stronę chichrającego się partnera, jednak ten prędko wyślizgnął się z łazienki i zatrzasnął Taehyungowi drzwi przed nosem. – Nienawidzę cię!

– Nie pień się tak, lala. Złość piękności szkodzi!

*

Była godzina siedemnasta, kiedy przewodniczka po dość męczącym spacerze ulicami Sydney wreszcie się z nimi pożegnała i życzyła miłego wieczoru. Taehyungowi nie umknęło to, jak kobieta odetchnęła z ulgą, gdy Jungkook z uciechą obwieścił, iż nie musi odwozić ich do motelu, gdyż wolą spędzić resztę wolnego czasu na mieście.

Była godzina siedemnasta trzydzieści, gdy Taehyung skończył wygłaszać swój elaborat na temat okropnej przewodniczki, która przez cały czas tylko ich poganiała i opowiadała o wszystkim z takim znudzeniem, że nawet jemu, miłośnikowi historii i sztuki, nie chciało się jej słuchać po niecałych dwudziestu minutach.

Była godzina osiemnasta, gdy Taehyung skończył przeglądać swoją ubogą kolekcję zdjęć z dzisiejszej wycieczki, pijąc jakiś niezbyt smaczny koktajl w jednej z kawiarni, do której zaciągnął go były mąż, by choć na chwilę odpoczęli po całej tej gonitwie. Szybko wymienili się wiadomościami z Jiminem oraz Hoseokiem, wypytując ich o zadanie i ciesząc się, że obie pary przeszły dalej.

I kiedy na zegarku pojawiła się osiemnasta dziesięć, Taehyung uświadomił sobie pewną rzecz. Otóż od godziny i dziesięciu minut był na randce ze swoim byłym mężem i sam już nie wiedział, czy z absurdalności tej sytuacji powinien się śmiać, czy może raczej przez nią płakać.

A Jungkook, nieważne, jak bardzo wymęczony, bez przerwy uśmiechał się od ucha do ucha i gapił intensywnie na Kima.

– Mam coś na twarzy? – mruknął Taehyung, mając wielką ochotę na zepchnięcie ze stolika łokcia Guka, na którym się opierał. Tak, żeby kulturalnie pierdyknął łbem o blat.

– Nope.

– To czemu się tak na mnie patrzysz?

– Już kiedyś zadałeś mi to pytanie i znasz na nie odpowiedź – odparł, unosząc znacząco brwi, na co Taehyung wywrócił oczami. – A poza tym, jesteś piękny.

– A ty obrzydliwe ckliwy – fuknął, udając odruch wymiotny. – Serio, Jeon, czego się tak głupio szczerzysz?

– Bo wreszcie pozbyliśmy się tej głupiej baby. Nie mogłem się doczekać, aż nas wreszcie zostawi, nie tylko dlatego, że niemiłosiernie mnie wkurwiała, ale też dlatego, że właśnie zaczęła się nasza randka. Miałeś być miły, huh?

Taehyung głośno westchnął, po czym odłożył komórkę do torby i uśmiechnął się sztucznie, również opierając łokcie na stole.

– Ach, no tak, zapomniałem, Gukkie – zaświergotał, posyłając mu w powietrzu buziaka. – Dziękuję za komplement, ty również wyglądasz oszałamiająco, gołąbku. Zwłaszcza z tą przylizaną grzywką na czole, która wygląda, jakby jakaś krowa przejechała po niej jęzorem. Och, i tą przepoconą na plecach koszulką!

– Bycie sarkastycznym nie jest miłe, Taehyung.

– Wrobienie mnie w randkę także nie było – odgryzł się, dopijając swój koktajl. Nie był dobry, ale Jungkook stawiał, a przecież darmowego się nie odmawia.

– To była moja jedyna szansa. Tonący brzytwy się chwyta, co nie? – prychnął, niezręcznie drapiąc się po karku. – I naprawdę pięknie dziś wyglądasz. Znaczy... zawsze pięknie wyglądasz, ale dzisiaj to już przeszedłeś samego siebie, woah. Nawet jeśli ty też masz przylepioną do pleców koszulkę i twoja twarz świeci się od potu jak Las Vegas, to i tak jesteś piękny. Dla mnie zawsze jesteś, co nie.

Taehyung, nawet jeśli za fragment o Las Vegas chciał się zwyczajnie obrazić, nie mógł powstrzymać kwitnącego na twarzy uśmiechu. Wiedział, że Jungkook trochę pajacuje i z tej radości jest w stanie mu słodko pieprzyć bez końca, ale mimo wszystko... takie słowa zawsze były miłe. I nienawidził się za to, że ostatnimi czas bez przerwy porównywał gesty i słowa Jungkooka do gestów i słów Jihana. Bo niestety, zazwyczaj jego aktualny partner wychodził w tym zestawieniu znacznie gorzej. Tak było i tym razem, gdy przypomniał sobie swój czerwcowy wypad na rowery, gdy Jihan miał w kancelarii trochę luzu i mogli pozwolić sobie na cały dzień w swoim towarzystwie. Pamiętał, że gdy wrócili do domu i Taehyung rzucił się zmęczony na kanapę, ciągnąc Jihana w swoją stronę po zwykłego buziaka, ten go odepchnął i kazał natychmiast się myć, mówiąc, że wygląda i pachnie fatalnie i swoim przepoconym ubraniem brudzi kanapę.

– Dzięki, panie romantyku. Zamiast dziennikarzem, powinieneś był zostać poetą – sarknął, wstając powoli od stolika. I naprawdę nie wiedział, czemu bez namysłu wystawił rękę w stronę Jungkooka, którego uśmiech stał się jeszcze większy i jeszcze bardziej zaraźliwy, gdy splótł ich palce.

– Zawsze się mogę przebranżowić – zaśmiał się, puszczając Taehyunga w drzwiach, jak na dżentelmena przystało. – Gdybym znów mógł oglądać cię codziennie, o poranku w naszej kaszmirowej pościeli, w blasku promieni słońca, wpadających przez nieumyte okno i zakurzone żaluzje, poezja sama by się ze mnie wylewała – mówił z przejęciem, teatralnie łapiąc się za serce. – Widzisz, jakie to proste?

Taehyung po raz kolejny wywrócił oczami, lecz mimo wszystko poczuł wszechogarniające ciepło, gdy na dosłownie chwilę pomyślał o wszystkich wspólnych porankach z Jeonem. O tym, jak zawsze głaskał go po odkrytych biodrach, muskał czule jego kark i szeptem prosił, by wreszcie wstał, bo inaczej prześpi cały dzień. To nigdy nie było nachalne i Jungkook nigdy nie robił mu wyrzutów o to, że śpi jak kamień do południa w każdy wolny dzień. Zawsze tak było, zawsze Jungkook wstawał sam z siebie o siódmej, gapił się na swojego męża co najmniej pół godziny, a potem żegnał się z nim soczystym buziakiem w czoło. Kolejno szedł pobiegać, na powrocie zahaczając o osiedlowy spożywczak, by finalnie wrócić do domu, wziąć prysznic, wypełnić trochę papierkowej roboty, obejrzeć dwa odcinki anime i zrobić śniadanie dla ukochanego. Godzina dwunasta była już godziną bezpieczną, i wtedy bez ryzyka oberwania poduszką w głowę wracał do ich sypialni i stawiał tackę z jedzeniem na komodzie, zakopując się w pierzyny razem z marudzącym coś pod nosem Taehyungiem. Wtedy też smyrał męża po każdym skrawku jego mieniącej się skóry i budził go całusami, mówiąc naprzemiennie "kocham cię", "jesteś taki piękny", "zrobiłem ci śniadanie" i "wstawaj, moja śpiąca królewno".

A przynajmniej robił to wszystko do pewnego momentu.

– Hej, słuchasz mnie? – Taehyung potrząsnął głową i nieświadomie zacieśnił uścisk ich dłoni.

– C-co? Tak, słucham.

– Więc co sądzisz o mojej poezji? Bo jak tak na ciebie patrzę, to myślę, że mógłbym dzisiaj napisać cały tomik o twojej anielskiej urodzie.

– Jungkook, uspokój się, proszę. I przestań być taki ckliwy – wymamrotał, mimo wszystko lekko się uśmiechając. – A poza tym, to nie kłam. Okna zawsze były czyste, bo myłem je częściej niż ty nasz samochód. Aha, no i wiem, że się nie znasz na takich rzeczach, ale nasza pościel była z promocji w Ikei, a nie z kaszmiru.

– A tam, pierdolenie. Najważniejsze, że pachniała tobą.

Taehyung przełknął ślinę i zacisnął usta w wąską linię.

– Od kiedy się wyprowadziłeś, bardzo, bardzo długo jej nie zmieniałem. Nie dlatego, że nie umiem robić prania, bo w końcu się nauczyłem i już umiem prać swoje skarpetki, na przykład, ale dlatego, że ciągle choć trochę pachniała tobą. Pachniała twoją odżywką do włosów i twoim kakaowym balsamem do ciała. I w ogóle... zawsze jak cię budziłem, to twoja skóra tak pięknie pachniała. Ja zawsze wstawałem spocony jak świnia, czy to chore, że dla mnie nawet twój pot ładnie pachniał? – zapytał, lekko chichocząc, a widząc wlepiającą się w niego parę oczu, rozchylił nieco wargi i westchnął.

Spodziewał się, że Taehyung zaraz wybuchnie śmiechem albo uderzy go w twarz, no ewentualnie znów przewróci oczami i każe się zamknąć. Ale nie przypuszczał, że Taehyung tak po prostu przysunie się w jego stronę i muśnie wargami jego policzek, a chwilę potem jego usta powędrują mu na skroń, kończąc na czole, gdy stanął na palcach.

Jungkook pozwolił sobie na owinięcie ramion wokół talii byłego męża, mimo że dobrą chwilę stał tak zwyczajnie sparaliżowany. Miał ochotę umieścić jedną dłoń na jego policzku i ostrożnie, naprawdę czule i delikatnie pocałować go w usta, ale znalazł w sobie wystarczająco dużo siły, by powstrzymać się od tego czegoś, co znów wszystko by rozwaliło. Ustalili zasady: policzki, nos, czoło. Nic więcej. Nawet jeśli Tae trochę nagiął te zasady, zmysłowo sunąc wargami po jego skroni.

Uznał to nawet za nieco zabawne, bowiem jeszcze wcale nie tak dawno temu potrafili kochać się ze sobą każdej nocy, dotykać tak bezwstydnie, a teraz zwykłe muśnięcie w policzek stanowiło dla Jungkooka swego rodzaju niebo i spełnienie marzeń.

Zdobywanie serca Taehyunga było ciężkie, mozolne i wymagało dużo cierpliwości, ale skoro kiedyś jego uporczywe próby powiodły się, teraz też mogły. A on nie miał zamiaru rezygnować, o nie. Już raz go stracił, teraz wysili się jeszcze bardziej i nie pozwoli mu odejść tak łatwo. Teraz Jungkook tego nie spieprzy.

– Jesteś dla mnie za dobry, Guk. Zawsze byłeś – wyszeptał, wciąż lekko wtulając się w partnera. – Mówiłeś, że pójdziemy na naszej "randce" na lody. W takim razie pozwól mi chociaż postawić tobie lody, okej?

Jungkook uśmiechnął się ciepło i mruknął niewyraźne "niech ci będzie", choć prawda była taka, że Taehyung nie musiał dawać mu niczego w zamian. Miłość przecież nie jest interesowna.

Wystarczy, że jesteś, miał na końcu języka, ale zamiast tego skinął głową i złączył ich dłonie ponownie, kierując się w stronę najbliżej lodziarni.

I mógłby przysiąc, że już dawno nie był tak szczęśliwy, jak w tym momencie. W końcu był na randce z miłością swojego życia i jakby tego było mało, to szli posyłając sobie dyskretne uśmiechy i trzymając się za ręce, zupełnie tak, jak siedem lat temu.










________________
Mam dla Was dwa obrazki na dzisiaj:

1) Czemu zobaczyłam to dopiero dzisiaj, czemu to jest takie piękne i czemu zapłakałam




2) bo ksywa zobowiązuje

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top