taehyung zaczyna rozumieć (31)
(A/n drobna notka przed rozdziałem: od teraz zacznie się seria rozdziałów, które w dużej mierze będą długimi, burzliwymi dialogami, bo nasze misiaczki w końcu zaczną ze sobą rozmawiać nieco dojrzalej na temat uczuć i ich relacji /pewnie już zauważyliście, że wcześniej było między nimi wiele niedomówień z przeszłości/ anyway, mam nadzieję, że nie będzie to jakoś przeszkadzac or sth? enjoy!)
Taehyung przygryzł dolną wargę i skrzyżował na piersi ramiona. Od dobrej godziny tak po prostu siedział na hotelowym łóżku i obserwował nerwowe zachowanie Jungkooka. Od kiedy wrócili nad ranem do swojego pokoju, nie zamienili ani słowa. Przegapili śniadanie i chyba już nawet obiad, poświęcając ostatnie godziny przed lotem do Australii na krótką drzemkę.
Jungkook nie wiedział jakim cudem jeszcze się nie rozpłakał, leżąc tak blisko swojej miłości, pakując torbę ze świadomością, że Taehyung, który nic już do niego nie czuje, jest kilka kroków koło niego i skanuje go wzrokiem. To nie tak, że był wkurwiony i najchętniej już w ogóle by się do niego nie odezwał... Po prostu czuł, że wystarczy słowo i jedno spojrzenie prosto w oczy, a pęknie, rozsypie się na kawałki.
Sześć miesięcy żywienia nadziei, że może jednak wszystko znów będzie jak dawniej, właśnie poszło na marne. Te wszystkie fantazje o ponownym całowaniu ust Kima, o przytulaniu go do snu w ich mieszkanku i chodzeniu na nudne, ale romantyczne randki... To już więcej się nie wydarzy, a tylko to tak naprawdę trzymało go przy zdrowych zmysłach po rozwodzie.
Jungkook musiał się z tym w końcu pogodzić. Taehyung przecież wyraził się jasno i od początku dawał mu do zrozumienia, że od dawna go nie kocha. Tylko on, jak widać, był zbyt zaślepiony i wierzył, niczym naiwne dziecko w istnienie Świętego Mikołaja, że Taehyung znów coś do niego poczuje, zerwie z Jihanem i rzuci mu się w ramiona.
– Guk.
Czarnowłosy przełknął ślinę i zacisnął szczęki, przerywając staranne układanie bokserek w torbie.
– Co chcesz?
– Możesz na mnie popatrzeć? – zapytał niewinnie, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Jungkook z trudem spojrzał w jego stronę i jakimś cudem udało mu się nie załkać. – Jesteś na mnie... zły? Obrażony?
Jeon pokręcił głową i wypchał językiem lewy policzek. Nie był zły. Nie był obrażony. To byłoby dziecinne, a on nie miał prawa wkurwiać się o coś, na co ani on, ani Taehyung nie mieli wpływu. To nie wina Kima, że jego serce nie biło szybciej na widok byłego męża. To nie jego wina, że biło szybko, ale na widok kogoś innego.
– Nie.
– To dlaczego się do mnie nie odzywasz?
Głupie pytanie. Taehyung bardzo dobrze znał odpowiedź, ale w sumie to nie miał pojęcia, co innego mógłby powiedzieć. Ta cisza i niezręczność... to było nie do zniesienia.
Rozumiał Jungkooka, rozumiał go aż za dobrze. Przez cały czas robił mu papkę z mózgu; raz był wredny, raz podejrzanie miły, średnio raz na godzinę go obrażał i kazał spieprzać, by potem wręcz prosić się o głaskanie. Podczas każdej rozmowy wciskał wątek Jihana i tego, jaki jest cudowny, a na koniec wszystkie hamulce puszczały i płakał, przypominając sobie związek z Jungkookiem i jego słowa, te wszystkie komplementy, którymi ostatnio sypał jak z rękawa... Taehyung wiedział, że zachowuje się beznadziejnie i mimo całej swojej opryskliwości często dawał Jungkookowi przeróżne sygnały. To nic złego, że chłopak w końcu się pogubił i na plaży doszło do czego doszło.
Zresztą, Taehyung też tego chciał i koniec końców sam mniej lub bardziej świadomie do tego doprowadził. To, że w ostatniej chwili jakieś marne resztki samokontroli uruchomiły się w jego mózgu, to już zupełnie inna bajka. Jedno wino na dwóch to przecież niewiele, przynajmniej dla niego, więc logicznym było, że zaczął trzeźwieć i myśleć racjonalnie.
Zaczął myśleć o Jihanie i czuł się obrzydliwe, nie żeby żałował pocałunku, ale po prostu... to nie było fair. Nawet jeśli nie doszło do niczego więcej, to i tak była to zdrada i Tae miał tę świadomość.
Ale musiał spróbować. Musiał posmakować ust Jungkooka i upewnić się, czy te zagmatwane emocje i uczucia względem byłego męża to jedynie stare przyzwyczajenia i zwykły sentyment, czy może jednak wciąż żywe uczucie.
I och, oczywiście, że druga opcja okazała się właściwa, nawet jeśli tak bardzo się tego obawiał. Dlatego też prawdopodobnie to było powodem, przez który skłamał i odsunął od siebie Jeona. Wystarczyłaby chwila dłużej, jeden pocałunek oraz łyk alkoholu więcej, i Taehyung nie miałby gwarancji, że zamiast go odepchnąć, poszliby do łóżka i wypełnili hotelowy pokój głośnymi jękami i sapnięciami.
Taehyung nie szukał zrozumienia w jego oczach, które na chwilę obecną przepełnione były logicznym żalem i bólem. Taehyung chciał tylko jakoś to wszystko załagodzić i zamieść pod dywan, przecież tak było dla niego najwygodniej.
Bo co? Gdyby powiedział mu prawdę, że ten spontaniczny pocałunek znów zawrócił mu w głowie i sprawił, że czuł się jak w niebie... To by wszystko zmieniło, ale niekoniecznie na lepsze. Nadal jego ubrania poukładane były w szafach w domu Jihana. Nadal był z nim w związku i to byłoby po prostu obleśne do granic, gdyby teraz zaczął sypiać ze swoim eks, lizać się z nim przed kamerą i chwalić wszystkim wkoło, że ich miłość odżyła (albo raczej znów się odnalazła, ponieważ nigdy tak naprawdę nie umarła). Tym bardziej, że Jungkook był człowiekiem dość emocjonalnym i nie potrafiłby udawać przed kamerami, że nic się nie stało i Taehyung wcale nie dał mu drugiej szansy. Zachowywałby się jeszcze gorzej niż do tej pory, a Kim pragnął uniknąć takiej żenady na oczach całego kraju.
Poza tym, nawet jeśli nadal czuł coś do Jungkooka z wzajemnością, nie wchodzi się dwa razy w tę samą kałużę. To nie miało już dłużej prawa bytu, a oni wykorzystali już swoją szansę. Byli z dwóch różnych światów i nie powinni już więcej ich łączyć, bo nie wynikało z tego nic dobrego.
Przyjaźń... przyjaźń brzmi przecież w porządku, prawda? Przyjaźń to racjonalne rozwiązanie tej sytuacji. Przyjaźń to sposób na trzymanie Jungkooka w sercu, bez tracenia go i bez tej całej romantycznej otoczki, która jedynie wszystko psuła.
– Bo nie wiem, o czym mielibyśmy po tym wszystkim gadać – odparł szczerze, wzruszając przy tym ramionami.
– Było między nami tak dobrze, Jungkook. Nie chcę, żebyśmy znów się nienawidzili i męczyli w swoim towarzystwie. To na plaży... to był błąd, byliśmy pijani i nikt nie powinien o tym wiedzieć. My też powinniśmy o tym zapomnieć i znów-
– Nie zapomnę.
– Ja też – wychrypiał Taehyung, naciągając rękawy bluzy tak, że zakryły mu całe dłonie.
– Więc dlaczego coś takiego w ogóle proponujesz? – mruknął, i teraz to Taehyung był tym, który wzruszył ramionami i zmarszczył brwi. – Nie jestem zły, ani obrażony na ciebie. Po prostu wiem, jak się wygłupiłem i wiem, że przeze mnie zdradziłeś swojego chłopaka. Fakt, ostatnio byłeś dla mnie bardzo miły, pozwalałeś się przytulać, i tak dalej... Źle to odebrałem, przepraszam. Myślałem, że czujesz to samo, co ja.
– Jesteś dla mnie ważny, Guk, i nie chcę cię stracić. J-ja... ja po prostu czuję się zagubiony, wiesz? Byliśmy razem jednak kawał czasu, to chyba zrozumiałe, że mam mętlik w głowie, gdy nagle po tylu miesiącach widzę cię cały czas, muszę z tobą spać, muszę ci ufać, dzielić z tobą każdą radość, każdy smutek... Zwłaszcza, że jesteś taki kochany i... Nie zasługuję na ciebie, Jungkook. Daj sobie w końcu ze mną spokój, bo jest na świecie tyle osób, które dałyby ci szczęście, że tylko marnujesz czas na... na nas. A ja jedyne co potrafię, to ranić cię. Nie chcę dawać ci złudnej nadziei.
– To dlaczego zapytałeś o klucz? Nie pytałbyś, gdybyś nie rozważał powrotu.
– Bo wyobraziłem sobie nas znowu razem i tak, przez chwilę czułem dziwne motylki w brzuchu, ale... nie, Guk, to się nie uda. Nigdy nie będzie jak dawniej.
– Oczywiście, że nie będzie. Ale może być nawet lepiej, nie sądzisz? Inaczej nie znaczy źle. Po prostu to przemyśl, okej? Nigdy z ciebie nie zrezygnuję, a my nadal możemy być razem szczęśliwi. Wszystko tak naprawdę zależy od ciebie.
Taehyung spuścił głowę i oblizał językiem wyschnięte usta.
To bolało. To bolało tak cholernie, bo Jungkook tak bardzo się starał i Taehyung nie potrafił wyrzucić z pamięci sceny pocałunku z plaży. Na samą myśl pociły mu się dłonie, a język plątał, bo przecież poczuł to wszystko, poczuł tę obezwładniającą tęsknotę i miłość, to gromadzone miesiącami pożądanie i aż zacisnął szczęki.
– Przemyślisz? Nie musisz dawać mi odpowiedzi teraz, ani jutro czy za tydzień. Nawet jak zechcesz znów mnie pokochać i dać mi szansę za dziesięć lat, to ja i tak będę czekał. Jesteś... miłością mojego życia, co nie? – szepnął, z niepokojem patrząc, jak Taehyung lekko pociąga nosem i podnosi się z łóżka.
Gdyby teraz tak po prostu go zostawił, chyba skoczyłby z okna.
Ale Taehyung tylko podrapał się po głowie i chwilę po tym przykucnął tuż przy nim, łapiąc jego dłonie.
– Naprawdę nie wiem, czym zasłużyłem na twoją miłość, Guk, ale czasami ta świadomość mnie przytłacza i chce mi się płakać, bo nienawidzę cię ranić, ale nie pozostawiasz mi wyboru! – szepnął, delikatnie smyrając kciuki byłego męża. – Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie.
– Ale ja chcę tylko ciebie.
– Nie mów takich rzeczy...
– Obiecaj, że przemyślisz, to przestanę. Dam ci czas. Tyle, ile tylko potrzebujesz – powiedział młodszy, patrząc na niego mieniącymi się od łez oczami.
Tylko tyle potrzebował, by nie stracić nadziei i nie rozpaść się na małe kawałeczki.
– Okej – odparł ściszonym głosem, kiwając głową. – W porządku, przemyślę to wszystko jeszcze raz – dodał, a widząc uśmiech na twarzy byłego męża, nie potrafił powstrzymać się przed przytuleniem go z całych sił. Zaczął głaskać jego ciemne włosy, czując ciepły oddech na szyi i ramiona oplatające go szczelnie w pasie. – Kocham Jihana, ale pamiętaj, że to ty byłeś moją pierwszą miłością i zawsze będziesz dla mnie ważny. Nie potrafię cię uszczęśliwić i dać ci tego, czego pragniesz, ale możesz na mnie zawsze liczyć, tak?
Jungkook milczał przez chwilę i to wystarczyło, by Taehyung raz jeszcze przemyślał swoją poprzednią wypowiedź. Gdyby kochał Jihana, nie pragnąłby tak desperacko pocałunku od Jungkooka. Gdyby kochał Jihana, nie miałby żadnych wątpliwości. Nie musiałby sprawdzać, czy uczucia względem Jungkooka są nadal aktualne. Gdyby kochał Jihana, nie kułoby go serce na widok smutnych oczu byłego męża.
Jeśli to, co czuł wobec Jihana można nazwać „miłością", Taehyung nie znał słowa, które opisałoby to, co czuł wobec Jungkooka. To było jak miłość powiększona o coś na kształt dożywotniego oddania. Jak dom wypełniony niczym innym jak czułością, zapachem młodzieńczego zauroczenia, umeblowany może i niepewną, ale piękną przyszłością. Ostoja bezpieczeństwa zbudowana gołymi rękoma za pomocą licznych poświęceń i kompromisów. To było jak miłość w pełnym pakiecie i Taehyung tak potwornie się bal, że niedługo po prostu pęknie i temu ulegnie.
– Cokolwiek robisz, jestem szczęśliwy, bo tylko ja na całym świecie mogłem nazywać cię swoim mężem.
– Jungkook, przestań, bo zaraz się poryczę. Wszystko co mówisz sprawia, że czuję się coraz bardziej winny. Jakbym co najmniej zniszczył ci życie – wybełkotał, słysząc przy uchu cichy chichot partnera.
– Daj spokój, lala.
Taehyung przewrócił oczami i uśmiechnął się ciepło, czując wargi Jungkooka, lekko muskające jego wrażliwą skórę.
– Nie pozwalaj sobie, jaskiniowcu.
*
Jimin obrócił głowę do tyłu i jęknął rozczulony przez zastany widok. Wydął dolną wargę i nie chcąc przeszkadzać, wrócił z powrotem na swój fotel. Byli w powietrzu już od około dwóch godzin i wszyscy wkoło zdawali się słodko spać, może za wyjątkiem samego różowowłosego.
– Ej, Yoongi – szepnął, szturchając ramię drzemiącego partnera.
Min z głośnym westchnięciem zsunął z oczu opaskę i popatrzył na niego spod przymrużonych powiek.
– Co znowu?
– Śpisz? – zapytał po cichu, na co starszy miał ochotę wyrzucić go przez samolotowe okienko.
– Jimin, budzisz mnie już chyba dziesiąty raz, o co ci chodzi? A pytanie o to, czy śpię, po tym jak mną szamoczesz, jest po prostu nieśmieszne – fuknął, obserwując czerwieniące się ze wstydu policzki Parka.
– Przepraszam...
Yoongi wywrócił oczami i odłożył opaskę do swojej torby.
– Mów, co się dzieje – polecił, na co Jimin zagryzł dolną wargę i wskazał palcem na miejsca tuż za nimi. Min wyjrzał zza swojego siedzenia i lekki uśmiech momentalnie zagościł na jego twarzy.
Taehyung siedział bokiem na swoim fotelu, z nogami zarzuconymi na kolana byłego męża, w którego mocno i kurczowo się wtulał. Jungkook uspokajająco gładził jego plecy prawą dłonią, podczas gdy lewa zajęta była trzymaniem tej Kima. Brunet bez przerwy mamrotał coś pod nosem, na co młodszy, wciąż będąc jedną nogą w krainie snów, posyłał mu delikatne całusy w czoło (przynajmniej kiedy trafiał). Nie wyglądali jak rozwodnicy. Wyglądali jak prawdziwe, kochające się małżeństwo i Yoongi poczuł jednocześnie radość, jak i ukłucie zazdrości.
Nie mógł znieść tej świadomości, że dwie osoby, które nadal coś do siebie czują i są swoimi bratnimi duszami, ranią się bez przerwy i marnują długie miesiące, w trakcie których mogliby się kochać, troszczyć o siebie i robić to wszystko, czego on już nie mógł. Yoongi oddałby wszystko, by móc spędzić z Yuri choćby jeden dzień dłużej, a te dwa barany bawiły się w jakieś podchody i niczym niedojrzałe dzieci kłóciły o bezsensowne rzeczy. Czas był cenny. Yoongi i Yuri już go nie mieli, więc mimowolnie zacisnął pięść, bo Taehyung i Jungkook nadal go mieli, a i tak go marnowali.
– Wszystko dobrze? – usłyszał przy uchu zmartwiony głos Jimina, co prędko przywróciło mu rozsądek. Wziął głęboki oddech i obrócił się z powrotem.
– Tak.
– I co o tym myślisz?
– Nie wiem, pewnie i tak zaraz się pokłócą, Jungkook pójdzie ryczeć Hoseokowi w ramię, a Taehyung wyżali się tobie i temu swojemu Jihanowi. Standard – mruknął, wyciągając z torby niewielki podgłówek.
– Nah, już od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Taehyung spędza ze mną coraz mniej czasu i ciągle łazi gdzieś z Jungkookiem. Widziałem ich kilka razy, jak się przytulali, uśmiechali do siebie jak szaleńcy... Poszedłem w nocy do ich pokoju, chciałem tylko pogadać i życzyć dobrej nocy, ale nikt mi nie otworzył. Wątpię, że spali. A może... o Jezu, nie, nie wierzę, że mogli to zrobić! – pisnął, zasłaniając usta dłonią. Yoongi zmarszczył brwi i popatrzył na niego nierozumnie.
– Ale co?
Jimin przysunął się w jego stronę i szepnął mu na ucho:
– Przespali się!
Yoongi zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
– Nie, Taehyung jest za bardzo wpatrzony w Jihana. Nie zrobiłby takiego głupstwa. Nawet jeśli wreszcie dotarło do niego, że to Jungkook jest jego jedynym, to wątpię, że by zdradził swojego faceta. Nie wiem, mogli się w sumie przelizać i pogapić sobie w oczy jak zakochane nastolatki, ale idę o zakład, że jeszcze się nie pieprzyli – powiedział lekko rozbawiony, widząc jak Jimin z tej ekscytacji cały wręcz buzuje, a jego policzki napełniają się powietrzem. – Park, tylko proszę mi tutaj nie hiperwentylować.
– Ja pierdolę, masz rację. Na pewno się lizali. Na pewno Jungkook w końcu powiedział mu o swoich uczuciach i Taehyung się rozkleił. Yoongi, zaraz zacznę ryczeć, bo jestem tak rozemocjonowany.
Starszy uśmiechnął się półgębkiem i poklepał swoje ramię, dając partnerowi do zrozumienia, że jeśli chce, to może się oprzeć i spróbować uspokoić.
Jimin bardzo chętnie skorzystał z tej niemej propozycji.
– Widziałem ich dzisiaj rano, jak byłem zapalić. Wracali do hotelu o pieprzonej piątej, rozumiesz? Mieli na sobie te same ciuchy co wczoraj, czyli całą noc włóczyli się po mieście. Jungkook był cały zaryczany i trzymał koc, chyba byli na plaży. Coś musiało się tam wydarzyć.
– Całowanie na plaży przy wschodzie słońca... – rozmarzył się Jimin, nieumyślnie łapiąc dłoń Yoongiego. – Romantycznie. Zazdroszczę im takiej miłości. Zazdroszczę tobie i twojej żonie. Zazdroszczę wszystkim, którzy znaleźli swoje drugie połówki. Ja nie wiem, jak to jest być przez kogoś kochanym, ale to musi być świetne uczucie, widzieć, że jest się dla kogoś wszystkim – szeptał, a Yoongi nie za bardzo wiedział, co w tej sytuacji powinien zrobić. Dlatego też ścisnął małą dłoń partnera i delikatnie ją pogładził.
– Ty też kiedyś będziesz dla kogoś wszystkim, Jimin. Bądź cierpliwy i o tym nie myśl, a przyjdzie samo.
– Z tobą i twoją żoną też tak było? – zapytał, a Yoongi tylko skinął głową. – Jak się poznaliście?
Min zacisnął wargi, bo temat jego żony był tematem drażliwym, ale teraz nie miał siły na bycie wrednym kutasem i ucieczkę od bolesnych tematów. Czasami dobrze jest się otworzyć, a przynajmniej tak powiedział mu Taehyung.
– Mieszkałem na studiach w akademiku z takim jednym pojebańcem. Miał irokeza, pełno nielegalnie wydziaranych tatuaży, kolczyki w każdym możliwym miejscu, zawsze robił sobie makijaż, przez który wyglądał jak połączenie emo z punkiem. Wkurwiał mnie, bo słuchał do rana takiej metalowej sieczki, że nawet jak miał słuchawki, to słyszał chyba cały akademik. Ale poza tym, był całkiem spoko. Prawie co tydzień chodził na jakieś rockowe koncerty i raz grał jakiś bardziej popularny zespół. Pierdolił o tym przez kilka miesięcy, ale los postanowił dać mu kopa w dupę i kilka dni przed koncertem dostał takiej gorączki, że nie mógł się ruszyć z łóżka. Pierwszy raz widziałem jak płacze. Nie mógł zwrócić biletów, a i nie chciał ich sprzedawać jakieś przypadkowej osobie, więc zaczął mnie namawiać, bym poszedł za niego. Oczywiście, że nie chciałem, bo nie lubię takiej muzyki, ale błagał mnie tak żałośnie i uporczywie, bym mu chociaż nagrał występy, że ostatecznie się zgodziłem. Na arenie było tak tłoczno, tak głośno, i miałem wrażenie, że wszyscy tam są klonami mojego współlokatora. On sam był nie do zniesienia, a co dopiero banda takich pomyleńców! – opowiadał, z każdym zdaniem czując się coraz mniej niekomfortowo. Zwłaszcza, że słyszał co chwilę uroczy chichot Jimina, przez który nie czuł skrępowania.
– Nie gadaj, że twoja żona była jednym z tych "pomyleńców".
– Dokładnie tak. Była na koncercie z koleżankami i siedziała jeden rząd za mną. Pewnie nigdy bym nawet na nią nie spojrzał, gdyby nie wylała na mnie piwa. Byłem wściekły, a ona zamiast przeprosić, zaczęła się na mnie drzeć, że przeze mnie musi kupić nowe, kiedy ja nic tak naprawdę nie zrobiłem. Miałem w dupie ten koncert, a że ona była fanką, to nie chciałem, by marnowała pół godziny występów na stanie w kolejce po browara. Dlatego poszedłem kupić jej to zakichane i piwo i kiedy je przyniosłem, ona była w takim szoku... Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, żebyśmy wypili je razem. Zgodziłem się. I wiesz co? Stałem z nią do końca koncertu, bredząc teksty piosenek, których nawet nie znałem, tylko po to, by słuchać jej zaraźliwego śmiechu. Była piękna. Nawet jeśli pod koniec makijaż zaczął jej spływać po twarzy i śmierdziała piwem, potem i tanimi fajami. Zakochałem się w tej szalonej Yuri i aż mam ciarki, kiedy myślę o tym, że gdyby nie mój pojebany współlokator, to nigdy bym jej nie poznał.
Jimin głośno westchnął i starł z policzka łzy, co tylko rozbawiło starszego.
– Czemu płaczesz?
– Jestem romantykiem i zawsze się wzruszam na takich historiach – wyszeptał, znów opierając głowę na ramieniu Yoongiego.
– Boże, dzieciaku... ręce mi przez ciebie opadają – wymamrotał, delikatnie głaszcząc Parka po pastelowych włosach.
Jimin był tak niepodobny do Yuri, a jednak udawało mu się uszczęśliwiać Yoongiego i sprawiać, że ten się w końcu otwierał i nabierał chęci do życia.
_______________
niech ktoś mnie uderzy albo zabierze mi internet, bo czytanie angstowych taekooków na ao3 sprawia, że mam ochotę zawinąć sie w kłębek i umrzeć, a i tak dalej się torturuję *sad emoji*
macie do polecenia stamtąd coś z happy endem, w miarę długie i dobrze napisane? mimo że mam wrażenie jakbym już wszystko przeczytała XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top