poznajmy yoongiego (24)
(A/n sto lat kochanie ❤
a Was wszystkich przepraszam)
Letnie noce były ciepłe i przyjemne, a niebo w tej części kraju prezentowało się naprawdę zniewalająco. Czyste powietrze nad ranczem i okolicznymi lasami pozwalało na podziwianie wszystkich gwiazdozbiorów, na relaksujące gapienie się w konstelacje i zabawę w odróżnianie spadających gwiazd od zwykłych samolotów. Taehyung nie był pewien, ile już czasu tak po prostu siedział owinięty kocem na ławce przed hangarem, gapiąc się w galaktykę. To trochę pomogło zdusić kłębiące się w głowie myśli i wspomnienia, przez które chciał płakać i wymiotować.
Lekko zadrżał i ocknął się, kiedy usłyszał jak drzwi do hangaru otwierają się i zamykają. Ciche kroki zamieniły się w chrząknięcie i Taehyung miał wrażenie, że właśnie trafił z deszczu pod rynnę, kiedy obok niego usiadł Yoongi z paczką papierosów.
– Jest czwarta nad ranem, czemu nie śpisz? – zagadnął, szukając w kieszeni dresowej bluzy zapalniczki.
Taehyung wywrócił oczami, przypominając sobie każdą jedną zgryźliwość Mina, czy to względem niego, Jungkooka, czy Jimina. Dlatego teraz średnio mu się chciało wierzyć, że przyszedł tak po prostu pogadać, jakby byli co najmniej kolegami.
– Mogę zapytać o to samo.
– Twoje darcie się mnie obudziło. No, i nie tylko mnie – zaśmiał się starszy, wreszcie odnajdując zgubę gdzieś na dnie kieszeni. Wyciągnął z pudełeczka papierosa, ale zamiast go zapalić, zaczął miąć go między palcami.
– W tym momencie nie jestem pewien czy powinienem znów przywalić ci w twarz, czy może wrócić i spróbować zasnąć, bo rozmowa i zwykłe siedzenie obok ciebie to ostatnie, na co mam ochotę – wychrypiał Kim, szczelniej owijając się kocem.
– Po prostu ze mną zapal – powiedział, podsuwając paczkę w stronę czarnowłosego.
Taehyung przewrócił oczami i poczęstował się, bo nawet jeśli nie palił już od wielu lat, tak teraz zwyczajnie miał na to ochotę.
– Nie jestem dobry w przepraszaniu, więc uznaj, że ta fajka to takie moje "przepraszam", dobra? – zapytał Min z krzywym uśmiechem, obserwując jak Taehyung kręci głową, najwidoczniej rozbawiony.
– Po co przepraszać, skoro za jakiś czas znów mnie obrazisz? Zresztą, ja mam w to wyjebane, bo nie jesteśmy drużyną i nie muszę cię ani słuchać, ani się z tobą użerać, ale... przy Jiminie mógłbyś się ugryźć w język, wiesz? – mruknął Taehyung, zapalając papierosa pożyczoną od towarzysza zapalniczką.
– Czasami nad tym nie panuję, ale wierz mi lub nie, zawsze mam potem wyrzuty sumienia.
Taehyung skinął głową i zaciągnął się dymem kilka razy. Trochę się skrzywił, czując po raz pierwszy od dawna ten ścisk w płucach, ale po chwili przywyknął, dochodząc do wniosku, że podoba mu się ta chwila. Niebo powoli zmieniało zabarwienie z ciemnego granatu w soczystą pomarańcz, nikotyna sprawiała, że każdy spięty mięsień lekko się rozluźniał, a obecność Yoongiego przestała mu wadzić.
– Dlaczego próbujesz wszystkich do siebie zniechęcić?
Min wzruszył ramionami i wypuścił dym z płuc, na krótką chwilę przyglądając się posturze młodszego.
– Tak jest łatwiej. Im mniej masz przyjaciół, tym mniej osób możesz skrzywdzić.
– A i tak to robisz – zauważył młodszy, strzepując popiół obok drewnianej ławki.
Taehyung zamyślił się na chwilę, dochodząc do wniosku, że przez większą część swojego życia zachowywał się podobnie do Yoongiego, ograniczając grono znajomych do możliwego minimum. On także próbował wszystkich do siebie zniechęcić, tak jak to było z Jungkookiem, ale nie dlatego, że bał się kogokolwiek skrzywdzić, a raczej dlatego, że sam bał się zostać skrzywdzonym. Posiadanie przyjaciół to pewnego rodzaju zobowiązanie, ciężar dźwigania cudzych sekretów i problemów, o których czasem wolało się po prostu nie wiedzieć. Przyjaźń oznaczała dla Taehyunga dzielenie się z innymi swoim życiem, a on nie lubił się nim dzielić. Przyjaźń to zaufanie, a Kim przeraźliwie się bał obdarzyć nim drugą osobę. Każdy mógł ostatecznie okazać się zdradziecką żmiją i wbić mu nóż w plecy, znając jego słabości, rozpowiadając jego tajemnice... Dlatego też w pewnym sensie rozumiał Yoongiego, nawet jeśli ich zapatrywania trochę się od siebie różniły.
– Kiedyś taki nie byłem – wyznał Yoongi, trochę szokując swoją szczerością Taehyunga.
– To dlaczego teraz taki jesteś? – zapytał, dopalając papierosa aż do samego filtra, przez co lekko się zakrztusił, a tym samym rozbawił starszego.
– Nie za bardzo lubię o tym rozmawiać.
– Czasami trzeba się wyżalić. I z doświadczenia wiem, że łatwiej jest wyżalić się komuś, kogo się prawie nie zna, niż najlepszemu kumplowi.
Yoongi uśmiechnął się nikle i wyciągnął z paczki drugiego papierosa, od razu go odpalając.
– Zawsze się zastanawiałem, czemu poszedłeś do tego programu? No dobra, może i nie marudzisz tak jak ja, ale wydajesz się być jeszcze mniej żądny przygód niż ja, a o to ciężko. Chodzi mi o to, że te wszystkie szaleństwa, konkurencje... to wszystko jakoś mi do ciebie nie pasuje – powiedział, zapominając na chwilę o powodzie, przez który zachowanie Yoongiego uległo zmianie.
– Po prostu potrzebuję pieniędzy. Gdybym je miał, w życiu bym się nie zgłosił do tego szajsu.
Taehyung zachichotał, podkradając z paczki znajomego kolejną fajkę.
– Jednak nie różnimy się tak bardzo, Min – prychnął, obserwując jak starszy kiwa głową i uśmiecha się nikle. – W takim razie, musisz być bardzo zdesperowany. Chodzi o twoją żonę? Jimin coś kiedyś wspomniał, ale się nie zagłębiałem. Chyba tylko tyle, że chcesz ją zabrać w podróż marzeń, tak?
Uśmiech z twarzy Yoongiego momentalnie wyparował, zastąpiony jakimś dziwnym grymasem. Taehyung zauważył, jak ten zaciska pięść i zaciąga się dymem o wiele za mocno, więc prędko pożałował, że w ogóle poruszył ten temat.
– Tak powiedziałem Jiminowi. I tak mówię wszystkim – odparł oschłym tonem, zaciskając szczęki.
Taehyung nie był pewien, czy powinien brnąć w to dalej, czy może odpuścić. Ale Yoongi go wyręczył.
– Pamiętasz pierwsze ognisko? Jak czytaliśmy wyznania.
– Tak, a co?
– Nie wiem, czy kojarzysz, ale była taka jedna kartka, chyba Jongdae ją czytał... O tej dziewczynie, która się utopiła.
– Nie da się nie kojarzyć, to była... najsmutniejsza rzecz, jaką usłyszałem.
– Ja to napisałem – wyszeptał Yoongi, a Taehyung miał wrażenie, że jego serce na chwilę przestało bić. – Tylko trochę skłamałem, żeby nikt mnie nie podejrzewał. Bo Yuri nie była moją przyjaciółką. Yuri... była moją żoną – wydusił, a łzy momentalnie napłynęły mu do oczu.
– Boże, Yoongi...
– I minęło już tyle czasu, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Nadal... nadal mówię o niej w czasie teraźniejszym, wyobrażam sobie, jak zabieram ją do Paryża... Zawsze chciała tam polecieć, wiesz? – powiedział słabym głosem, a jego ręce drżały, kiedy zaciągał się raz po raz, licząc, że dzięki temu uda mu się zachować spokój i się nie rozklei. Przecież wypłakał już wszystkie łzy miesiące wstecz.
– To... to dlatego udajesz, że z nią rozmawiasz?
– Kłamię, że rozmawiam i piszę z nią, ale tak naprawdę rozmawiam z jej młodszą siostrą, małym braciszkiem albo mamą. Yuri była z biednej rodziny i swoją pensję w całości oddawała matce i młodszemu rodzeństwu, żyliśmy tylko z mojej wypłaty tak naprawdę. Dlatego po jej śmierci czułem się odpowiedzialny za jej rodzinę i starałem się im pomagać, ale nie zarabiam kokosów. A te dzieciaki zasługują na lepsze życie i... – przerwał, czując, że jeśli powie choć słowo więcej, to nie wytrzyma i cała jego skorupa wstrzymywanych od dawna emocji zwyczajnie pęknie.
– Obwiniasz się o to, co się stało?
– Codziennie – wypalił, patrząc z żalem na pustą paczkę po papierosach.
– Nie powinieneś, nawet jeśli rozumiem twoje zachowanie. Bardzo mi przykro z powodu twojej żony, ale to nie to jest twoja wina, Min. To tak, jakby każdy instruktor jazdy miał się obwiniać za wypadki spowodowane przez byłych kursantów. Nie można przewidzieć takich rzeczy, nieszczęścia chodzą po ludziach i dopadają nas wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Wiem, że to co mówię, nic nie da, ale naprawdę nie powinieneś tego rozpamiętywać. Nie powinieneś odcinać się od ludzi, bo kontakt z innymi... pomaga, pozwala zapomnieć o problemach nawet na krótką chwilę, a nie można być nieszczęśliwym całe życie.
– Ja wiem, ale to trudne. I głupio mi, że jestem takim wrednym fiutem wobec Jimina, bo widzę, jak on się stara do mnie zbliżyć, ale boję się, rozumiesz? Boję się dopuścić do siebie kolejną osobę, boję się, że polubię go za bardzo, a potem skrzywdzę i... – Yoongi zgniótł w dłoni pudełeczko po tanich Camelach i pokręcił głową. – Czemu ja ci w ogóle to wszystko mówię, pewnie zaraz polecisz do Jimina i mu wszystko wygadasz, a ja nie chcę, żeby ktokolwiek, zwłaszcza on, o tym wiedział.
– Skoro nie chcesz, to zachowam to dla siebie. Choć moim zdaniem, gdybyś sam powiedział Jiminowi, to bardzo by wam pomogło lepiej się zgrać, a tym samym zwiększylibyście swoje szanse na wygraną.
– Nah, widzę, jaki Jimin jest uczuciowy i emocjonalny, a ja nie chcę jego litości, ani żeby się przy mnie popłakał i zaczął mnie przytulać, bo wtedy albo go uderzę, albo zacznę ryczeć razem z nim. Wolałbym uniknąć obu tych sytuacji.
– Jak uważasz – westchnął Taehyung, zerkając na wyświetlacz telefonu. Wiedział, że już do zbiórki nie zaśnie, a jego, Mina, czy tym bardziej Jungkooka czeka ciężki dzień.
– Mogę ci coś powiedzieć?
Kim skinął głową i przeniósł wzrok z czubków butów na Yoongiego.
– Nie wiem, dlaczego ty i ten debil Jeon się rozstaliście, i w sumie to nie chcę wiedzieć, ale... Jungkook patrzy na ciebie tak, jak Yuri zawsze patrzyła na mnie.
– Nie rozumiem.
Yoongi wywrócił oczami i uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
– Wy dwaj jesteście jakimś ewenementem spierdolenia, przysięgam. Każdy widzi, jak między wami dalej iskrzy, tylko nie wy. Wtedy w namiocie chciałem wam, do jasnej kurwy, jakoś pomóc, każąc Jungkookowi się z kimś przelizać. Na kilometr widać, jak mu pała stoi, kiedy jesteś w pobliżu, więc byłem święcie przekonany, że pocałuje ciebie. Nie moja wina, że z niego taka pizda i spanikował. Choć czasami, jak słyszę, jak go potrafisz zgnoić, to się nie dziwię, że się chłopak bał ciebie dotknąć. Pewnie dostałby po mordzie gorzej niż ja. Swoją drogą, masz całkiem przyzwoite uderzenie, jak na takie liche łapy – powiedział Min, lekko rozbawiony widokiem naburmuszonego przez te słowa Taehyunga.
– Między nami wcale nie iskrzy, a twoje spostrzeżenia są błędne. Zastanów się, co ty w ogóle gadasz.
– A ty się dobrze zastanów nad badaniem wzroku, bo trzeba być ślepym, by nie widzieć jak mu gały świecą na twój widok.
– Gówno o nas wiesz, Min – prychnął Taehyung, nieświadomie zaciskając palce na komórce.
– Pewnie masz rację. Ale powiem ci, że małżeństwo to super sprawa i jak się chce, to z każdego błota można się wygrzebać, gdy się kogoś kocha. Słyszałem od Parka, że masz nowego faceta. Nie mam zamiaru się wtrącać i pieprzyć ci morałów, byś się nawrócił, bo Jeon ewidentnie nadal cię kocha, i tak dalej... Po prostu zrób sobie w tej przemądrzałej głowie takie drobne porównanie i pomyśl, czy ten nowy patrzy na ciebie tak, jak Jungkook. Pomyśl o tym, jak się czujesz, kiedy patrzy na ciebie twój facet, a co czujesz wtedy, gdy patrzy na ciebie ten blondasek. Bo tylko oczy nie mogą kłamać i nawet nie masz pojęcia, ile razy sam się zdradziłeś. Ja pierdolę, jakie z was dzbany... Czasami mam ochotę po prostu podejść, złapać Jungkooka za ten pusty łeb i popchnąć go na ciebie, by wreszcie przestał być taką trzęsidupą, a ty może byś przejrzał w końcu na oczy, że Jeon to twój książę na białym koniu, może nieco przygłupi, ale nadal twój i nadal książę.
Taehyung głośno parsknął, nawet jeśli czuł wyjątkowo silną irytację z niewiadomych powodów.
– Ani ja nie kocham już Jungkooka, ani on mnie, także-
– Kurwa, a ten dalej swoje... – przerwał mu Min, tracąc już całkowicie wiarę w byłych małżonków. – W każdym razie, już prawie piąta, więc lecę zdrzemnąć się jeszcze na te trzy godziny.
Taehyung skinął głową i poprawił koc, w który nadal był zawinięty.
– A ty?
– Posiedzę jeszcze trochę, i tak już nie zasnę. Dzięki za fajki... i za otwartość. Jak chcesz, to potrafisz nie być chujem – powiedział, uśmiechając się delikatnie w stronę Mina.
– Powiedziałem ci to wszystko dlatego, że tak jak ja jesteś z Daegu. Gdybyś był z Busan, nawet nie poczęstowałbym się szlugiem – zażartował starszy, na co Kim wywrócił oczami. – Ale i tak fajnie się gadało, trochę mi... lżej, wiesz?
– To dobrze, Min, cieszę się.
Yoongi uśmiechnął się przelotnie i jeszcze zanim zniknął w hangarze, spojrzał na zabarwione pomarańczem niebo.
– Yuri zawsze uwielbiała wchody słońca, podczas gdy ja wolałem zachody. Teraz nienawidzę jednego i drugiego.
– Czemu?
– Bo bez niej obok to już nie jest piękne – mruknął, nie dając Taehyungowi szansy na jakąkolwiek odpowiedź, bo momentalnie zniknął za drzwiami.
A Taehyung nie miał pojęcia dlaczego po tych słowach otworzył na komórce skrzynkę z wiadomościami, przewijając stare SMS-y z Jungkookiem. Jego ręce drżały, kiedy trafił na nagrane przez Jeona wiadomości głosowe sprzed siedmiu miesięcy, kilka dni po tym, jak wyprowadził się do Jihana. Nigdy ich nie przesłuchał, wyłączając pierwszą po niecałych pięciu sekundach.
"Hej, to znowu ja. Myślałem dzisiaj o wschodzie słońca w Busan."
Taehyung wstrzymał odtwarzanie i wplątał palce we włosy. Na tym skończył odsłuchiwanie i teraz nie był pewien, czy chce po takim czasie usłyszeć resztę.
Owinął się kocem jeszcze szczelniej i wziął głęboki oddech. Jego dłoń drżała, kiedy wznowił odtwarzanie nagrania.
____________________
nie chce mi się żyć
a co u Was?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top