kocham cię (42)
(#KiwiUmilaPoniedziałki 💜
dzisiejszy na pewno)
Jungkook czuł się okropnie, kiedy po powrocie z randki nigdzie nie mógł znaleźć Taehyunga, a Jimin na jego widok tylko pokręcił głową i odszedł. Okej, wiedział, że nawalił, a jego były mąż musiał oglądać, jak wysysa życie z jakiejś kobiety, ale... dlaczego zniknął? Przecież jasno dał mu do zrozumienia, że ma to głęboko w dupie, a oni powinni skupiać się na wykonywaniu zadań jak najlepiej, nie zaś na jakichś sentymentach.
– Idź do niego i tego nie spieprz – mruknął Park, szturchając go ramieniem. Jungkook był skołowany, a jednocześnie poczuł nutkę ekscytacji, gdy ta absurdalna myśl przewinęła się w jego głowie. Skoro Taehyung uciekł, musiał być zły albo smutny. Albo jedno i drugie. Czyli skoro umizgi Jungkooka z Ashley w jakiś sposób go dotknęły, to mogło znaczyć tylko jedno.
Taehyung nadal coś czuł. A przynajmniej taką miał nadzieję, gdy pędził do motelu tak, jakby od tego zależało jego życie.
(Bo tak w sumie, zależało.)
*
Taehyung siedział na podłodze w ich motelowym pokoju, opierając się plecami o łóżko. Jego dłonie z każdą chwilą zaczynały pocić się coraz bardziej, a on nie umiał nad tym zapanować. To nie tak, że miał jakiekolwiek wątpliwości, bo akurat nie miał ich wcale, a wypity wcześniej alkohol sprawił, że teraz jeszcze nie postanowił uciec, póki miał ku temu okazję. Powtarzał w głowie jak mantrę słowa Jimina, że to przecież nic innego, jak zwyczajna rozmowa, pomagająca im dojść wreszcie do pewnych wniosków.
Brunet z jednej strony miał dokładnie ułożone, co takiego chciał powiedzieć Jeonowi, ale pewien był, że gdy tylko młodszy zjawi się w pokoju, to cała formułka odejdzie w zapomnienie, a on ponownie palnie coś głupiego, wrednego, i chuj strzeli to wszystko. Coś w jego umyśle bez przerwy krzyczało, że powinien odpuścić, że tylko się ośmieszy, że to nie w porządku, skoro dopiero co zerwał z Jihanem, ale...
Ale... przecież to już żadna zdrada, prawda? Guk był jego mężem i całował się z nim miliony razy, dzielił z nim życie i łóżko przez prawie siedem lat, więc fantazjowanie o jego spoconym ciele i gorących wargach nie było niczym złym, tak?
Jihan na pewno to zrozumie, myślał Taehyung, skubiąc skórki przy paznokciach. Na pewno skinie głową i uda urażonego, ostatecznie mocno go przytulając i mówiąc, że nic takiego się nie stało i rozejdą się bez płaczu, krzyku i wzajemnych pretensji.
Taehyung uderzył się z otwartej dłoni w czoło, dochodząc do wniosku, że przez procenty i lekkie zmęczenie zaczyna wyobrażać sobie sceny, które nigdy nie będą mieć miejsca. I chwilę po tym poczuł, jak po jego ciele przebiegają dreszcze. Bo szczerze mówiąc, pierwszy raz od dawna miał głęboko w dupie to, jak zareaguje Jihan, gdy znów się spotkają. Czy go za to uderzy i nazwie nic nie wartą kurwą. Bo Taehyung wreszcie zrozumiał, że Jihan nigdy nie znaczył dla niego tak wiele, jak początkowo mu się wydawało, i tak, mógłby zrezygnować z oglądania trzygodzinnych programów naukowych i miksowania z nim swoich past z awokado, gdyby miał pewność, że w zamian Jungkook zacznie całować go tak, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata.
Jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a urywany oddech tylko utwierdzał go w przekonaniu, że w tej chwili potrzebuje Jungkooka i jego ciała jak tlenu. Potrzebuje jego ust i zapewnień, że jest piękny i zawsze mile widziany w jego życiu. Potrzebował jego silnych ramion i znajomego zapachu, który przez siedem lat koił cały ból, dawał poczucie bycia w domu z miłością swojego życia.
– Potrzebuję cię – powiedział na głos, dopiero po chwili orientując się, że drzwi do pokoju od jakiegoś czasu były otwarte, a zdyszany Jungkook stał w progu wystarczająco długo, by to usłyszeć. Może to i lepiej, pewnie w przeciwnym razie zwyczajnie by stchórzył.
Jungkook zawiesił się na moment i wstrzymał oddech, nie widząc w pobliżu Taehyunga żadnej innej osoby, ani nawet telefonu, co wykluczało rozmowę z Jihanem, rodzicami, czy kimkolwiek innym. Jego serce zaczęło walić z taką siłą, że aż musiał mocniej złapać się klamki, by po prostu nie zatoczyć się w tył.
– C-co? – tylko tyle udało mu się z siebie wydusić i och, wręcz ugięły się pod nim kolana, kiedy Taehyung odważnie i tak bezwstydnie popatrzył mu prostu w oczy i ponownie to wyszeptał.
– Potrzebuję cię, Jungkook, bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
Mężczyzna sapnął skołowany, nie mając pojęcia, co powinien teraz zrobić czy odpowiedzieć. Przytulić go? Pocałować? Odpowiedzieć tym samym? A może wszystko jednocześnie?
Jungkook zamknął za sobą drzwi na klucz i ostrożnie podszedł w stronę Kima, siadając z nim ramię w ramię. Atmosfera w pomieszczeniu z każdą milczącą sekundą stawała się coraz gęstsza i Jeon czuł, jakby za moment miał się zwyczajnie udusić. Dawno temu Hoseok kazał mu przestać być taką pizdą, a tymczasem znów się w nią zamieniał, nie potrafiąc w tej chwili logicznie myśleć, ani ruszyć się z miejsca. Nie mówiąc już o spojrzeniu Taehyungowi w oczy, bo wtedy pewnie by przepadł i zaczął ryczeć, a nie mógł mazać się w takiej chwili jak głupie dziecko. Taehyung potrzebował prawdziwego mężczyzny, a Jungkook musiał się tak zacząć zachowywać. Dlatego też postanowił nie odzywać się wcale, dając Kimowi możliwość na wyrzucenie z siebie wszystkiego, co ciążyło mu na duszy.
Poczuł smukłe, lekko wilgotne palce na swoim nadgarstku i aż zacisnął uda, gdy złapał jego dłoń w szczelny uścisk i odchrząknął. Nie wytrzymał.
– Jesteś zły za Ash-
– Zerwałem z Jihanem – przerwał mu Taehyung, bo naprawdę nie miał ochoty rozmawiać teraz o jakiejś Ashley.
– Och – stęknął młodszy, od razu przypominając sobie moment, w którym myślał, że się przesłyszał. Serce zaczęło dudnić w jego klatce piersiowej, bo cholera, to nie tak, że życzył Taehyungowi źle, ale fakt, że znów był teoretycznie wolny... Boże, Jungkook musiał wziąć kilka głębszych oddechów, by nie zemdleć. – P-przykro mi?
– Jasne.
Jungkook zagryzł wargę i prychnął pod nosem. To nie miało sensu. Udawanie, że ta wiadomość go zasmuciła, było równie żenujące, co udawanie przy Ashley, że mu się podobało. I tak, może zasłużył na spoliczkowanie, ale wiedział, że być może wywoła to u Taehyunga jakąś reakcję, co najwyraźniej mu się udało.
– Czemu z nim zerwałeś?
– Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że... że byłem z tobą nieszczęśliwy? – mruknął, zagryzając dolną wargę. Nie miał odwagi spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy, więc jedynie podciągnął kolana do klatki piersiowej i oparł na nich brodę.
– Trudno byłoby zapomnieć – odpowiedział z nutą goryczy, a jednocześnie pewnego rodzaju rozbawienia, jakby choć trochę i ułomnie próbując rozluźnić niezręczną atmosferę, co przecież nie miało najmniejszego sensu.
– Kłamałem.
Czarnowłosy poczuł, jak w jednej chwili łzy napływają mu do oczu, a Taehyung ściska jego dłoń coraz mocniej. Ciepło Jungkooka wreszcie uwolniło w nim skrywaną siłę.
– Byłem przy tobie najszczęśliwszym człowiekiem świata, Guk, nawet jeśli wiem, że ty ze mną tylko i wyłącznie się męczyłeś. Dawałeś mi tyle szczęścia każdego dnia, nawet jeśli nie potrafiłem się odwdzięczyć tym samym, ani dać po sobie poznać... Nie jesteś jedynie moją pierwszą prawdziwą miłością... Jungkook, ty byłeś, jesteś i do końca życia będziesz tym jedynym i nawet jeśli tak usilnie próbowałem to zmienić, zastępując twoje miejsce Jihanem, to nie potrafię żyć bez ciebie, wiesz? Nie potrafię zasnąć bez myślenia o tym, że ramiona które mnie otulają zawsze będą obce, jeśli nie będą twoje. Nie potrafię miksować już tak dobrej pasty z awokado, kiedy ty nie wpadasz o poranku do mieszkania z siatką zakupów i wielkim uśmiechem na ustach, że kupiłeś mi awokado na śniadanie, wyjmując z torby mango za każdym pieprzonym razem. Nie potrafiłem rozpływać się jak czekolada na słońcu, kiedy jego usta mnie całowały, a wystarczy, że ty jedynie muśniesz wargami mój policzek i zaczynam się trząść z tej przyjemności. Nie p-potrafię żyć w tym "wielkim, idealnym domu na przedmieściach", bo dom kojarzy mi się tylko z tobą i naszym ciepłym mieszkankiem w centrum. N-naszym, tak bardzo naszym, prawda? Razem je urządzaliśmy i myślisz, że nie widziałem jak cierpisz, kiedy nie pozwoliłem ci lecieć do Brazylii, bo potrzebowaliśmy przemalować ściany i kupić nowe meble. Zawsze widziałem, ile dla mnie poświęcałeś, Jungkook. I zawsze bolało mnie serce, ponieważ nie umiałem się zmienić, a tak usilnie próbowałem, wciąż powtarzając, że pewnie wreszcie się odważę. Ale ja nigdy się nie odważyłem i nie chciałem rozwodu dlatego, że między nami zaczęło robić się nieprzyjemnie. Chciałem rozwodu, ponieważ tylko rozstanie ze mną pozwoliłoby ci na uwolnienie się z łańcuchów i życie pełnią życia. Kochałem cię tak bardzo, Jungkook, kochałem cię nawet wtedy, gdy ukradłeś naszą wspólną pracę, dostałeś awans i zaciskałeś dłoń na mojej szyi, kradnąc mi oddech. Zasłużyłem na to, żebyś mnie uderzył. Powinieneś był zrobić to mocniej i nieważne, jak bardzo próbowałem być o to zajście zły... Nie umiem. Bo to ja do tego doprowadziłem, to ja sprawiłem, że taki się stałeś i w końcu coś w tobie się zbuntowało i pękło – Taehyung zmrużył powieki, kiedy jego początkowo pewny głos zamienił się na końcu w ledwo słyszalny szept.
Jungkook natomiast gapił się tępo w przestarzałą tapetę na ścianie, a łzy spływały strumieniami po jego policzkach. Słowa Taehyunga chwytały jego serce z taką siłą, że naprawdę przez chwilę sądził, iż dostał jakiejś arytmii. To wszystko było tak piękne, a jednocześnie bolesne. Sześć miesięcy życia w bólu i z wyrzutami sumienia, że wszystko zepsuł i Taehyung, niczym zwykła suka, rzucił go dla innego, okazały się zwykłym kłamstwem i reakcją obronną jego kruchej psychiki. Sześć miesięcy myślenia, że dla Taehyunga był nic nie znaczącym mężczyzną, którym fajnie było dyrygować i pod siebie podporządkować, także okazały się błędne. Bo Taehyung przez cały ten czas nadal go kochał, nadal o nim myślał i nadal za nim tęsknił, nawet jeśli nie powiedział mu tego wprost. To nie Jungkook poświęcił własne szczęście kosztem jego wolności. To Taehyung zrobił to dla niego, idiotycznie myśląc, że rozwód da Jungkookowi upragniony oddech i radość pozbycia się kamyka z buta, który uniemożliwiał mu ruszenie w kierunku świata i zbieranych latami marzeń.
Taehyung nigdy mu nie powiedział, tak dosadnie i prosto w oczy, że go kocha, ale nawet nie musiał tego robić. Co prawda Jungkook pragnął usłyszeć te słowa tak desperacko, że to pragnienie niemal wyżerało go od środka, jednak teraz Kim wcale nie musiał tego mówić. Kim wcale nie więził go w klatce przez siedem lat, on jedynie sam nieudolnie próbował się z niej uwolnić, dając mu aluzje, że także kocha go całym sercem, że potrzebuje jego ramion i niekończących się pokładów nadludzkiej cierpliwości, by z tego zagubionego pisklaka stworzyć w końcu najpiękniejszego w świecie kanarka.
– Ale mimo wszystko uważam, że dobrze zrobiliśmy, biorąc rozwód, bo to wreszcie pozwoliło mi przejrzeć na oczy, jaki byłem dla ciebie okropny, jak bardzo cię raniłem i jak bardzo przez te wszystkie lata cię kochałem i potrzebowałem.
– Taehyung. Taehyung, proszę, nie mów takich rzeczy. Byłeś, jesteś idealny i to co zrobiłem, to tylko i wyłącznie moja wina. To mnie prześladuje, a fakt, że ty tak łatwo mi wybaczyłeś sprawia, że mam ochotę umrzeć – wychrypiał, w końcu obracając się w stronę bruneta. – Przepraszam, Taehyung. Proszę, p-przytul mnie mocno.
Starszy zacisnął wargi i starł z policzków łzy, w jednej chwili usadawiając się na udach byłego męża. Zarzucił ramiona na jego szyję i jęknął, czując zaciskające się na jego bokach dłonie. I kiedy popatrzyli sobie głęboko w oczy, zdarzyło się coś, na co Jungkook czekał całe życie, coś, co sprawiło, że z chodzącego wraka stał się najszczęśliwszym człowiekiem świata.
– Kocham cię, Jungkook.
Łzy, tym razem nie smutku, a czystego szczęścia, ponownie zaczęły zamazywać mu widok. Szlochał jak małe dziecko, wtulając się w szyję bruneta tak ufnie, a palce Taehyunga wplątane w jego włosy i ciepły oddech za uchem były wszystkim, czego potrzebował.
– Pamiętasz nasz pierwszy raz?
– O-oczywiście.
– A pamiętasz, jak już po wszystkim zapytałeś mnie, czemu tak dziwnie na ciebie patrzę?
– T-tak. Tak, p-pamiętam – wzdychał, nie marząc o niczym innym, jak utonięciu pod dotykiem Taehyunga.
– Właśnie wtedy zrozumiałem, że cię kocham, Gukkie. Wtedy oddałem ci moje serce i nigdy nie chciałem go z powrotem. Przepraszam, że musiałeś czekać siedem lat, żeby to w końcu usłyszeć, nawet nie miałem pojęcia, że przez mój strach tak bardzo cię raniłem. Zawsze byłem wyniosły, ale coś w głębi bez przerwy podpowiadało mi, że na ciebie nie zasługuję. Że mógłbyś mieć każdego, bo jesteś tak piękny, wolny i kochany, a ja bałem się powiedzieć te dwa słowa, b-bo... bo już nie miałbym niczego, co mogłoby mnie uratować, gdybyś nagle postanowił mnie rzucić. Ale kochałem, nadal kocham cię tak prawdziwie i całym sobą, że-
– Prędzej rzuciłbym się z mostu, niż rzucił ciebie, Taehyung – mruknął w jego szyję, a starszy zaśmiał się na te słowa przez łzy. – Kocham cię. Kocham, kocham, kocham, kocham – powtarzał, okładając jego wrażliwą skórę zabawnymi, ale czułymi muśnięciami. – M-mogę powiedzieć ci coś bardzo wstydliwego?
– Przy mnie nie musisz się niczego wstydzić, więc śmiało, Gukkie.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i przetarł dłońmi policzki.
– Nikomu o tym nie mówiłem, ale... nawet jeśli sam wiem, że nigdy więcej nie skrzywdzę cię w taki sposób, to i tak dla pewności chodziłem po rozwodzie na terapię. Miałem problemy z zasypianiem, nie chciałem mieć dodatkowo z agresją, a to, co się stało, przeraziło nie tylko ciebie, skarbie. Po czterech miesiącach wreszcie poczułem się odrobinę lepiej i chociaż przestałem płakać co noc w poduszkę. Terapeuta powiedział mi, że to wszystko stało się dlatego, że nie byliśmy ze sobą szczerzy i dusiliśmy przez tyle lat wszystko to, co nam przeszkadzało. Kazał mi przestać się obwiniać, skoro nawet ty mi wtedy wybaczyłeś. Ale problem polega na tym, że ani wtedy, ani teraz, nie umiem sobie wybaczyć. Nie, kiedy moje impulsywne działanie doprowadziło do rozwodu. Nie, kiedy jedyna osoba, z którą chcę dzielić życie, tak bardzo się na mnie zawiodła i odeszła. Chciał... chciał skierować mnie nawet do psychiatry? Podejrzewał, że mogę mieć początki depresji, gdy pewnego dnia przyszedłem do niego z albumem z naszymi zdjęciami. W sensie wiesz, zawsze powtarzał, że na naszych spotkaniach mogę robić i mówić co tylko mi się podoba, ale wtedy... on nie potrafił mnie uspokoić, kiedy wyciągałem te zdjęcia i dławiłem się łzami, w kółko powtarzając, że już nie mogę, że to mnie przerasta i mam ochotę się po prostu zabić. Ale w końcu jakoś się w miarę ogarnąłem, kiedy zapytał mnie pewnego razu, "czy uważam, że Taehyung chciałby wrócić do kogoś, kto stał się takim żałosnym człowiekiem". To mnie uderzyło i nawet jeśli szanse na to, że kiedykolwiek zeszlibyśmy się z powrotem były nikłe, ja nadal miałem nadzieję. Zacząłem więcej pracować, codziennie sprzątałem w mieszkaniu, chodziłem na spacery i nawet zacząłem jeść obiady na mieście. Rozumiesz, robiłem wszystko, byle tylko być bliżej ludzi i zajmować czymś umysł. Zacząłem planować wycieczkę do Chin i zgłosiłem się do programu. Codziennie robiłem sobie maseczki z aloesu, biegałem pół godziny dłużej niż normalnie i wróciłem na siłownię. Już dłużej nie czułem tej buzującej we mnie złości i zawsze patrzyłem się przed snem na swoje odbicie w lustrze. To było jedno z ćwiczeń, jakie zalecił mi terapeuta. Miałem patrzeć się na samego siebie i wymieniać rzeczy, jakie zrobiłem przez cały dzień, oraz czy były one produktywne, czy też nie. Kazał... kazał mi samemu się komplementować i na sam koniec zadawać pytanie, czy i ty byłbyś ze mnie dumny. Nie masz pojęcia, jak to z pozoru głupie ćwiczenie mi pomogło i jak często po pewnym czasie zacząłem mówić "tak, Taehyung byłby dzisiaj ze mnie dumny, bo i ja jestem dumny z samego siebie". J-ja... nie wymażę tego, co zrobiłem, ale naprawiłem się, okej?
– Ale ty nigdy nie byłeś zepsuty, kochanie – wyszeptał Taehyung, którego dłonie zaczęły niebezpiecznie drżeć. To, co powiedział Jungkook, zwyczajnie w niego uderzyło i miał ochotę zalać się łzami, że jego mężczyzna przeżywał takie katusze zaraz po rozwodzie, nie mając nikogo, kto trwałby przy jego boku i wywoływał uśmiech na jego twarzy. Że musiał szukać pomocy u specjalistów, bo problemy zaczynały go przerastać. – Jestem z ciebie dumny, Jungkook. Zawsze byłem z ciebie tak cholernie dumny, nie masz nawet pojęcia. Jesteś taki mądry, taki pracowity i wysportowany. Jesteś przy tym taki kochany i zabawny, jesteś po prostu ideałem mężczyzny, Gukkie.
– T-tak uważasz?
Taehyung pokiwał głową i ułożył dłonie na różowych policzkach byłego męża. Złączył ich wargi w przepełnionym wciąż żywym uczuciem pocałunku, uśmiechając się delikatnie, gdy Jungkook sapnął w jego wargi i ułożył dłonie na szczupłej talii starszego.
– Chciałbyś się ze mną kochać, skarbie? Nie musimy się spieszyć, możemy równie dobrze tylko się całować i pieścić przez całą noc – wyszeptał brunet, brzmiąc z jednej strony wręcz błagalnie, z drugiej niemożliwie uwodzicielsko, gdy przygryzł wargę i delikatnie się zarumienił. — Naprawdę się za tobą stęskniłem.
A Jungkook tylko się zaśmiał i pokręcił głową, wstając z Kimem na rękach z tej chłodnej podłogi.
– Czy kiedykolwiek moja odpowiedź na to pytanie brzmiała inaczej, niż "z przyjemnością"?
__________________
zapraszam na insta: jeonkiv
you know what's next
/w piątek po 20 okej/
PS wiem, że nadal zastanawia Was sprawa przypisania wspólnej pracy i ogólnie tego całego bałaganu, więc spokojnie! perspektywa jk także się pojawi w nadchodzących rozdziałach, nie zostawiłabym tego bez wyjaśnienia ^^
off top:
mam ostatnio bardzo kiepski okres, studia mnie dołują, bilety na koncert nadal nie przyszły i się stresuję, że nie dotrą wcale albo tak, że nie będę miała jak odebrać je od siebie z domu, jestem mega chora, pusto w portfelu (thanks, BTS), sesja się zbliża,,,, ale potem czytam Wasze komentarze i w tej całej ciemności jesteście moimi jasnymi gwiazdkami, naprawdę dziękuję Wam za wszystko 💓💓
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top