twitter (23)

(A/n miłego weekendu bąble, rozdział długi, ale chyba fajny ❤️)

– Jezu, ile razy mam powtarzać, że żartowałem z tą randką?! – wydarł się blondyn, zaczepiając oburzonego Taehyunga w końskim boksie.

– A ile razy ja mam powtarzać tobie, żebyś darował sobie takie teksty przed kamerami?! – odpowiedział, dokładnie czyszcząc kopyta swojego ogiera. Z tych nerwów cały wręcz drżał, a obecność Jungkooka tylko pogłębiała jego zły stan psychiczny.

– Widzowie lubią takie rzeczy... – mruknął, bawiąc się grzywą konia, a Taehyung kolejny raz powstrzymał się od wybuchu. Nie chciał spłoszyć zwierzęcia, choć wcale by nie narzekał, jakby Jeon dostał kopytem w ten swój głupi ryj.

– A skąd wiesz?

– Bo sam zawsze kibicowałem takim parom.

– "Takim" czyli jakim?

– No, że wiesz... coś między nimi iskrzy, czasem rzucą jakimś żarcikiem z podtekstem albo zrobią coś słodkiego... Takie tam – wyjaśnił, momentalnie zasysając się na własnych policzkach.

– Między nami nie iskrzy, twoje żarty z podtekstem są obrzydliwe i żałosne, a w naszej relacji nie ma niczego, co byłoby słodkie, bo się, kurwa, nienawidzimy – wypalił, zgrzytając zębami.

– Internauci twierdzą inaczej... – skwitował młodszy, wzruszając przy tym ramionami.

– Co?

– Nawet zakładają nam konta fanowskie na Twitterze i ten, wrzucają tam wszystkie nasze momenty z odcinków, robią gify i takie słodkie edity – wyjaśnił Jungkook, wyciągając z kieszeni spodni komórkę. – Jak nie wierzysz, to ci pokażę, bo obserwuję kilka takich kont. Jedno z nich ma już prawie pół miliona obserwatorów!

Taehyung na krótką chwilę popatrzył na stojącą obok boksu taczkę z końskimi odchodami, w które wbita była łopata, zastanawiając się, ile lat musiałby spędzić w więzieniu, gdyby tak całkiem nieprzypadkowo zatłukł Jeona owym narzędziem i zakopał jego zwłoki w końskim łajnie.

– Och, i wszyscy nienawidzą Jihana. Nazywają go psują "taekooków".

– Żebym ja ci zaraz czegoś nie popsuł – warknął, wyrywając byłemu mężowi komórkę z rąk. – Pokaż mi to dziadostwo.

Taehyung zaczął grzebać w aplikacji, a jego uwadze nie umknęły ostatnio wyszukiwane przez Jeona hashtagi, które przedstawiały się następująco: "taehyungxjungkook", "jungkookabs", "taekook", "taekookff", "taekookedits", i kilka innych tego typu. Sam już nie wiedział, czy powinien to jakoś skomentować, czy może jednak olać, ale ciekawość wzięła górę.

– Dlaczego, do jasnej cholery, czytasz o nas opowiadania? – zapytał, sztyletując poczerwieniałego ze wstydu Jungkooka spojrzeniem.

– Ja po prostu kontroluję nasz wizerunek w mediach, nic więcej. Poza tym, ty nie jesteś ciekawy, co sądzą o tobie widzowie? Bo ja lubię czytać, jak chwalą moje mięśnie, albo ekscytują się naszymi sukcesami. Zostaliśmy nawet faworytami internetowej ankiety na ulubioną parę i ponad dziewięćdziesiąt procent oglądających wierzy, że jeszcze w trakcie programu wrócimy do siebie. Na dodatek przejęli ode mnie zwyczaj mówienia na ciebie "lala", podczas kiedy ja jestem "jaskiniowcem". Cool, prawda?

– To ma być jakiś kiepski żart?! – jęknął, przewijając kolejne tweety, w których roiło się od serduszek i ich wspólnych zdjęć. – Dlaczego na wszystkich fanartach robią ze mnie taką małą kluskę ze skwaszoną miną, a z ciebie jakiegoś pieprzonego Herkulesa z błyszczącym uśmiechem?! To niesprawiedliwe, wcale nie jesteś tak przypakowany, a ja wcale nie wyglądam przy tobie jak naburmuszony bobas z wielkim tyłkiem!

– Jak dla mnie, właśnie tak razem wyglądamy – mruknął blondyn, odbierając partnerowi swoją własność. Zanim zablokował telefon, zapisał jeszcze owy obrazek i uśmiechnął się głupkowato. – Urocze.

– Nienawidzę Internetu. Nawet nie jest mi przykro na myśl o tym, jak pękną tym wariatkom serca, kiedy program się skończy, my się już ostatecznie pożegnamy, a ja dodam na Instagrama zdjęcie, jak całuję się z Jihanem. Może wtedy to z nami zaczną robić fanarty, a nie z czymś, co nie istnieje – fuknął, wracając do szczotkowania konia, a Jungkook nagle jakby posmutniał.

– Czemu się tak wkurzasz? Jezu... Z Yoongim i Jiminem też robią takie arty. Nawet Hoseok i Yeri mają swój ship. To nic złego, niech się nacieszą.

– To żałosne.

– Jest nawet kilka stron o tobie i Jiminie, ale wszystkie już zgłosiłem, także możesz być spokojny. Mówiłem przecież, że ja tylko dbam o nasz wizerunek.

– Ja pierdolę, skończ już pieprzyć – wydyszał, starając się nie słuchać byłego męża, jednak kiedy stał tuż obok, było to cholernie trudne.

– Jeszcze muszę pozgłaszać kilka kont z "jikookiem", bo to to już w ogóle jakiś żart, skoro naszym jedynym momentem było wspólne obrażanie Daegu – dodał, klepiąc Kima po ramieniu.

Taehyung czasami żałował, że z prawdziwego życia nie można się choć na chwilę wylogować.

*

Był już późny wieczór, kiedy wszyscy uczestnicy skończyli czyścić po konkurencji swoje konie, niektórzy z większymi, inni z mniejszymi trudnościami. I w każdego, bez wyjątku, uderzyła jak piorun świadomość, że program z każdym dniem zbliża się ku końcowi, kiedy tylko Hyuna pożegnała przegraną parę i ogłosiła, że z dwudziestu pięciu drużyn zostało już tylko piętnaście. Taehyung kalkulował na palcach liczbę konkurencji i faktycznie było to prawdą, zwłaszcza, że przy zadaniu z budowaniem tratew łączyli się w czwórki i zamiast jednej pary, odpadły tego samego dnia aż dwie.

To nie tak, że było mu przykro, bo wewnętrznie piszczał jak mała dziewczynka, że jeszcze tylko trochę się tu pomęczy i wróci do domu, do ukochanego, znów zapominając o kimś takim, jak Jeon Jungkook. Po prostu się martwił, bo mniejsza liczba drużyn równała się zaostrzoną konkurencją, i nawet jeśli czasami zdarzało im się wygrywać, tak wiele razy zajmowali miejsca w gorszej połowie.

Taehyung chciał wygrać ten program. Nie po to męczył się tutaj tyle dni, by teraz wszystko trafił szlag. Nie po to użerał się z byłym mężulkiem, by teraz odpaść, kiedy nagroda była już niemalże na wyciągnięcie ręki. Te wszystkie poświęcenia i upokorzenia nie mogą przecież pójść na marne, a on nie może ryzykować, że po raz kolejny straci pracę, jeśli odpadnie zbyt szybko i jego reportaż nie będzie wystarczająco dobry.

– Śpimy razem? – usłyszał nagle znajomy głos za swoimi plecami, co wyrwało go z chwilowego zawieszenia.

Potrząsnął głową i uśmiechnął się sztucznie, kiedy obrócił się przodem do rozmówcy i ujrzał posmutniałego Jimina.

– Coś się stało? – zapytał z troską, widząc jego lekko zaczerwienione oczy.

– Nie, tylko... Yoongi rozłożył się o tam, przy drzwiach do hangaru – wyjaśnił, wskazując palcem odpowiednie miejsce. – Straszny tam przeciąg, a ja nie umiem zasnąć, kiedy jest tak zimno.

Hangar przy stadninie, w którym mieli spędzić noc, był dość obskurny, ale przynajmniej wielki, przez co każdy mógł spać w odległości kilku metrów od innego uczestnika. Może i nijak przypominało to ranczo, o jakim opowiadała Hyuna, ale i tak wizja spania na sianie nie była aż tak potworna, jak wizja spania w końskich boksach, w tym okropnym smrodzie.

– No pewnie, kładź się – odparł Kim z lekkim uśmiechem, klepiąc rozłożony na sianie koc.

– Jungkook nie będzie miał nic przeciwko?

– Dowiemy się jak wróci z kibla, chyba trochę gorzej się poczuł – mruknął, rzucając plecak byłego męża gdzieś przed siebie. – Tylko uprzedzam, że mam uczulenie na siano i mogę kichać.

– Wcale nie masz, nie kłam – powiedział nagle ktoś, kto nie był Jiminem, a Taehyung tylko przewrócił oczami. – I czemu mnie wyganiasz? – zapytał Jungkook, rzucając się na siano obok partnera i jego kolegi.

– Bo śpię z Ji-

– Miejsca jest dużo, zmieścimy się w trójkę – przerwał mu, wychylając się po swój brutalnie wyrzucony plecak. Wyjął z niego paczkę połamanych krakersów i butelkę wygazowanej coli, zaraz zabierając się za jedzenie swojej "zdrowej" kolacji. – Chcesz trochę?

– Możesz da-

– Mówiłem do Taehyunga – sprostował ze złośliwym uśmieszkiem, patrząc jak Jimin cały czerwienieje i zawija się kocem, obracając plecami do dwójki znajomych. – To chcesz?

– Palant – fuknął starszy, odpychając dłoń Jeona.

– Po prostu się o ciebie martwię, wiesz? Od jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz i omijasz wszystkie posiłki, więc doszedłem do wniosku, że są dwie opcje. Pierwsza jest taka, że ktoś z ekipy przemyca ci jakieś pyszności i objadasz się w tajemnicy, a druga... – zrobił pauzę, obserwując jak Taehyung gorączkowo ucieka wzrokiem i zaciska palce na udach. – ... że się głodzisz. I niestety właśnie ta opcja wydaje się być bardziej prawdopodobna, bo twoje burczenie w brzuchu słychać na kilometr, Tae.

– Spieprzaj, gadasz jakieś głupoty.

– To udowodnij, że gadam głupoty i zjedz ze mną krakersy – zaproponował, kładąc przekąskę między nich. – Nie musisz jeść wszystkich, wystarczy kilka, żebym przestał się martwić.

– A tak w ogóle, to czemu się o mnie martwisz?

– Bo... – Jungkook zacisnął wargi i w ostatniej chwili powstrzymał się od powiedzenia czegoś, czym znów mógłby go rozwścieczyć. – Bo jesteśmy drużyną i jak podczas jakiejś konkurencji zasłabniesz czy tam zemdlejesz, to przez ciebie wylecimy z programu, a raczej obaj byśmy tego bardzo nie chcieli.

Taehyung wywrócił po raz kolejny oczami i wepchał do ust dwa krakersy. Jungkook miał, niestety, rację, a jemu już naprawdę zaczynało brakować sił i ciągle kręciło mu się w głowie. Poza tym, kilka krakersów raczej nie sprawi, że się roztyje.

*

– Tae, śpisz? – wyszeptał, szturchając byłego męża w plecy.

Starszy przetarł piąstkami zaspane oczy i jęknął cierpiętniczo.

– Już nie – wymamrotał, obracając się przodem do Jungkooka. Zerknął jeszcze na wyświetlacz komórki i zmarszczył brwi, widząc tę nieludzką godzinę. – A czego chcesz? Oby to było coś ważnego, bo inaczej cię uderzę.

– Chciałem z tobą pograć w taką grę – powiedział ściszonym głosem, tak, by broń Boże nie obudzić pozostałych uczestników w hangarze.

– Ty pojebany jesteś?! – krzyknął, przez co Jungkook prędko zakrył mu usta dłonią i syknął, słysząc jak leżący obok nich Jimin zaczyna kręcić się na sianie i bełkocze pod nosem.

– Cicho bądź.

Taehyung wywrócił oczami i gdyby Jeon w porę nie zabrałby dłoni z jego ust, najpewniej by go zwyczajnie ugryzł.

– Jest trzecia w nocy, debilu, musimy wstać o ósmej, a ty budzisz mnie tylko dlatego, że ci się zachciało w coś grać? – zapytał ostrym, ale ściszonym tonem, zaciskając pięści pod kocem.

– Po prostu nie mogłem zasnąć i doszedłem do wniosku, że w sumie to możemy w każdej chwili odpaść i szansa na pogranie z tobą w tę grę może się więcej nie powtórzyć – wyjaśnił, ciesząc się, że mimo wszystko jest ciemno, przez co Kim nie jest w stanie dostrzec jego smutnego wyrazu twarzy, ani czerwonych policzków.

– W co ty chcesz niby pograć? Monopoly? Grzybobranie? A może, kurwa, bierki zaraz wyciągniesz z torby, co? – sarknął zirytowany, bo chyba nie istniało na świecie nic, czego Taehyung nienawidziłby bardziej od przerwanego snu, i to jeszcze w środku nocy po takim męczącym dniu.

– Boże, przecież jest za ciemno na planszówki – mruknął lekko zestresowany blondyn, żując własne wargi.

– No co ty nie powiesz?! – prychnął dziennikarz, mentalnie tłukąc Jungkooka łopatą. Gdyby nie sympatia względem pochrapującego Jimina i niektórych uczestników, już urządziłby niezłą awanturę.

– Jak nie chcesz to nie, wracaj spać. Sorry, że cię obudziłem – szepnął, poprawiając pod głową siano.

Taehyung, nawet jeśli tak bardzo chciał znów wypiąć się do niego dupą i powrócić do krainy snów, teraz już nie potrafił, słysząc smutny głos byłego męża, przez co ponownie znienawidził swoje sumienie.

– Teraz już i tak nie zasnę, więc gadaj, o jaką grę chodzi – fuknął, przysuwając się lekko w stronę Jeona.

– W pytania.

– Serio?

– Tak.

– Czy my jesteśmy w gimnazjum, czy co? Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że chcesz pogadać? Przecież jak chcesz mnie o coś zapytać, to pytaj, a nie podchody jak jakieś dzieci – powiedział skołowany Taehyung, naprawdę tracąc wiarę w partnera.

– No właśnie nie do końca, bo ja chcę, żebyś też się wysilił i mnie o coś pytał, a takie są zasady tej gry. Poza tym, będziesz musiał mi odpowiadać, a nie robić uniki i odrzucać niewygodne tematy.

– Skoro zamierzasz poruszać "niewygodne tematy", to ja nie chcę w to grać. Po pierwsze jestem zmęczony i ciężko mi się myśli, a po drugie chuj wie, co tam ci we łbie siedzi.

– Jak zagramy, to się dowiesz – odparł wesoło, na co Taehyung westchnął i przymrużył powieki.

– Po pięć pytań i dajesz mi spokój, dobra?

– To zróbmy tak, że ty możesz mi zadać tylko pięć, a ja tobie więcej, skoro to ja zaproponowałem grę.

Taehyung naprawdę nie miał już siły, by się kłócić, czy też negocjować, więc jedynie skinął głową, nie będąc pewnym, czy Jungkook jest w stanie to dostrzec.

– Okej, ale jak już wykorzystasz swoje pięć pytań, to będę mógł przerwać grę w dowolnym momencie – obwieścił, a młodszy niechętnie na to przystał. Zawsze to lepsze niż nic. – No więc wal.

Jungkook zawiesił się na moment, dokładnie analizując w myślach wszystko to, co nie dawało mu od dłuższego czasu spokoju. Bał się, że faktycznie którymś z pytań może rozwścieczyć albo obrazić Kima, ale ciekawość była w tym przypadku silniejsza, a on miał już za sobą wszelkie fochy i humorki swojego eks.

– To ten... Bo ja się nigdy nie pytałem, jak ci się... no wiesz... żyje z Jihanem. Chodzi mi o to, czy dobrze się wam razem mieszka i takie tam – zaczął, mając niemały problem z ubieraniem w słowa swoich myśli i zagwozdek.

Taehyung otworzył usta, by odpowiedzieć coś kąśliwego, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Był po prostu wyczulony na punkcie Jihana za każdym razem, gdy Jeon wypowiadał jego imię. Jednak po namyśle uznał to pytanie za niegroźne, więc zdecydował, że odpowie bez zbędnego owijania w bawełnę czy ironii.

– Dobrze. Naprawdę dobrze. Nie wiem, czy wiesz, bo w sumie skąd miałbyś wiedzieć, ale mieszkamy w domu jednorodzinnym, więc mamy dużo swobody, ale też dużo sprzątania. Na szczęście umiemy się dzielić obowiązkami, razem gotujemy, robimy porządki, i tak dalej. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, co więcej mógłbym powiedzieć – mruknął, nieświadomie bawiąc się swoimi palcami.

Jungkook, zupełnie bez powodu, poczuł ukłucie zazdrości. Jihan był od niego i Tae dużo starszy, dodatkowo pracował w renomowanej kancelarii, a więc to oczywiste, że zarabiał kokosy i było go stać na duży dom w dobrej dzielnicy. To nie tak, że Taehyung był jakiś pazerny na pieniądze i lgnął do wszystkiego co luksusowe, bo nigdy, naprawdę nigdy nie narzekał, że źle im się wiedzie, albo "inni mają lepiej, a nas nie stać". Po prostu Jungkook, mimo że dwa lata młodszy, czuł się w pewien sposób zobowiązany do zapewnienia Kimowi jak najlepszych warunków jeszcze kiedy byli małżeństwem, więc czuł się teraz co najmniej źle, bo Jihan, jeśli chodzi o grubość portfela, bił go na głowę.

A kolejne słowa z ust czarnowłosego wcale nie pomogły.

– Jihan zarabia prawie pięć razy tyle co ja, a mimo to dzielimy się wszystkim po równo. Czasami widzę jakieś drogie rzeczy, które mi się podobają, ale z przyzwyczajenia omijam takie sklepy dla bogaczy i wybieram tańsze sieciówki. A potem Jihan pod pretekstem spraw służbowych wraca do tych sklepów, kupuje mi te drogie rzeczy i daje w prezencie. Z jednej strony to kochane, ale z drugiej... niezręczne, wiesz?

– Dlaczego? Większość ludzi by się cieszyła, dostając drogie prezenty bez okazji od ukochanej osoby. – Jungkook ugryzł się w język, ale trochę za późno, i doszedł do wniosku, że tym sposobem tylko się pogrąża.

– Tak naprawdę cieszyłbym się bardziej, gdyby zamiast siedzieć w pracy do późna, po prostu poprzytulał się ze mną przed snem i powiedział, że mam... no nie wiem, ładny uśmiech. To o wiele lepsze, niż drogie marynarki i koszule.

I Taehyung też ugryzł się w język, bo właśnie dotarło do niego, że zwykła odpowiedź na pytanie zamieniła się w zwierzanie, a tego tak bardzo chciał uniknąć. Jungkook nie był osobą, z którą powinien był rozmawiać o swoim związku, problemach i potrzebach.

– Rozumiem. Teraz twoja kolej.

– Pomyślmy... – sapnął, wydymając przy tym usta. – O, no to czy po naszym rozwodzie z kimś się spotykałeś, przespałeś?

– Chciałbym powiedzieć, że tak, żeby nie wyjść na ciotę, ale prawda jest taka, że nie. Z nikim się nie spotykałem, ani z nikim się nie przespałem – zaśmiał się młodszy, lekko swoją szczerością zawstydzony.

– Nie chciałeś, czy nie było okazji?

Jungkook dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, bo nawet jeśli była oczywista, nie mógł powiedzieć jej na głos.

– Pół na pół. Kojarzysz ten pub pod naszym blokiem?

– Mhm.

– Od naszego rozstania byłem tam, powiedzmy, stałym bywalcem. Dowiedziałem się, że raz w miesiącu organizują tam randki w ciemno, coś na zasadzie, że każdy z każdym ma chwilę na rozmowę, zrobienie dobrego pierwszego wrażenia i zostawienie numeru, jakby się komuś wpadło w oko i chciało spotkać ponownie. Barman, z którym zdążyłem się zakolegować, namówił mnie raz na udział w czymś takim. Byłem sceptycznie nastawiony, ale nic mi nie szkodziło spróbować.

– I jak było?

– Tak jak się spodziewałem, chujowo – parsknął śmiechem na to wspomnienie, lecz prędko oprzytomniał. – Będziesz mógł wrócić do tego pytania potem, teraz moja kolej.

– Okej – mruknął Taehyung i lekko zmarszczył noc. Ta dziecinna gra okazała się ciekawsza, niż się spodziewał, nawet jeśli w głębi duszy wiedział, że to w istocie zwyczajna, szczera rozmowa, której potrzebowali.

– Byłeś ze mną nieszczęśliwy?

– C-co?

– Proste pytanie. Czy byłeś ze mną nieszczęśliwy? – powtórzył, słysząc jak Taehyung zaczyna szybciej oddychać.

– Tak.

Kłamstwo.

Zabolało.

– W takim razie co mogłem robić lepiej, tak, byś był ze mną szczęśliwy? – zapytał, siląc się na opanowany ton głosu, nawet jeśli poczuł się tak, jakby ktoś zaczął rzucać w niego kamieniami.

Taehyung miał ochotę skończyć grę, ale nie mógł spanikować.

– Ej, teraz moja kolej – wydusił, czując na sobie palące spojrzenie byłego męża. – No więc opowiedz o tych swoich randkach w ciemno.

Młodszy zdusił w sobie płacz i uśmiechnął się sztucznie.

– Najpierw trafiłem na sześćdziesięcioletnią babcię ze sztucznym biodrem. W sumie to potem rozważałem, czy by do niej nie zadzwonić, bo mówiła, że codziennie robiłaby mi obiady, a zimą ciepłe szaliczki na drutach.

– Kuszące, też bym rozważał – zaśmiał się Taehyung, szturchając ramieniem byłego męża.

– Nie śmiej się, byłem wtedy samotny, a moja dieta to był zalewany wodą ramen ze sklepu na śniadanie, obiad i kolację – powiedział, całkiem poważnie swoją drogą, co skutecznie zatkało usta Kima. – Potem trafiłem na jakąś opętaną nastolatkę, która macała mi pod stolikiem krocze i bez przerwy oblizywała usta. Muszę przyznać, że była całkiem seksowna i nawet lekko się podnieciłem, skoro była taka chętna, ale kiedy już odchodziła, wypadła jej z biustonosza kulka skarpet, to stwierdziłem, że bez przesady, bo jeszcze się szanuję.

– Te randki w ciemno są lepsze niż komedia – prychnął Taehyung, ledwo kontrolując wybuch śmiechu.

– A żebyś wiedział. Potem wcale nie było lepiej, bo kolejną osobą był taki napakowany koleś. Mogę się założyć, że był na jakichś końskich sterydach, bo o ile ja mam niezłą rzeźbę, on był, kurwa, ze trzy razy większy. Co prawda fajnie nam się gadało, ale to kompletnie nie mój typ, bo wolę być na górze, a ten to jakby się do mnie dobrał, to chyba by mnie rozerwał.

– Ja pierdolę... Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić.

– I bardzo dobrze – odparł z uśmiechem młodszy, naciągając rękawy bluzy. – Reszty osób nie za bardzo pamiętam, ale z wszystkimi było coś nie tak. Oprócz takiego jednego chłopaka. Miał na imię Baekhyun i był całkiem... słodki. Tylko jego numer sobie zostawiłem, ale i tak nigdy nie zadzwoniłem.

– Dlaczego?

– Nie wiem. – Jungkook wzruszył ramionami i zagryzł wargę. – Był uroczy, miał ciekawe hobby, a z wyglądu trochę przypominał cie... takiego znanego aktora z dramy, sorry, wyleciało mi jego imię z głowy. W każdym razie, kilka razy zastanawiałem się, czy do niego zadzwonić, ale zawsze rezygnowałem, bo to nadal nie-

– ... nie byłem ja?

Jungkook zacisnął wargi, a jego serce zaczęło kołatać niezwykle szybko. Tak, cholera, ten chłopak nie był Taehyungiem. Wszystkie osoby, z jakimi mógł się umówić, też nim nie były i Jungkook doskonale wiedział, że właśnie to było powodem, przez który każdego odrzucał. Nikt nie był jego Taehyungiem, nikt nawet nie mógł się z nim równać i to było takie popieprzone. Nikt nie uśmiechał się tak promiennie jak on, nikt nie miał tak zniewalającego spojrzenia jak on, nikt nie miał tak seksownych ud i zgrabnego tyłka. Nikt nie był w stanie wywołać w nim tylu emocji jednocześnie, nikt nie był w stanie sprawić, że jego serce biło jak oszalałe, a dłonie pociły się obficie. Tylko Taehyung to potrafił. Tylko Taehyung mu się podobał i go podniecał i nieważne jak bardzo Jungkook chciałby się od niego wreszcie uwolnić, nie dałby rady. Zresztą, Jungkook nawet nie chciał się od niego uwalniać, bo to Taehyung bezpowrotnie skradł mu serce i zawładnął całym jego małym światem. To Taehyung był w jego typie, i tylko on. Nawet gdyby inni się z nim sprzeczali, podsuwając pod nos pięknych ludzi z całego świata, dla Jungkooka piękny był tylko i wyłącznie Taehyung. Dla Jungkooka istniały tylko jedne usta, które chciał całować i tylko jedna para dłoni, które chciał trzymać, i ta świadomość uderzyła w niego z taką siłą, że aż musiał wbić sobie paznokcie w uda, by się nie rozpłakać. Bo Taehyung nawet jakby wyłysiał i przytył dwadzieścia kilo, dla niego byłby najpiękniejszy.

Bo Jungkook nadal kochał Taehyunga i pewien był, że już do śmierci będzie go kochać.

Przecież mu to obiecał, wsuwając na palec złotą obrączkę.

– Możesz powtórzyć?

– Nie, nic, tak tylko sobie żartowałem – chrząknął, linczując się w myślach za swoje słowa. Akurat to mógł sobie darować. – Twoja kolej.

Jungkook potrząsnął głową i odchrząknął.

– Czy gdybym wtedy... no wiesz...

Mimo że blondyn nie powiedział tak naprawdę niczego konkretnego, Taehyung cały się spiął. Zaczął oddychać coraz szybciej i zamknął oczy, bo niewyraźne w ciemności kontury twarzy byłego męża to już było dla niego za wiele. Nie chciał robić scen, nie chciał krzyczeć i budzić wszystkich uczestników, ani by do hangaru zlecieli się kamerzyści, pokazując na drugi dzień całej Korei jego atak paniki, a może i zwykłego szału.

– Zamknij się. Nawet nie próbuj kończyć tego pytania. Koniec gry – wydusił niemalże na jednym wydechu, czując, że jak zaraz nie wstanie i nie pójdzie do toalety, to albo umrze, albo zacznie płakać.

Jungkook zacisnął wargi i wplątał palce we własne włosy, a łzy momentalnie napłynęły mu do oczu.

– Nie ma dnia, w którym bym o tym nie myślał i boję się chodzić spać, bo to mnie nawiedza i-

– Zamknij się, rozumiesz?! Nie chcę tego słyszeć, nie chcę tego pamiętać i jeśli powiesz choć słowo więcej, to cię po prostu zabiję! – wykrzyczał, momentalnie podnosząc się do siadu, by następnie prędko wybiec na zewnątrz, ignorując wszechobecne szepty przebudzonych jego wrzaskiem uczestników.













_______________

zapraszam na insta: jeonkiv

komu udało się kupić bilety i gdzie? będziecie próbować jeszcze raz za tydzień? ✨

ja jakimś cudem zdobyłam z koleżanką na wembley, ale i tak do gazu z ticketmasterem, ta strona to jeden wielki żart

a już największym kurestwem świata jest odbieranie szansy tylu armys i kupowanie biletów, by potem odsprzedawać je 10 razy drożej:) nwm, czy ci ludzie nie mają za grosz wstydu i jakichkolwiek resztek moralności? mam nadzieję, że karma wróci do tych osób

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top