finał #2 i dom (51)
(hej! wiem, długo mnie nie było, dlatego połączyłam dwa rozdziały w jeden i troszkę tego więcej ♥)
Jungkook wręcz pokładał się ze śmiechu, pchając przed siebie wózek z połową Taehyunga wewnątrz. Starszy wisiał zgięty w pół na ramie i wierzgał nogami, nie umiejąc powiedzieć, dlaczego zamiast martwić się o wygraną czy skupiać na odnajdywaniu karteczek, on tak po prostu wydurniał się ze swoim narzeczonym. I nie umiał się gniewać, gdy Jungkook nawet nie czekał, aż ten całkowicie wskoczy do wózka i się w nim wygodnie umości, tylko od razu sprintem ruszył w stronę labiryntu, ignorując krzywe oraz zszokowane spojrzenia rywali.
– Gukkie, zaraz się uduszę! – sapnął Kim, którego twarz przez pozycje w jakiej się znajdował powoli zaczęła przypominać napuchniętą truskawkę. A ciągły śmiech wcale nie pomagał w powstrzymaniu nagłej zadyszki. – I nie znajdziemy żadnych kartek!
– Jedna wisiała na samym początku, jeszcze tylko dwie – odpowiedział młodszy, odpychając się od ziemi z całych sił. Przeniósł ciężar ciała na wózek, uniósł stopy do góry i tak zwyczajnie zamknął oczy. Rozpędzeni mknęli przed siebie, nie mając pojęcia, co tak właściwie wyrabiają, i nawet kiedy z impetem zderzyli się z jedną z chwiejnych ścian, dobry humor ani na moment ich nie opuścił. Zamiast tego zaczęli śmiać się jeszcze głośniej, gdy sterta siana po prostu się na nich zawaliła, a reszta uczestników kiwała głowami, jakby nie dowierzając, że ta dwójka postawiła sobie tak pajacować podczas samego finału.
– Guk! Karteczki! – krzyknął nagle brunet, ścierając z policzków łzy rozbawienia. Wywalił z koszyka siano i dumnie uniósł dwie kartki z serduszkami, szerząc się przy tym od ucha do ucha. Cóż, jak widać opłacało się wygłupiać, bo nim się obejrzeli, czekało na nich wyjście z labiryntu, a tylko jedna para wykonała to zadanie szybciej od nich.
Taehyung otworzył usta ze zdziwienia, bo prędzej spodziewałby się zobaczyć przed sobą Hoseoka i Yeri, a nie wspinających się na drzewo Jimina z Yoongim. Jednak skłamałby mówiąc, że ten widok go nie cieszył, zwłaszcza gdy widział skupienie i motywację na ich twarzach.
– Dasz radę czy potrzebujesz pomocy? – zapytał Jungkook, kiedy jeden z techników w pośpiechu zapinał ich uprzęże. Taehyung na to pytanie pokręcił głową i uśmiechnął się rozbrajająco, bo mimo wszystko troska narzeczonego za każdym razem roztapiała mu serce. – Na pewno się nie cykasz?
– Już raz to zrobiłem, teraz też sobie poradzę – mruknął całkowicie szczerze, bo tak, miał lęk wysokości, ale miał też przy sobie Jungkooka, który nigdy nie pozwoliłby, by stała się mu jakakolwiek krzywda. Wiedział, że w razie czego jego silne ramiona uchroniłyby go przed upadkiem, a opanowany szept i słowa otuchy przed stchórzeniem. Taehyung nie był tchórzem. Już nie.
(Oczywiście, chroniące przed upadkiem uprzęże także stanowiły swego rodzaju zapewnienie o braku ryzyka, jednak Taehyung zdecydowanie bardziej ufał przyszłemu mężowi, niżeli jakimś napiętym linkom.)
Chwilę po tym już wdrapywali się po drabinie i starszy nie mógł powstrzymać kwitnących na polikach rumieńców, bowiem za każdym razem, gdy zatrzymywał się na kilka sekund czy też tracił równowagę, Jungkook stabilizował go mocnym chwytem na biodrze, które później lekko ściskał i głaskał.
Cały powietrzny tor przeszkód do złudzenia przypominał ten w parku linowym, co dodatkowo uspokoiło lekko poddenerwowanego Kima. Przejście toru nie zajęło im zbyt dużo czasu, zwłaszcza że każdy jego etap pokonywali wręcz instynktownie. Tutaj Jungkook idzie pierwszy, tam Taehyung. Tutaj trzymamy się za ręce, tam Jungkook podrzuca starszego do góry i wtula go w siebie "na koalę" by było szybciej. Dlatego kilka minut później już stali zasapani z powrotem na ziemi, a Jungkook, choć wręcz czuł jak inne pary depczą im po piętach, w ogóle się tym nie przejmował. Jedyne co się w tej chwili liczyło, to dobra zabawa i piękny, szeroki uśmiech Taehyunga, któremu jak widać podobało się takie wykonywanie zadań bez stresu, pośpiechu, martwienia się o przeciwników czy możliwość wylecenia z programu.
Teraz nie mieli nic do stracenia, mieli tylko coś do wygrania. Ale nawet jak się nie uda, to co z tego? Już teraz zdobyli coś o wiele bardziej wartościowego niż czek na ogromną sumę pieniędzy.
– Basen? – sapnął Taehyung tuż przed wejściem na halę, na co młodszy pokiwał głową i zachichotał, widząc grymas na twarzy narzeczonego. – Nie mam kąpielówek...
– Nikt nie ma, a teraz nie marudź i ruchy, trzeba cię związać.
– Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, żebyś mnie związał, ale... nie do końca o takich okolicznościach myślałem – mruknął skwaszony, widząc leżące przy basenie liny.
– Wolałem tego nie słyszeć.
Jungkook i Taehyung jednocześnie przenieśli swoje spojrzenia w drugą stronę i zawstydzili się lekko, widząc siedzących bezradnie przy murku przyjaciół. Starszy poczuł, jak rośnie mu w gardle gula, bo Yoongi wyglądał tak, jakby miał się za moment popłakać.
– Ej, co jest? Zaraz nas wyprzedzą, nie marnujcie czasu – wypalił Jungkook, a Tae miał ochotę zdzielić go w łeb. Mimo wszystko nie zrobił tego, bo wiedział, że jego narzeczony o niczym nie wie, a wygadanie się w tym momencie nie przyniosłoby nikomu żadnego pożytku.
– My... my chyba, uch, zrezygnujemy – odchrząknął Yoongi, bawiąc się bezsensownie liną, a nim Jungkook zdążył odpowiedzieć coś głupiego czy przykrego, Taehyung uderzył go z łokcia w żebro i popatrzył przepraszająco na Jimina.
– Jungkook. Ufasz mi? – wyszeptał, obracając się plecami do dwójki przyjaciół.
– No tak?
– To super, a teraz nie zadawaj żadnych pytań, wszystko wyjaśnię ci po finale, okej? Popłyniesz z Jiminem, a ja z Yoongim. Regulamin nie mówił nic o zamianie partnerów na pojedyncze etapy, a i tak skończymy zadanie razem i w podobnym czasie.
– C-co? – fuknął skołowany, ale Taehyung już machał w stronę przybitej pary, informując ich o zamianie. A Jungkook zdurniał jeszcze bardziej, gdy ci zgodzili się bez żadnych pytań i chwilę potem Jimin stał przed nim z wystawionymi przed siebie rękoma.
– Trochę nie jestem przekonany, Tae – westchnął Min, na co młodszy od niego tylko pokręcił głową.
– Wiem, że to dla ciebie stresujące i wiem, że boisz się o Jimina, bo ci na nim zależy. Dlatego spokojnie, nie znam lepszego pływaka od Jungkooka i nic złego się im nie stanie, tak?
– O ciebie też się boję, Taehyung.
– Okej, ja wiem, że akurat nasza dwójka nie poszła do tego programu z tego samego powodu co inni, ale podczas pierwszej konkurencji na basenie widziałem, że nieźle pływasz, także ufam ci, Yoongi. Jungkook z Chimem na pewno skończą szybciej, więc jeśli coś pójdzie nie tak, to Gukkie nam pomoże, jasne? – mówił spokojnym i ciepłym głosem, trochę jak do dziecka, ale aktualnie Min wyglądał tak, jakby właśnie tego potrzebował.
Skinął więc głową i podniósł z kafelek liny. Taehyung grzecznie usiadł na murku i poczekał, aż starszy wejdzie do wody i do niego podpłynie, by związać mu kostki oraz nadgarstki. Na sąsiednim torze Jungkook już stał w basenie, trzymając w talii nieco zestresowanego, aczkolwiek cholernie wdzięcznego Jimina. Taehyung uśmiechnął się delikatnie, ale nagle uśmiech został zastąpiony grymasem i głośnym syknięciem, gdy Yoongi za mocno zgniótł jego nadgarstki.
– Ej! – krzyknął od razu Jungkook, patrząc gniewnie na swojego hyunga. – Delikatniej, jasne? Ufam ci i tak dalej, ale jeśli mojemu narzeczonemu spadnie choćby włos z głowy, to osobiście cię zatłukę.
– "Narzeczonego"?! – wrzasnął Jimin, który gdyby nie miał związanych kończyn, już zapewne rzucałby się w wodzie i płynął w stronę zarumienionego Taehyunga. – Tae, jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?!
– Pogadacie sobie po finale, teraz do roboty. Zróbmy to zanim zbiegnie się reszta – ponaglił ich najstarszy, na co Jimin wydął dolną wargę i wybełkotał coś niezrozumiałego pod nosem. – Ale gratuluję – dodał ciszej w stronę Taehyunga, którego wciągnął do basenu.
– Dzięki – odpowiedział krótko, nawet jeśli było tyle innych powodów, za które chciał mu podziękować. Za rozmowę, za otwarcie oczu i uświadomienie, że to Jungkook zawsze był i będzie jego księciem na białym koniu. "Może nieco przygłupim, ale nadal jego i nadal księciem".
I kiedy w dość niezłym tempie ukończyli trzeci etap zadania, nawet nie myśleli o tym, by się rozdzielać.
Czwarta konkurencja sprawiła, że Taehyungowi lekko ugięły się nogi. Bo jasne, Jungkook trafił w tarczę aż osiem razy, śmiejąc się do rozpuku za każdym razem, gdy pudłował. Kim też chciał podzielać w tym momencie taki entuzjazm, jednak z tyłu głowy bez przerwy siedziała ta pieprzona obawa, że przecież ma wadę wzroku i oddanie choćby tych czterech pozostałych strzałów graniczy z cudem. Nie chciał martwić Guka swoimi obawami, dlatego dumnie przejął od niego niezbyt lekki łuk, chichocząc sztucznie i nerwowo, gdy pierwsze trzy strzały poleciały daleko poza tarczę.
– Tae?
– Ja chyba... chyba nie dam rady – wybełkotał w momencie, w którym spieprzył czwartą już próbę. Jego dłonie zaczęły pocić się niekontrolowanie, przez co łuk zdawał się jeszcze trudniejszy do opanowania.
Jungkook momentalnie zauważył w jego oczach i panikę i nie myśląc o tym, czy za takie coś grozi im dyskwalifikacja, po prostu podszedł do swojego narzeczonego i stanął tuż za nim. Objął go swoim ramieniem i pomógł unieść do góry łuk. Wciąż trzymając dłoń partnera napiął go i nakierował strzałę w odpowiednie miejsce.
– Widzisz? Musisz trzymać troszkę niżej, żeby strzała nie przeleciała nad tarczą. Wiem, że to trudne, ale przymykaj jedno oko, bo tarcza wcale nie jest aż tak daleko i naprawdę łatwo jest trafić. Tak?
Taehyung mruknął pod nosem, starając się utrzymać pozycję, w jakiej zostawił go młodszy. Spojrzał ostatni raz na tarczę i zmrużył powieki, nie do końca wierząc, że mimo to mu się uda. Dlatego pełne podziwu westchnienie z ust Jungkooka w istocie go zaskoczyło. Otworzył szeroko oczy i mało nie pisnął ze szczęścia, widząc wbitą w tarczę strzałę. Oczywiście, daleko jej było do złotego środka, jednak tak czy siak wystarczało, by zostało w konkurencji uznane.
Jungkook pomógł przyszłemu mężowi z kolejnymi dwoma, ograniczając swoje zadanie do ustawienia Kima w odpowiedniej do oddania celnego strzału pozycji. Mimo wszystko nie chciał zostać posądzony o oszustwo, gdyby zamiast drobnego wsparcia faktycznie stał za Taehyungiem, trzymał go i na dodatek oddawał strzały przy użyciu cudzych rąk.
– Zostały ci trzy szanse. Próbujesz sam? Wystarczy nam tylko jeden i możemy pędzić dalej – powiedział spokojnie, uśmiechając się przy tym ciepło. Taehyung ochoczo skinął głową i nawet jeśli pierwsza próba bez żadnej pomocy w ogóle się nie udała, tak druga okazała się celna. Mężczyzna nie chciał w to wierzyć, ale nawet nie miał czasu na pojęcie, czego tak właściwie udało mu się dokonać, bo szczerzący się od ucha do ucha Jungkook już ciągnął go za rękę w kierunku dobudówki.
Na samą myśl o kolejnej konkurencji polegającej na testowaniu celności zrobiło mu się nieco cieplej, lecz gdy już wsunął na stopy antypoślizgowe skarpetki i wskoczył z Jeonem na pierwszą trampolinę, strach momentalnie go opuścił. (Zanotował także w myślach, by w przyszłości koniecznie pójść z Gukiem na randkę do parku trampolin. Elastyczna siatka, jak się okazało, wcale nie była taka przerażająca, jak wcześniej mu się wydawało.) O trafne rzuty, którymi wcześniej zapewne cholernie by się przejmował, teraz również nie musiał się martwić. Jungkook i tym razem chętnie mu pomagał, śmiejąc się radośnie zarówno wtedy, gdy któryś z nich trafiał, jak również wtedy, gdy pudłowali. Taehyung nie do końca rozumiał, dlaczego biegnąc już do mety odczuwał taką wielką ulgę. Takie potężne i wszechogarniające szczęście.
Ale prędko zostało one zastąpione czymś nieprzyjemnym, gdy będąc dosłownie kilkanaście metrów przed stoiskami z tymi obleśnymi koktajlami kątem oka zauważył ciężko zipiącego Jimina i równie wymęczonego Yoongiego, którzy wręcz deptali im po piętach.
– Tae! Co ty wyprawiasz?! – krzyknął skołowany mężczyzna, widząc jak Taehyung po prostu się zatrzymuje i ze łzami w oczach wlepia smutne spojrzenie w przyjaciół. – Musimy iść! Taehyung, jesteśmy pierwsi! Nie spieprzmy tego! – dodał ostrzej, kompletnie nie rozumiejąc zachowania partnera.
– Guk, ja przepraszam – mruknął po cichu i (oczywiście udając) osunął się na ziemię symulując potworny skurcz w łydce.
– Boże, Tae-
– Nic mi nie jest! – syknął mu na ucho, gdy ten prędko się przy nim pochylił. – Po prostu mi zaufaj, inni potrzebują tych pieniędzy bardziej.
I nim zdecydował się zakończyć ten dość kiepski teatrzyk, spojrzał ostatni raz w pełne zrozumienia i wdzięczności oczy Jimina, gdy już po kilku sekundach wyprzedził dwójkę z Yoongim przy boku.
A kiedy przekroczył z Jungkookiem metę, kończąc program i ostateczne zmaganie na drugim miejscu, ta wcześniejsza ulga zdawała się być jeszcze większych rozmiarów. Bo nawet jeśli wiedział, że celowo przegrali ogromną sumę pieniędzy i będzie się musiał z tego gęsto tłumaczyć (wzrok Jungkooka wręcz wypalał w nim dziury), tak widok głośno łkającego ze szczęścia Min Yoongiego, wtulonego jak małe dziecko w równie wzruszonego Park Jimina, był wart więcej, niż tekturowy czek odebrany z rąk Hyuny na oczach całego kraju.
Wtedy Taehyung zrozumiał, że to wcale nie umysł, tylko serce jest jego siłą. Jego najpotężniejszą bronią i prawdziwym skarbem. Kluczem do szczęścia i pełni życia.
Fajnie jest umieć rozwiązywać skomplikowane krzyżówki i sudoku. Ale jeszcze fajniej jest z czystą przyjemnością dawać komuś szczęście tak małym kosztem.
*
Po finale wszystko działo się niesamowicie szybko. W jednej chwili wszyscy się przytulali i wzajemnie sobie gratulowali, później każda para po kolei była zmuszana do udzielenia co najmniej kilu wywiadów, by na koniec tego całego chaosu otrzymywać tonę wiadomości, SMS-ów i maili od rodziny, znajomych, fanów, pism plotkarskich czy nawet znanych marek zainteresowanych współpracą. Taehyung nie mógł w to wszystko uwierzyć i gdy po północy wrócił na ostatnią noc do hotelowego pokoju, wydarzenia z ostatnich kilku godzin wręcz w niego uderzyły. Położył się plackiem na łóżku i pokręcił głową, wiedząc, że niewiele dzieli go od rozpłakania się. Ale wtedy poczuł ciężar na swojej klatce piersiowej i uśmiechnął się szeroko, wplątując palce we włosy równie przytłoczonego tym wszystkim Jungkooka.
I nawet jeśli nie miał pojęcia, co przyniesie kolejny dzień, tak niespecjalnie się tym stresował. Nie, kiedy miał przy sobie swoje wszystko i niczego więcej do szczęścia nie potrzebował.
*
Następnego dnia wcale nie było lżej, gdy już o godzinie dziewiątej musieli się wymeldować, a później spotkać z producentami "The Fearless Ones", sponsorami, prawnikami i Hyuną, by przedyskutować warunki ich umowy, a także już powoli zapoznać ich z tajemnicami zza kulis. Jungkookowi było trochę przykro, że przez to nie dali rady spotkać się z resztą przyjaciół w pobliskiej restauracji na pożegnalnym obiedzie, ale na szczęście zdążyli zrobić grupową konwersację na Kakao i ustalić kilka spotkań w niedalekiej przyszłości. Koniec programu nie musiał od razu znaczyć końca znajomości, a Taehyung nawet nie przyjmował takiej możliwości, zwłaszcza w przypadku Jimina.
Po spotkaniu zjedli na szybko jakieś przekąski z jednej z ulicznych budek typu fast-food, by później ze swoimi torbami wsiąść w odpowiednią linię metra i dobre pół godziny pozować do zdjęć rozradowanych i uszczęśliwionych ich widokiem fanów. Cóż, Taehyung nie dziwił się z ich popularności, w końcu przez ostatnie tygodnie pełno ich było na Twitterze i innych portalach, nie mówiąc już o telewizji, zwłaszcza dzień po finale. I szczerze mówiąc, było to cholernie urocze, gdy kilka dziewczyn pokazało im nawet przedstawiające ich dwójkę tapety na telefonach, czy ekscytowało się ich zejściem, życząc wszystkiego dobrego w dalszym wspólnym życiu.
Ale łzy i tak momentalnie napłynęły mu do oczu, gdy po tylu miesiącach znów stanął przed blokiem, gdzie wiele lat temu kupili z Jungkookiem skromne mieszkanko, za które nadal spłacali kredyt.
– Idziemy? – zapytał młodszy, widząc to nagłe zawahanie narzeczonego. Przejął od niego jedną z toreb, tylko po to, by wolną ręką złapać i pokrzepiająco uścisnąć dłoń bruneta.
– A moglibyśmy najpierw pojechać do Jihana po moje rzeczy? Chciałbym wejść do naszego mieszkania ze wszystkim, co z niego wtedy zabrałem – wyjaśnił po cichu, na co Jungkook uśmiechnął się nieśmiało i skinął głową.
– W takim razie skoczę szybko po kluczki do auta i zostawię nasze torby. Raczej pamiętasz, gdzie jest nasze miejsce parkingowe, także czekaj przy samochodzie – polecił, znikając w budynku.
I nie mógł powstrzymać tego ogromnego wyszczerzu na twarzy, gdy wspinając się po schodach myślał o tym, ile magii dodaje każdemu rzeczownikowi to z pozoru zwyczajne słówko "nasze".
Nasze osiedle. Nasz blok. Nasze mieszkanie. Nasza lodówka. Nasza sypialnia. Nasz samochód.
Wszystko nasze, nasze, nasze, i już dłużej nie "tylko moje" lub "tylko twoje". Wszystko nasze, bo tak było i będzie już na zawsze, tak po prostu właściwie.
*
– To ja poczekam w aucie – obwieścił Jungkook, parkując przy podjeździe do posiadłości Jihana.
Taehyung uniósł brwi i wysłał krótkiego SMS-a byłemu chłopakowi, że już jest. Wiedział, że nie będzie to aż tak łatwe i bezbolesne spotkanie, ale im szybciej będzie miał je z głowy, tym lepiej.
– Nie ma mowy, idziesz ze mną.
– Tae... – Jungkook wydął dolną wargę i jęknął z rezygnacją.
– Guk, nie dąsaj się, podnoś dupsko i idziemy. Obiecałeś, tak? Obiecałeś, że przeprosisz.
– Lepsze żadne przeprosiny niż nieszczere.
– Nie mówię, że masz go przepraszać za swoje słowa, skoro nie chciałbyś ich cofnąć, ale plis, wypadałoby przeprosić za rzucenie się na niego z pięściami. Wiem, że ci głupio, bo dużo razy powtarzałeś, że, um... będziesz się starał studzić swój temperament. Także zrób pierwszy kroczek w tę stronę i powiedz chociaż "sorka za zdzielenie cię w twarz, mogłem tylko kulturalnie na ciebie nakrzyczeć" czy coś tego typu. Obiecuję, że Jihan ci nie odda i na pewno to doceni – powiedział nieco zirytowany jego dziecinną postawą brunet, lecz widząc jak Jungkook wywraca oczami i wyłącza silnik, odnotował w myślach progres i uśmiechnął się delikatnie. – Zuch chłopak – dodał, wychodząc z samochodu.
Podeszli do furtki i zaraz po tym jak Taehyung wpisał odpowiedni kod, już stali na schodach. Jihan nawet nie zdążył otworzyć do końca drzwi, jak zestresowany i nieco do tego przymuszony Jungkook wypalił:
– Hej, sorry za obicie ci mordy, nie chciałem się na ciebie rzucać, ale jakoś samo wyszło.
Taehyung uderzył się z otwartej dłoni w czoło, a Jihan aż zrobił krok w tył i zmarszczył brwi. Lecz już po chwili, widząc grymas na twarzy Jeona i sposób, w jaki wypychał sobie językiem prawy policzek, zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Raczej nie chowam długo urazy, ale dzięki, Jungkook.
– Fajnie – wybełkotał pod nosem i spojrzał wyczekująco na Taehyunga, który uśmiechał się przepraszająco w stronę Jihana.
– No to zapraszam do środka. Napijecie się czegoś?
– Przyjechaliśmy tylko po rze... – zaczął prędko Jungkook, ale mężczyzna nie pozwolił mu dokończyć.
– Zrobiłem smoothie ze szpinakiem, Taehyung.
– A masz pastę z awokado?
– Głupio pytasz, oczywiście, że tak. Kupiłem rano ten nowy mikser i wyszła jeszcze lepsza, niż zazwyczaj.
– W takim razie posiedzimy troszkę dłużej. Prawda, Jungkookie? – zapytał retorycznie swojego narzeczonego, który nawet jeśli miał ochotę wydrzeć się na całe gardło "NIE", uśmiechnął się krzywo i pokiwał głową.
Czego się nie robi dla miłości...
*
– I jak? Gotowy? – Jungkook popatrzył wyczekująco na przyszłego męża, kiedy finalnie po kilku przebieżkach z parkingu na klatkę schodową i na odwrót, wreszcie przytargali pod drzwi wszystkie rzeczy starszego.
Taehyung uniósł kąciki ust w górę i mruknął pod nosem nieśmiałe "tak".
– W takim razie czyń powinność.
– Ale ty masz klucz.
– Twój też tutaj gdzieś jest, zapomniałeś? – zaśmiał się młodszy, a Taehyung prędko skojarzył wszystkie fakty i przykucnął na piętach, podnosząc wycieraczkę. Jego oczy wręcz się zaświeciły, bo jak widać wcale nie kłamał, mówiąc, że klucz będzie czekał na niego dokładnie w tym miejscu.
– Zaraz się zerzygam albo rozpłaczę, Guk. Nie wiem, mieszkałem tu tyle lat i to nie powinno być dla mnie niczym niezwykłym, a mimo to się jakoś nielogicznie stresuję – sapnął, a wtedy Jungkook tak po prostu złapał jego dłoń i nakierował ją w stronę zamka.
– No to razem, na trzy. Raz.
– Dwa.
– Trzy! – krzyknęli wspólnie, przekręcając kluczyk w zamku. Jungkook prędko nacisnął klamkę i pchnął drzwi, czując jak jego ciałem także wstrząsają jakieś dziwne dreszcze ekscytacji.
Dokładnie obserwował minę Taehyunga i by zapobiec mazaniu się, zaczął wnosić do korytarza wszystkie te torby i reklamówki z toną ubrań, kosmetyków czy przeróżnych bibelotów. Zamknął za sobą drzwi i głośno westchnął widząc jak starszy chodzi od pokoju do pokoju ze łzami w oczach.
– Nic się nie zmieniło. Tylko trochę tu pusto bez moich gratów – powiedział cichym głosem, przechodząc z salonu do ich sypialni. Zdjął buty, które z tego wszystkiego zapomniał zostawić w progu, by następnie z lekkim zawahaniem wskoczyć na łóżko. Rozglądał się dookoła i zaczął infantylnie machać rękami i nogami, wykonując tym samym coś na kształt śniegowych aniołków, i mógłby przysiąc, że już dawno nie czuł się dobrze. A kiedy już po chwili Jungkook do niego dołączył, owijając go w talii ramionami, było tylko lepiej. Najlepiej. – Muszę się rozpakować, Guk. Pomiziamy się w nocy, okej?
– Rozpakujesz się jutro – wybełkotał w jego szyję i Taehyung w normalnych okolicznościach zapewne odkleiłby go od siebie i zmusił do pomocy z torbami, tak teraz, czując na swojej skórze ciepłe łzy, nie ruszył się ani o milimetr.
– Czemu płaczesz, skarbie? – wyszeptał, zaczynając delikatnie masować opuszkami kark młodszego.
– Bo jestem teraz najszczęśliwszy? Bo jesteś tu ze mną i leżmy razem w naszym łóżku? B-bo... bo moje kochanie wróciło wreszcie do domu.
I Taehyung też zaczął płakać ze wzruszenia, wtulając w siebie Jungkooka tak mocno, jakby już miał go nie wypuścić, już nigdy nie zostawiać.
(Bo nie zamierzał.)
– Tak, Gukkie. Wróciłem do domu. Naszego domu.
(A kiedy po kilku godzinach słodkiego pieszczenia się, w sypialni paliły się już tylko okalające łóżko światełka, będące pozostałością zeszłorocznych świąt, Taehyung ubrany jedynie w okulary korekcyjne ujeżdżał Jungkooka tak zmysłowo i energicznie, że młodszy po prostu widział gwiazdy. I czuł się tak cholernie zdominowany, gdy jego narzeczony zaciskał dłoń na jego gardle i kilka razy niczym typowa zołza celowo przerywał swoje ruchy, widząc jak niewiele dzieli Jungkooka od szczytu. Ale, oczywiście, Jungkook nie byłby sobą, gdyby później się nie zemścił, robiąc z Kima jęczący, uległy bałagan. To było tak bardzo ich, że Taehyung mało nie rozpłakał się ze szczęścia po raz kolejny, zasypiając później w jego ramionach.
– Kocham cię tak bardzo, wiesz, Jungkook?
– Wiem – wyszeptał, ponieważ teraz był już pewien. – Ale i tak ja ciebie bardziej.)
_________________________
jutro epilog ♥
+
tak, duuużo było obiecywanek z mojej strony, ale moje życie zostało ostatnio niespodziewane wywrócone do góry nogami. mam wakacje tak naprawdę, ale chciałabym zrobić sobie te wakacje także metaforycznie. od jakiegoś września? października? (nie licząc okresów sesji na studiach) pisałam dużo i dodawałam regularnie. ogólnie musicie wiedzieć, że wattpad był bardzo ważną częścią mojego życia (w pewnych momentach niestety najważniejszą) i trochę w tym życiu zmienił. skupiałam się ostatnie kilka lat na taekookowej miłości tak bardzo, że sama w prawdziwym życiu na tę miłość sobie nie pozwalałam, a gdy już się pojawiała, to o nią nie dbałam, po prostu nie umiałam. jakby to powiedzieć... pierwszy raz pojawiła się w moim życiu taka miłość, o którą w końcu desperacko wręcz pragnę zadbać. nie chcę tego za bardzo rozwijać bo to troszkę świeże i osobiste, w każdym razie mam nadzieję, że się nie pogniewacie i zrozumiecie i będziecie trzymać kciuki ♥ dlatego też po dodaniu epilogu nie planuję dodawać nic nowego i... zobaczymy, jak to będzie, prawda?
gdyby tak się stało, że już nie wrócę, to pamiętajcie, że zawsze byliście, jesteście i będziecie w moim sercu i to nie do opisania, ile miłości dawaliście każdej mojej pracy. ile miłości dawaliście przez cały ten czas mnie. kocham Was, i biorę pełną odpowiedzialność za te słowa. mam nadzieję, że czuliście tę wdzięczność i miłość z mojej strony. dziękuję Wam za wszystko, to była wspaniała przygoda dzięki której poznałam masę cudownych osób ♥ no, i niech te moje prace sobie tutaj zostaną, może ktoś będzie chciał do jakiejś wrócić i się pośmiać XD
buziak!
PS jestem jak bumerang, znając życie pewnie w końcu wrócę XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top