XII

    Cały weekend minął w miarę pozytywnie, pomijając fakt, że przez pomysł Adriena ze wspinaczką o mało nie przyprawił  Marinette o  zawał serca. Jednak, musiała przyznać, że ten cykl wyjazdów był świetną zabawą i faktycznie coś się ruszyło w relacji całej czwórki. Emilie zaczęła podołać roli matki dla dziewczyny i jakoś spokorniała, zachowując swój szalony charakter i masę pozytywnych pomysłów. Gabriel, o dziwo, bardziej interesować się sprawami rodzinnymi, wychowaniem syna oraz "córki". Adrien jakoś wynormalniał, nie tylko w domu, ale również w szkole. Nauczyciele byli zdezorientowanym zachowaniem nastolatka, który pierwszy raz od rozpoczęcia nauki w tej placówce spokorniał. Może to była zasługa wyjazdów lub pracy chłopaka. Marinette rzadziej mogła go zauważyć w domu, gdyż Gabriel dawał dużo zajęć swojemu synowi, nie tylko sesje fotograficzne, ale również pełnił rolę młodszego asystenta, organizując sale na spotkania konferencyjne. Skutkowało to zmęczeniem, a to przekładało się na spokój wszędzie gdzie przebywał.

Marinette starała się nie wchodzić mu w drogę, mimo wyjazdów i zmiany zachowania, nie mogła zapomnieć o tym co robił. Miała też inne rzeczy na głowie, ponieważ śmierć jej rodziców dalej nie dawała jej spokoju. Jednak, co się dziwić? Dwójka jej najważniejszych ludzi nagle odeszła i to nie z ich winy. To cholernie bolało. Często odwiedzała ich grób, czasem sama a czasem z państwem Agreste. Alya jej pomagała jak tylko mogła, ale to nadal nie wystarczało. Śmierć, jest ciężarem, który dźwigamy przez całe życie, tylko pytanie, czy śmierć ma się stać naszym całym światem, czy lepiej spojrzeć na to, co nas otacza i się tym cieszyć, a widmo śmierci odsunąć, by nie zmarnować własnego potencjału?

Z tych przemyśleń wyrwał ją głos chemiczki, która pytała się o jakiś wodorotlenek reakcji.
Na miłość boską, mam wrażenie, że łatwiej się dogadać po chińsku niż zrozumieć, co ona mówi. Mari próbowała wydukać jakąś odpowiedź, jednak nic jej do głowy nie przychodziło, nagle w sali rozbrzmiał znudzony i arogancki głos.

- K dwa O i H dwa O da dwa KOH, klasyczna reakcja tlenku metalu z wodą. - Adrien nawet nie odwrócił wzroku od okna za którym było pochmurno. 

- Bardzo dobrze Panie Agreste, a pannie Dupain-Cheng przyda się porządna praca nad chemia. Ja jestem w stanie wszystko zrozumiem, śmierć rodziców jak i żałobę z nią związana, ale matura się sama nie napisze albo nie zdasz do następnej klasy. Priorytety młoda damo. Prio-ry-te-ty. 

Marinette kiwnęła tylko w głowa, nie miała siły, by wydusić słowo. Tylko 3 osoby w klasie wiedziały o wypadku. Natychmiast w pomieszczeniu rozległy się szepty, zostały szybko zgłoszone, przez nauczycielkę, a wraz z pozwoleniem na wyjście na przerwę, dziewczyna pobiegła do biblioteki, by ukryć się przez spojrzeniami i głosami współczucia. Regały były na tyle blisko ustawione, że ona się tam bez problemu mogła się schować w cieniu. Z plecaka wygramoliła jedna z pogiętych fotografii i przytuliła ja do siebie. Przedstawiała ona rosłego mężczyznę, niziutką kobietę oraz malutką dziewczynkę, którą razem trzymali. Tak bardzo chciała znowu się do nich przytulić, poczuła wielka gule w gardle i łzy płynące po policzkach, szybko jest starła, ale znowu pojawiły się nowe. Czekały ja jeszcze dwie godziny, dzięki Bogu, to francuski, więc powinno być spokojnie. Głęboko odetchnęła, da radę, tego by chcieli rodzice. Poczekała do końca przerwy i wstała chwiejnie, powłuczając do klasy.

Przy pomieszczeniu stała nerwowo Alya z Nino, mulatka od razu rzuciła się na szyi przyjaciółce, Mari ledwo rozumiała kazania dziewczyny. Po chwili przyszedł nauczyciel i wszyscy zostali wpuszczeni do klasy. Dwie godziny upłynęły spokojnie. Z resztą, Pan Daguin był osobą o anielskiej cierpliwości, z tego powodu miał "przemiłe" komentarze od Jaque - nauczyciela WF.

Po skończonej lekcjach, dziewczyna szła spokojnie do domu, o dziwo nikt z klasy nie podchodził i nie pytał jak się czuje, co było trochę dziwne, ale przynajmniej miała święty spokój. Nagle, usłyszała za sobą głos, który wolał ją. 

- Hej Dupain-Cheng! - to była Lila Rossi, to jest ten rodzaj dziewczyny, która uważa się za lepsza, bo wzgląd na droższe ciuchy. Każdy wiedział, że kłamie w każdym możliwym temacie, jednak ta, dalej sądziła, że ktoś uwierzy jej. Oczywiście, często kleiła się do Adriena. Nawet bywała w willi, ale już od dłuższego czasu jej tam nie było... Z resztą Adrien sam kazał jej się nie pokazywać na oczy. - Co tam się stało na chemii? Myślałam, że jesteś po prostu głupia, a facetka mówi o jakieś żałobie, co rodzice mieli Cię dość i i umarli? Hah, nie dziwę im się.

- Zamknij się Rossi...  - wycedziła dziewczyna, już chciała iść do domu, jednak włoszka nie miała zamiaru je puścić. Już chyba chciała znowu coś powiedzieć, ale nie zdążyła.

- Serio Lila? Najpierw się puszczasz, a potem nękasz innych? Jak nisko można upaść? - nie wiadomo kiedy Adrien zjawił się obok, ubrany jak zawsze w ciemne kolory, tylko lekko kpiący uśmiech był na jego twarzy.

- No co Adrien? Żal Ci tej sieroty? No chyba nie powiesz mi, że tak? - w Marinette krew zaczęła się gotować, czuła, że jeszcze chwila i rzuci się na brunetkę.

- Nie żal, ale mam wystarczająco rozumu, by domyśleć się, że to chwyt poniżej pasa Rossi. Spadaj do tego swojego sponsora, a ją zostaw w spokoju. - teraz uśmiech zastąpiło obrzydzenie zmieszane z znudzeniem, brunetka nawet nie zdążyła odpowiedzieć, a chłopak zaczął iść przed siebie. - A ty na co czekasz? Mieliśmy razem wrócić, czy masz coś do zrobienia? - tym razem to pytanie było skierowane do fiołowookiej.

- Ugh... Nie... Ja...  Już idę... - Mari podbiegła do blondyna i ruszyli razem, zostawiają oszołomioną Lile.

-Czekaj! To wy jesteście razem?! - wrzasnęła zszokowana.

- Mieszkamy razem. - rzucił Agreste niedbale i ruszyli w drogę.

Marsz ciągnął się, a chłód oraz cisza wcale nie pomagały. Mimo iż już Adrien był od pewnego czasu bardziej przyjemny, dla dziewczyny nadal to był problem, by chociażby okazać w jakieś sposób wdzięczność. Jednocześnie ta zmiana nie dawała jej spokoju. Czasem sama dochodziła do wniosku, że jego egzystencja to jeden niezrozumiały żart i związek przyczynowo skutkowy. On z gimnazjum, on z początku liceum i teraz, to nie miało sensu, brzmiało jak 3 oddzielne etapy różnych osób... Coś za tym musi stać...

- Hej, a ty gdzie? - blondyn stał kilka kroków za nią, teraz mieli skręcić. A ona sama szła dalej w zaparte, spojrzała delikatnie w górę, byli niedaleko wierzy Eiffla.

- Pójdziemy pod nią? - Zapytała bez większego zastanowienia. Po chwili żałowała, że powiedziała to, miała już się odwracać i wcisnąć wymówkę, by wracali, ale chłopak, był już obok. Bez zbędnego słowa ruszyli pod nią. Kiedy dotarli pod nią, stanęli. Rozkoszowała się widokiem metalowej konstrukcji, nie wiedziała ile oni tam stali, czy to 5 minut, czy 30 nie robiło to żadnej różnicy im obojgu. Pogrążała się we wszystkich myślach, które ostatnio chciały ją pochłonąć, rodzice, szkoła... Przyszłość... Była przerażona na samą myśl o tym wszystkim. Zawsze, jak nie mogła znaleźć pomysłu, starała się poszukać wskazówek w otoczeniu, zerknęła na chwilę na blondyna, ten pewnie wie... W końcu jest dziedzicem rodziny Agreste... A może coś głębszego w nim jest? Czy on chce to robić? 

- Słuchaj... Mam papierkową robotę... Muszę iść... Masz mój numer, nie? Wyślij sms jak dojdziesz do domu, wiem, że stąd naprawdę żółwim tempem 20 min Ci to zajmie. Jak nie wyślesz będę dzwonił ile popadnie i doniosę rodzicom. - Dziewczyna myślała, że ukatrupi go, nie chodziło o to, że ją zostawia, ale wytycza jej takie idiotyczne zasady. Miała ochotę specjalnie pójść gdzieś jeszcze na złość mu, ale nie miało by to sensu. Wsadziła ręce do kieszeni jej grafitowej kurtki i ruszyła do domu, już jej zęby zaczęły zgrzytać od temperatury. Może jednak ten szantażysta miał racje... Ale w życiu mu tego nie powie. 

Faktycznie szybko dotarła do domu. Jak zwykle nikogo nie zastała, do 18 i tak będzie sama, więc bez sensu czekać na chociażby jednego domownika, by zjeść posiłek. Po nim udała się do pokoju, gdzie się totalnie nudziła. Stwierdziła jednak, że spróbuje zrobić coś z tą chemią. Nie od dziś ma problemy z nią. Pewnie ktoś, by jej mógłby poradzić, by poszła o pomoc do Adriena, ale po dzisiejszym wyskoku z sms nie poprosi o pomoc... 

- Cholera... Sms... - westchnęła, wyciągając komórkę, zobaczyła w niej z 10 połączeń od Agresta, z 5 powiadomień o poczcie głosowej i furę wiadomości od Emilie... - Cholerny dręczyciel... - wysłała najpierw tego sms i zaczęła dzwonić do blondynki, by ją uspokoić. 

Po 20 minutach zapewniania, że jest cała i ok 10 zdjęciach potwierdzających to, parła się na fotelu i odetchnęła głęboko. Jednak jej spokój nie trwał długo, ponieważ usłyszała kolejne powiadomienie. Przez myśl przeszło jej rzucić urządzeniem. Wzięła niechętnie urządzenie. Okazało się, że to KIK i ChatBlanc

ChatBlanc:

Hej, jak tam? Słuchaj, myślałem o tej twojej chemii... Znam pewną stronę, która może Ci pomóc, tylko nie zrażaj się przez nazwę

Marinette weszła w niżej wysłany link, po chwili jej oczom ukazała się strona zatytułowana "Chemia dla opornych"*. Dziewczyna się zaśmiała, natychmiast otworzyła stronę na laptopie i zabrała się do pracy. Oczywiście, niezapomniała o podziękowaniach.

Siedziała tak nad pierwiastkami i związkami kilka długich godzin, aż w końcu zasnęła. W końcu ktoś ją obudził, była to Emilie. Mari nie pamiętała dokładnie wszystkiego. Prysznic, piżama, monolog kobiety o odpowiednim traktowaniu siebie, aż w końcu ciepłe i miłe łóżeczko. Na sam koniec, jak przez mgłę, delikatny pocałunek w czoło i odgłos zamykanych drzwi.

Poranek dziewczyny był dość chaotyczny, dzięki Bogu za cykliczne ustawienie dzwonków. Zeszła do jadalni na śniadanie. O dziwo zastała tam tylko dwójkę dorosłych bez Adriena.

- Poszedł wcześniej do biura przygotować wszystko na konferencje, powinien przyjść na zajęcia do szkoły.

- Marinette, jakby się nie zjawił, daj mi znać, pomówię z nim sobie. - poleciła kobieta, czarnowłosej coraz bardziej zaczęło to przypominać relacje rodzeństwa, które się pilnuje. W sumie, to właśnie tak ono powinno działać, w pewnym stopniu się pilnować, wspierać, pomagać. Kiedy jednak w roli brata postawi się niestabilnego 17 latka, który próbował się do Ciebie dobrać, rozwalił Ci pamiątki rodzinne, a teraz się uspokoił, to sytuacja nie wygląda kolorowo.

Po dokończeniu śniadania, spakowaniu rzeczy, Mari ruszyła do szkoły. Cała droga przebiegła raczej spokojnie. Przed salą stała już jej klasa razem z Nino i Alyą. Mulatka od razu rzuciła się dziewczynie na szyje. zasypała ją pytaniami, jak się czuje, czemu nic jej nie odpisała na komunikatorze, czego chciała Rossie od niej oraz gdzie jest Adrien.

- A to ten jeszcze nie przyszedł? Zostały tylko 2 minuty... -  w tym momencie cała trójka usłyszała spanięcia, a nawet krztuszenia. Za nimi stał ledwo żywy, czerwony i spocony Agreste.

- O cholera, stary, co Ci się stało, wszystko ok? Usiądź sobie. - Nino od razu zatroszczył się o kumpla, który prawie wyzionął ducha biegnąc do szkoły. Mari pokusiła się tylko wysłać wiadomość do Emili, że jej syn jest w szkole i podała butelkę z wodą blondynowi. 

Chwilę potem pojawiła się nauczycielka historii i zaczęły się lekcje. Adrien znikał raz na jakiś czas na przerwach, ponoć dzwonił do firmy, by się upewnić, że wszystko ok. Dziewczynę zdziwiło to, że nikt w klasie nie podchodził się spytać o wczorajszą sytuację z chemii, jedynie Alya, ale ona wiedziała o całej sytuacji. Reszta dnia minęła całkiem spokojnie, model ulotnił się natychmiast tłumacząc to pracą i sesją. Alya ubłagała dziewczynę, by poszli we trójkę do jej domu. Czarnowłosa chwilę się zastanowiła i już chciała dzwonić do Emilie, by ją uprzedzić, kiedy głos zabrał Nino.

- Sorry, ja nie dołączę mam dziś zmianę na imprezie w jakimś klubie, ale ty Alya idź spokojnie, zrobicie sobie babski wieczór. 

- O no nie, chciałam we trójkę... O! Jutro jest sobota, dałoby radę jutro się spotkać? Proooszęęę... - Mari się zaśmiała i odrzekła, że nie ma sprawy.  Po czym każda osoba poszła w swoim kierunku. Dziewczyna odbębniła całą rutynę poszkolną, kończąc ją w swoim pokoju. Leżała już u siebie w pokoju, wpatrywała się w sufit i zastanawiała się co mogą zrobić jutro z całą paczką. Też zastanawiała się, czy Adriena zapraszać do tego wydarzenia. W końcu odetchnęła i podjęła decyzje, że spróbuje. Jeszcze go w domu nie było. Najpierw i tak musi "wujostwa" spytać o zgodę. 

Czas wolny dziewczyna spędziła na robieniu szkiców i wypisywania potrzebnych materiałów. To ją bardzo uspokajało i pomagało poukładać myśli. Przy okazji wpadło jej do głowy, że zaraz są święta i powinna zająć się prezentami. Szybko spisała co mogłaby dać każdemu domownikowi. Doszła do wniosku, że musi iść na zakupy. Jednak, nie miała pieniędzy. Jak na zawołanie w domu rozbrzmiał głos Emilie.

- Ciociu... Jak dobrze, że jesteś! Słuchaj... Czemu płaczesz? - Twarz kobiety była zalana łzami, ale jej usta rozciągały się w uśmiechu. 

- A przepraszam... Po prostu się wzruszyłam. O co chodzi?

- W sumie mam dwie kwestie, pierwsza, czy jutro może przyjść do mnie 2 znajomych, koleżanka z chłopakiem. No i ta druga... Trochę mi głupio... Ale zbliżają się święta, no i chciałam kupić prezenty, ale głupio mi, nie mam pieniędzy, a nie ogarnęłam żadnej pracy na czas... Oddam wam co do grosza, przysięgam!

- Marinette, chcesz mnie obrazić? Sama chciałam jechać po zakupy świąteczne, a o pieniądze się nie martw, jesteś moim dzieckiem, więc nie ma sensu liczyć. A co do znajomych niech wpadają, chętnie ich poznam. Chodźmy teraz na zakupy! - ta szalona kobieta jak zwykle nie bawiła się w jakieś ceregiele. W przeciągu 5 minut siedziały w aucie i wyjeżdżały z posesji. 

Kiedy dotarły do galerii Emilie przekazała Marinette jedną z kart bankowych, po czym radośnie w podskokach ruszyła w znanym tylko sobie kierunku. Czarnowłosa tylko pokręciła głową i ruszyła na podbój sklepów. 

Całe zakupy odbywały się do późnych godzin, a praktycznie do zamknięcia sklepów. Mari i Em (ponieważ tak kobieta kazała się do siebie zwracać też), obiecały sobie, że nic nie powiedzą o prezentach i wszyscy dowiedzą się o nich w święta. W domu już był Gabriel i Adrien, który ledwo na oczy patrzył. Matka chłopaka kazała mu iść do pokoju i spać. Przyjęło się to z bardzo pokornym gestem - pójściem do swojego pokoju. Marinette też miała już zmykać, kiedy dostała jeszcze bojowe zadanie - zaniesienie kubku z rumiankiem blondynowi do pokoju. Dziewczyna niechętnie wzięła naczynie i poszła do pokoju chłopaka. Weszła i położyła na stoliku rumianek, miała już wychodzić, jednak zwróciła uwagę, że na jego biurku, coś leży. Ponownie w niej obudziła się grzebanie w przeszłości chłopaka i szukania przyczyn zmian w zachowaniu chłopaka. Na meblu leżał dziennik w skórzanej oprawie, a na ekranie komputera była otwarta jakaś strona internetowa...

- Co tu jeszcze robisz? - poczuła jego oddech na swoim karku... Powróciły jej na chwile wszystkie wspomnienia dotyczące ich wcześniejszych spotkań. Szybko się opanowała i szybko znalazła światełko w tunelu. Odwróciła się do niego.

- Jutro Alya i Nino przychodzą, chcesz się do nas, no wiesz takie luźne spotkanie, chcesz się dołączyć? - chłopak zmierzył ją wzrokiem, jakby szukał kłamstwa w niej. 

- No dobra. I tak miałem Nina wyciągnąć gdzieś.

- O to super, zaraz do nich napisze i dam Ci potem znać, no to pa paaaa. - natychmiast wybiegła z pokoju i wpadła do swojego jak burza. Wyciągnęła telefon i trzęsącymi się rękoma zaczęła ustalać wszystko.  Po tym ustaleniu i wysłaniu Adrienowi ustaleń padła na łóżko... W głowie miała tylko skórzany dziennik.


* - naprawdę istnieje taka strona.


Hej hej!

Znowu wróciłam. Nie chce już więcej składać więcej obietnic, bo tylko wam zrobię zbędny zawód. Jednak jestem. Już dawałam wam znać dzień wcześniej, że będzie rozdział, ale całe święta nad nim pracowałam, a korekta rozdziałów (szczególnie tych początkowych) to była katorga. Też uprzedzę z góry, że styczeń będzie dla mnie pełny zaliczeń zerowych, a nie ukrywam, że wszystko chce zaliczyć za 1 razem, a luty mieć prawie cały wolny. Mam nadzieję, że przeczekacie cierpliwie. Następny rozdział będzie u "Czy zostaniesz moją żoną... Na rok?", ale postaram się tu pisać następny rozdział. 

Ściskam i całuję.

Pozdro!

777777569+\95 <- sekretna wiadomość od mojego kota, ktoś umie w język koci i wie "Co autor miał na myśli?"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top