X
Wyszła spod prysznica w ciepłym, miłym w dotyku, puchatym szlafroku, na głowie miała ręcznik oraz kapcie na nogach. Usiadła na łóżku przyciągając nogi do siebie i upadła na prawy bok. Tego wszystkiego było za wiele, ten chłopak ją wykończy, tylko nie wiadomo czy psychicznie czy fizycznie. Potrzebuje czasu, ale nie tylko ona, ale i on. Musiała się dokopać do resztek dawnego Adriena, póki ma jeszcze dziewictwo. Małe kroczki, małe kroczki, a dojdziesz do czegoś wielkiego. Powtarzała to niczym mantrę. Jeżeli to się uda, to uchroni wiele niewinnych i naiwnych dziewczyn przed nim, jednak nie pomoże tym przedtem.
Wstała z łóżka zdejmując turban z głowy, podeszła do szafy, z której wyjęła błękitną podkoszulkę na cienkich ramiączkach oraz czarne leginsy. Wytarła jeszcze raz włosy ręcznikiem, upewniając się, że są tylko trochę jeszcze wilgotne, ale nie mokre. Poszła do łazienki, gdzie się przebrała i wysuszyła włosy. Gdyby była w domu, to by jeszcze się pomalowała, ale tu nie było potrzeby, z resztą, dużo razy słyszała od mamy, że ślicznie wygląda bez chemikaliów na twarzy. Założyła kapcie i zeszła na dół w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia, mając jednocześnie nadzieje, że państwo Agreste już wrócili.
Przeglądała szafki, oprócz idealnie ułożonych przyborów kuchennych i zastawy stołowej nic nie znalazła prócz cukru i herbaty owocowej. Westchnęła ciężko, nalała wody do czajnika i postawiła go na gazie, jednak zorientowała się, że trzeba było odpalić butlę z gazem, schyliła się, by to zrobić, jednak uderzyła się w głowę o blat. W konsekwencji nie udało jej się tego zrobić, a tylko nabiła sobie guza. Aż przypomniały jej się czasy z gimnazjum, gdzie zawsze albo się o coś potykała, albo robiła sobie krzywdę w inny sposób. Usiadła na krześle przy wyspie kuchennej i masowała obolałe miejsce.
- Co się stało? Coś spadło z półki? - do pomieszczenia wszedł blondyn, który było widać, że dopiero skończył się myć, dresy mu pociągająco zwisały z bioder, a góra była ubrana jedynie w ręcznik na głowie, który opadał na kark i ramiona. Dziewczyna nawet nie chciała nic mu mówić, w obawie przed jakimś uwagami z jego strony.
- Nic. - mruknęła.
- Jak to "nic" słyszałem, coś ci spadło na głowę?
- Już nie udawaj takiego miłego. - wiedziała, że nie tak powinna się wobec niego zachowywać przy założonym planie, ale jeszcze nią rządziły emocje znad przystani i lasu. Po chwili westchnęła, zadając sobie sprawę, że blondas nie odpuści. - Uderzyłam się o blat, bo chciałam herbatę sobie zrobić, a butla była zakręcona.
Chłopak rzucił ręcznik na sąsiednie krzesło, Mari otworzyła jedno oko obserwując, jak Adrien zgrabnie porusza się po kuchni wyjmując pojedyncze rzeczy. Ścierka, młotek do mięsa i kostki lodu z zamrażarki. Kostki wyłożył na materiał, zawiną i zgrabnie zaczął rozbijać młotkiem. Po kilku minutach podszedł, podniósł jej rękę i w jej miejsce ułożył kompres.
- Trzymaj, bo inaczej guz będzie większy i będzie bardziej bolał. - powiedział, udał się w stronę nieszczęsnej butli i ją odkręcił. Uszykował dwa kubki i torebki do naparu.
Marinette patrzyła się na niego jak na kosmitę albo ktoś zamienił tego prostaka z lasu, albo robił to w jakimś wyższym celu. Po kilku minutach przed jej twarzą pojawił się kubek z napojem, a były model zajął miejsce, gdzie był jego ręcznik.
- Słodzisz?
- Nie, dzięki. - powiedziała, chciała zdjąć na chwilę lód, jednak ręka Adriena ją uprzedziła. Zmieniła ją tylko i zaczęła pić.
Siedzieli w niezręcznej ciszy. Żadne nie podniosło wzroku na drugie. Dziewczynie coraz trudniej było to wytrzymać, nie rozumiała go, zupełnie. Poczuła się tak jak w gimnazjum, zawsze uczynny, pomocny, przyjacielski, skory do pomocy, nie tylko jej, ale i każdemu, kto jej potrzebował. Podniosła fiołkowe oczy na niego. Ten znalazł sobie jakiś interesujący punkt w oknie, które było ustawione tak, że dziewczyna widziała tylko jego profil. Tysiąc pytań było w jej głowie, chciała go o wszystko zapytać, domagać się wyjaśnień, ale nie mogła, doskonale to wiedziała. Już zebrała się na odwagę, gdy drzwi do domku się otworzyły, a w nich stanęła dwójka Agrestów. Kompletnie przemoczeni, jedynie na twarzy Ann jak zwykle gościł uśmiech. W rękach mieli torby z jakiegoś super marketu. Czarnowłosa była przerażona, przecież tyle jedzenia nie było im potrzebne, mieli być tu tylko przez weekend. Chciała wstać, by pomóc im rozpakować zakupy, jednak ubiegł ją Adrien, bez słowa wstał i zabrał torby matce. Położył je na stole i zaczął rozkładać po pojedynczych szafkach. Kobieta po chwili zwróciła uwagę, że coś dziewczyna sobie zrobiła. Mari uspokajała ją zapewnieniami, że wszystko dobrze i namawiała ją, by poszła się umyć i przebrać.
- No dobrze, możecie sobie z siatek wziąć coś do jedzenia, jednak nie najadajcie się, bo zaraz będę robić obiad. A! Adrien, pamiętaj, Ciebie dieta obowiązuje.
- S-słucham? Jaka dieta? - wtrąciła się Marinette.
- Adi wraca do modelingu. Musi wagę trzymać, ćwiczyć oraz rzuć palenie i przestać pić. - blondynka srogo popatrzyła na syna, który biernie wykonywał swoją czynność. Para udała się na górę. Nastolatek szybko wykonał pozostałą czynność, torby wrzucił do szafki, a z koszyka na owoce wziął banana. Miał się iść na górę, ale chwilę się zatrzymał przy dziewczynie. Bez żadnego pytania naszykował nowy kompres i zabrał jej stary, z którego lód wrzucić do zlewu, a ścierkę położył gdzieś przy kominku.
Mari siedziała jeszcze przez dłuższą chwilę, zastanawiała się poważnie, czy tego nie głosić na policje, pod mianem jakiegoś porwania czy coś, bo to ten sam facet nie mógł być, nie ma opcji. Gdy stwierdziła, że chód zaczął zamieniać się w ciecz, zrobiła to samo co wcześniej Adrien. Poszła do swojego pokoju, gdzie stwierdziła, że trochę za lekko się ubrała, na ramiona zarzuciła długi, beżowy sweter. Chwyciła książkę, usadowiła się na parapecie i zaczęła czytać, jednak nie mogła się skupić. Usłyszała nagle, jakby garnki się przewracały. Zbiegła na dół, tam zastała Emilie, która zbierała patelnię i garnki z ziemi. Gdy zauważała Marinette zaczęła się śmiać, w tamtej chwili nastolatka naprawdę zaczęła się zastanawiać, czy nie trafiła do domu wariatów, brakowało jeszcze, by zaraz wykończył Gabriel w majtkach i grał na saksofonie.
- P-przerpraszam Cię, ale ktoś poprzestawiał garnki i całą resztę, że byłam świecie przekonana, że tu mam przyprawy i trochę się zdziwiłam jak wszystko się wysypało. - wyjaśniła pomiędzy napadami śmiechu, dziewczyna ukucnęła i zaczęła zbierać je oraz układać na półce.
Ostatecznie Mari została w kuchni obserwując poczynania Pani Agreste, która chciała sama przygotować posiłek. Fiołkowooka siedziała karnie przy wyspie i obserwowała jak kobieta, mimo że już dawno nie gotowała, radziła sobie bardzo dobrze w kuchni. Po jakieś godzinie na stole gościły cztery porcje brązowego ryżu, sałatki z sałaty, pomidora, cebuli, marchewki, z prażonymi nasionami słonecznika i dyni oraz z piersią kurczaka w ziołach. Całość dopełniała zastawa stołowa, talerze w kolorze delikatnej mięty, kieliszki na wodę i srebrne sztućce. Obowiązkowo, był biały obrus i serwetki w kolorze talerzy. Wszystko wydawało się jakby było zostało żywcem wyjęte z magazynu lub programu o projektowaniu domów, po raz kolejny dziewczyna miała wrażenie, że ona tu nie pasuje. Jej przemyślenia wyrwała Emilie, która poprosiła ją, by ściągnęła facetów na posiłek, w tej sytuacji w pomieszczeniu pojawił się Gabriel, który wyjątkowo ciepło przytulił oraz pocałował swoją żonę, komentując jej dzieło. Marinette się ulotniła, cicho wzdychając, to jej tak bardzo przypomniało scenę z rodzinnego domu. W podskokach dotarła pod drzwi Adriena, chciała już zapukać, gdy usłyszała przez drzwi fragment rozmowy telefonicznej.
- Mówiłem, że jestem poza Paryżem... Nie, w przyszłym tygodniu też nie... Lila, jak mówię, że nie, to nie. Jesteś tak głupia, by to zrozumieć?... Nie. Kurwa, nie chce się z Tobą ruchać już. Zrozum to... Oczywiście, wiesz gdzie mam te twoje groźby? Nara.
Jeszcze chwilę się wahała czy zapukać, nie wiedziała czego się spodziewać, wściekłości i sposobu odreagowania na nią? Riposty, z związku z posiłkiem? Naprawdę się go bała teraz, tego, że nie mogła nic przewidzieć, jak się zachowa. Mimo wszystko, postanowiła zapukać, po kilku chwilach, drzwi się otworzyły. Adrien najwyraźniej nie miał humoru, ale chyba starał się tego nie okazywać, jednak mu to średnio wyszło, bo ze złością w oczach warknął coś na kształt "czego".
- T-twoja mama Cię woła na obiad. - chłopak złapał się za czoło i głęboko westchnął, rzucił, że będzie za 5 minut. Mari kiwnęła głową i uciekła wręcz na dół.
Zgodnie z obietnicą blondyn zszedł na obiad, jedli w ciszy, nawet nie padały pochwały dla szefa kuchni, jakby pojawienie się ostatniego członka rodzin ogłaszała zachowanie bezwzględnej ciszy. Po skończonym posiłku, chłopak odłożył naczynia do zlewu i ponownie zaszył się w swoim pokoju. Marinette stwierdziła, że najlepiej jest zacząć od poprawienia relacji małżeńskich i w sumie z tym będzie najłatwiej biorąc pod uwagę dzisiejszy nastój obojga. Jak się okazało Gabriel nie wrócił do pokoju, by tam pracować na laptopie. Rozsiedli się w salonie, dziewczyna podeszła do regału z książkami, szukała chwilę jakieś książki, gdy nagle zauważyła album ze zdjęciami, uśmiechnęła się pod nosem i wyjęła go. Skierowała się z nim na jeden z foteli co nie uszło uwadze jej opiekunom.
- Mariś, co tam masz? Oh... Gabryś... To nasz album ze zdjęciami... Boże drogi, ile my już go nie oglądaliśmy. O! Patrz Mari, to Adrien po tym jak go urodziłam. - wskazała palcem na pierwszą fotografię, która przedstawiała Emilie i noworodka z kempką blond włosków.
Przez następne 20 minut Mari słuchała opowieści kobiety, poprawianych w szczegółach przez Gabriela. Doszli właśnie do pierwszych kroków ich dziecka, kiedy nieporadnie próbował stawać na własnych nóżkach przy krześle, jednak kiwał się na boki, gdy w pokoju zawitał sam zainteresowany, ubrany w bluzę z kapturem, spodnie jeansowe i buty. Oświadczył, że wychodzi się przejść, mimo że pogoda nadal była opłakana. Kobieta nie była z tego powodu zbytnio zadowolona, ale akceptowała to. Powróciła do opowiadania nastolatce o szczęśliwych chwilach oraz dniach.
- A tu Adi wyjechał na swój pierwszy i ostatni obóz.
- Jaki obóz? - zaciekawiła się Czarnowłosa.
- To był bardziej wyjazd dla początkujących modeli i modelek niż obóz. - uściślił mężczyzna.
- Co nie zmienia faktu, że Adrien już nie chciał na coś takiego pojechać, nawet jeżeli to nie ma nic wspólnego z modelingiem. Od kiedy wrócił z tamtego obozu, akurat przed liceum zaczęły się z nim te problemy, wiesz Mari? Stał się stopniowo zimny, obojętny, przestał się z nami dogadywać, aż zaczął sprowadzać do domu prawie co noc nową panienkę... - Krople łez spoczęły na fotografii 15 - latka, który z uśmiechem wsiadał do autobusu. Marinette miała jeden trop, który mówił jasno, że tajemnica zmiany Adriena kryje ten wyjazd.
Jeszcze chwilę siedzieli, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a do salony wszedł blondyn. Emilie, która już zdążyła się opanować, zapytała go czy może nie a ochoty się przyłączyć, ten odpowiedział bez większego entuzjazmu, że tak, ale najpierw się ogarnie. Nawet chłopak nie zdążył wejść do końca na drugie piętro, a Zielonooka popędziła do kuchni. Nie długo po tym, na szklanym stoliku z metalowym obramowaniem pojawił się dzbanek z pogrzewaczem, w którym była herbata, drugi z wodą, miętą i cytryną oraz różne przekąski, coś na ciepło, na zimo, słodko i słono. Nastolatka odniosła wrażenie, że przez to wszystko kobieta chciała przekonać syna do jak najdłuższego pobytu z nimi. Po długim oczekiwaniu, Adrien zszedł na dół. Gdy tylko dostrzegł jedzenie zaburczało mu w brzuchu, nagła zmiana nawyków żywieniowych potrafiła dać organizmowi w kość. Było na pierwszy rzut oka widać, jak oni nie potrafią ze sobą funkcjonować, małżeństwo jeszcze jakoś, ale z synem to już była dla nich wyższa szkoła jazdy. Jeszcze było trudniej jak album się skończył. Emilie nerwowo próbowała znaleźć wyjście z sytuacji. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego, ale rzuciła propozycję, by obejrzeć jakiś film, coś spotkało się z akceptacją wszystkich osób. Po krótkich negocjacjach na ekranie zaczęły się pojawiać początkowe sceny "Nietykalnych".
Przez cały film atmosfera znacznie się polepszyła, Emilie z Gabrielem tulili się oraz śmiali, zresztą to ostatnie również nie opuszczało Marinette, natomiast blondyn uśmiechał się chwilami, przez niektóre sceny czy teksty bohaterów. Tak powinno być. - pomyślała Mari. To jej przypominało dom, nie zastawa, nie kominek, ale więzi, ludzie, śmiech, radość, cieszyła się, na prawdę. A Adrien zyskał ludzką twarz, na chwilę.
Sprzątała właśnie naczynia. Emilie ledwo co się na to zgodziła, ale pomoc Gabriela w postaci odpowiedniej argumentacji w postaci czułych gestów przekonały ją. Spokojnie wszystko pozmywała i gasząc wszystkie światła udała się na górę. Prawie nic nie było widać, więc zapaliła latarkę w swojej komórce. Była już prawie u celu, gdy poczuła charakterystyczne pociągnięcie w bok, oczywiście nad sobą zobaczyła Adriena. Jednak brakowało żelaznego ucisku na nadgarstkach, złowieszczego spojrzenia, choć i tak było to trochę przerażające, albowiem gadżet, który leżał na podłodze oświetlał mu twarz tak, jakby miał za chwilę opowiedzieć jakąś straszną historię na dobranoc. Ale na jego ustach gościł uśmiech, nie ironiczny, ale... Inny, to samo z jego spojrzeniem, już dawno nie widziała takiego... Miłego? Przyjacielskiego? Dobrego?
- Spokojnie, chce Ci tylko jedno powiedzieć... Dzięki... - jedną dłoń położył na jej głowie i delikatnie ją zmierzwił. Przez chwilę wyglądał jakby się nad czymś się zastanawiał, ale odpuścił ten pomysł. Tylko się obrócił na pięcie i udał się do pokoju. Przez chwilę stała jak wmurowana. Chwyciła telefon, tam już miała setkę powiadomień z różnych aplikacji.
Siedziała w pokoju, na parapecie. Nadal czuła dotyk jego dłoni na swojej głowie, chyba sprawdzał w ten sposób czy guz zmalał. Dokopała się wśród powiadomień do wiadomości od Chata. Widziała jakie słowo pasował idealnie do dzisiejszego dnia.
ChatBlanc :
Hej, jak dzień minął?
PrincessMarix:
Lepiej
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top