VII
Wstała rano, dziś była sobota i nic nie miała konkretnego do roboty. No może trochę... Remont w jej pokoju już prawie skończony. Zostało jej tylko wykończyć pomieszczenie. Do tego miały jej posłużyć firanki, narzuta na łóżko i wiele innych akcentów. Podeszła do szafy, gdzie miała schowane wszystkie materiały, z których miała zrobić zasłony i narzutę. Na całe szczęście Gabriel załatwił jej jedną maszynę do szycia, ze swoich pracowni. Czarny materiał miał przeznaczyć na zasłony, natomiast czerwony na narzutę. Zabrała się do pracy, proces tworzenia przebiegł sprawnie, w ponad godzinę wyprodukowała dwie długie zasłony i narzutę. Poszła po drabinę, by zawiesić materiał i to uczyniła. Po kilku minutach dzieła jej rąk wisiały sobie spokojnie, w tym samym czasie ścieliła swoje łóżko.
Skończyła wszystkie zajęcia na dziś, a nawet 12 nie było. Nagle wpadła na pewien pomysł. Zgarnęła czarną torebkę pakując do niej potrzebne rzeczy w postaci telefonu i portfela. Ubrała na siebie płaszcz i zeszła na dół, tam spotkała Emilie, poinformowała, że wychodzi i że wróci najpóźniej za dwie godziny. Kobieta bez żadnego "ale" ją puściła. Nie chciała korzystać z komunikacji miejskiej, wolała się przejść. Po pół godzinie marszu dotarła na miejsce, kupiła na jednym straganie znicz i kwiaty. Grób jej rodziców wyróżniał się na tle innych grobów, ponieważ był wykonany z białego marmuru. Podeszła bliżej odgarnęła liście z płyty, by następnie zdjąć już zwiędłe kwiaty i położyć nowe oraz zapalić znicz. Złożyła i odmówiła standardowe modlitwy. Później stała jeszcze i wpatrywała się w nagrobek. Nie zwróciła uwagi kiedy zaczęła płakać i się żalić na to, że odeszli, że zostawili ją samą. Co z tego, że mieszkała teraz u Agreste'ów? Jej nie było to na rękę w pewnym stopniu, ciekawe jak teraz wyglądałoby jej życie, gdyby oni nadal żyli? Na pewno lepiej, nie spotkało by ją tyle bólu, co ostatnio. Chciała wrócić do tamtych czasów kiedy byli razem, cała trójka niczym trzej muszkieterowie. Po godzinie takiego stania, pożegnała się z nimi i wróciła do jakże bijącego ciepłem domu przyjaciół jej rodziców.
Reszta dnia minęła jej całkiem spokojnie. Leżała bezproduktywnie na łóżku i wpatrywała się w sufit, próbowała również napisać coś do tajemniczego użytkownika, ale na żaden rozsądny pomysł rozpoczęcia rozmowy nie wpadła. Około wpół do jedenastej wieczorem wpadła na pomysł, że mogła by zorganizować sobie maraton filmowy, w tym celu postanowiła udać się do całodobowej wypożyczalni filmowej, a w drodze powrotnej wstąpiła jeszcze do sklepu, by kupić przekąski. Nie bała się tego, że ktoś ją napadnie, zawsze nosiła przy sobie gaz pieprzowy i jeszcze po próbach zgwałcenia jej przez Agreste'a, nauczyła się kilku przydatnych trików, które mogły jej pomóc w podobnych okolicznościach.
Cały do zdawał się być uśpiony, aż dziwne. W sumie przez cały dzień nie natknęła się na Adriena, co było jeszcze dziwniejsze, przecież on, jak przystało na Bad Boy'a powinien wracać dopiero nad ranem, a zazwyczaj państwo Agreste denerwowali się gdzie on się podziewa. Jednak jak widać, pozory mylą, Gabriel i Ann siedzieli w kuchni, oboje zdawali się być ogromnie zdenerwowani. Dziewczyna zdziwiła się na ich widok.
- Przepraszam, ale czy coś się stało?
- Nasz syn się stał. - powiedział dosyć chłodno mężczyzna. Mari nie wiedziała dokładnie o co chodzi.
- Znowu jakąś panienkę przyprowadził... A myślałam, że go dobrze wychowałam i że się zmienił trochę po twoim przybycie tutaj. - powiedziała kobieta wycierając łzy w chusteczki higieniczne.
Marinette nie wytrzymała, obie siatki przeznaczone na maraton wręcz rzuciła na blat kuchenny i wyszła, udając się w stronę pokoju dupka, który nic nie potrafi uszanować. Jednak, gdy przeszła obok swojego pokoju usłyszała jęki oraz szepty, które stawały się co jakiś czas głośniejsze. Zamknęła oczy, by się uspokoić, ale to nic nie dało. Otworzyła drzwi, a tam ukazał jej się widok, który spowodował, że kolacja podeszła jej do gardła. Mianowicie, Adrien i Lila byli w trakcie gry wstępnej. Dokładniej, chłopak ciągnął jedną ręką włosy dziewczyny, jednocześnie odsłaniając jej szuję, którą przygryzł. W tym samym czasie jego druga ręka błądziła wzdłuż jej tali aż do miejsca, pod piersiami. Na te gesty dziewczyna głośniej jęczała i chichotała, jednak jej chichot można było porównać do rżenia konia. Mari jeszcze bardziej się na to skrzywiła. Nie dość, że jego rodzice są załamani jego postawą, to, ten dupek, jeszcze ma zamiar pieprzyć tą dziwkę w jej pokoju, tego było za wiele. Tyle dobrego, że oboje byli jeszcze ubrani.
- Co tu się odpierdala do cholery?! - powiedziała podniesionym głosem, próbują nie wybuchnąć. Para natychmiast odwróciła się w jej stronę. Blondyn już otwierał usta, by coś powiedzieć jednak Lila mu przerwała.
- Nie widzisz? Mieliśmy się pieprzyć, ale ty nam przerwałaś. Jeżeli chcesz coś takiego obejrzeć, bo raczej nigdy nic takiego nie poczujesz, to podam ci stronę stronę internetową, co? - powiedziała uśmiechając się złośliwie.
- Po pierwsze, nie uważasz, że to trochę niebezpieczne używać, tak rozbudowanego zdania z rozmiarem mózgu mniejszym od orzeszka? Po drugie, mieszkam tu, a dokładnie TEN pokój jest mój, więc mam prawo tu przebywać, to wy tu jesteście nieproszonymi gośćmi. A po trzecie, znasz tak adresy stron na pamięć? Pewnie masz duży udział z tworzenia ich, co? - włoszka zastanawiała się nad jakąś ripostą, jednak na żadną nie wpadła. Zielonooki w tym czasie wił się ze śmiechu, ponieważ wszystkie kwestie, które powiedziała granatowłosa były prawdą.
- No, to skoro to już wyjaśnione, to was ma w tym pokoju nie być za pięć minut. A ciebie - wskazała na brunetkę. - ma nie być w tym domu.
- Ej! A to niby dlaczego?! Mogę przyprowadzać kogo mi się żywnie podoba i ty nie masz na to wpływu. - oburzył się chłopak.
- Dlaczego!? Ponieważ twoja matka przez Ciebie wypłakuje sobie oczy, kretynie! Tyle pracy włożyła, by Ciebie wychować, a ty co!? Przyprowadzasz jakieś dziwki do domu! Weź że się ogarnij człowieku! - powiedziała i wyszła z pokoju. Po drodze usłyszała tylko "Lila, wyjazd stąd.", mimowolnie uśmiechnęła się słysząc to.
Po pięciu minutach faktycznie nikogo nie było w jej pokoju, a po włoszce w całym domu nie było ani śladu. Mari nie miała już ochoty na seans filmowy, wyszła tylko na balkon, by pooddychać nocnym powietrzem, jednak zamiast tego do jej nozdrzy dotarła nie przyjemna woń papierosów. Nie trzeba było być geniuszem, że najmłodszy Agreste pali na sąsiednim balkonie fajki. Dziewczyna zasłoniła swój nos dłonią, by nie wdychać tego świństwa i wróciła do środka. Tak, fantastyczny akcent na koniec dnia.
Całą niedzielę spędziła w pokoju, nie chciała widzieć się z nikim, musiała się psychicznie przygotować na powrót do szkoły, co niewątpliwie było, na swój sposób, stresującym wydarzeniem. Na całe szczęście ani Emilie, ani Gabriel nie oczekiwali od niej, by musiała wystawiać nos po za teren pokoju.
W poniedziałek rano Marinatte już o 7:20 była gotowa do wyjścia. Niestety musiała czekać na dupka Adriena. Mało tego, dziś miał zacząć pracę w firmie swojego ojca jako chłopak od czarnej roboty, przynoszenie kawy, dokumentów. Łaskawie po piętnastu minutach czekania, blondyn, zszedł na dół oznajmiając, że jest gotów do wyjścia. Pod czas podróży do szkoły nie zamienili ze sobą ani słowa. Nie chcieli, nie czuli potrzeby, oboje byli na siebie źli, tylko nie do końca może było zorientować się dokładnie za co. Chyba za to, że oboje istnieją. W szkole rozeszli się w swoje strony. Aly'a ucieszyła się na widok swojej przyjaciółki, jednak żądała natychmiastowego wytłumaczenia jej nieobecności oraz barku kontaktu z nią. Gdy usłyszała o wszystkim przytuliła, tylko tyle mogła dla niej zrobić, na chwilę obecną.
Lekcje minęły, po tych kilkunastu godzinach tortur dziewczyna musiała wrócić do "domu". Gdy przekroczyła próg wili zabrała talerz z obiadem i uciekła wręcz do pokoju, gdzie skonsumowała posiłek. Po tym dwie godziny odpoczywała, by następnie zabrać się za lekcje. Gdy po trzech godzinach była gdzieś tak w ich połowie, została zawołana przez Emilie na jakąś rozmowę. Usiadła wygodnie na kanapie w salonie. Niedługo po tym dosiadł się do nich Adrien razem z Gabrielem.
- Dobrze, skoro jesteśmy w komplecie. Wiemy, że ta nowa sytuacja dla was jest bardzo stresująca i na pewno przysparza wam wiele problemów. Dlatego, skoro mamy być przez pewien czas, coś na kształt rodziny musimy się lepiej poznać, więc pojedziemy sobie na 4 wypady weekendowe, zaczynając od przyszłego tygodnia. Każdy członek będzie mógł wybrać co będziemy robić w dany weekend.
HEJ! Ho ho ho!
Witam was wszystkich po jakże długiej przerwie, przepraszam was za to bardzo, jednak technikum dało mi nieźle w kość, rozumiem jeżeli tu większa liczba czytelników czeka na mnie z patelniami czy Bóg wie czym. Wracając do rzeczy, bardzo przepraszam za długa nieobecność, ale skoro mam święta to mam zamiar skończyć "Zaplątanych w miłości" tutaj troszeczkę nadrobić rozdziałów, no i wydać w końcu tą 3 książkę. Mam nadzieje, że ze wszystkim się wyrobię. Ale już koniec tych nudnych ogłoszeń itp.
Chciałam wam wszystkim życzyć WESOŁYCH ŚWIĄT (trochę się spóźniłam, ale ciii) abyście nadal byli ze mną nabijali wyświetleń, gwiazdek, komentarzy. Jednak chciałam wam życzyć byście znaleźli w przyszłym roku miłość, prawdziwych przyjaciół, byście spędzili te święta w gronie najbliższych, w cieple itp.
Kochani! DZIĘKUJĘ ZA:
- Ponad 22k wyświetleń *,* jesteście cudowni
- Prawie 2k gwiazdeczek, nwm za co je dajecie, ale jestem bardzo wzruszona :')
- 299 komentarzy
Na prawdę, nie wierzyłam, że to coś osiągnie taki sukces (dla mnie to jest sukces) a to wszystko dzięki wam, jesteście cudowni, lepszych czytelników mieć nie mogłam. Dziękuję jeszcze za motywacje do działania, pisania. Kocham was! <3 <3 ;*
Pozdro!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top