V
Marinette leżała na łóżku, w jej głowie dalej dźwięczały słowa blondyna:
"Krzywdy nie, ale wyciągnąć z niej informacje"
Co mogło się kryć, za tym jednym zdaniem? Każdy w szkole wiedział o jego "podbojach", o ile można było to tak nazwać. Do tego dochodziły opowieści zapłakanych dziewczyn, ze szkolnych toalet. Przecież on jest zdolny do wszystkiego, a jeszcze dodając do tego fakt, że mieszka z nim w jednym domu, to mu to ułatwia zadanie i daje większe pole do popisów. A może, ta jego wypowiedź, to były tylko puste słowa rzucane na wiatr? Może tak naprawdę ma głęboko w poważaniu, że ona tu jest i będzie czekał, aż wyjawi powód jej przybycia tutaj? Nie, taki był stary Adrien, a ten "nowy" nie jest taki cierpliwy i grzeczny. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Wstała i podeszła do nich, gdy je otworzyła, jej oczom ukazała się Emilie. Była zupełnie inna niż dzień wcześniej i dziś rano. Miała na sobie komplet składającym się z białych spodni i żakietu tego samego koloru, pod spodem miała czarną koszulkę, a na stopach tego samego koloru szpilki. Natomiast, w jej oczach można było zobaczyć malutkie iskierki, a na ustach malował się ciepły uśmiech.
- Witaj Marinette. Mam nadzieje, że nie jesteś zajęta. Chce Cię wyciągnąć na zakupy, więc za max 20 minut widzimy się na dole, nie przyjmuję żadnej odmowy. - chwilę później już jej nie było. Dziewczyna postanowiła, że taki wypad z tego pałacu dobrze jej zrobi. Ubrała na siebie biały t-shirt, czarne rurki, bordową bluzę i trampki tego samego koloru. Swoje włosy związała w luźnego koka. Zgarnęła jeszcze telefon z szafki nocnej i poszła na dół posesji, gdzie czekała na nią kobieta. Razem poszły do garażu, gdzie mieściły się cudeńka rodziny Agreste'ów. Dziewczyna stała oniemiała i parzyła się na maszyny, podczas, kiedy Emilie wybierała odpowiednie auto na ich wyprawę. W końcu zdecydowała się na białe Audi, wsiadły do pojazdu.
- Wiesz, Mari, nie chce, żebyś myślała, że należę do tego typu kobiet, co jak jest im źle to wykupują pół centrum handlowego. Po prostu, muszę pojechać kupić kilka rzeczy, a pomyślałam, że taki mały wypad z tego domu dobrze Ci zrobi. Nie masz mi tego za złe? - powiedziała odpalając samochód. Dziewczyna była zdziwiona słowami kobiety. Nigdy, by nie pomyślałaby, że mogłaby być tak płytka osobą, by za każdy smutek kupować coś, a na pewno takiego ruchu, by nie wykonała by w okoliczności śmierci jej przyjaciół. Uśmiechnęła się leciutko, chyba po raz pierwszy od pamiętnego dnia.
- Nie, nigdy w życiu bym tak o pani bym nie powiedziała i nie mam za złe, że mnie pani wyciągnęła z tej wili.
- Ech... Już Ci mówiłam, żebyś nie mówiła do mnie "pani" tylko Emilie, ale skoro trudno Ci się przestawić, to może mów do mnie na razie "ciociu", co?
- D-dobrze, ciociu.
- To dobrze. No, a może chcesz zajrzeć do jakieś sklepu? Masz wolny cały dzień, no chyba, że ja o czymś nie wiem?
- Możemy do jakiś zajrzeć i nie mam żadnych planów. Później w samochodzie nastała cisza, jak makiem zasiał. Kobieta zaparkowała samochód w podziemiach galerii i razem ruszyły na górę.
Całe zakupy zajęły 3 godziny. Mari przez ten czas stwierdziła jedno: Nigdy już, chyba, nie pojedzie z tą kobietą na zakupy. Te trzy godziny to były dla niej tortury, prawdziwy maraton. Przez pierwszą godzinę spokojnie chodziły i załatwiały najpotrzebniejsze rzeczy do domu typu jakieś dekoracje czy po prostu żywność. Później zaczęło się, blondynka zaczęła rozglądać się po wszystkich wystawach i wciągać Czarną do sklepów. Były chyba we wszystkich, które znajdowały się w galerii, od Victorii Secret aż do Zary itp. Gdy skończyły, Marinette była nie tylko obładowana "podstawowymi" zakupami, ale także tymi z maratonu. Jednak najgorsze z tego biegu to było wspomnienie, kiedy kupowały bieliznę. Emilie co chwilę wskazywała na jakiś koronkowy komplet i mówiła, że w takim czymś na bank poderwie jakiegoś faceta. Najgorsze było to, że to słyszała jakaś grupka chłopaków, którzy od razu przeskanowali dziewczynę wzrokiem i uśmiechnęli się tak jak by mieli pani Agreste wyręczyć w szukaniu jej faceta.
W końcu kiedy znalazły się w samochodzie, włączyły radio i zaczęło się szaleństwo. Przyjemna rozmowa była od czasu do czasu przerywana popisem wokalnym lub wybuchem śmiechu. Podczas stania raz na światłach, ludzie w sąsiednich autach patrzyli się na nie, jak na wariatki (a może faktycznie nimi były?). W szampańskich nastrojach dojechały do domu. Zgarnęły torby z zakupami i ruszyły do budynku. W kuchni i gabinecie Emilie zostawiły wszystko to, co nie było kupione dla dziewczyny.
- Ciociu, chce Ci podziękować, za ten wypad. Było świetnie, ale nie musiałaś mi tego wszystkiego kupować.
- Kochanie, wiem, że nie musiałam, ale chciałam. Poza tym grzech byłoby gdybym tego nie kupiła. Te ubranie leżą na tobie świetnie! Dobrze teraz leć do pokoju i rozpakuj wszystko, a ja niedługo zawołam Cię na obiad. Tylko nie śpij tak mocno jak wczoraj! Bo stracisz na wadzę, a masz idealną figurę.
- Dziękuję i dobrze. - wzięła bagaż i ruszyła w kierunku swojej "oazy" Gdy przekroczyła próg doznała nie małego szoku. Wszystkie rzeczy z szafy i szafek były porozrzucane po całym pokoju. Zeszyty były pogniecione i poniszczone, to samo z notatkami czy książkami. Ubrania były pokopane i wymazane w błocie czy Bóg wie czym. Dziewczyna odłożyła szybko torby i zajęła się sprzątaniem tego bajzlu. Właśnie wzięła do ręki jedną książkę, gdy nagle usłyszała trzask drzwi i znalazła się przy ścianie, a przed nią był, nie kto inny tylko Adrien.
- Dobra, rano jeszcze byłem wstanie dać Ci jeszcze trochę czasu na to byś się zdecydowała, ale teraz, kurwa przesadziłaś, rozumiesz?!
- A-ale o co Ci chodzi?
- O co mi chodzi? Zjawiasz się tutaj, jak jakaś pieprzona księżniczka i wykorzystujesz mój dom jako hotel, a moich rodziców jako naiwniaków, by kupowali Ci ciuchy! Kurwa, w co ty sobie pogrywasz? Moim starym możesz mydlić oczy i udawać idealną dziewczynkę, ale mi się, kurwa należą wyjaśnienia. Chce ich teraz, a jeżeli nic mi nie powiesz to spróbujemy innym sposobem. - zerknął na łóżko, które było nietknięte. Czyżby był zdolny posunąć się do gwałtu na jej osobie? Nie no chyba nie. No właśnie, chyba. Już otwierał usta by coś jeszcze powiedzieć, ale do pomieszczenia nie spodziewanie weszła Emilie. Gdy zobaczyła całą scenę i to co działo się w pokoju dziewczyny natychmiast na jej twarz wpłynął grymas złości.
- Adrien! Masz puścić ją natychmiast! Co to ma znaczyć?! Czy to ty zrobiłeś ten burdel tu?! Nie no, a ja myślałam, że wychowałam Cię na porządnego człowieka.
- Gdybyście mi od razu powiedzieli dlaczego ONA tu jest to tego by nie było. - powiedział mając ręce w kieszeniach.
- Tłumaczyłam Ci to rano, czego ty nie potrafisz zrozumieć... - Mari już dalej nie słuchała wzrokiem, wśród poniszczony kartek odnalazła rodzinę fotografie porwane na pół albo w inny sposób poniszczone. Wolnym krokiem podeszła do nich i ujęła je w swoje dłonie.
- Nie wierzę... - powiedziała drżącym, cichym głosikiem - NIE WIERZE! - jej krzyk spowodował, że matka i syn przestali się na chwilę spierać.
- Jak mogłeś! Nie wystarcza Ci, że poniszczyłeś tu wszystko?! Musiałeś też się do tego dobrać. Skoro tak bardzo chcesz się dowiedzieć dlaczego tu jestem to proszę bardzo. Od ponad dwóch tygodniu jestem sierotą, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie mam nikogo na świecie poza wujkiem, ale on nie może się mną zająć, więc twoi rodzice mnie wzięli mnie tu. Wiesz dlaczego? Bo byli przyjaciółmi! I czuli się im to winny, by mi pomóc w tych chwilach! A ty zachowujesz się jak rozpieszczony gówniarz, który myśli, że wszystko mu się należy i że może wszystkimi pomiatać, a teraz skoro znasz prawdę to WYPIERDALAJ z tego pokoju! No i co się tak gapisz WON! - po jej policzkach lały się łzy. Nie chciała tego opanowywać tego, bo po co? I tak musza polecieć.
- Cheng... Ja... - próbował się tłumaczyć.
- Nie! Nie chce Cię słuchać. Wynocha, głuchy jesteś?! - chłopak bez słowa opuścił pokój, Emilie mocno ją przytuliła i zapytała się o pomoc w sprzątaniu tego bałaganu na co ta stanowczo odmówiła. Kobieta wspomniała coś, że obiad może zjeść u siebie i wszyła. Mari została sama ze złością, smutkiem, zszarganymi nerwami i nienawiścią do osobnika o blond włosach i zielonych oczach.
No hej hej!
No to jest rozdział V! Tańczymy! Byłyby on wcześniej, ale pan Wattpad skasował mi wczoraj ponad 1/4 tego co napisałam, więc trochę się przedłużyło. Ludzie, założyłam ostatnio książkę, gdzie informuję o rozdziała (ewentualnie nowych książkach, a może w przyszłości i maratonach), nominacjach i spoilerach. Tak tak, niedługo (jutro bo dziś nie dam rady) zamieszczę tam spojler na temat nowej książki i będzie mała niespodzianka. Dlatego proszę was, abyście dodali ją do swoich bibliotek, wiem że nie chce się wam mieć takiego czegoś, ale uwierzcie mi, będzie warto. Następny rozdział nie wiem kiedy się pokaże, w najgorszym wypadku będzie to we wrześniu, ponieważ 20 wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała internet. Myślę, że to wszystko z ogłoszeń parafialnych, jakby co to napisze to w książce do info. No to życzę dobrej nocy, udanej reszty wakacji i do zobaczenia.
Pozdro!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top