IX
Słońce, woda, kajaki i... On. Brzmi jak zdanie z romansidła, jednak nim nie jest. To jest raczej podróż przetrwania z Adrienem Agrestem w roli głównej. Wyjechali rano ok. 8, plan był prosty: pojechać na obrzeża Paryża, tam mieli płynąć kajakami jednym z dopływów Loary, by dopłynąć do domku letniskowego rodziny Agreste. Jechali już pół godziny, podekscytowanie nie opuszczało jedynie Emilie, cała reszta milczała wsłuchując się w poranne wiadomości lecące w radiu, raz po raz przerywane popularnymi piosenkami. Marinette obserwowała zmieniający się krajobraz, wspominając imprezę i to co się wydarzyło w łazience. Nadal czuła dotyk blondyna na swoim ciele, a szczególnie w miejscach intymnych, a z jej ust nie znikał posmak jego warg. To wszystko ją przerażało, a najbardziej fakt, że jej w pewnym stopniu się podobało i chciałaby więcej. Potrząsnęła lekko głową na boki, jakby chciała wyrzucić te wszystkie myśli ze swojej głowy. Ponownie chciała przyglądać się krajobrazom za oknem, kiedy poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń, zwróciła swój wzrok na nią i zaczęła jeździć nim, aż do osoby, która była jej posiadaczem. Adrien. Patrzyli na siebie z pogardą.
- Może z łaski swojej posłuchasz co inni do Ciebie mówią. - syknął. W tej chwili popatrzyła na Emilie. W jej oczach była mieszanka niepewności i strachu, ale widać było, że czuwała nad tym, by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Dziewczyna strzepęła łatwo dłoń blondyna ze swojego ramienia i zwróciła się w stronę blondynki, dając jej do zrozumienia, by powtórzyła, przed chwilą powiedziane zdanie.
- Cóż... Znamy już trasę, jaką będziemy się poruszać, ale musimy ustalić składy, nie wiem do końca jak byłoby najlepiej. Marinette, ty masz największe doświadczenie, jak myślisz, zrobić podział na facetów i kobiety czy może składy mieszane pokoleniowe?
Marinette zastanawiała się chwilę, w sumie wybór był oczywisty, składy według płci był lepszy. Masy będą podobne obu osób, w dodatku nie miała zamiaru męczyć się z blondynem w jednym kajaku, przez nie wiadomo ile czasu. Nie długo po ustaleniu składów, dojechali na miejsce, gdzie już na nich czekała firma, od której wynajęli kajaki. Przystań niczym się nie różniła specjalnie od innych, które Czarnowłosa widziała w swoim życiu, ale miała coś w sobie. Przez jakieś 20 min byli instruowani przez pracownika jak powinno się założyć kapok oraz jak należy pływać, zachowywać zasady bezpieczeństwa. Gdy cała ta paplanina dobiegła końca, cała czwórka zebrała się do kajaków. Adrien przez nacisk swoich rodziców zgodził się, by wszystkie kajaki "wpakować" do wody, co bardzo było mu nie w smak. Marinette usiadła na przednim siedzeniu, natomiast Ann na tylnym. Zielonooki wziął do ręki uchwyt i zaczął ciągnąć za niego w kierunku wody. Później to samo zrobił z pojazdem swoim i swojego ojca. Gdy wszyscy byli już gotowi, zaczęli powoli wiosłować. Dziewczyny zdecydowanie prowadziły, ponieważ Emilie miała mapę, a Mari największe doświadczenie. Jednak, nie minął nawet kilometr, kiedy usłyszały "Abordaż!", a chwilę po tym poczuły jak robią się całe mokre. Jak się okazało, blondynowi się zaczęło nudzić, więc postanowił rozruszać towarzystwo. Marinette niepozostała mu dłużna, zanurzyła wiosło, by po chwili oblać blondyna i jego ojca. Tym sposobem rozpoczęła się bitwa wodna. Kobieta zaśmiewała się w niebogłosy, Gabriel w końcu się trochę rozerwał i również przystąpił do zabawy. Natomiast Mari jak i Adrien na chwilę zapomnieli, o tym, że siebie, de facto, nienawidzą. Pogoda, była wyjątkowo kapryśna, przez co nie pozwoliła specjalnie z na suszenie się. Cali mokrzy i w dobrych nastrojach dopłynęli do celu ich podróży. Męska część załogi zajęła się wyjęciem kajaków na brzeg. Na brzegu czekał goryl razem z "Panem Kajakiem". Po oddaniu kajaków, wzięli swoje bagaże i ruszyli do domku. Był to średniej wielkości obiekt wykonany z sosnowego drewna pomalowanego brązowym lakierem. Z zewnątrz chata wyglądała skromnie. Po prawej stronie było ustawione porąbane drzewo na opał. Ruszyli do środka. Wnętrze już bardziej przypominało standard rodziny Agreste. Mimo że we wnętrzu dominowało drewno, było nowocześnie, w sumie tego można było się spodziewać po nich. W centrum salonu był przezroczysty kominek z metalowym obramowaniem. Nad nim wisiała plazma, na przeciwko niego była kanapa wykonana z białej eko skóry. A pod nim znajdował się czarny puchaty dywan. Na ścianach były półki z książkami. Kuchnia była w jasnych barwach, Szafki wykonane jasnobrązowego drewna, blaty były szerokie i wykonane z białego kamienia. Mari miała wrażenie, że ktokolwiek projektował wszystkie pomieszczenia, to miał chyba ochotę stworzyć niebo w każdym pomieszczeniu lub domu. Miała ochotę wziąć kubeł z farbą i oblać, by w końcu miały one jakiś charakter, tak jak ta rodzina. W niej jest silna kobieta, która godzi lub próbuje godzić wychowanie syna i pracę, ojciec, który poświęca się w całości pracy, nie zwracając na nic uwagi, Adrien, wcześniej uosobienie ideału, a teraz diabeł. Oraz na samym środku ona, dziewczyna, która dołączyła tam z zupełnego przypadku. Cztery osobne światy, które nie mają ze sobą nic wspólnego, kompletny brak wspólnych cech, no może poza kolorem włosów u trójki i zainteresowaniem dwóch osób. Zdaje sobie sprawę z jednego - może te cztery wspólne weekendy, mają za zadanie nie tylko jej pomóc, ale i całej rodzinie. Dziś, podczas pływania, to zadziałało, ale na krótko, trzeba coś takiego ponownie zorganizować i to nie tylko teraz. Oni muszą, potrzebują, by w końcu stać się jednością. Kobieta i dziewczyna ruszyły na górę, po schodach, mijały kilka drzwi, naglę stanęły, Emilie nacisnęła klamkę, tym razem jej oczom ukazał się jasno zielony pokój, po prawej stronie było spore łóżko, na przeciwko kolejne drzwi, prawdopodobnie do łazienki, pomiędzy nimi było wielkie okno z dużym parapetem wyłożonego poduszkami.
- Podoba Ci się?
- Tak, oczywiście.
- To dobrze, to pokój gościnny. Chce byś się jak najlepiej z nami czuła. - mówiąc to przytuliła ją, czule, matczynie, tak jak jej brakowało. - Rozpakuj się, ja za chwilę pojadę z Gabrysiem do sklepu po kilka rzeczy. Czuj się jak u siebie, od dziś to twój pokój.
Kobieta szybko zniknęła za drzwiami, jakby chciała uciec, tylko ciekawe od czego. Marinette szybko się rozpakowała, wcześniej się przebierając i odkładając swoje rzeczy do wyschnięcia. Następnie zaczęła myśleć nad tym jak zbliżyć tą rozwaloną rodzinę do siebie. Pomyślała o tym co robiła z rodzicami, kiedy brak im było czasu, by wspólnie spędzić czas chociażby przy obiedzie. Wpadła na pewien pomysł, tylko musi zaczekać na jego realizację.
Słońce grzało coraz mocniej za oknem, a na niebie coraz rzadziej można było zobaczyć chmury. Taka pogoda zachęcała, by wyjść i cokolwiek zrobić na zewnątrz, chociażby się gdzieś położyć i grzać się w blasku życiodajnej gwiazdy. Granatowłosa nie opierała się, przebrała się czerwony, dwuczęściowy kostium kąpielowy, z wiązaniem u bokach majtek oraz na plecach w staniku. Do tego wzięła koc, który był duży, okrągły, a motywem przypominał w konsekwencji biedronkę. Był to prezent od jej dziadków, mimo że już minęło sporo czasu odkąd go dostała, był nadal miły i miękki oraz puszysty. Założyła na swoje stopy klapki i wyszła z domku ówcześnie zabierając wszystko co potrzebne do torby i zamykając drzwi na klucz. Udała się na przystań, którą widziała wcześniej jak pływała kajakiem. Ta przystań była inna od wszystkich przystani, chociaż nie wiadomo czy można było ją tak nazwać, ponieważ był to brzeg pokryty niesamowicie zieloną trawą, a na niej były białe kamienie o nieregularnym kształcie, jakby były rzeźbione przez wodę w rzece. Rozłożyła koc, nasmarowała się kremem i ułożyła się na brzuchu. Promienie przyjemnie się rozchodziły po jej plecach, co spowodowało, że oczy jej się same zamknęły, oddając się w ramiona Morfeusza.
Nie wiedziała ile spała, ale obudziły ją lekkie pocałunki na karku idące w dół, po jej kręgosłupie, wywołujące przyjemny dreszcz po jej ciele. Jednocześnie ten gest ją sparaliżował. Jej umysł nagle nawiedziło setki czarnych scenariuszy, kim może być dana osoba oraz może mieć zamiary co do niej. Postanowiła jednak czekać na rozwój wydarzeń, a przy okazji próbować zorientować się w swojej sytuacji i uspokoić. Słyszała chrapliwy oddech i czuła jak jego palce chwytają sznureczek od stanika i delikatnie, ale stanowczo rozwiązując go. Natomiast usta zaczęły mocniej, odważniej i z większym pożądaniem napierać na jej kręgosłup. Jednak jego ręce nie pozostały bezczynne, zaczęły błądzić po jej ciele, plecy, talia, biodra, pośladki, raz zahaczył o wiązanie majtek, by po chwili się pod nie wślizgnąć. Do ostatniej czynności cierpliwie czekała, jednak to przelało czarę, dłoń trafiła na jej ciepłe wejście, zdecydowanie, musiała zacząć działać. Skumulowała całą swoją siłę i wepchnęła go do wody. Korzystając z okazji, zawiązała stanik i zaczęła pakować swoje rzeczy. W jej głowie czaiły się różne myśli, a co jeśli zabiła mężczyznę? Jak będzie wyglądać jej przyszłość? Nie chce wiedzieć, jak bardzo zrani czy zawiedzie Emilie i Gabriela oraz jak wielką uciechę czy bekę będzie miał Adrien, z tego co uczyniła. A później? Ile lat spędzi w więzieniu? A po nim? Całe życie na zasiłku dla bezrobotnych, bo nikt nie przyjmie byłej więźniarki do pracy. Na tafli wody zaczęły pojawiać się bąbelki, by po chwili wynurzył się z nich mężczyzna. Był to blondyn, przemoczony do suchej nitki, jego biała koszulka kleiła się do jego torsu, ukazując kaloryfer i "V-kę". Otworzył swoje oczy w kolorze trawy, w których czaiło się pożądanie, ściekłość oraz szał.
- Pożałujesz tego, ty mała zdziro.
Momentalnie zrobiła się blada, szybko się otrząsnęła i zaczęła biec w stronę lasu. Miała gdzieś rzeczy, które zostawiła na przystani, liczyło się tylko jedno: uciec temu cholernemu zbokowi. Biegła między drzewami modląc się w myślach, by udało jej się wtopić w nie, chociaż wiedziała, że z jej kostiumem to będzie wyjątkowo trudne. Powoli opadała z sił, co wymusiło na nią, by zwolniła, dysząc zaczęła truchtać, mając nadzieję, że zgubiła już gdzieś Adriena. Nic bardziej mylnego. Naglę poczuła mocne szarpnięcie za ramię, zamknęła oczy, czuła, jak jej plecy stykają się z szorstką i zimną korą drzewa, która nie miło drażniła skórę jej plecy.
- No i co teraz zrobisz? - w jego oczach czaiło się coś dziwnego, coś na kształt złości, ale to miało zdecydowanie drugie dno i nie chodziło tu o kolor oczu. - Ej, odezwiesz się łaskawie? W sumie i tak mi już nie uciekniesz.
Wszystko się działo szybko, jedna dłoń powędrowała na jej tyłek, mocno go ściskając, wywołując u Marinette syk. Druga objęła jej twarz, tak, że ściśnięte policzki wyeksponowały jej usta. Blondyn wykorzystał to, wbijając się w nie. Znowu je poczuła, jedna różniło się to od ich pierwszego pocałunku, tu nic nie było dla niej przyjemnego. Skupiał się tylko na sobie, jego język napierający na jej wargę, domagający się wstępu, zdecydowanie nie był tym samym co wcześnie leniwie się przesuwał po niej, wręcz sam wtedy stając się kluczem. Z trudem wstrzymując pawia oraz mocniej zaciskającą się rękę na jej pośladkach, wpuściła go, natychmiast zaczął ją penetrować, wpychając jej wręcz język do gardła. Musiała to przerwać, ponieważ w jej oczach zaczęły się czaić łzy, nie, nie mogła sobie na nie pozwolić, nie może pokazywać słabości. Naglę poczuła coś w rodzaju instynktu, czując jak nie ma już wyboru i nie chcąc pozwolić na kolejny ruch modela, ugryzła jego język. Ten momentalnie odskoczył, zasłaniając swoje usta, schylając się i jęcząc z bólu.
- Pojebało Cię? Kurwa, jak chorym trzeba być, by coś takiego robić? - spytał, zdecydowanie nie oczekując odpowiedzi.
- Mnie pojebało? To ty zachowujesz się jak cholerny zbok! Podchodzić do laski, kiedy ta śpi i ją obmacywać! Może jeszcze chciałeś mnie zgwałcić tam mając nadzieję, że obudzę się jak będzie po wszystkim?! To była tylko forma samoobrony! - była wściekła, widziała jak ten próbuje coś znaleźć na swoje usprawiedliwienie, ale jak widać nic nie wymyślił. Stali w ciszy, dysząc i mierzyć siebie nienawistnymi spojrzeniami.
- Naprawdę myślisz, że odepchniesz od siebie ludzi pokazując im jaki to jesteś zły? Co chcesz tym osiągnąć? Ochronić siebie?... Czy raczej, ochronić innych od samego siebie? - nie wiedziała co ją napadło, po prostu musiała, po tym, po prostu musiała.
- Jestem taki, słoneczko, po prostu, jestem taki. Zły, brutalny, zgorzkniały i seksowny.
- Być złym a udawać złego... Zastanów się, kim ty na prawdę jesteś. - odepchnęła się od drzewa idąc do przystani, zabrała rzeczy i udała się do domu.
Kto by pomyślał, że zacznie padać? Szybko uciekła, by zamknąć się w pokoju. Nie potrafiła już ogarnąć tego człowieka, którego kochała, kiedyś. Kiedyś to słowo klucz. Może potrafiłaby znaleźć dobrą stronę tego nowego Adriena, ale zdecydowanie, próbuje się odizolować od inny, budując mur. Z takimi myślami stała pod deszczownicą starając zmyć z siebie wszystko z dzisiejszego dnia. Dotyk, odczucia, resztki kory.
Witam,
dziś dodałam nową książkę, przepraszam, ale nie mam ochoty dziś na jakieś monologi, zapraszam tylko do czytania "Czy zostaniesz moją żoną... na rok?"
Pozdro!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top