III
Przez następne kilka dni Marinette miała spokój, jednak nie obyło się bez jeszcze dwóch spotkań z panem Agrestem, w sprawie pracy z plastyki. Podczas tych 4 godzin co chwila rzucał jakimiś głupimi odzywkami z podtekstami lub nie molarnymi propozycjami. Jakże wielkie było jej szczęście, kiedy jej katusze dobiegły końca. Agrest właśnie się przebierał, ona za to podziwiała swoje dzieło. Mimo że jej model chciał ją zgwałcić, była zadowolona ze swojej pracy. Bardzo starała się, by był ona jak najbardziej realistyczna. Przyglądała się obrazowi, gdy nagle poczuła jak ktoś obejmuje ją w talii i usłyszała szept przy swoim uchu.
- Kawał dobrej roboty odwaliliśmy, co?
- My? - prychnęła. - Raczej ja. Ty tylko leżałeś i się nie ruszałeś.
- Jak to? A kto Ci umilał czas rozmowami? No chyba nie ściana.
- Ta... Okłamuj się dalej, że Ciebie ubóstwiam i tak dalej.
- No wiesz co? Serce mi krwawi, gdy tak mówisz i co ja biedny teraz zrobię? - powiedział łapiąc się teatralnie za serce.
- To zabandażuj je. Chociaż, myślałam, że bardziej trafiłam w twoje ego. - odpowiedziała wzruszając ramionami. W ciągu następnych kilku sekund wszystko działo się bardzo szybko. Chat z narzucającego się chłopaka przemienił się w Bad boy'a, który się z nikim nie cacka. Została przyszpilowana do ściany, on napierał na nią, powodując, że nie miała najmniejszej szansy na ucieczkę.
- Ach, tak? Chyba nie myślisz, że jestem taką pizdą, że martwię się taką błahostką? - powiedział, a jego oczy przybrały ciemniejszy odcień zieleni. Serce dziewczyny przyśpieszyło, jego oddech drażnił jej szyje.
- Marinette... Nie oszukuj się, wiem że tego pragniesz... Tylko wstydzisz się do tego przyznać.
- N-nie, jesteś tylko dupkiem, który zaliczał by tylko laski... - odpowiedziała z trudem.
- Z tym pierwszym to się nie zgadzam, ale z tym drugim już trochę bardziej, ale to one mi się pchają do łóżka. Jak mi nie wierzysz to może Ci pokażę. - mówiąc to poruszył brwiami. Nim zdążyła odpowiedzieć, ten wbił się w jej usta. Nie tak wyobrażała sobie swój pierwszy pocałunek, nie z nim, on miał być zupełnie inny. Może to nie miało być w blasku księżyca i z płatkami róż, ale na Boga, nie w pracowni plastycznej z największym babiarzem w liceum. Adrien przez cały czas błagał o dostęp do ust, by pogłębić pocałunek. Mari miała dosyć tej zabawy, wykorzystała to, że miała długie paznokcie i uszczypnęła chłopaka w rękę. Blondyn natychmiast odskoczył (kto by pomyślał, że taki delikatny?) chwyciła swoją torbę i wybiegła stamtąd. Wisiało jej to, że była w pobrudzonej od farb koszuli swojego taty. Biegła aż do domu, bała się, że ten zboczeniec ją dogoni (Zboczony kosmita). W domu zastała rodziców, którzy znowu pakowali się, na jakieś targi piekarskie, czy coś w tym stylu.
Mimo że bardzo się cieszyła, że interes rodziców się rozrasta, to żałowała, ponieważ to zabierało jej, w pewnym sensie, rodziców.
- Cześć, znowu wyjeżdżacie gdzieś?
- O już jesteś! Tak skarbie, wiem że jest Ci przykro z tego powodu, ale nie martw się, jak wrócimy to spędzimy razem cały weekend. Może pojedziemy na kajaki, tak jak kiedyś? - dziewczyna od razu się rozpromieniła.
- Chodźcie tutaj, moje kobiety. Rodzinny przytulas. - powiedział Tom porywając je w swoje ramiona.
- Kocham was, jedźcie bezpiecznie i wracajcie szybko.
- My też Cię kochamy skarbie, uważaj na siebie. Zobaczymy się za tydzień. - Sabina ucałowała córkę w czubek głowy i wraz z mężem wyszli z mieszkania.
- Znowu jestem sama. - westchnęła cichutko i poszła się przebrać. Kolejny samotny tydzień. Super. (Wyczujcie ten sarkazm)
Przez następny tydzień nic się nie działo, był właśnie piątek, niby każdy nastolatek marzy by się wyrwać tego dnia z domu na imprezę albo gdzieś ze znajomymi, jednak nie Mari. Ona czekała na nich. Choć wiedziała, że przyjadą gdzieś ok. 1 w nocy, czekała... Nagle, z tego stanu, wyrwał ją dźwięk telefonu domowego. Podniosła słuchawkę, nie wiedziała, że ten telefon zmieni całe jej życie o 180 stopni.
Kolejny tydzień minął odkąd ich widziała, a teraz musi się przyzwyczaić do ich wiecznej nieobecność, bo odeszli na zawsze. Jak to jest, że śmierć przychodzi niczym nieproszony gość i zabiera wszystko co chce, nikogo przy tym nie szczędząc? W ciągu tego tygodnia wydarzyło się wiele rzeczy. Okazało się, że będzie mieszkać u jakiś obcych ludzi z dwóch powodów. Po pierwsze, jej wujek ma trasę kulinarną i nie może się nią zająć przez najbliższy rok. Po drugie, to była wola jej rodziców.
Wszystko czego potrzebowała było już w jej nowym miejscu zamieszkania, bo mianem "domu" nie nazwie tego. Tak jak ktoś mądry powiedział "Dom jest tam, gdzie jest rodzina." a ona już jej nie miała, mimo że był jeszcze brat jej matki. Siedziała w samochodzie, który miał ją zawieść do "domu". Podróż nie trwała długo, gdy wysiadła z pojazdu, miała kolejny powód by się zabić. Stała przed willą. Willą rodziny Agrestów.
Hej, sorry za długa nie obecność oraz mało(i że jest krótki) oryginalny pomysł w rozdziale, ale przechodzę mały kryzys twórczy. Z racji tego, że tu dłuuugo nie było rozdział to będę się starała napisać coś w najbliższym czasie.
Pozdro!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top