| 9 blomster |

Serendipity. ~ Park Jimin❞   

— Taehyungie..

 — Tak, Chimmie? — Kim pośpiesznie objął chudą dłoń chłopaka w tą swoją, zaś wolną otarł nagromadzone łzy w swych oczach. Widok umierającego przyjaciela niszczył go od wewnątrz, a ból jaki odczuwał sprawiał, iż nie był w stanie normalnie funkcjonować; dlatego to właśnie Yoongi często przychodził do szpitala i opiekował się dwójką swych przyjaciół. 

 — Odchodzę.  

Dana trójka była rodziną. Nie amikusami z liceum, którzy są złączeni jedynie przez imprezy i siedzenie razem w jednej ławce na uczelni. Byli braćmi z krwi złączonymi poprzez miłość jaką się darzyli, a brak jednej z linii krwi dewastował pozostałe.

Yoongi przez wiele dni zastanawiał się jak to będzie, kiedy ich mały promyczek odejdzie. Miał pewność, że to się stanie, a słowa lekarza tylko utwierdziły go w swoich przekonaniach.

  — Liczą się godziny, panie Min.

Yoongi okrył kocykiem ramiona Taehyunga, który już drugą godzinę słodko drzemał przy wiotkiej dłoni Parka także zaspanego. Tylko Min wciąż funkcjonował, a sam fakt, iż była dopiero pierwsza w nocy był dla niego zbyt.. bolesny. 

Umarlak, truposz, nieboszczyk, trup, ciało, zimny, sztywny, zmarły.. 

Nie, to nie pasuje.. — Przeszło Minowi przez myśl, kiedy usłyszał stukanie do drzwi. Podniósł się zatem z zajmowanego parapetu i pocierając dłonie o siebie, uchylił wrota wpuszczając do pomieszczenia zziębniętego Jeon Jeongguka.

Młodziak wrócił i tylko to liczyło się najbardziej. Podał Yoongiemu garść chabrów, prosząc o przytrzymanie; kiedy dusił się powietrzem. Nie pił i nie jadł nic przez cały dzień, a załatwienie ukochanych kwiatów Parka zajęło mu kilka godzin, w końcu do Busan nie idzie się pieszo.

Min uśmiechnął się smutno, zerkając za siebie.

Stop.

Nim Jeon zdążył odebrać swój podarek, Yoongi już znalazł się nad ciałem swojego przyjaciela, którego delikatnie musnął w czoło. Wolną dłonią ułożył jego ręce i wsunął w nie bukiet; jego amikus wyglądał niczym śpiąca królewna.

  — Czy h-hyung.. — Wykrztusił młodszy, mocząc policzki.

  — Nasza gwiazda wygasła, Jungkookie. — Spojrzał na chłopca z lekkim uśmiechem, wyglądając w blasku księżyca co najmniej przerażająco. — Już nigdy więcej go nie zobaczymy, chyba, że sami udamy się we wszechświat.

Wszędzie był łzy, krzyk i cierpienie lecz,

tym razem to Jimin otrzymał kwiat. 

Niestety nie miał nawet okazji aby go zobaczyć, powąchać, dotknąć..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top