| 8 blomster |

❝Otwórz swój umysł. Oczyść głowę. Nie musisz budzić się w pustym łóżku. Dziel moje życie. Jest twoje do przechowania. Teraz kiedy daję ci całego siebie❝


Pomysł z wyjazdem do lasu był spontaniczny. Yoongi był takiego przekonania, że to co uroiło mu się w głowie w danej chwili musi zostać spełnione, chociażby niewiadomo co miało się wydarzyć. Dlatego też Taehyung dzień po tryskającym radością Minie, wyciągnął stare plecaki i zajął się przygotowywaniem jedzenia na drogę. Jimin i Jeongguk niemalże natychmiast przyjęli propozycję przyjaciół i zaczęli się pakować, nie myśląc o tym co niedługo później miało nadejść. 

Chcieli żyć chwilą, a przynajmniej wszyscy prócz Jimina, który wciąż nie poznał wyników badań.

Nie musiał ich nawet widzieć, aby znać swój wyrok.

  — Jeonggukieee, jak sądzisz? Spakować ze sobą też Kropkę?  — Spytał Park, wskazując palcem na siedzącego w kącie pluszaka z wyglądu przypominającego małego kotka. Był to prezent od Jeona, który otrzymał zaledwie tydzień wcześniej.  

  — Jeśli chcesz, ale musisz pamiętać o jakimś ciepłym sweterku dla niej i dla siebie. 

Jimin wypuścił ustami powietrze, a jego grzywka delikatnie uniosła się ku górze. 

 — Ale Kropka ma tylko jeden sweterek.. A ja chciałem założyć to samo co ty, aby wszyscy widzieli czyj jesteś! — Odparował naprędce, podchodząc do małej szafki, którą po chwili otworzył i zaczął wyciągać najważniejsze ubrania. Nie chciał, aby ktokolwiek zmarzł, nawet Yoongi, którego chciał opierniczyć na starcie za wybranie tak skretyniałego pomysłu lecz stwierdził, że Taehyung zrobi to lepiej. 

Jeongguk zaśmiał się głośno, podchodząc do starszego. Z dnia na dzień ten wydawał mu się coraz drobniejszy i słabszy, jednakże kiedy brunet spojrzał prosto w jego oczy kiedy ten się rumienił; widział jego urocze kurze łapki lub po prostu przymykał powieki i słuchał jego rozkosznego śmiechu. 

  — Jiminnie~ 

 — Hm? — Mruknął niższy, skupiając się na przeszukiwaniu mebla, że z perspektywy osoby trzeciej wyglądał po prostu jak mała Łucja, próbująca dostać się do Narnii. 

  — Kocham Cię.  

Jeongguk zajął miejsce za plecami farbowańca, po czym mocno wtulił się w jego wiotkie ciałko.  

***

  —  Dobra, zacznijmy od tego, że hawajska to dno, a ty się nie znasz! — Uniósł się Taehyung, zaraz sięgając po napój z McDonalda, którego szybko się napił. Parzył groźnie znad słomki, na swojego chłopaka, który miał go ewidentnie w jelicie grubym ponieważ poza zwykłym krótkim spojrzeniem, nie zrobił nic więcej.  — Ej! 

  — Czasami naprawdę się zastanawiam ile ty masz lat, dzieciaku.  

  — Jestem tylko dwa miesiące młodszy!  — Obruszył się Kim, marszcząc przy tym nos.

  — Taehyungie, proszę cię, przestań zachowywać się jak dziec-

 — Będę. — Kim wsadził kubek pomiędzy nogi, po czym krzyżując ręce na torsie, odwrócił głowę w bok. Yoongi westchnął pokrótce ziewając szeroko, za co jak zwykle oberwał od młodszego ponieważ jak ten twierdził, Min zachował się bardzo nieelegancko. Co z tego, że to właśnie Taehyung potrafił opluć wszystkich szejkiem i nawet za to nie przeprosić.

W czasie kłótni "starego małżeństwa", jak to nazywali ich młodsi, Jimin przysypiał na ramieniu studenta w rytmach Young and Beautiful - Lany Del Rey, której głos odbijał się w dousznych słuchawkach. 

Jeon natomiast zajęty był głaskaniem starszego po udzie, kiedy tak wpatrywał się w światła mijających ich samochodów. Nie słuchał muzyki, ignorował tylko głośną parę z przodu, starając się wsłuchać w spokojny oddech wypłowiałego różowego farbowańca, który był ostatnio jedyną muzyką dla jego uszu.

  — Już dojechaliśmy? — Usłyszał po kilku minutach, aczkolwiek tylko szepnął krótkie: Nie. Po czym pomógł ułożyć się mniejszemu na jego udach. 

***

Taehyung i Jeongguk bawili się świetnie, kiedy zamiast zbierać drewno do ogniska, po prostu toczyli walkę na patyki w środku chłodnego lasu. Natomiast Jimin i Yoongi, po rozłożeniu namiotów i wypchaniu ich poduszkami, kocykami oraz śpiworami; tak po prostu zasiedli na przygotowanych wcześniej pieńkach i rozpoczęli grę w łapki. 

W tle unosił się tylko zapach mokrej kory, czuć było zimne powietrze, aczkolwiek to nie sprawiało, że wszyscy chcieli wynieść się z wybranego miejsca. Wystarczyło włączyć ulubioną kasetę z radiu, a upragniona atmosfera otuliła każdego z czwórki wiecznych przyjaciół.

 —  I will not kiss you. 'Cause the hardest part of this is leaving you ~ — Zaśpiewał w pewnej chwili Jimin, kiedy pierwsza zwrotka jego ulubionej piosenki, powolnie zmierzała ku końcowi.

  — Jiminnie?

 — Hm?  —  Park uniósł głowę, aby spojrzeć na swojego hyunga, którego oczy powoli zachodziły łzami.  — Ej, nie płacz... Co ja zrobiłem?

  — Ah, to? Nie płaczę, po prostu powstrzymywałem ziewanie i tak jakoś wyszło. — Min odchrząknął, chowając dłonie przyjaciela w swoich większych. — Naprawdę nigdy nie myślałeś, o zostaniu piosenkarzem? Masz cudowny głos, wiesz? 

Park przewrócił oczyma.

  — Nie, hyung. Wolałem trzymać swój głos dla najbliższych. 

  — Nah, będę cię o to męczył do końca moich dni, wiesz?  — Burknął, przybierając groźną minę. — Twój talent się tylko marnuje.

  — Ty cały się marnujesz, kompozytorku.  

  — O nie, nie wracajmy do tego tematu, dobra? — Min skrzyżował dłonie na torsie, na co farbowaniec tylko cicho się zaśmiał. — No i z czego ty się cieszysz, hm?

  — Ja? Cieszę się po prostu, że was mam, hyung. 

  ***

Kiedy Taehyung wraz z Yoongim postanowili wybrać się na krótki spacer, Jeongguk zamierzał zaproponować starszemu pośpiewanie przy ognisku w akompaniamencie gitary, którą trzymał w futerale w bagażniku samochodu; jednakże Jimin plany miał zupełnie inne. 

Zabrał ze sobą swój ulubiony kocyk, którym szybciuteńko okrył swoje drobne ramiona i czmychnął sprintem w stronę mostku stykającego się z jeziorem. 

Gwiazdozbiory mieniły się wręcz cudownie, a widok jak co rusz spada z czarnej płachty jakaś drobniusieńka iskierka sprawiał, że serce farbowańca biło niezwykle szybko.

  — Chciałbym, aby Jimin był szczęśliwy i zdrowy.  — Pomyślał Jeongguk, wpatrując się w błyszczące na niebie gwiazdy, kiedy tylko zdążył dołączyć do swojego hyunga, zajmującego siedzącą pozycję tuż przy końcu mostu. Jeon zrobił pokrótce to samo, aby ujrzeć coś czego nie mógł, a co wydawało się dla Parka wręcz oczywistością.

***

Cały blask gwiazd wygasł w oczach Jimina, kiedy Jeon tak po prostu obrócił go na plecy i zawisł nad nim, dając mu więcej ciepła niż mikry promyk blasku gazowych zbiorów. Brunet stał się dla niego największym i najcieplejszym źródłem kojącego gorąca i spokoju, kiedy po skradnięciu chłopakowi krótkiej pieszczoty na jego szyi, wyszeptał: Kochajmy się. Wprost do jego ucha. 

Jimin zachichotał niczym mała dziewczynka, łapiąc twarz młodszego w swoje policzki. Musnął tylko drobny nos chłopaka, po czym z perfekcją chirurga, wysunął się z jego objęć i stanął na krawędzi mostu z ogromnym uśmiechem na ustach. 

Brunet przez kilka krótkich chwil nie miał pojęcia co ten zamierza zrobić, aczkolwiek kiedy ten odwrócił się, Jeon wstał z drewnianego podestu po czym podbiegł do chłopaka, aby niedługo później wpaść z nim wprost do chłodnej wody. 

Oczywiście obaj wynurzyli się po kilku sekundach, łapiąc łapczywie oddech, lecz to jednak bardziej zdenerwowany i jednocześnie przerażony był właśnie Jeongguk, który w ramionach trzymał cały swój mały świat. 

Świat, który niedługo miał się zakończyć.

  — Co ci wpadło do głowy, hyung?

Park zaśmiał się, obejmując wyższego ramionami. Był w końcu dosyć malutki, więc aby nie sięgać chłopakowi do sutków, powoli wdrapał się na jego biodra niczym koala na eukaliptus i uśmiechnął się szeroko w jego stronę.

 — Troszkę wody tylko.

  — Haha, bardzo zabawne.  — Nieważne jak bardzo Jeon próbował się opanować; kąciki jego ust samoistnie unosiły się ku górze, a każda próba walki kończyła się już na samym początku.

  — No wiem, jestem bardzo zabawny.

 — Jiminnie hyung...

  — Nah, jak ty kochasz gderać.  — Jimin naburmuszył się, wypychając bardziej dolną wargę. — Mówisz i mówisz, narzekasz i narzekasz... Jakbyś nie mógł mnie po prostu pocałować, no naprawdę, nie rozumiem co jest w tym takiego trudnego.

  — Huh? Ja gderam, tak?  

Park tylko skinął głową.

  — No to ja ci teraz pokażę, kurdupelku.  — Uśmiech Jeona z uroczego, zaczął przypominać powoli ten drapieżny kiedy jego wargi powoli zbliżały się do tych hyunga, niedługo później skradając kolejny z pocałunków. 

Tym razem obaj pozwolili sobie na więcej niż zwykle. Powolne spijanie uczuć z warg, przerodziło się w bardziej drapieżne zasysanie i pociąganie zębami. Zwyczajne tulenie do siebie nawzajem stało się jeżdżeniem dłońmi po skórze, w celu odnalezienia najczulszych punktów.

A wszystkie te gesty, powoli pozbywały się z nich ubrań.

***

 — Jiminnie..  

 — Zawsze będę przy tobie, Jeonggukie. — Szepnął Jimin, wzdychając głośno, kiedy młodszy owinął jego ciało ciepłym żółtym kocykiem. 

Tej nocy obaj kochali się w otoczeniu wymarłych habrów i żonkili, łącząc się w jedność niczym słońce i księżyc. 

Jedno z nich codziennie umierając, dawało miejsce temu drugiemu, aby błyszczał jak najpiękniej. 

Dlatego ich miłość można było uznać za niepomierną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top