2
Pov. Baekhyun
- Dziękuję - powiedziałem cicho, prawie szptem. Chyba mnie nie usłyszał, ale to w sumie dobrze. Wyszedłem z zaułka, a następnie skręciłem w lewo. Schowałem się za pobliskim drzewem i czekałem aż chłopak, który mnie wypuścił, wyjdzie.
W sumie to nie wiem co o nim myśleć. Z jednej strony wydawał się być dobry i opiekuńczy, a z drugiej, kiedy rozmawiał z tymi mężczyznami, bardzo mściwy i niebezpieczny. To co wtedy powiedział było okrutne. Najpierw chciał żebym mu zaufał, a później by zrobił mi jakąś dużą krzywdę. Wzdrygnąłem się na samą myśl o tym. Nie wiem, która jego strona jest prawdziwa i chyba nie chcę tego wiedzieć.
Moje rozmyślania przerwały dość głośne kroki skierowane w moją stronę. Podkuliłem ogon i jeszcze bardziej skuliłem, tak, żeby mnie nie zauważył. Owym przechodniem okazał się być ten chłopakiem, który do mnie podszedł w zaułku. Poczekałem chwilę... Po tym jak mnie minął wróciłem do swojego zaułka, w którym już mieszkałem od tygodnia... chyba. Może od dwóch? Jakoś tak...
Gdzie jest ta bułka? Szukam już dobre pięć minut i nie mogę jej znaleźć. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ ona była prawdopodobnie jedyną jadalną rzeczą w tym śmietniku, a ja nie jadłem już od kilku dni... Jest! Znalazłem moje prawdopodobnie ostatnie jedzenie w życiu. Zagaduję, że za kilka dni naukowcy wreszcie zauważą to że uciekłem, ale wtedy już będę najprawdopodobniej martwy. Umrę z głodu, albo z odwodnienia, albo ktoś mnie zabije... Łza mi spłynęła po policzku na myśl o tym jak szybko ma się zakończyć moje życie... No bo halo, jestem jeszcze nastolatkiem...
Gdy skończyłem jeść bułkę, a zajeło mi to długo, ponieważ delektowałem się ostatnim kawałkiem jedzenia w moim życiu, usłyszałem znajomy głos. To był ten sklepikarz, któremu ukradłem dzisiaj bułkę. Ja naprawdę nie chciałem kraść! Zrobiłem to w ostateczności! Oni kłamali wtedy, że ukradłem ich kilka! To była jedyna kradzież w moim życiu przysięgam! Zacząłem cicho szlochać myśląc o tym co by się stało gdyby nie było ze mną tego wysokiego chłopaka w zaułku... Teraz w mojej głowie była istna wojna o to czy on jest dobry czy zły.
On chciał cię pobić!
Ale tego nie zrobił!
Kłamał mówiąc, że ukradłeś jedzenie z jego sklepu!
Oni też kłamali! Ale potem mnie wypuścił!
On powiedział, że chciał zdobyć twoje zaufanie tylko po to, żeby cię potem bardziej zranić!
... Na to już nie mam argumentów...
Nagle usłyszałem śmiech tuż obok mojego kontenera. Bardzo się wystraszyłem i starałem się jakoś zakopać w śmieciach. Niestety przez to zrobiłem dużo hałasu i po chwili zostałem wyciągnięty przez silne ramię ze śmietnika. Przytrzymał mnie chwilę w górze, a jego uścisk był tak mocny, że dość głośno krzyknąłem.
- Kurwa, nie mogłeś być ciszej? Muszę teraz załatwić sprawę szybciej bo na pewno ktoś to usłyszał... - powiedział a następnie wyjął nóż zza pleców. Niczego się nie boję tak bardzo jak noży. Użyłem resztek swoich sił i wskoczyłem na kontener, następnie przeskakując na kolejny aby uciec od mojego oprawcy. Wybiegłem z zaułka i skręciłem w lewo, ponieważ tam znajdowała się policja. Może będą chcieli mnie oddać do labolatorium, ale to się teraz nie liczy. Budynek nie był aż tak blisko, ale wierzę, że dam radę tam się dostać. Moja nadzieja zniknęła jednak wraz z ogromnym bólem mojej łydki. Sklepikarz rzucił się do przodu i wbił mi nóż w nogę. Upadłem na ziemię i po prostu się poddałem. Już nie miałem siły walczyć. Wiedziałem, że to już mój koniec. Mężczyzna podszedł do mnie, wyciągnął nóż z mojej łydki i zaczął mi ciąć ręcę. Czuję się coraz słabszy... Umieram? Po chwili widziałem tylko ciemność...
Pov. Chanyeol
Kręciłem się w łóżku rozmyślając o tym co się dzisiaj stało. Dopiero teraz do mnie dotarło, że to przecież niemożliwe spotkać hybrydę! One są trzymane w laboratoriach pod stałą ochroną! Jak to możliwe, że spotkałem jedną? Jak?! Może uciekł? Ale czemu miałby uciekać? Musiałby mieć wtedy jakiś powód... Albo może go wyrzucili? Wątpię... Poszedłem na dół wziąć tabletki na sen bo inaczej na sto procent nie zasnę.
Gdy nalewałem sobie wody do szklanki usłyszałem krzyk. Znajomy krzyk... Kojarzę skądś ten głos... To... Ten chłopak? Raczej nie... Chociaż... Może sprawdzę, raz się żyje co nie? Na wszelki wypadek wiąłem ze sobą patelnię z kuchni.
Wyszedłem na dwór, ale nie zobaczyłem nikogo. Mam jakieś halucynacje chyba... Już miałem wrócić do domu gdy usłyszałem jak ktoś biegnie. Szybko się obróciłem i zauważyłem dwie osoby. Jedna z nich cięła drugiej ręce... czekaj co?! Rzuciłem się w tamtą stronę tak szybko, jak tylko mogłem i uderzyłem napastnika patelnią w głowę. Mężczyzna stracił przytomność, a ja zająłem się tym kogo gonił. Gdy się przyjrzałem, zamarłem. To była ta hybryda... Niewiele myśląc wziąłem chłopaka na ręce i pobiegłem do szpitala.
- Chyba pan pomylił budynki - zaśmiała się kobieta przy ladzie. - Niestaty muszę pana rozczarować, ale nie przyjmujemy zwierząt - uśmiechnęła się do mnie niemiło. - Do widzenia - dodała i wskazała palcem na drzwi.
- Pierdol się - powiedziałem ostro wychodząc ze szpitala. Położyłem go na chodniku, zdjąłem swoją bluzę i koszulkę. Następnie owinąłem nimi rany chłopaka, żeby się nie wykrwawił. Zadrżałem z zimna. Podniosłem hybrydę i szybkim krokiem ruszyłem do mojego domu, aby go opatrzyć.
Gdy już dokładnie obmyłem jego rany i zabandażowałem położyłem go w moim łóżku a sam poszedłem spać na kanapie. Zasnąłem bardzo szybko wiedząc, że teraz chłopak jest już bezpieczny...
Obudził mnie zapach czegoś... spalonego. Szybko zerwałem sie na równe nogi zastanawiając się, czy przypadkiem nie zostawiłem włączonego gazu, albo czegokolwiek. Poszedłem do kuchni, a tam leżało jeszcze ciepłe śniadanie. Spalone tosty z serem, a obok talerza karteczka z napisem:
"Dziękuję, że mnie uratowałeś. Nie szukaj mnie, proszę...
Niedługo i tak umrę, więc nie będziesz musiał zawracać sobie mną głowy."
Po chwili usłyszałem trzask drzwi. Nie zakładając nic na siebie wybiegłem z domu za chłopakiem. Dobiegłem do niego i złapałem za ramię. Odwrócił się i drapnął mnie pazurkami po twarzy. Puściłem go i się odsunąłem trzymając się za dość mocno rozcięty policzek.
- P-przepraszam - powiedział z szeroko otwartymi oczami kiedy dotarło do niego co zrobił.
- Nic się nie stało - uśmiechnąłem się do niego a następnie się skrzywiłem przez ból na policzku. - To moja wina, nie powinienem był cię tak straszyć - dodałem.
- J-ja naprawdę nie chciałem - powiedział i wybuchł płaczem. Zrobiło mi się przykro, automatycznie przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem.
- Naprawdę nic się nie stało... Cii... - mówiłem uspokajająco powstrzymując łzy, które mi się cisnęły do oczu.
- P-przepraszam - szepnął po chwili a jego uszka słodko się poruszyły, gdy niechcąco dotknęły mojego nosa. Mimowolnie się usmiechnąłem na chwilę zapominając o sytuacji, w której się znajdujemy.
- Proszę, przestań przepraszać - powiedziałem po chwili również ściszając swój głos - Zaufaj mi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top