20.I was drunk, I was gone

– Wyjeżdżam. 

W tej historii nie było pierścionka zaręczynowego. Nie było płaczu, klękania ani wiwatów siedzących dookoła gości. Nie było też prawdziwej miłości. Było za to jedno wielkie rozczarowanie. Sobą. W momencie, kiedy zdałem sobie sprawę z własnej głupoty.

– Wyjeżdżasz?– powtórzyłem za nim, starając się ukryć drżenie swoich rąk. Zostawi cię, krzyczały moje myśli, ale nie pozwoliłem im przejąć nade mną kontroli. To jeszcze nic strasznego. Taemin często gdzieś wyjeżdżał w związku z pracą tancerzy.– Na kolejny konkurs?

– Do szkoły tańca w Ameryce. – Pokiwałem głową. To musiało wiele dla niego znaczyć, skoro chciał mi się tym pochwalić na uroczystej kolacji, co z kolei pozwoliło mi wierzyć w szczęśliwe zakończenie. 

Nadzieja przecież nie gasła tak szybko. Ona cierpliwie czekała, aż ktoś wyleje na nią wiadro zimnej wody.

– Na ile wylatujesz? – Na ile dni znowu zostanę sam?

– Na dwa lata.– Zamilkłem, a nieznany ból rozszedł się po moim ciele. Kolejny łyk wina nie sprawił, że czułem go mniej. Oblizałem usta, wbijając palce w szklany kieliszek. 

– Chciałeś chyba powiedzieć "dwa tygodnie"? Albo dwa miesiące? – Nie odpowiedział, wpatrując się pusto w moje oczy. – Nie możesz mówić poważnie! Dwa lata?!

– Zaproponowali mi pracę w najlepszej szkole tańca w Kalifornii.

– A co z twoją szkołą? 

– Zatrudnię nowych nauczycieli. Poradzą sobie beze mnie – powiedział to z taką łatwością jakby wszystko miał już zaplanowane, jakby nie miał żadnych obaw. Czyli to robił, kiedy nie mógł się ze mną spotkać.

Teraz już wiedziałem jaki cel miała nasza rozmowa. 

Dlaczego na miejsce spotkania wybrał restaurację, a nie swoje mieszkanie. 

– Zostawiasz mnie. – Trafiłem w sedno, a on nie zaprzeczył.

– Wiesz, że tego nie chcę.– Pochylił się, by uścisnąć moją dłoń. 

– Ale kiedy dostałeś propozycję wyjazdu ani przez moment o mnie nie pomyślałeś. Mam rację? – Uniosłem wzrok z pierwszymi łzami zbierającymi się w kącikach moich oczu.

– Dla mnie to też nie jest łatwa decyzja.

– Pieprzenie – prychnąłem, ocierając twarz dłonią. – Już się na nią zgodziłeś! Od jak dawna o tym wiedziałeś? Od kiedy zaczęliśmy się spotykać? Wymyślałeś kolejne kłamstwa po to, żeby ode mnie uciec?

– Wtedy jeszcze nie wiedziałem! Spotkaliśmy się po tylu latach, a ja znowu miałem powiedzieć ci, że wyjeżdżam? Tak było lepiej.

– Bo bez tej wiedzy byłem łatwiejszy do zdobycia?

– Bo wiedziałem jak zareagujesz i nie chciałem cię denerwować – wytłumaczył, głaszcząc delikatnie moją rękę. 

– Przedłużyłeś tylko to, co nieuniknione. Jeśli wylecisz nasz związek przestanie istnieć.

– Dlatego chciałem prosić cię, żebyś poleciał tam razem ze mną – powiedział, a gdy z kieszeni marynarki wyciągnął małe czerwone pudełeczko, moje serce po prostu się zatrzymało. – Jako mój narzeczony.

...

Jungkook

Odebrać czy zignorować?

Oderwał usta od szyi swojego uroczego blondynka i jęknął z niezadowoleniem w odpowiedzi na dzwoniący w tle telefon. Ostatnie o czym teraz marzył to, żeby ktoś przerywał im tę upojną chwilę swoim bezsensownym gadaniem. Bo kto mógł dobijać się do niego o tej porze? Operator z ofertą nowego pakietu telefonicznego?

– Chim? – Ale gdy w słuchawce usłyszał szloch swojego najlepszego przyjaciela, momentalnie wyrzucił z głowy wszystko, o czym do tej pory myślał. – Co się stało, dlaczego płaczesz?

– Oświadczył mi się – Słyszał jak chłopak wciąga nerwowo powietrze.– A ja odrzuciłem jego propozycję. C-co jest ze mną nie tak, Kook?

– Jimin, uspokój się. Nie zrobiłeś niczego złego – zapewnił go, w duchu dziękując niebiosom za decyzję chłopaka. Teraz wystarczyło przypilnować, żeby ten przeklęty Taemin trzymał się od niego z daleka. Już on zadba o to, żeby się więcej nie spotkali...

– J-jestem zwykłym tchórzem. On nigdy mi tego nie wybaczy – mówił chłopak pomiędzy kolejnymi napadami szlochu, które co jakiś czas przerywane były dźwiękami muzyki albo rozmowami ludzi.

– Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie. – Obawiał się, żeby Jimin nie wpadł na nic głupiego jak sięgnięcie po alkohol. Nigdy nie miał mocnej głowy, a w tym stanie mógł sobie tylko zaszkodzić.

– W klubie w centrum miasta. – Jego obawy okazały się słuszne.

– Możesz zapytać kogoś o adres i tam na mnie poczekać? – Poprosił spokojnie starszego. Bał się, że ktoś wykorzysta jego złe samopoczucie do zrobienia mu krzywdy. Nie mógł pozwolić, żeby coś mu się stało.

– Spróbuję. – Po krótkiej ciszy podał mu adres klubu, który wklepał w telefon. 

– Niedługo po ciebie przyjadę. Nie rób nic głupiego, nie odpowiadaj na zaczepki i z nikim nie wychodź. Masz tam na mnie czekać. – Rozłączył się i westchnął ciężko, spotykając się ze wzrokiem siedzącego na kanapie Taehyunga. Wyglądał na zmartwionego w przeciwieństwie do Jungkooka, który teraz promieniował prawdziwym szczęściem.

– Jimin odrzucił zaręczyny z Taeminem – wyjaśnił chłopakowi na co ten pokiwał głową ze zrozumieniem. – Nie wiem dokładnie co się między nimi wydarzyło, ale nie jest dobrze. To znaczy, z Chimem jeszcze nie jest dobrze.

– Uważaj na siebie i odezwij się, kiedy dotrzecie bezpiecznie do domu. – Taehyung podszedł do bruneta i przytulił go na pożegnanie, będąc pewnym że szykuje się już do wyjścia, kiedy Jungkook ze spokojem zaciągnął go z powrotem na kanapę.

– Ale ja nigdzie się stąd nie ruszam – oznajmił pewnie. Nie bardzo wiedział jak ma potraktować słowa młodszego. Przecież dosłownie minutę temu obiecał przyjacielowi, że się po niego zjawi.

– Zwariowałeś? Nie możesz zostawić Jimina samego w takim stanie! – Musieli zadbać, żeby chłopak zjawił się bezpiecznie w domu, nawet jeśli oznaczało to pokrzyżowanie ich planów.

– I właśnie dlatego wysłałem po niego najlepszą opiekę. – Na dowód pokazał mu treść wysłanej wiadomości. Tak jakby to faktycznie była wystarczająca odpowiedź na jego zmartwienie.

– Nie zapominaj, że to też mój przyjaciel. Jeśli coś mu się stanie...– Pogroził mu palcem, gdy chłopak w odpowiedzi odgarnął jego krótkie włoski i musnął w czoło.

– Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze.

...

Jimin

Nie było dobrze. Po wypiciu jednej szklanki drinku zakręciło mi się w głowie. Ta z kolei bolała mnie niemiłosiernie od dźwięków głośnej muzyki, głosów ludzi, dymu papierosowego i płaczu. Czekałem aż Jungkook zjawi się na miejscu, odliczając minuty od naszej rozmowy. Sam nie wiem co podkusiło mnie, żeby wejść do klubu, ale podświadomie pragnąłem jak najszybciej z niego uciec. 

– Wiesz, że klub to nie najlepsze miejsce do znalezienia miłości? – Usłyszałem po swojej lewej stronie. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że rozpoznaję ten głos. Nie podnosiłem jednak wzroku, słuchając zaleceń Jungkooka o rozmowie z obcymi.

– To dobrze, bo właśnie próbuję ją zgubić– odpowiedziałem beznamiętnie, sięgając po kolejny łyk alkoholu, który został mi odebrany z rąk tego gościa. Uniosłem głowę z zamiarem nakrzyczenia na niego, bo jakim prawem zabierał mi mój alkohol?

– Zatapiając smutki w kieliszku soju? Znam na to lepszy sposób.– Popatrzyłem zdziwiony na stojącego obok mnie mężczyznę. Od początku wiedziałem, że kojarzę skądś zapach jego perfum!

– Hyung? Co ty tutaj robisz?– Otworzyłem usta w niedowierzaniu, gdy Yoongi rzucił kilka papierowych banknotów na blat i pomógł mi wstać ze stołka.

– Zabieram cię w bezpieczne miejsce. 

Polemizowałbym czy samochód był bezpiecznym miejscem, ale na pewno wygodniejszym w porównaniu z twardym stołkiem. Siedzenia były miękkie i pachniało w nim wanilią. Najchętniej zostałbym tam już na zawsze, ale Hyung zmusił mnie do wyjścia na zewnątrz i pokonania dziesięciu tysięcy schodków w stronę jego mieszkania. Było mi trochę nieswojo z myślą, że Taemin mieszkał tuż obok. Nie miałbym odwagi spojrzeć mu ponownie w oczy.

– Usiądź w salonie, a ja zrobię nam coś do picia – polecił mężczyzna. Rozejrzałem się po znajomym salonie, w którym w kącie pomieszczenia na puchatym legowisku spało pięć malutkich rudych, czarnych i szaro-burych kociąt. Przez moment miałem wątpliwości czy to nie skutek alkoholu wpływa na moje widzenie, ale nie wypiłem znowu tak dużo, żeby dwoiło mi się przed oczami.

– Hyung, nie wiedziałem że jesteś kociarzem. – Kucnąłem obok legowiska, a jeden z kotów uniósł swój ciekawski łepek, żeby mi się przyjrzeć. 

– Bo nie jestem. Obiecałem pewnej osobie, że zaopiekuję się nimi przez jakiś czas. – zaprzeczył, ponownie zjawiając się w salonie z dwoma kubkami gorącej czekolady z piankami. Podał mi jeden w dłoń, a sam usiadł obok. – Może nie działa tak samo jak alkohol, ale powinieneś poczuć się nieco lepiej. 

– Dziękuję, uwielbiam gorącą czekoladę. – Uśmiechnąłem, biorąc do ust łyk napoju i przyglądając się poczynaniom kotów, które zainteresowały się naszym przybyciem i zaczęły badać swoich nowych "intruzów". – Mają jakieś imiona?

– Styczeń, luty, marzec, kwiecień, a ten najmniejszy to maj – wytłumaczył mi, a ja obserwowałem jak jedno z kociąt próbuje wspiąć się na jego nogi. Nie pomyślałbym, że lubi zwierzęta, a co dopiero że ma z nimi taki dobry kontakt. 

– Zatrzymaj sobie jednego. Maj naprawdę cię lubi – przyznałem, nie mogąc oderwać wzroku od tych pięciu kicających wokoło nas stworków. Jakimś cudem potrafiły odciąć mnie od niechcianych myśli, ale nic nie mogło trwać wiecznie. 

Nie miałem wpływu na to, kiedy po raz kolejny wybuchnąłem płaczem, bo Taemin próbował się do mnie dodzwonić, a mi brakowało odwagi, żeby odebrać telefon i powiedzieć mu prawdę. 

Prawdę o tym, że nie mogłem z nim odejść.

...

Hejka naklejka,

Serduszka dla JK za opanowanie sytuacji ❤️

Czas zrobić miejsce na przyjście naszego nowego bohatera :))

Miłego wieczorku/dnia i dobranoc xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top