12.When I think of you the sun comes out

(a/n) dalsza część spotkania JK i Jimina z przeszłości

... 

Kilka lat wcześniej

Zostawiliśmy samochód w centrum miasta, a teraz szliśmy przez park w słoneczne popołudnie ubrani jak świadkowie albo goście z wesela. Ludzie zerkali na nas z zaciekawieniem; dziewczyny spacerujące w drodze do swojego domu, zakochane pary trzymające się za ręce, dyskutujący na pobliskich ławkach staruszkowie. Wszyscy włącznie ze mną zadawali sobie jedno najważniejsze pytanie, dokąd zmierzamy?

Jungkook nie był osobą chętną udzielić mi tej odpowiedzi, o czym przekonałem się już na starcie, gdy wczesnym rankiem opuściłem swoje mieszkanie i dałem się porwać w nieznaną przygodę życia wraz z tajemniczym, ale także niebywale interesującym mężczyzną w garniturze.

Zastanawiało mnie jaki był naprawdę, pod maską którą codziennie się zasłaniał. Jaki był, gdy nikt na niego nie patrzył, gdy był tylko sam na sam ze swoimi uczuciami. Dlaczego tyle milczał, chociaż sprawiał wrażenie wygadanego, czemu przez cały dzień nikt do niego nie zadzwonił? Przecież wyglądał na chodzącą duszę towarzystwa i przede wszystkim czemu pozwalał mi to wszystko zauważyć?

Cisza, którą się otaczaliśmy mimo naszej krótkiej znajomości nie wydawała się niezręczna. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się szumem drzew, brzęczeniem rowerów, wspinającymi się po drzewach wiewiórkami, szumem wody z okolicznego strumyka.

Zdałem sobie sprawę, że przed poznaniem mężczyzny ani na moment nie zatrzymałem się w parku. Zawsze omijałem go, nie ze względu na późną porę, nawet w dzień dużo bardziej wolałem przeciskać się zatłoczonymi ulicami. Bałem się, że ta kilkuminutowa cisza uświadomi mi coś, o czym od dawna wiedziałem, ale mimo wszystko starałem się ukryć. Że nawet w tym zatłoczonym miejscu na ziemi, człowiek czuł się samotny. Zdany wyłącznie na siebie.

A kiedy nie zadawało się pytań, odpowiedź prędzej czy później nadchodziła sama.

I tak właśnie było w momencie, kiedy idący tuż obok mojego boku mężczyzna zatrzymał się przed oszklonym, dwupiętrowym domem, z którego co jakiś czas wydobywały się głośniejsze szarpnięcia skrzypiec lub nastrojowej melodii pianina.

Spojrzałem na stojące wzdłuż rzędu iglaków samochody, z wrażenia uchylając usta, choć nie powinienem być zaskoczony standardami panującymi po tej stronie miasta. Skoro mieszkali w niej sami bogacze, których stać było na zatrudnienie sobie ochrony, nie mieli powodu chować takich "zabawek" we wnętrzu szarych garażów. Chodziło przecież o to, żeby zabłysnąć od najlepszej strony, więc dlaczego Jungkook tak nie postąpił? Dlaczego przyszliśmy tutaj pieszo?

- Gotowy? - Zanim zadzwonił do drzwi, odwrócił się w moją stronę z tajemniczym uśmiechem na ustach. Zachodzące słońce padało wtedy lekko na jego jasną skórę, a włosy były łagodnie potargane od letniego wiatru.

- Nie wiem nawet na co - prychnąłem, poprawiając zawiązany przy szyi krawat, który na próżno starałem się poluzować. Nie przywykłem do takiego życia. Miałem wrażenie jakby z każdą sekundą ktoś odcinał mi dopływ tlenu, dusiłem się.

Ledwo co przeszliśmy ceglanym korytarzem w stronę salonu prowadzeni przez wysokiego, szczupłego kamerdynera, a moim oczom ukazał się jeszcze gorszy, powodujący ciarki na skórze tłum bogaczów, prezesów i urzędników. Artystów, malarzy, ale tylko tych zadufanych, stroniących od obecności przeciętnych im osób, szukających uznania w oczach tych tłustych od pieniędzy rekinów biznesu.

- Słuchaj i obserwuj. - Mężczyzna objął mnie ramieniem, prowadząc głębiej w stronę stojącego w kącie pomieszczenia czarnego pianina, na którym pogrywał sobie młody mężczyzna z niebieskimi włosami przy akompaniamencie długowłosej skrzypaczki. Słuchacze natomiast stali wokół nich z kieliszkami białego wina, co jakiś czas dzieląc się między sobą opiniami, plotkami albo obsypując parę grajków komplementami.

Nie na długo jednak zdążyłem się im poprzyglądać, gdy środkiem salonu przeszedł ten najbardziej wyróżniający się z tłumu mężczyzna z kozią bródką o szczecinie siwiejących włosów. Jungkook stuknął mnie niezauważalnie w ramię, opierając się plecami o ścianę, gdy nieznany osobnik w towarzystwie dwóch innych, wyszedł na środek salonu i uderzył łyżeczką w kieliszek, prosząc gości o uwagę. Grajkowie zaprzestali swojej gry, odwracając się w stronę z której dochodził nagły dźwięk.

- Jak pewnie państwo wiedzą, zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić razem dwudziestą rocznicę założenia naszej rodzinnej firmy. Nie spodziewałem się, że ten mały projekt odniesie tak ogromny sukces, za co bardzo chciałbym podziękować mojej rodzinie, która wspierała mnie w tym trudnym dla mnie okresie. Mam nadzieję, że kolejne lata pracy przyniosą nam jeszcze więcej możliwości i spotkamy się tu ponownie za dziesięć lat.

W pokoju rozniosły się gromkie brawa, ludzie bili oklaski i pili szampana, a ja przyglądałem im się zdezorientowany, nie wiedząc co mam o tym myśleć. Napiłem się alkoholu, spoglądając na stojącego obok mnie chłopaka, który jednym haustem opróżnił swój kieliszek.

- Co z tego zrozumiałeś?

- Urządził przyjęcie z okazji urodzin jego firmy i postanowił świętować je razem z rodziną? - Jungkook tylko przyjrzał mi się w milczeniu i pokiwał głową. Chwycił w dłoń leżącą na stole butelkę wina, a drugą pociągnął mnie za rękę w stronę kolejnego pomieszczenia.

Naprawdę nie wiedziałem co jest tutaj grane i czy w ogóle chciałem wiedzieć. Zwłaszcza kiedy z salonu przedostaliśmy się na drugą część domu i ruszyliśmy po schodach korytarzem zamkniętych pokoi. Czy powinniśmy byli tu wchodzić? Byłem pewien, że nie, a mimo to szedłem dalej.

Chłopak nacisnął na klamkę, zaglądając przez tajemnicze drzwi otwierające widok na domowe biuro z ogromną biblioteką, obrazami, dębowym biurkiem, lisimi szalami zawieszonymi na fotelu i stojącymi po bokach lampami. Chłopak wydawał się znać je aż za dobrze, od razu skierował się do opartej na ścianie szafy, chwytając za postawioną na niej fotografię. Podał mi ją i zaczerpnął łyku wina prosto z butelki.

Fotografia przedstawiała tego samego mężczyznę tylko sprzed parudziesięciu lub kilkunastu lat w towarzystwie kobiety i dwójki małych uśmiechniętych chłopców. Siedzieli na szerokiej kanapie i przytulali się do siebie.

-Wyglądają na szczęśliwą rodzinę, prawda? Ale już tacy nie są. - Chłopak cmoknął ustami, odstawiając butelkę na biurko, a sam odwrócił się w stronę okien, za którymi nieubłaganie zbliżała się ciemna, gwieździsta noc. - Zostawił ją, kiedy mieli sześć lat. W ciasnej klitce kupionej na kredyt, a sam przeprowadził się do swojej kochanki z dzieckiem w drodze. Jego dzieckiem. Urodziła im się córka, ale je też zostawił, gdy znalazł lepszą pracę w centrum Seulu. Teraz mieszka tutaj z jakąś nową kobietą i mówi ludziom o tym jak ważna jest w jego życiu rodzina. Kiedy tak naprawdę jest skończonym chujem i od kilkunastu lat powinien płacić alimenty na trójkę swoich dorastających dzieci. Ale on ma to w dupie. Woli jeździć swoim mercedesem, urządzać imprezy na jachcie i płacić za seks z nieletnimi. Wszystko na co patrzysz w tym domu, jest atrapą, a on nawet nie przyłożył do tego palca. Jedyną rzeczą, o którą się martwi jest własny tyłek. Nie ma pojęcia jak wyglądają jego dorosłe dzieci. Mógłbym podać mu rękę, a on uznałby mnie za syna przyjaciela z pracy.

Zatkało mnie. Spoglądałem na niego, zapijając ciszę kolejnym łykiem alkoholu. Nie miałem w głowie odpowiedzi na jego opowieść. Wpatrywałem się tępo w obrazy powieszone na ścianie i zastanawiałem się dlaczego rodzice tak rzadko słuchają marzeń własnych dzieci.

- Rodzice zawsze oczekiwali ode mnie, że ożenię się z kobietą - Jungkook obserwował mnie z nieodgadniętą miną. - Kiedy byłem młodszy pragnąłem być im posłuszny. Chciałem spełnić ich oczekiwania, żeby byli ze mnie dumni. Nie czułem się z tym dobrze, ale wiedziałem że to moi rodzice i powinienem się ich słuchać. Dopóki pewnego dnia po raz pierwszy nie zdałem sobie sprawy, że zakochałem się w chłopaku. Byłem wtedy w pierwszej klasie liceum i naprawdę miałem już dosyć życia w klatce. Chciałem się postawić, dlatego powiedziałem mamie, że idę na imprezę do przyjaciela, a tak naprawdę spędziłem cały weekend ze swoim nowym chłopakiem, robiąc wszystkie zakazane rzeczy. I wiesz co? Naprawdę czułem się dobrze z myślą, że zrobiłem coś wbrew ich woli.

Chłopak w milczeniu przysłuchiwał się moim słowom, krążąc po pokoju. W pewnym momencie podszedł do biurka i zrzucił wszystko co na nim było na podłogę.

- Pieprzyć to. - Alkohol chyba zdążył dopłynąć do mojej krwi, bo moja rozsądna strona umysłu nie widziała w tym niczego złego. Sam upuściłem pustą butelkę alkoholu na panele, pozwalając, by rozniosła się w drobny mak, a także strącając z półki równo ustawione książki.

Przeczuwałem, że jeszcze chwila, a ktoś zwróci uwagę na podejrzane dźwięki dobiegające z pokoju na górze, dlatego niewiele myśląc, pociągnąłem Jungkooka za sobą, oddalając się z miejsca wandalizmu. Niezauważeni przemknęliśmy przez ten sam tłum gapiów zgromadzony przy pianinie i udaliśmy się do wyjścia, żegnając się z jedynym ludzkim w całej tej arystokracji kamerdynerem.

Zbliżał się już późny wieczór, kiedy Jungkook wpadł na kolejny szalony pomysł. Moje namawianie go do robienia złych rzeczy nie było najlepszym pomysłem, a gdy już zorientowałem się, że w jego rękach znajduje się sporych wielkości kamień, zdążyłem tylko nabrać głębokiego wdechu. Dźwięk pękającego szkła w przedniej szybie samochodu sprawił, że nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął moim ciałem.

- Wiejemy stąd - Zanim ktokolwiek zdołał przyłapać nas na gorącym uczynku, uciekaliśmy w deszczu, a krople spływały po naszych włosach i ubraniach. Buty uderzały o chodnik w ciemnej, wąskiej alejce, gdzie zatrzymaliśmy się po kilku minutach, pochylając się ze zmęczenia i wciągając do płuc chłodne powietrze nocy.

- Myślisz, że nas widzieli? - spytałem, gdy zdołałem uspokoić swój oddech i obejrzałem się dookoła. Staliśmy właśnie w jakiejś ślepej uliczce w centrum miasta pomiędzy chińskimi knajpkami z całodobową obsługą.

- Nie ma kamer, a na zewnątrz było już ciemno. - Pokiwałem głową, poprawiając opadające na czoło włosy i spojrzałem na chłopaka. Przy nim czułem się wolny od zmartwień otaczającego mnie świata. Mogłem robić to, co mi się żywnie podobało, a on nie próbował mnie przed tym powstrzymywać.

- Jimin? - Jungkook ponownie skupił swój wzrok na mojej twarzy, oświetlony neonami zawieszonymi przy wejściu do restauracji. Przygryzł wargę, a ja pomyślałem, że wygląda teraz naprawdę uroczo. I jeśli zbliżyłby się na odległość kilku centymetrów, wtedy jego usta odnalazłyby idealną drogę do tych moich.

- Tak? - Stanąłem w bezruchu. Czułem się trochę jak zbuntowany nastolatek, spacerujący ulicami miasta po godzinie policyjnej, chociaż już dawno powinienem być w domu. Ani trochę nie żałowałem tego, co zrobiliśmy, a mokre wargi Jungkooka tylko utwierdzały mnie w tym przekonaniu, gdy oparliśmy się o ścianę budynku, a dźwięk uderzających kropli deszczu, łączył się z naszymi przyśpieszonymi oddechami.

- Dziękuję. - Uchyliłem na moment oczy, obserwując uśmiechniętą twarz Kooka. Nie potrzebowałem już żadnej odpowiedzi.

...  

- I to wtedy złamaliście prawo? To przecież nic wielkiego - stwierdza Jisoo, podczas wspólnego niedzielnego obiadu.

- Nie, wtedy jeszcze nie ścigała nas policja.

- Więc był jakiś inny wieczór? A co z historią o tym jak poznałeś tatę? - pyta Chenle, rysując widelcem po talerzu.

- Wkrótce do niej dotrzemy. Ostrzegałem was przecież, że to długa historia.- Uśmiecham się złośliwie, a oni pożerają mnie wzrokiem.

...   

Jimin

- Nienawidzę tej pogody - sapnął młody blondyn po rozłożeniu swojej burgundowej parasolki.

Przyglądałem mu się w spokoju, gdy w środku wręcz szalałem z podekscytowania. To było dla mnie tak niewiarygodne zobaczyć go tu ponownie po sześciu latach rozłąki, w moim ulubionym barze, parę kroków od mieszkania, które wynajmowałem z przyjaciółmi, na randce zaaranżowanej przez Kookstera.

Taemin przysunął się do mojego boku tak, żeby deszcz nie był w stanie złapać naszych ciał ukrytych pod szczelną warstwą poliestru i objął mnie ramieniem.

- Dasz wiarę, że nie widzieliśmy się przez sześć lat? - W odpowiedzi pokręciłem głową.

- Wciąż czuję się jak po ukończeniu liceum. - Nadal nie wiedziałem co chcę zrobić ze swoim życiem, skoro nie potrafiłem odnaleźć szczęścia w tym, o czym marzyłem.

- Nie sądziłem, że zostaniesz architektem - Spojrzałem na niego ze skwaszoną miną.

- Rodzice uparli się, żebym wybrał odpowiedzialny kierunek. Uważali, że po szkole tańca nie znajdę sobie pracy, a ja musiałem ich posłuchać, by nie skończyć na ulicy. Ale wieczorami często uczęszczałem na treningi. - Oni myśleli wtedy, że wymykałem się z domu, żeby spotykać się z dziewczynami, ale ja dużo bardziej wolałem rozwijać swoją pasję. Wolałem pustą salę, dźwięki muzyki i uczucie wysiłku, po którym moje mięśnie powracały do życia.

- Więc musisz koniecznie wpaść do mnie na zajęcia! - zaoferował chłopak, powodując u mnie zaskoczenie.

- Jak to, zostałeś nauczycielem? - W końcu nasza przyjaźń w liceum zaczęła się od wspólnego zainteresowania. Nikt wcześniej nie potrafił dyskutować ze mną na temat tańca tak długo jak udało mi się to z Taeminem.

- Założyłem własną szkołę. Brzmi jak wariactwo, na początku faktycznie nie szło z górki, ale było warto. Ludzie, którzy przychodzą się do nas uczyć są wspaniali.

- To świetnie. Naprawdę cieszę się, że ci się udało! - Przytuliłem go i obserwowałem speszony jak wklepywał kod wstępu do znajomego mi już wcześniej budynku. Z jakiegoś powodu pamiętałem, że zaczynał się od cyfry sześć, a kończył na jeden, a kiedy dostaniemy się do środka, po prawej stronie od wejścia zobaczymy doniczkową palmę. Potem miniemy kilka par drzwi, wejdziemy na drugie piętro i zatrzymamy się dokładnie pod numerem...

- To tutaj mieszkasz? - Zbladłem, patrząc jak chłopak wyciągał klucze od swojego mieszkania. Mieszkania dokładnie naprzeciwko tego, w którym mieszkał Yoongi. Nie wiem jak to możliwe, że jeszcze trzymałem się na nogach, a moja praca serca nie została zatrzymana.

- Coś nie tak? - spytał mnie, ale szybko zaprzeczyłem.

Bo co miałem mu niby odpowiedzieć?

"Tak się składa, że mężczyzna, który jakiś czas temu odrzucił moje starania, mieszka dokładnie naprzeciwko ciebie."

- Czuj się jak w domu. - Pęk kluczy z brzękiem wylądował na komodzie w przedpokoju, a ja zdjąłem buty i rozejrzałem się dookoła. Może nie wyglądało jak mieszkanie Yoongiego, zachowane w estetycznych barwach, z półką książek i czarnym pianinem. Panował w nim też mały chaos, ale przecież nie przyszliśmy tu, by podziwiać wystrój wnętrza.

- Czy twoi rodzice nadal prowadzą restaurację? - Mój wzrok zatrzymał się akurat na rodzinnych fotografiach chłopaka stojących tuż przy płaskim telewizorze.

- A moja mama dalej smaży najlepsze naleśniki w mieście i polewa je górą syropu klonowego. - potwierdził z szerokim uśmiechem. Gdy byliśmy młodsi, niemal codziennie odwiedzaliśmy restaurację jego rodziców, żeby coś przekąsić. Stołowaliśmy się tam przez trzy lata liceum.

- Muszę ich kiedyś odwiedzić - westchnąłem, odtwarzając w głowie miłe wspomnienia.

- Na pewno by się ucieszyli na twój widok. - Taemin w tym czasie ustawiał muzykę płynącą w głośnikach stereo. Pogłośnił ją nieco bardziej i wstał od kanapy, wyciągając rękę w moją stronę. - Zatańczymy?

Może trochę brakowało nam w tym wszystkim choreografii, ale bawiliśmy się świetnie, wygłupiając się i żartując. Opadłem na siedzenie, trzymając się za obolały od śmiechu brzuch. Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz czułem się tak szczęśliwy. Towarzystwo Taemina przy boku sprawiało, że momentalnie wyrzucałem z głowy złe wspomnienia.

- Nie wiem czy o mogę cię o to zapytać, ale wciąż wspominam nasze dawne rozmowy i jedna myśl nie daje mi spokoju.  Czy udało ci się już trafić na kogoś wyjątkowego? Poznałeś w życiu osobę, z którą chciałbyś się ożenić?

- Nie umówiłbym się na randkę, gdybym kogoś takiego miał - zaprzeczyłem.

- Ale możesz być w kimś zakochany.- Przełknąłem ślinę, zawieszając wzrok na lecącym w telewizji programie.

- Nie jestem.

- W razie czego, to wiesz, nasza umowa jest wciąż aktualna. Jeżeli oboje nie znajdziemy sobie nikogo przed trzydziestką, zawsze możemy wziąć ślub i przeprowadzić się do Stanów. - Zaśmiałem się na jego propozycję.

Zanim zerwaliśmy z wiadomych dla nas przyczyn (Taemin miał spędzić dwa lata w wojsku, a ja przeprowadzałem się do Seulu na studia) złożyliśmy wspólnie obietnicę, że jeśli po wszystkim nie znajdziemy sobie nikogo innego na stałe i wciąż będziemy chcieli żyć we dwójkę, po trzydziestych urodzinach weźmiemy razem ślub.

- A potem kupimy ranczo i zamieszkamy na farmie?- Przypomniałem sobie dalszą część naszej umowy, a chłopak odpowiedział mi westchnięciem.

- Dobra, słaby ze mnie pocieszyciel, więc spróbuję załatwić to inaczej. Mam w zamrażalce pudełko najlepszych malinowych lodów na świecie i wszystkie sezony "Supernatural" na DVD. Piszesz się?

Nie potrafiłem mu odmówić.

...

Co powiecie na małą konfrontację? :>

Rip my life i cały dzień na lekach, mam nadzieję że u was lepiej i mieliście okazję cieszyć się przez weekend ładną pogodą!

Miłego wieczoru/dnia i dobranoc! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top