05.Then I saw you for the first time
Wszystko zmieniło się jednego wieczoru. Może to za sprawą uśmiechu, posłanego w moją stronę, a może od spojrzenia, sycącego mój żołądek bardziej niż kawałek najsłodszego ciasta, gdy moim oczom ukazał się ten jasnowłosy mężczyzna w garniturze?
Czułem się wręcz jak bohater swojej ulubionej dramy, gdy porankiem zbudziły mnie ze snu złociste promienie słońca, a ja od razu zyskałem dobry humor, przypominając sobie o wczorajszej rozmowie z mężczyzną z baru i tylko widok śliniącego się po mojej prawej stronie, obejmującego mnie ręką Jungkooka uświadomił mi, że wcale nie śniłem, a to tylko kolejny rozdział mojego nędznego, szarego życia.
– Co ty tu robisz?! – Odskoczyłem od niego jak poparzony, zrzucając przy okazji leżący na szafce nocnej zegarek, który z brzękiem obił się o panele. Chłopak okrył się szczelniej kołdrą, mrużąc oczy na widok światła i posyłając w moją stronę mordercze spojrzenie.
– Śpię. Musisz się tak tłuc?
– Miałeś spać w salonie! – przypomniałem mu wściekły, chwytając swoje ubrania z krzesła wraz telefonem i czym prędzej opuszczając pokój. Byłem wkurzony, że kolejny raz przyjaciel ignorował moje prośby odnośnie oddzielnego spania, wkradając mi się po cichaczu do łóżka.
Wszedłem do salonu, zakładając na siebie wczorajsze ubrania, ale przecież nie mogłem prosić Jungkooka, żeby mi jakieś pożyczył, bo kolejny raz skończyłbym jak ofiara korporacji.
Zerknąłem na telefon, upewniając się czy Yoongi nie próbował się do mnie odezwać. Przez moment moje serce zaczęło szybciej bić na widok nowego powiadomienia, ale okazało się, że to Namjoon informował mnie o swoich szczęśliwie udanych zaręczynach. Co prawda, zdziwiło mnie dlaczego Jin na zdjęciu leżał w szpitalu, ale uznałem że poczekam z wyjaśnieniami do momentu, kiedy wrócę do domu.
Zdany na siebie, wziąłem się za sprawdzenie wnętrza lodówki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ostatecznie decydując się na zrobienie naleśników, bo to potrafiłem zrobić. Włączyłem muzykę z wieży i podśpiewując tekst piosenki smażyłem kolejne placki.
Ostatni raz zdarzyło mi się coś ugotować w szkole średniej, gdy rodzice zostawili mnie na dwa tygodnie samego w domu, a ja po pięciu dniach wpychania w siebie fast foodów marzyłem, żeby w końcu zjeść coś normalnego. Może nie miałem w tym takich zdolności jak Jin, ale przynajmniej nie spaliłem kuchni.
O dziesiątej rano Jungkook zaszczycił mnie swoją obecnością, wparowując do salonu ubrany jakby inaczej, w granatowy garnitur, poprawiając zapięty pod samą szyję krawat. Usiadł przy stole, a ja podałem mu śniadanie z szerokim uśmiechem, co nie umknęło jego uwadze. Przyjrzał się talerzowi co najmniej w taki sposób jakby zamiast naleśników, znajdowało się na nim surowe mięso.
– Dosypałeś tam trutki dla szczurów? – Na jego pytanie parsknąłem cicho śmiechem, siadając po drugiej stronie stolika. Pomimo jego charakteru i codziennych złośliwości, chciałem odwdzięczyć się jakoś za dotrzymanie mi towarzystwa w barze poprzedniej nocy. Gdyby nie jego pomysł, na pewno nie trafiłbym na Yoongiego, a tym samym nie wybierał się dzisiaj na randkę.
– To na króliki też działa? – Udałem zaskoczenie, a on w odpowiedzi zaśmiał się sztucznie, po chwili jednak przekonał się i nabił kawałek naleśnika na widelec. Nie minęła sekunda, kiedy ponownie usłyszałem jego głos.
– Odezwał się już? – Nabrałem powietrza, zatrzymując koniuszki palców na dotykowym wyświetlaczu telefonu. Aż tak po mnie było widać, że czekam na odpowiedź od szalenie przystojnego blondyna? Ale tak, niecierpliwiłem się. Miałem wrażenie, że stres zje mnie od środka z każdym powiadomieniem włączającym się na komórce, gdy ja czekałem tylko na to jedno.
Nie dopuszczałem jednak myśli, że mężczyzna mógłby zrezygnować z naszej randki. Sprawiał wrażenie człowieka poważnego, który nie rzuca słów na wiatr, w dodatku kilkukrotnie wspomniał, że wpadłem mu w oko. A jeśli wypadło mu coś w pracy?
– Jest jedenasta. Pewnie jeszcze śpi – powiedziałem bardziej do siebie niż chłopaka, który pokręcił głową, wstając od stołu z pustym talerzem. Nawet nie zauważyłem, kiedy trzy naleśniki spoczęły w jego żołądku.
– Zadzwoni, nie przejmuj się. – Podszedł do mnie i poklepał mnie pocieszająco po ramieniu. – Byłby idiotą, gdyby tak łatwo z ciebie zrezygnował. – Odłożył pusty talerz do zlewu i pociągnął mnie w stronę korytarza. – Lepiej martw się co na siebie włożyć, bo to co masz na sobie wygląda jak wyciągnięte psu z gardła.
– Dzięki za szczerość. – Wywróciłem oczami, idąc za nim w głąb korytarza. Moim oczom nie umknęły czerwone drzwi na samym jego końcu, na których widok poczułem ogarniające moje ciało dreszcze. Na samą myśl o tym, co się za nimi kryło, włoski zjeżyły mi się na karku.
– Chcesz zajrzeć do środka? – Chłopak podążył za moim wzrokiem, uśmiechając się złowieszczo. W milczeniu wyprzedziłem go, żeby dostać się do wnętrza garderoby. Za nic w świecie nie chciałem przywracać zdarzeń, które miały miejsce dwa lata temu.
Nie chciałem przyznawać się do rzeczy ani do osoby, którą sobą reprezentowałem. Wolałem skupić się na przyszłości, znalezieniu odpowiedniego partnera na stare lata i gromadce dzieci niż na dawnym Jiminie "imprezowiczu".
Godzinę jak nie dłużej spędziłem na przekonywaniu Jungkooka do garnituru jaki miałem założyć na randkę i przeczesywaniu jego niekończącej się kolekcji strojów w poszukiwaniu idealnej kreacji tego wieczoru, ale chłopakowi wciąż było za mało. Rzucał wieszakami na lewo i na prawo, przykładając je do mojego ciała i kręcąc z niezadowoleniem głową. Na szczęście po kolejnej godzinie zdecydował się na idealny komplet i szczęśliwie mogliśmy opuścić jego apartament, aby udać się do mojego wspólnego mieszkania, gdzie czekali na nas Namjoon z Jinem.
Nie mogłem uwierzyć w to, że moi przyjaciele byli już oficjalnie zaręczeni, a gdy zobaczyłem ich wesołe miny witające nas zza progu, podekscytowany rzuciłem się w ich objęcia. Tylko sceptycznie przyglądający się nam z boku Jungkook zachował spokój i wręczył Jinowi bukiet kolorowych tulipanów, który kupiliśmy w drodze do mieszkania.
– Nawet nie wiecie jak się cieszę! Całą noc nie mogłem spokojnie zasnąć! – przyznałem, wymieniając uściski z Namjoonem, kiedy Jin wstawiał świeże kwiaty do salonu. Wspólnie zasiedliśmy przy kawowym stole w salonie, który teraz zdobił ładny, pachnący bukiet.
– To prawda. Mało nie wykopał mnie przez sen z łóżka – dodał Kookster, a ja kolejny raz zmroziłem go wzrokiem. Nawet w towarzystwie nie przepuszczał okazji, żeby mi choć trochę dopiec.
– Opowiadajcie jak było! – Namjoon i Jin z uśmiechami zaczęli wyjaśniać nam zaistniałą sytuację w domu, nie omijając też powodu, przez który znaleźli się wczoraj w szpitalu. Po tysięcznym przepraszaniu Jina za moją nieuwagę i dodaniu do potrawy orzechów arachidowych, temat zszedł na przyszłe plany narzeczonych.
– Poczekajcie aż podam obiad! Wypróbowałem dzisiaj nowy przepis. Tylko nie wiem czy będzie wam smakował – przerwał nam naszą rozmowę Jin.
– Jestem pewien, że wyszło dobre. – W całej historii Jin nigdy nie przygotował czegoś, co by nam nie smakowało. Nieważne czy była to zupka błyskawiczna czy danie zaczerpnięte z restauracji, zawsze przygotowywał je najlepiej.
– O tak, te ręce potrafią zdziałać cuda nie tylko w kuchni – mruknął Namjoon, całując przelotnie dłonie swojego chłopaka, żeby następnie wpić się w jego wargi, nie zawracając sobie głowy naszą obecnością, w końcu po tylu latach życia razem byliśmy do tego widoku przyzwyczajeni.
– Joonie! – Brunet oderwał się od swojego chłopaka, uderzając go lekko w ramię po czym zawstydzony zniknął w kuchni.
– Mamo, tato! Możecie pohamować się z tymi czułościami? Czuję jakby naruszono moją niewinność.
– I kto to mówi – zaśmiałem się pod nosem, przypominając sobie o tych wszystkich historiach Jungkooka, których zmuszony byłem wysłuchiwać przez ostatnie lata podczas wspólnych wypadów do baru.
– Powiem ci to samo jak się zakochasz – odpowiedział zaczepnie w jego stronę Namjoon, kiedy usiadł ponownie na kanapie.
– Zakocham? Litości! W moim słowniku nie ma czegoś takiego jak zakochanie, miłość i związek. Ale mam za to dużo ciekawsze słowa, mógłbym was kilku nauczyć– zaoferował z perwersyjnym uśmieszkiem w tej samej chwili, gdy zadzwonił mój telefon. Wstałem jak oparzony, chwytając komórkę i udając się na bezpieczną odległość od chłopaków, żeby przypadkiem nie wpadli na jakiś głupi pomysł i nie zakłócili mi mojej ważnej rozmowy. Wziąłem kilka głębszych wdechów, odbierając połączenie ze standardowym "słucham".
– Hej, Jiminie. Nie przeszkadzam? – odpowiedział mi niski głos po drugiej stronie, na którego dźwięk moje serce automatycznie przyśpieszyło swe bicie.
– Oczywiście, że nie. – Machnąłem ręką, skrobiąc paznokciem kant szafki. Za każdym razem, gdy prowadziłem z kimś telefoniczne rozmowy, nie potrafiłem usiedzieć w miejscu, krążąc po całym domu albo rysując zygzaki na tworzonych na brudno szkicownikach.
– Przyjemnie ci się spało?
– Tak... – A nawet jeśli byłem niewyspany, to ten uzależniający dla ucha pomruk pozbawił mnie chęci dalszego snu. Słuchanie mężczyzny w zupełności wystarczało, aby spustoszyć moje ciało.
– Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o naszym dzisiejszym spotkaniu – Jak mógłbym?
– Chętnie się z tobą spotkam – przyznałem całkowicie szczerze, nie mogąc powstrzymać się od napływającego na moją twarz uśmiechu.
– Przyjadę do ciebie o w pół do siódmej, w porządku?
– Nie musisz, Hyung. Po prostu wyślij mi adres restauracji i...
– Zapomniałem wspomnieć na początku naszej znajomości – odchrząknął, przerywając mi w połowie wypowiedzi. – Nie przyjmuję odmowy. Dzisiaj to ja jestem twoim szoferem i zobowiązuję się przywieźć cię na miejsce, zrozumiano?
– Dobrze. Za moment wyślę ci adres. – Czułem jak moje policzki oblewają się rumieńcami.
– Czekam. Do zobaczenia.
– Pa! – Rozłączyłem się, wracając do czekających na mnie z obiadem przyjaciół.
– Czy my o czymś nie wiemy? – Jin uniósł pytająco brew, a Namjoon nie spuszczał wzroku z mojej twarzy, próbując zapewne ustalić przyczynę pojawienia się na niej czerwonych wypieków.
– Poznałem wczoraj kogoś w barze. Umówiliśmy się na randkę.
– I ukrywałeś to przed nami tyle czasu?! Opowiadaj! Jaka ona jest? – Jin przysunął się do mnie z jedzeniem, a ja wziąłem w rękę swoją miskę ryżu z pałeczkami, przełykając ślinę, gdy zapytał mnie o "wybrankę".
– To mężczyzna – zaznaczyłem – Nazywa się Yoongi, jest prezenterem wiadomości, niesamowicie przystojnym, pewnym siebie i ma poczucie humoru.
– Tylko ja mam wrażenie jakby mnie opisywał? – wtrącił Jungkook, ale przyjaciele zignorowali jego komentarz.
Jin odstawił jedzenie na stół i rzucił mi się w ramiona.
– To wspaniale, Jiminnie! Tak się cieszę!
– Będziemy trzymać za ciebie kciuki – dodał Namjoon, a w jego oczach dostrzegłem szczerą radość. Może istniała jeszcze szansa, że znajdę sobie kogoś na ich wesele, a przy odrobinie szczęścia także na całe życie?
– Tylko nam tu nie zemdlej z tych emocji i lepiej idź się przebrać. Zostały ci dwie godziny – zauważył Kookster, wymachując mi wyświetlaczem telefonu przed oczami. Prędko dokończyłem swoją porcję obiadu i zamknąłem się w łazience, gdzie w ciągu trzydziestu minut zdołałem przebrać się w garnitur, uczesać włosy i podkreślić swoją twarz lekkim makijażem. Po skończonej pracy wróciłem do salonu. Moi przyjaciele pochłonięci byli właśnie jakimś serialem lecącym w telewizji.
– Co myślicie? – Zaprezentowałem się im od każdej strony.
– Jeszcze się pytasz! Wyglądasz świetnie! Nasz mały Jiminnie tak szybko dorasta – westchnął Jin, a jego chłopak otoczył go ręką w pasie. Schowałem telefon do kieszeni gotów opuszczać mieszkanie, jednak czyjaś ręka postanowiła mi to uniemożliwić. Jungkook zatrzymał mnie w połowie drogi, zmuszając do odwrócenia się. Bez ostrzeżenia przycisnął mnie do siebie ramieniem i pogładził ręką po plecach.
– Wyluzuj, mały – wyszeptał mi do ucha. – Na pewno mu się spodobasz.
Zaskoczył mnie swoim gestem. W końcu Jungkook rzadko kiedy komplementował innych, a wręcz uważał się za największe bóstwo tego świata i nikt nie miał szans się z nim równać. Swoim wyznaniem sprawił mi niemałą radość. Nie pozwoliłem mu jednak tego po sobie zauważyć, szybko odciągając uwagę od komplementu.
– Mały? – prychnąłem pod nosem, krzyżując ramiona na piersiach. – Przypominam, że jestem od ciebie starszy i należy mi się szacunek.
– Kto mówił, że chodziło o wiek? Może miałem na myśli...
– Wychodzę! – Opuściłem mieszkanie zanim mężczyzna zdołał kontynuować swój bezsensowny monolog. Jestem pewien, że szczerzył się teraz za moimi plecami. Głupek.
– I pamiętaj, że szkolił cię sam Jeon Jungkook! – krzyknął, a potem usłyszałem jak drzwi się za mną zamykają. Nie miałem innego wyjścia jak tylko zejść na dół i stanąć oko w oko z rzeczywistością.
...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top