04.It was a commendable melodrama
– Jeśli kiedyś doczekam się własnych dzieci, to przypilnuję, żebyś trzymał się od nich z daleka. A już na pewno nie wspominał im o tym wieczorze.
Spojrzałem na Jeona, który pękał ze śmiechu, widząc moją wkurwioną minę.
– Wtedy nie narzekałeś.
– Mówiłem, żebyś zakończył rozmowę!
– Wcale nie miałem na myśli tego wieczoru – powiedział, robiąc cudzysłów w powietrzu. – Noc jeszcze się w pełni nie rozkręciła, a ty już masz brudne myśli? Nieładnie. – Mrugnął okiem w moją stronę, ukazując swoje białe, królicze ząbki.
– Pierdol się – odwarknąłem, słysząc jak dalej się śmieje. Co on do cholery w sobie miał, że nadal się z nim przyjaźniłem? Był arogancki, bez przerwy działał mi na nerwy i wyglądał jak młody bóg.
– Nie założyłeś garnituru – stwierdził po chwili, cmokając ustami z niezadowoleniem.
– Jest dwadzieścia stopni na plusie. Miałem się uparować dla twojego widzimisię?
– O ile mnie pamięć nie myli, wspominałeś, że masz dość bycia singlem. Może czas zmienić swoje nastawienie i raz w życiu mnie posłuchać? – Wypuściłem głośno powietrze, pocierając czoło.
Nie mogłem kłamać, że miał w tym trochę racji. Jeśli chciałem kogoś spotkać, musiałem dawać z siebie wszystko. W tej chwili faktycznie brzmiał jakby mu na mnie zależało, a to z kolei sprawiło, że postanowiłem w końcu wyjaśnić mu w czym leży mój problem.
– Od czasów studiów zawsze trzymaliśmy się razem. Ja, Namjoon i Jin. Teraz Namjoon oświadczy się Jinowi, wezmą ślub, założą wspólną rodzinę. Będą zapraszać mnie do siebie na rodzinne obiadki i przedstawiać swoim dzieciom jako "tego starego kawalera, wujka Jimina".
Przyjaciel wyprostował się i zacisnął usta, przyglądając mi się zmęczonym wzrokiem.
– ChimChim, pamiętasz co powiedziałem ci na początku naszej znajomości? – spytał, przyciągając mnie do siebie ramieniem.
– Żebym przestał farbować się na rudo, bo wyglądam jak wściekła wiewiórka?
– Trzy rzeczy. Przefarbuj włosy, załóż garnitur i nigdy ale to przenigdy nie żeń się przed trzydziestką. No chyba, że tą osobą będzie Jeon Jungkook, sobie niczego nie odmówię. – Niemniej jednak nawiązuję do tego, że naprawdę nie masz się czym martwić.
– Mój najlepszy przyjaciel weźmie ślub, a ja zostanę sam jak palec.
– Nie zamierzam brać żadnego ślubu – prychnął, poprawiając zawiązany na szyi krawat.
– Mówię o Namjoonie.
– Ale to ja jestem twoim najlepszym przyjacielem! – oznajmił oburzony i ściągnął brwi. – Ok, zrobimy to inaczej. Po prostu powiedz jaka ta osoba ma być, a ja jako twój najlepszy przyjaciel i jedyny brachol pod słońcem postaram się ją dla ciebie znaleźć. Mam jednego znajomego z działu, może cię z nim umówić?
– Żebym stał się kartą przetargową w rękach jednego z twoich napalonych szefów?
– Wcale nie jest moim szefem. Pracuje piętro niżej – sprecyzował, a ja pokręciłem głową.
– Nie mam ochoty poznawać twoich kolegów z pracy. Oszczędź sobie czasu.
– To w końcu chcesz kogoś poznać czy nie? – Wściekł się, krzyżując ramiona.
– Chcę. Co nie oznacza, że masz mnie umawiać z pierwszym lepszym księgowym!
– Księgowym? Ten gość to prawdziwy jackpot! Nie dość, że lubi chłopców, to jeszcze pociąga go architektura. Polubiłbyś go.
– Nie, dzięki. Nie szukam tatusia.
– Na niańkę też średnio się nadajesz – żachnął się. – Zresztą, jak tak bardzo chcesz się kimś zaopiekować, to może po prostu zatrudnij się w domu spokojnej starości? Tam na pewno szukają takich miłych i kluskowatych chłopców jak ty. Może nawet wpadłbyś w oko jakiejś staruszce, a weekendami chodził na bingo.
Zamyśliłem się. Wiedziałem, że jeśli teraz wrócimy do domu Jungkook wścieknie się i będzie wyzywać mnie od skończonych egoistów, ale ja naprawdę nie miałem ochoty się bawić. Mój humor przygasł, kiedy przypominałem sobie o swoich niepowodzeniach.
– Jungkook, wróćmy już do domu – poprosiłem go zmęczony, a on spojrzał na mnie z miną zabójcy. Nagle jednak jego złość wyparowała i uśmiechnął się zupełnie jakby nad jego głową mignęła żółta żarówka, zwiastująca kolejny idiotyczny plan.
– Chcesz wracać do domu? W porządku! Ale najpierw z kimś pogadaj. I barman za ladą się nie liczy, dlatego podnieś swoje cztery litery albo znowu zaciągnę cię do kogoś siłą. Twój wybór. A może jednak, chcesz żebym ci pomógł? – spytał, głaszcząc moje ramię, ale odepchnąłem go.
– Poradzę sobie. – Skróciłem jego monolog, palącym spojrzeniem, sprawiając że w końcu mi odpuścił. Sam powiódł wzrokiem za wchodzącymi do wnętrza baru kobietami. Zauważywszy jak oblizuje wargi na ich widok, zniesmaczony odwróciłem się od niego i rozejrzałem po sali.
Bar o tej porze jak zwykle był pełny, a wszystkie wolne miejsca pozajmowane. Wiedziałem, że dla osoby takiej jak Kookster to prawdziwy raj. W końcu jemu nie zależało na związkach, a tylko dobrej zabawie w łóżku. Zazwyczaj, gdy poznawał jakąś kobietę albo mężczyznę zapraszał ich do siebie na jedną noc. Rok temu Namjoon zwrócił mu na to uwagę i zaproponował, by spróbował związku z jedną osobą, ale nawet wtedy wytrzymał góra tydzień jak powrócił do swojego "normalnego" trybu życia.
Ja byłem takim relacjom zupełnie przeciwny. Nie zależało mi na posiadaniu jak największej liczby partnerów. Szukałem czegoś stałego, kogoś z kim mógłbym przeżyć lata, a nie tylko jedną imprezową noc.
Pytanie tylko, gdzie miałbym tę osobę znaleźć?
I wtedy stała się rzecz nieoczekiwana, a ja sam poczułem się jak główny bohater komedii romantycznej, gdy do środka baru wszedł ten nieziemsko przystojny mężczyzna w garniturze, a temperatura w pomieszczeniu drastycznie wzrosła o kilkanaście stopni. I nie w sposób było nie przełknąć śliny jak na widok lukrowanych pączków z różanym nadzieniem, gdy jego wzrok uwiódł wszystkich dookoła, a następnie w towarzystwie dwóch innych kumpli, skierował się do wolnego stolika.
Moje serce poderwało się do biegu, że aż z trudem wstrzymałem w sobie tę rosnącą ekscytację i chęć piśnięcia na głos z wrażenia zupełnie jakby moim oczom ukazał członek jakiegoś k-popowego zespołu, a nie jeden z wielu mieszkańców Korei.
Musiałem jednak przyznać, że było w nim coś wyjątkowego. Coś, czego nie dojrzałem jeszcze w żadnym innym człowieku. Może to przez jego jasną, mleczną cerę albo farbowane włosy w odcieniu platyny, które wyróżniały się na tle brązu i czerni? A może jego męska budowa ciała, zarysowane kości policzkowe i blado-różowe wargi sprawiały, że chciałem poznać go bliżej? Dotknąć i upewnić się że ten chodzący ideał istnieje naprawdę?
I był mężczyzną.
Przygryzłem wargi, obserwując go z daleka.
Skoro przeznaczenie sprowadziło mi go pod sam nos, to chyba nie miało mi za złe wyboru płci?
– Jungkook. – Szturchnąłem przyjaciela łokciem, zmuszając aby odwrócił się w moją stronę. – Widzisz tego mężczyznę przy naszym stoliku? – Wskazałem na niego dyskretnie palcem, ale jak na złość nie załapał mojego przekazu tylko wściekle poderwał się z krzesła, podwijając nieskazitelnie czyste rękawy swojej marynarki.
– Jakiś dupek zajął nam nasze miejsce?
– Zaczekaj! – Chwyciłem się mocno jego ramienia, by go zatrzymać, co wcale nie było takie proste, bo skubaniec uczęszczał na siłownię i zdążył zbudować sobie pokaźne mięśnie. Tylko pomyśleć co kryło się pod tą niewinną, białą koszulą i jakie widoki musieli oglądać jego kochankowie.
– Chodzi o to, że...Chyba mi się spodobał – powiedziałem i ostatecznie moje słowa sprawiły, że jego twarz złagodniała, a na usta wypłynął dziwnie podejrzany uśmieszek. W przypadku Kookstera wypadałoby stworzyć oddzielną książkę poświęconą mowie ciała i myślom jakie się za nią kryły.
– O tak, tatusiu... – Przyjrzał się blondynowi, oblizując kusząco wargi, po czym klepnął mnie w tyłek, wprawiając jednocześnie w niemałe osłupienie. – No to na co jeszcze czekasz? Bierz go.
Popatrzyłem na niego zdezorientowany.
– Nie podejdę do niego na oczach jego kumpli! Poczekam, aż... – No właśnie, co ja sobie wyobrażałem? Mężczyzna dopiero przyszedł do baru i nie zapowiadało się, że szybko opuści swoje siedzenie, a szkoda bo nie zdążyłem przyjrzeć się wystarczająco, dość istotnym partiom jego ciała.
Po drugie nie miałem pojęcia jak wypadałoby do niego zagadać. W końcu nie wyglądał na przeciętnego "Kima", który chodził na randki do Maca, a wieczorami poddawał się oglądaniu niskobudżetowych produkcji w telewizji. Sprawiał wrażenie człowieka z klasą, gestykulując tymi długimi, kościstymi jak u światowej sławy pianisty, dłońmi i odsłaniając ukryty pod rękawem marynarki złoty zegarek.
Mimo to z jakiegoś powodu chciałem spróbować. Może po to, by raz na zawsze uświadomić sobie, że nie nadaję się do rozmowy z ludźmi? A może przez to przyjemne ciepło krążące wokół mojego żołądka, pojawiające się za każdym razem, gdy na niego spoglądałem, zmuszało mnie by zaryzykować?
A jeśli nie wyjdzie, wtedy na dobre poszukam sobie jakiejś dziewczyny.
– Podejdziesz czy sam mam się za niego brać? – Jungkook szturchnął mnie zniecierpliwiony.
Przyjrzałem się mężczyźnie, który niczego świadom śmiał się z czegoś w grupie swoich przyjaciół. I na litość boską, dlaczego on musiał się tak uśmiechać, tak prowokująco i ze świadomością o swojej atrakcyjności?!
– O popatrz, idzie tutaj. – Głos Kookstera wybudził mnie z marzeń o zatapianiu się w spojrzeniu tych czekoladowych ślepi i sprowadził z powrotem na ziemię, ledwie dwa metry dalej przy boku tego idealnego mężczyzny. Tylko kilka kroków bliżej i byłbym w stanie poczuć zapach jego perfum.
Gdyby tylko stres mnie tak nie zżerał.
– Chyba nie dam rady – wyszeptałem, ale Jungkook nie przejął się moimi słowami, popychając mnie do przodu.
– Naprawdę chcesz, żebym zrobił to za ciebie? – Ok, te słowa w połączeniu z jego złowrogą miną w zupełności przekonały mnie do tego, by to zrobić.
– Ale mojego crusha to ty zostaw w spokoju, byłem pierwszy – odwarknąłem i pewnym krokiem ruszyłem do mężczyzny, który czekał w kolejce do baru.
Poprawiłem, opadające na czoło włosy i już miałem wkraczać do akcji, gdy przerwał mi jego głos.
– Yoongi. Nazywam się Min Yoongi. – Odwrócił się, wyciągając dłoń, aż mnie zamurowało. Patrzyłem na niego z otwartymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć. – Nie przedstawisz się?
Mężczyzna spojrzał na mnie wyraźnie zniecierpliwiony, a ja pragnąłem żeby mówił do mnie jak najwięcej. Chciałem zapamiętać ten głos i odtwarzać go w snach.
– P-park Jimin – wyjąkałem, odwzajemniając pośpiesznie uścisk.
Jeśli już wcześniej brakowało mi tlenu, to nie wiem jakim cudem nadal żyłem, stojąc tę parę centymetrów przed nim. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi jak po przebiegnięciu maratonu.
– Nie chcesz mi czegoś powiedzieć? – Na informowanie go o tym, że zostanie moim mężem było jeszcze chyba trochę za wcześnie, a nie miałem pojęcia o co innego może mu chodzić.
– Co? – Przyjrzałem mu się zdziwiony.
– Liczyłem chociaż usłyszeć od ciebie coś miłego. Na przykład, że mam ładne oczy albo jestem nieprzyzwoicie przystojny, dlatego bez przerwy nie spuszczasz ze mnie wzroku. Ale najwyraźniej musiało mi się przewidzieć.
– Zaczekaj... – Dotknąłem jego ramienia, żeby powstrzymać go przed odejściem. W końcu raz się żyje, nie? – Naprawdę masz ładne oczy – przyznałem, czując jak moje policzki płoną. – I jesteś bardzo...Przystojny.
W odpowiedzi jego kąciki ust uniosły się do góry.
– Ty za to wyglądasz uroczo, kiedy się rumienisz. Przyszedłeś tutaj sam?
– Z kolegą, ale jest zbyt zajęty wyrywaniem panienek, żeby ze mną pogadać – skrzywiłem się.
– To straszny z niego palant.
– Ach tak, to wyjątkowo ciężki przypadek. – powiedziałem, poprawiając nerwowo grzywkę i rozglądając się dyskretnie w poszukiwaniu Kooka. Miałem tylko nadzieję, że nie wyskoczy nam nagle na przywitanie i nie zepsuje mojego pierwszego wrażenia. – A ty jak spędzasz swój dzisiejszy wieczór?
– Wybrałem się z kolegami na miasto, żeby świętować ostatnią chwilę razem. Niedługo jednemu z nich urodzi się dziecko, więc nie będziemy mieć tylu okazji do spotkań.
Posmutniałem na myśl, że taki moment mógł dotyczyć nas i naszej paczki przyjaciół. Dopiero pytanie Yoongiego wybudziło mnie z przemyśleń.
– Czym zajmujesz się na co dzień?
– Jestem początkującym architektem.
– Może uda mi się kiedyś przeprowadzić z tobą wywiad.
– Jesteś dziennikarzem? – spytałem zaskoczony.
– I prezenterem wiadomości po północy. Nie jest to pierwszorzędny kanał, ale od czegoś trzeba zacząć. – Czy to możliwe, że widziałem go już kiedyś w telewizji? To by wyjaśniało dlaczego wyglądał znajomo.
Wiedziałem, że nasz czas jest ograniczony i mężczyzna wkrótce wycofa się z powrotem do swoich przyjaciół, dlatego postanowiłem zrobić coś, by go zatrzymać.
Wbiłem paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni i spojrzałem na niego.
– Yoongi? – spytałem, przygryzając nieśmiało wargę. – Może chciałbyś...
Wymienić się telefonami, umówić się ze mną, zjeść coś razem na mieście?
Spędzić ze mną resztę życia, zamieszkać w domu i założyć rodzinę?
– Chcę.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu i ciepła jakie owinęło mój żołądek w chwili, gdy usłyszałem odpowiedź, a przecież nie dokończyłem nawet swojego pytania. Cieszyłem się jak dziecko przy rozpakowywaniu świątecznych prezentów.
– Masz czas w sobotę?
– Niestety, cały ten weekend mam zawalony pracą. – Skrzywił się.
– Och...
– Ale możemy spotkać się jutro.
Już jutro? Z drugiej strony im szybciej go poznam, tym lepiej. W końcu datę ślubu ustala się z wyprzedzeniem.
– Jasne! – odpowiedziałem niemal od razu, ale po chwili odkaszlnąłem, żeby nie wyjść w jego oczach na kompletnego desperata. – To znaczy, z chęcią się z tobą umówię, bo jeszcze nic nie zaplanowałem. – Nawet jakbym zaplanował, to przecież wszystko inne musiało poczekać. No bo halo, nie co dzień zdarza się spotkać w barze miłość swojego życia!
– Świetnie. Zabiorę cię do mojej ulubionej restauracji. Tylko zapisz mi swój numer. – Podał mi swój telefon a ja szybko wystukałem na klawiaturze właściwe cyfry, co nie było wcale takie proste, bo ręce trzęsły mi się jak u człowieka chorego na parkinsona.
– Baw się dobrze, Jiminie – pożegnał mnie z uśmiechem na ustach.
– Do jutra! – odpowiedziałem tylko, odprowadzając go wzrokiem. Nie wiem ile czasu trwałem tak jeszcze, myśląc o tym co się wydarzyło. Jungkook stał już obok, przyglądając się uważnie mojej minie.
– I co? Zaprosił cię do siebie?
– Zaprosił mnie na randkę do restauracji. Jutro – powiedziałem, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. To się nie działo naprawdę.
Rozbawiony poklepał mnie po ramieniu.
– Pięknie. Tylko pamiętaj, żeby załatwić sobie zwolnienie z pracy. Na następny dzień może być ci ciężko wstać o własnych siłach.
– To randka. Nie zamierzam pchać mu się do łóżka. – Spojrzałem na niego zdegustowany.
– Powinieneś zaprzestać oglądania dram i przerzucić się na prawdziwe życie. Randki zazwyczaj kończą się w łóżku, a ten gość ewidentnie pożerał cię wzrokiem. Nie zdziwię się, jeśli na tej kolacji, będziesz robić za jego deser.
Wywróciłem oczami na jego komentarz. Nigdy nie brałem słów Jungkooka do serca i teraz też nie zamierzałem, nawet jeśli czasem w jego słowach kryła się cząstka prawdy. Pragnąłem skupić się na tym, aby zaprezentować się Yoongiemu od swojej najlepszej strony.
Bądź co bądź, wciąż byłem tylko młodym i naiwnym chłopakiem.
...
prosiliście, więc jest :>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top