Rozdział XXI
Kolejna część miała się pojawić dopiero po weekendzie, ale jako że udało mi się znaleźć trochę więcej wolnego czasu, wstawiam rozdział szybciej.
Miłego czytania ~
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Kiedy Lance otworzył oczy w sobotni poranek, natychmiast zamarzył, aby zasnąć ponownie. Nie miał najmniejszej ochoty mierzyć się z tym dniem.
W nocy, gdy Keith opuścił klub, Lance ruszył do stolika, gdzie wszyscy obrzucili go pytającymi i ciekawskimi spojrzeniami, oddał Allurze kluczyk od szatni i bez słowa wyjaśnienia wyszedł. Czekał wyjątkowo długo na taksówkę, a gdy już dojechał do domu, zszokowany stwierdził, że mieszkanie jest puste. Ogarnął go irracjonalny strach, że czarnowłosy już tu nie wróci, ale nad ranem usłyszał z ulgą dźwięk otwieranego zamka. Dał sobie wtedy spokój z rozmową, wiedząc, że Keith zapewne i tak się do niego nie odezwie.
Teraz rozmowa była jednak nieunikniona.
Lance zrzucił kołdrę z łóżka, ale wciąż się z niego nie podniósł. Leżał tak z rozłożonymi ramionami i wpatrywał się tępo w sufit.
Wiedział, że zanim pójdzie porozmawiać z Keithem, powinien przemyśleć parę spraw.
Ile to już razy odsuwał od siebie myśli o czarnowłosym, albo szukał dla nich wymówek? A to alkohol buzujący w żyłach, a to specyficzna atmosfera, a to to, a tamto. Tyle się zastanawiał, dlaczego tak bardzo cieszyła go obecność Keitha, dlaczego jego tętno przyśpieszało, kiedy był blisko, dlaczego uwielbiał wprawiać go w zakłopotanie i patrzeć jak twarz chłopaka robi się czerwona. Przypomniał sobie nagle te wszystkie sytuacje, gdy nie wiedział, co myśleć. Gdy zachwycał się wyglądem Keitha, kiedy uświadomił sobie, że czarnowłosy wydaje mu się seksowny, kiedy poniosło go, gdy pierwszy raz go pocałował, gdy będąc z Nymą, myślał o nim. Myślał o nim ciągle i ciągle te myśli ignorował.
A prawda była taka, że Keith mu się zwyczajnie podobał.
Lance miał też świadomość, że nie było to tymczasowe zauroczenie, spowodowane wyglądem. Uwielbiał każdą część czarnowłosego, nawet jego gburowate odzywki i wyszczekany język, jego narwany styl bycia. Nie chodziło także o wzdychanie z daleka, Lance wyraźnie go pożądał, co bezsprzecznie udowodnił sobie wczoraj. Nie był pijany; jego umysł był trzeźwy, a czyny świadome. Każdy pocałunek, dotyk gładkiej skóry Keitha, odgłos jego chrapliwego oddechu; wszystko to sprawiało, że wariował.
Latynos westchnął cicho i zakrył twarz dłońmi.
Sam nie wiedział, co powinien myśleć w tym momencie, kiedy ostatecznie dopuścił do swojej świadomości, że jest zainteresowany innym chłopakiem. Owszem, był odrobinę zdziwiony, ale nie można tego było z pewnością nazwać szokiem. Nie czuł także oburzenia, czy obrzydzenia.
Może dlatego, że podświadomie zawsze o tym wiedział? Kilkakrotnie zastanawiał się nad możliwością bycia biseksualnym. Nie chodziło już nawet o jego styl bycia i o fakt, że Pidge zawsze powtarzała, że większość rzeczy, które go otaczają: horoskopy, urocze roślinki na oknach, maseczki, zamiłowanie do dziwnej muzyki, są strasznie gejowskie. Jednak Lance'owi kilkakrotnie zdarzyło się zwrócić uwagę na przypadkowego chłopaka i pomyśleć, że jest atrakcyjny. Czy to za sprawą wyglądu, czy ubrań. Zawsze szybko zbywał te myśli, skoro dziewczyny mogły otwarcie przyznawać, że jakaś dziewczyna jest niesamowicie piękna, tak samo Lance miał prawo powiedzieć to o jakimś chłopaku.
Zresztą, to wszystko było mało ważne. Liczyło się wyłącznie to, że Keith mu się podobał i chociaż ta myśl zawstydzała Latynosa, nie zamierzał się jej pozbywać. Nie miał innego wyjścia, jak porozmawiać o tym z czarnowłosym.
Lance zastał Keitha w kuchni, przygotowującego sobie właśnie tosty. Na widok Latynosa zamarł na chwilę z kromką chleba w dłoni, po czym niemrawo skinął głową. Nie powiedziawszy ani słowa, wrócił do przygotowywania sobie śniadania.
Lance westchnął głośno, po czym przysiadł przy stole, przyglądając się w milczeniu czarnowłosemu. Chociaż wrócił nad ranem, musiał wstać sporo wcześniej od Lance'a. Był już umyty i ubrany, miał na sobie czerwony, luźny sweter i czarne spodnie.
Chłopak włożył chleb do tostera, po czym sięgnął po szklankę i nalał do niej wody, by następnie postawić ją na stole.
- To dla mnie? - Lance podniósł na niego wzrok.
- Nie suszy cię? - odparł Keith, wciąż nie patrząc mu w oczy. Zamiast tego stał do niego plecami, wpatrując się uparcie w toster. Atmosfera panująca w kuchni była zdecydowanie ciężka i nieprzyjemna.
- Pytasz się, czy mam kaca? - upewnił się szatyn. Keith naprawdę musiał sądzić, że był wczoraj pijany.
- A nie masz? - odpowiedział pytaniem. Kiedy tosty były już gotowe, ułożył je na talerzu i sięgnął po miód. - Pamiętasz cokolwiek z wczoraj? - zapytał. Lance mógłby przysiąc, że jego głos załamał się na moment.
- Z wczoraj...? - mruknął szatyn, umyślnie posługując się zamyślonym tonem. Twarz Keitha przybrała dziwny wyraz, rozpacz mieszała się na niej z nadzieją. - Nie bardzo. No, oprócz tego, że całowaliśmy się bez opamiętania na parkiecie, a później kontynuowaliśmy w szatni, gdzie odepchnąłeś mnie, gdy zacząłem ci się dobierać do spodni - rzucił jednym tchem.
Keith zamarł, wypuszczając z dłoni nóż, który uderzył z brzękiem o talerz. Jego ramiona wyraźnie się napięły.
- Spojrzysz na mnie? - zapytał Lance. - Keith, musimy o tym porozmawiać.
Czarnowłosy odwrócił się w końcu z pozornie spokojnym wyrazem twarzy.
- A jest o czym w ogóle rozmawiać? - Wzruszył ramionami. - Poniosło nas, zresztą nie pierwszy raz.
- Właśnie w tym rzecz - oznajmił Lance, zsuwając się z krzesła i stając obok stołu. - O tym właśnie musimy porozmawiać.
- Dobra, posłuchaj - powiedział powoli Keith. - Chcesz, żebym ci wyjaśnił, co się wczoraj stało? Byłeś sfrustrowany, okej? Nyma nie miała czasu, aby pójść z tobą do klubu, a ty nie mogłeś zarywać do innych dziewczyn. Wzięła nad tobą władzę zwyczajna desperacja.
Lance spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.
- Żartujesz sobie, prawda? - prychnął szatyn, rejestrując brednie, wypływające z ust czarnowłosego.
- Nie mam ci tego za złe - rzucił tylko Keith, po czym nie tknąwszy nawet tostów, wyminął Lance'a i ruszył do przedpokoju.
Latynos podążył za nim, widząc, że chłopak sięga po kurtkę.
- Serio, znowu zamierzasz po prostu wyjść? - zaśmiał się. - W taki sposób nie rozwiązuje się problemów.
- Nie ma żadnego problemu - odparł czarnowłosy, zakładając buty. - Ale jeśli chcesz wykrzyczeć, że żałujesz tego, co się wczoraj stało i że było to dla ciebie obrzydliwe, śmiało.
- Boże, przestań już bredzić - warknął Lance. Nie chciał się denerwować, ta rozmowa miała przecież wyglądać inaczej. Nie wiedział jeszcze w jaki sposób, ale chciał wybadać trochę sytuację i przyznać się do tego, że Keith najzwyczajniej w świecie mu się podobał. Miał szczerą nadzieję, że nie przerazi tym chłopaka, nie po tym wszystkim. Nie był przecież ślepy, Keith także czerpał przyjemność z ich pocałunków i chciał wiedzieć, dlaczego. Teraz jednak, z każdym kolejnym słowem czarnowłosego, czuł, że narasta w nim irytacja. Dlaczego Keith mówił za niego? Jak mógł sugerować, że Lance kierował się ślepym pożądaniem i desperacją. - Wiesz, mówimy tylko o mnie, ale przypominam ci, że ty też tam byłeś i sądząc po twoich jękach, całkiem ci się podobało - rzucił z przekąsem.
Keith ściągnął brwi.
- Ciągle powtarzasz, że zrobiłem to z desperacji, niemal tak, jakbym cię do tego zmusił! - stwierdził Lance. - A przypominam ci, że to ty pocałowałeś mnie pierwszy!
- Lance, przestań - ostrzegł go Keith. Szatyn widział, jak nerwowo zaciska pięści.
Jednak Latynos kontynuował.
- Pytasz się, czy uważam to co się stało za obrzydliwe? Naprawdę, Keith? - warknął. - A może pomówmy o tobie? Zakładasz z góry własne wyjaśnienia, ale chętnie posłucham twoich. Dlaczego ci to nie przeszkadzało, skoro obydwaj jesteśmy facetami? Dlaczego uważasz, że powinienem tego żałować, podczas gdy dla ciebie wydaje się to całkowicie w porządku?!
- Może dlatego, że jestem gejem! - wrzasnął Keith.
W pomieszczeniu zapanowała na chwilę całkowita cisza. Chłopcy wpatrywali się w siebie bez słowa; Lance w wyraźnym szoku, Keith ze złością i zagubieniem w oczach.
- Co...? - jęknął głucho Lance.
Na bladej twarzy czarnowłosego odmalował się gorzki uśmiech.
- Nie, nie przesłyszałeś się. Jestem gejem, Lance - powtórzył. - Ale spokojnie, będziesz musiał wytrzymać ze mną jeszcze tylko trochę, za dwa dni mnie już tutaj nie będzie.
Latynos stał nieruchomo i z pustką w głowie patrzył jak Keith opuszcza mieszkanie i zatrzaskuje za sobą drzwi. Kiedy już się otrząsnął, zaklną głośno i złapał się za głowę.
Ta rozmowa miała wyglądać inaczej.
Wszystko poszło nie tak.
***
- Lance, słuchasz mnie?
Szatyn zamrugał, wytrącony z rozmyślań i spojrzał na Allurę, która szła obok niego. Przemierzali właśnie galerię handlową zatłoczoną tysiącami osób, jak zwykle w sobotnie popołudnie.
Latynos długo się zastanawiał, czy nie zadzwonić do białowłosej i nie odwołać wyjścia, ale ostatecznie uznał, że kilka godzin w towarzystwie przyjaciółki dobrze mu zrobi. Miał w głowie tak ogromny mętlik, że ciężko mu było się na czymkolwiek skupić, nawet na tym co mówiła Allura.
Lance wspominał jedynie sfrustrowaną twarz Keitha. Jak mógł nie zauważyć? Dlaczego wcześniej się nie domyślił, że czarnowłosemu nie podobają się dziewczyny? Ale czy to by coś wtedy zmieniło?
Wyznanie czarnowłosego przyniosło Lance'owi masę nowych pytań, niektórych związanych z nadzieją. Czy Keith miał wcześniej chłopaka? Czy był kiedykolwiek w związku z innym mężczyzną? Czy istniała jakakolwiek szansa, że był zainteresowany Lancem? Całowanie nie oznaczało koniecznie uczuć względem drugiej osoby, tym bardziej, że Keith nie chciał dopuścić do niczego więcej...
Ugh, niczego już nie rozumiał!
- Lance?! - Allura podniosła głos i wpatrywała się teraz w niego odrobinę urażona. - Po co kazałeś mi tu przyjść, skoro myślami i tak jesteś gdzie indziej?
- Przepraszam - westchnął Lance. - Mam trochę dużo na głowie...
Przyjaciółka spojrzała na niego łagodniej.
- Wiesz, co chcesz kupić dla Nymy? - zapytała.
- Nie wiem, czy powinienem cokolwiek kupować - przyznał chłopak.
Szczerze, w ogóle mu się nie chciało iść na dzisiejszą randkę. Ani trochę. Ale Nyma była dobrą dziewczyną, nie mógł odwołać spotkania kilka godzin przed. Powinien się z nią zwyczajnie spotkać, spędzić ten wieczór i... I co dalej? Dać jej jakoś do zrozumienia, że następnego spotkania już nie będzie? Lance wciąż uważał Nymę za przeuroczą dziewczynę, ale to co czuł do niej, nie dawało się nawet porównać względem tego, co czuł do Keitha. Z drugiej strony, dziewczyna nie była mu zupełnie obojętna. Dlaczego z niej rezygnował? Bo miał szansę związać się z Keithem? To było idiotyczne, czarnowłosy nie mógł odczuwać tego samego co Lance, dał mu to wyraźnie do zrozumienia. Nie chciał słyszeć o tym, co zaszło między nimi.
- Nie mam pojęcia, co robić - przyznał Lance. - Mam na myśli z Nymą. Jeśli coś jej kupię, będzie to znaczyło, że mi zależy, prawda? A jakby podle to nie zabrzmiało, nie, nie zależy mi.
- Nie wiem, czy nie robisz jej nadziei, w ogóle idąc na tę randkę - oznajmiła Allura.
- Ale taka nagła odmowa będzie już zupełnie okrutna! - stwierdził Lance. Wypuścił z rezygnacją powietrze i wsadził ręce do kieszeni spodni. - Po prostu z nią pójdę i będę mniej entuzjastyczny niż ostatnio. Może sama zauważy, że coś jest na rzeczy. Eh, sam nie wiem.
- A gdzie w ogóle idziecie?
- Na całe szczęście w żadne ekskluzywne miejsce - powiedział Lance. - Nyma powiedziała, że ostatnio wyszedł jakiś nowy film, który chce obejrzeć, więc idziemy do kina.
- W porządku - odparła Allura. Przez chwilę po prostu szli w milczeniu, mijając kolorowe szyldy sklepów i lawirując wśród tłumu ludzi. - A może chciałbyś porozmawiać o czymś innym? - odezwała się nagle przyjaciółka. - Na przykład... o Keithie?
Lance spojrzał na nią z kwaśną miną.
- Akurat o nim?
- No wiesz, chyba, że wolisz, abym udawała, że niczego wczoraj nie widzieliśmy - mruknęła subtelnie. - Nie wiem, gdzie byliście potem, ale parkiet jest dosyć odsłonięty.
- Przypominam ci, że na dobrą sprawę to ty do tego doprowadziłaś - fuknął z lekkim uśmiechem Latynos.
- Jestem zwyczajnie dobrą przyjaciółką. - Białowłosa wzruszyła ramionami.
- Z pewnością - zawtórował jej Lance. - Zorientowałaś się co się dzieje szybciej niż ja - zaśmiał się.
- Tak, ale... coś mi mówi, że aktualnie nie jest między wami najlepiej? Jeśli chcesz o tym pogadać...
- O uczuciach? - sprostował Lance. - Mam w głowię taki mętlik, że sam już nic nie wiem. I strasznie to doceniam, ale może porozmawiamy o tym innym razem - dodał z uśmiechem. - Eh, ale ten świat jest dziwny. Jeszcze nie tak dawno śliniłem się na twój widok, a teraz starasz się mi doradzić w kwestii chłopaka, który mi się podoba.
- Rzeczywiście. - Allura uśmiechnęła się szeroko.
- A jak zareagowała na nas reszta? - zapytał Lance.
- Shay tylko się uśmiechała, podobnie jak Shiro. Co do Hunka, wydaje mi się, że wciąż jest w szoku. Wątpię, że to negatywny szok, po prostu był wyjątkowo... zaskoczony - wyjaśniła.
- Cóż, ja sam trochę byłem - przyznał Lance. - Jak już trochę ułożę myśli, będę musiał do niego zadzwonić.
- Koniecznie. A, bo zapomnę. - Dziewczyna sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej niewielkie białe pudełeczko. - Wiem, że teraz dużo się dzieje, ale kiedy już wszystko się ułoży, a wierzę, że tak będzie, otwórz to - powiedziała wręczając Lance'owi pakunek.
- Co to jest? - zapytał chłopak, ważąc pudełeczko w dłoni. Było całkiem ciężkie.
- Taki mały prezent ode mnie. - Mrugnęła dziewczyna.
Lance zmierzył ją uważnie wzrokiem.
- Nie mam pojęcia, co znowu chodzi ci po głowię, ale dziękuję. Cokolwiek to jest - rzucił Latynos, chowając prezent do kieszeni kurtki.
- Dobra! - Allura klasnęła w dłonie. - Więc jak? Dalej będziemy chodzić po galerii bez celu, czy może pójdziemy na kawę? Na pewno nie chcesz nic kupić?
Lance zastanawiał się dłuższą chwilę, aż w końcu spojrzał na przyjaciółkę i uśmiechnął się do niej lekko.
- W sumie, jest jedna rzecz, którą chciałbym kupić.
***
- Och, nie mogę się już doczekać! - ekscytowała się Nyma, ściskając Lance'a za ramię.
Zdążyli już kupić bilety, popcorn i colę (a raczej Lance wszystko kupił) i stali teraz w kolejce, która była powoli wpuszczana na salę kinową. Latynos prawie nic nie mówił, uśmiechał się tylko do Nymy, mając nadzieje, ze nie wygląda na całkowicie zniechęconego.
Gdy usłyszał nagły gwizd, odwrócił się, by zobaczyć dwójkę chłopaków w jego wieku. Przechodzili akurat obok i z aprobatą w oczach przyglądali się Nymie.
- Niezła laska - rzucił jeden, bez najmniejszej dyskrecji. Następnie zerknął na Lance'a i kiwnął z uznaniem. - Gratki, koleś.
Nyma rzeczywiście wyglądała nieprzyzwoicie pięknie. Miała na sobie idealnie dopasowaną błękitną sukienkę i czarny polar. Długie, złote włosy błyszczały lekko i okalały jej uśmiechniętą twarz. Nic dziwnego, że inni się za nią oglądali.Lance wykrzywił usta w czymś co mogłoby uchodzić za uśmiech, myśląc o ironii tej sytuacji. Znajdował się w kinie z dziewczyną marzeń, istną Boginią. Tymczasem dużo bardziej wołałby być teraz w domu i rozbierać swojego współlokatora.
- Cholera, Lance, przestań myśleć - mruknął do siebie załamany.
- Hm? - Nyma spojrzała na niego. - Mówiłeś coś?
- Nic, nic.
Wraz z wejściem na salę było już tylko gorzej. Film musiał być oczywiście romansem i już po pierwszych kilkunastu minutach, gdy został przedstawiony zarys nieszczęśliwej miłości bohaterów, Lance uznał, że życie definitywnie go nienawidzi.
Latynos wcisnął się bardziej w fotel, uznając, że to będą jedne z najdłuższych dwóch godzin w jego życiu. W końcu przestał nawet śledzić to, co działo się na ekranie. Myślał jedynie o tym, czy Keith wrócił już do domu. Kiedy przyszedł z galerii, mieszkanie było puste, co wystarczyło już, aby zaniepokoić Lance'a. Czarnowłosy nie odbierał także jego telefonów, ale w tej kwestii chłopak akurat nie był zaskoczony. Wykąpał się więc, przebrał i pojechał autobusem do Matta, aby po raz kolejny pożyczyć jego samochód. Sam nie wiedział po co, nie zależało mu już na zaimponowaniu Nymie. Zrobił to chyba tylko dlatego, aby uniknąć zatłoczonych środków transportu w sobotni wieczór.
Nyma oglądała film jak zaczarowana i praktycznie nie zwracała na Lance'a uwagi, co było chłopakowi niezwykle na rękę. Kiedy okropne romansidło dobiegło już końca, Latynos niemal wyczołgał się z sali kinowej. Seans tak go znużył, że zasypiał teraz na stojąco.
- Ten film był przepiękny! - zachwycała się Nyma. - To co? Pojedziemy teraz coś zjeść?
- Tak, pewnie - odparł Lance. - Masz ochotę na coś konkretnego?
- W sumie to nie wiem, ty wybierz - oznajmiła, stając na palcach i składając na policzku szatyna całusa. - Zastanów się, a ja skoczę jeszcze tylko do łazienki przypudrować nosek - dodała, puszczając mu oczko.
Lance nie miał wcale ochoty na kolację. Napchał się w kinie popcornem, ponieważ jedzenie go, było jedyną czynnością, która ratowała chłopaka przed zaśnięciem.
Latynos wyciągnął telefon i zaczął szukać jakiś dobrych, ale także niespecjalnie drogich restauracji w pobliżu, a czas mijał. Kiedy upłynęło piętnaście minut, Lance zaczął się odrobinę niecierpliwić. Rozumiał, że Nyma zapewne teraz poprawiała makijaż, ale czy dziewczynom naprawdę zajmowało to tak długo?
Chłopak ruszył w stronę toalet, jednocześnie wybierając numer Nymy, ale wtedy dostrzegł, że dziewczyna stoi nieopodal wejścia do łazienki i rozmawia przez telefon.
- Naprawdę bym chciała, ale nie mogę - mówiła. - Kiedy indziej zrobimy sobie babski wieczór. Tak, jestem teraz na randce z Lancem.
Chłopak już miał się oddalić, chcąc dać jej trochę prywatności przy rozmowie, ale wtedy usłyszał kolejne słowa dziewczyny.
- Tak bardzo bym chciała, żeby ta randka już się skończyła - westchnęła z chłodem w głosie.
Lance zamarł, odruchowo wytężając słuch. Przesłyszał się? Nie, odpada.
Kierowany impulsem, zbliżył się do dziewczyny i przystanął za wysoką kartonową reklamą nowego filmu kryminalnego.
- A ja myślałam, że ostatnio było źle - kontynuowała, przyglądając się jednocześnie paznokciom. - Ale wtedy przyniósł chociaż te głupie róże, a dzisiaj? Przyszedł z pustymi rękami. Ostatnio też zabrał mnie do drogiej restauracji, ale wydaje mi się, że to był tylko jednorazowy wypad. Może on wcale nie jest bogaty?
Lance słuchał kolejnych słów dziewczyny, czując jak coś ściska go za gardło.
- Może zwyczajnie pomyliłaś się z tym mieszkaniem? - westchnęła. - Zresztą, to może być jakaś klitka z dwoma pokojami. Eh, głupio mi się o to wypytywać, a sam jeszcze nic nie powiedział. Zresztą nie chodzi już tylko o to - oznajmiła. - Kilka dni temu zadzwonił do mnie, pytając, czy pójdę z nim do Gehenny? Wyobrażasz sobie? - roześmiała się piskliwie. - Do tego klubu dla biedaków. Tam nigdy nic się nie dzieje. Powiedziałam oczywiście, że jestem zajęta. - Nyma potakiwała przez chwilę, po czym znowu wybuchła śmiechem. - Co? Lissa tam była? Co ją zawlekło to tej speluny? - prychnęła blondynka. - Dokładnie, kochana, dokładnie. Zresztą, Lance ogólnie jest strasznie dziecinny. Dzisiaj był trochę mniej żywiołowy, ale na tej ostatniej randce... Istna tragedia. Wiecznie się uśmiecha, emanuje taką dziwną radością, jak siedmioletni dzieciak. I jest niemożliwie irytujący.
Lance'owi coraz ciężej było tego słuchać.
- Wtedy gdy usłyszałam w szkole o tym mieszkaniu, jakoś automatycznie pomyślałam, że Lance musi pochodzić z dobrej, bogatej rodziny - mruknęła Nyma. - Mogłam się bardziej rozeznać w sytuacji. A tak, zmarnowałam już z tym frajerem dwa wieczory mojego życia.
Latynos nie był w stanie przysłuchiwać się temu ani sekundy dłużej. Ze zwieszoną głową wrócił do miejsca, w którym stał wcześniej, po czym przysiadł na jednej z kolorowych kanap przed salą kinową.
Czuł się okropnie.
Co prawda sam miał nadzieję na zakończenie "związku" z Nymą, ale nie chciał tego robić dlatego, że nie lubił dziewczyny. Zamierzał to załatwić delikatnie, tak, aby Nyma nie była smutna. Tymczasem wyglądała na to, że dziewczyna cały czas go wykorzystywała. Miał ją za uroczą i miłą, a ona umawiała się z nim tylko i wyłącznie dla kasy. Jak mógł być tak ślepy? Powinien posłuchać Allury tygodnie temu, kiedy rzuciła, że żadne związki Nymy nie trwały długo. Cóż, najwyraźniej rzeczywiście był ku temu powód.
Nyma okazała się podła i dwulicowa, ale może w tym co mówiła, było ziarenko prawdy? Opinia takiej osoby normalnie nie obchodziłaby Lance'a, jednak... Ile to już razy szatyn był rzucany bądź ignorowany? Co umawiał się z jakąś dziewczyną, te znajdywały jakieś powody, aby go zostawić. Może Lance rzeczywiście był z natury irytujący? Może dziewczyny go odrzucały, ponieważ jego sposób bycia był zbyt drażniący i nie do wytrzymania? Czyżby jego obecność była tak męcząca, że ludzie nie chcieli wiązać się z nim na dłuższą metę?
Może to był też powód, dla którego Keith nie chciał niczego więcej. Raz czy dwa dał się ponieść, ale czarnowłosy zapewne nie wyobrażał sobie, aby móc być w związku z taką osobą jak Lance...
- Już jestem!
Lance podniósł głowę i spojrzał na stojącą nad nim Nymę. Uśmiechała się pogodnie, a w jej ciemnych oczach nie była cienia złości. Nic nie wskazywało na to, że miała dosyć tego wieczoru lub że obecność Latynosa ją irytowała. Jedno trzeba było jej przyznać. Była świetną aktorką.
- Znalazłeś jakieś miejsce, gdzie możemy coś zjeść? - zapytała.
Lance wstał z kanapy, zastanawiając się, jak zareagować. Powinien powiedzieć, że słyszał jej rozmowę? Nawrzeszczeć na nią? Tylko jaki był w tym sens, co to by w ogóle dało?
- Nie znalazłem - odparł jedynie, wymijając dziewczynę i kierując się do wyjścia.
- Och. - Nyma zrównała się z nim w kroku. Wyglądała na lekko zmieszaną, ale na jej twarz zaraz wrócił fałszywy uśmiech. - To może pójdziemy do ciebie i coś mi ugotujesz?
Lance'a wiele kosztowało, aby gorzko się nie roześmiać. A więc postanowiła osobiście sprawdzić, jak wygląda mieszkanie chłopaka? Och, miał już tak bardzo dosyć tej dziewczyny. Nie czuł jednak potrzeby, aby się na nią wściekać. Była mu zbyt obojętna, aby mógł wybuchnąć złością. Czuł się teraz jedynie przybity.
- Nie wiem, jest już dosyć późno na gotowanie - oznajmił Lance. - Trochę ci zajęło pudrowanie tego noska - dodał, nie mogąc się powstrzymać.
- Tak, przepraszam - mruknęła. - Rozmawiałam z przyjaciółką. W sumie to sporo o Gehennie, tym klubie, do którego nie miałam czasu iść.
- Mhm. - Lance przewrócił oczami.
- Jedna z naszych koleżanek, Lissa, ostatnio tam była i wspominała, że widziała Keitha.
Lance poczuł nagłe, szybsze uderzenie serca.
- Keitha? - Spojrzał na Nymę.
- Och, nie wiem czy kojarzysz - mówiła. - Keith Kogane, chodził kiedyś do naszej szkoły.
- Chyba kojarzę - oznajmił ostrożnie Lance.
- Tak czy inaczej, Lissa mówiła, że widziała go w Gehennie, chociaż nie jest na sto procent pewna. Ja osobiście w to wątpię. Skąd ktoś taki miałby pieniądze na klub?
- Ktoś taki? - powtórzył Lance. Obydwoje wyszli teraz z kina i ruszyli w stronę zaparkowanego samochodu.
- Jest sierotą, a na dodatek zrzekli się do niego praw rodzicielskich - tłumaczyła Nyma. - Z tego co wiem, wciąż szlaja się gdzieś teraz po mieście. Jak dla mnie policja powinna się tym zainteresować. Uważam, że powinien tkwić w więzieniu albo poprawczaku.
Lance zwolnił kroku. Czuł, jak zaczyna się w nim gotować.
- Dlaczego? - spytał z fałszywą łagodnością.
Obydwoje stanęli przed czarnym Fordem.
- Nie wyleciał ze szkoły bez powodu, wyrzucono go, ponieważ pobił prawie na śmierć trójkę uczniów. Zrobił to bez powodu, rzucił się na nich, bo jest niestabilny psychicznie. Ale nic dziwnego, skoro pochodzi z patologicznej rodziny. Tak został wychowany. Tak czy inaczej, z pewnością stanowi zagrożenie dla otoczenia, a lata jak bezpański pies po ulicach.
Latynos poczuł, jak zaczyna się trząść ze złości. Wziął głęboki wdech, starając się uspokoić.
Przecież nie mógł przywalić dziewczynie.
Nie mógł już także dłużej powstrzymywać złości.
Nyma zapewne czekała, aż niczym dżentelmen, otworzy jej drzwi, ale Lance obszedł tylko auto i wsiadł do środka. Jasnowłosa patrzyła na niego przez chwilę skonsternowana, ale ostatecznie wzruszyła lekko ramionami i sięgnęła po klamkę. Latynos zdążył jednak zablokować już drzwi.
Nyma, coraz bardziej zdziwiona, popukała w szybę. Szatyn wcisnął przycisk obok kierownicy i uchylił ją do połowy.
- Hej, chyba o mnie nie zapomniałeś? - zaśmiała się dziewczyna.
Lance uśmiechnął się do niej chłodno.
- Ależ skąd - powiedział. - Przeciwnie, o czymś sobie właśnie przypomniałem.
Uśmiech powoli schodził z twarzy Nymy.
- Wiesz, to nie jest moje auto - przyznał Lance, patrząc jak dziewczyna bez zrozumienia przygląda mu się przez uchyloną szybę. - Pożyczyłem je od brata przyjaciółki, który wyraźnie powiedział, że mam w nim nie śmiecić. Więc chyba rozumiesz, że nie mogę wpuścić do środka takiej brudnej szmaty.
Nyma szeroko otworzyła oczy, przyglądając się szatynowi w osłupieniu.
- Co... - zaczęła.
- Nie, nie przesłyszałaś się, nazwałem cię szmatą - mruknął z uśmiechem Lance. - Szmatą, która wypowiada się na dany temat, nie mając o nim pojęcia. - Latynos odpalił silnik. - Ach, i pozdrów przyjaciółkę, z którą rozmawiałaś przez telefon.
Po tych słowach wcisnął mocno pedał gazu i ruszył przed siebie, zostawiając wciąż oszołomioną Nymę na środku chodnika.
Lance zacisnął mocno ręce na kierownicy, biorąc głęboki oddech. Powiedział sobie, że nie wybuchnie złością, ale najwyraźniej się nie udało. Szło mu całkiem dobrze, dopóki obelgi dotyczyły tylko jego. Owszem, były przykre, ale z ust kogoś takiego nie były zbytnio bolesne. Jednak kiedy Nyma zaczęła mówić o Keithie, wręcz się z niego naśmiewając i opisując go jako niestabilnie psychiczną osobę z patologią we krwi, Latynos nie mógł tego znieść. Nie mógł znieść ani jednego złego słowa pod adresem czarnowłosego.
Tak to już było, kiedy się kogoś kochało.
Lance uśmiechnął się pod nosem.
Keith był dla niego wyjątkowy i nie obchodziło go, czy rzeczywiście uważał Lance'a za zbyt irytującego, aby się z nim wiązać. Wtedy szatyn będzie musiał to jakoś zwyczajnie przeżyć. Jednak najpierw zamierzał wyrzucić wszystko, co ciążyło mu na sercu. Nie lubił tłamsić w sobie emocji i nie był w tym dobry.
Dlatego zamierzał o nich powiedzieć czarnowłosemu.
Nawet jeśli będzie musiał wykrzyczeć mu je w twarz.
***
Jednak kiedy Lance wrócił do mieszkania, Keitha wciąż w nim nie było. I chociaż sam ten fakt był już wystarczająco niepokojący, Latynos przeraził się dopiero, gdy uświadomił sobie, że nie tylko czarnowłosego brakowało.
Wszystkie jego rzeczy także zniknęły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top