9
- To mogę to tu położyć, czy nie? - spytał Jimin w miarę opanowanym głosem. Gdyby ktoś go teraz zapytał o nastrój, nie byłby w stanie dobrze go określić, na pewno znajdował się daleko od spokoju, gdzieś między zirytowaniem, a wściekłością. Póki co meandrował pomiędzy tymi dwoma uczuciami, starając się oddychać miarowo i głęboko. Naprawdę się starał nie myśleć o tym, jak bardzo Jungkook go wkurwia i doceniać jego pomoc, bo przecież nawet nie musiał tu być. Nawet w Seulu miał całą masę ciekawszych rzeczy do robienia.
Jungkook odwrócił się w jego stronę z lekko szalonym wyrazem twarzy.
-Chcesz to wyrzucić, czy nie? - powtórzył pytanie ostrzejszym tonem. Jakby Jimin od razu wiedział, czy plik zakurzonych kartek, które trzymał w rękach jego młodszy brat, mają jakąś wartość. Na początku próbował je nawet czytać, ale w większości zawierały zupełnie niepotrzebne nikomu informacje, pourywane strzępy zdań bądź listy rzeczy do zrobienia czy kupienia. Z czasem przestał to robić, a przynajmniej nie czytał wszystkiego tak dokładnie. Nadal jednak nie potrafił podejmować ostatecznych decyzji tak szybko, jak oczekiwał tego Jungkook.
Jin, znajdujący się przed werandą, podniósł czujnie głowę, gotowy na kolejną dramę. Zdjął okulary przeciwsłoneczne, żeby lepiej ich widzieć.
Nie pomogło mu to za bardzo, bo nadal stał za nisko. Nawet jeśliby się wychylił to nie był w stanie dojrzeć twarzy braci, którzy stali na ganku domu otoczeni przez worki. Plastikowe, i te zrobione z materiału, kartony i drewniane skrzynki. Duże i mniejsze i takie jak ta, w którą właśnie kopał czubkiem buta Jimin, plastikowe, wypełnione po brzegi papierami. Były wszędzie, na całej powierzchni ganku, porozkładane według systemu wymyślonego przez Jungkooka.
Były też w ogrodzie, Jin stał między stertami plastikowych worków, które wkrótce miały trafić do kontenera. Dziś po południu zostaną wywiezione na wysypisko, posegregowane i zniszczone, więc jeśli znajdowało się w nich coś, o czym warto by było pamiętać, zostanie zapomniane na zawsze.
- No decyduj się - zniecierpliwiony wynalazca tego innowacyjnego systemu prychnął pod nosem, czekając na ostateczna decyzję w sprawie pliku starych rachunków.
- Wyrzucić chyba - westchnął zrezygnowany Jimin, wzruszając ramionami. Cały czas czuł, że nie jest osobą, która powinna rozstrzygać te kwestie.
- Chyba, czy tak? - dopytywał dalej młodszy chłopak, jakby to miało dla niego największe znaczenie na świecie.
- Wyrzucić - powiedział wreszcie Jimin.
- To wrzuć je do tej zielonej skrzynki jak tak, to nie jest ich miejsce - rozkazał Jungkook i pokazał Jiminowi przeciwległy kąt werandy. - Tam jest miejsce skrzynek z papierami do zniszczenia - Starszy chłopak westchnął pod nosem i bez gadania przeniósł ją gdzie trzeba, chociaż naprawdę czuł, że jego cierpliwość niedługo całkiem się wyczerpie.
Ostrożnie położył papiery na balustradzie, starając się nie naruszyć delikatnego balansu, nad którym od rana pracował Yoongi wraz z Jinem. Kartony w tej części ganku ustawione były na słowo honoru i jeden nieopatrzny ruch mógł spowodować katastrofę. Postanowili przeznaczyć je na wielkie ognisko, które rozpalą wieczorem, ale materiałów ciągle przybywało, więc Yoongi mimo upału zaczął wywozić je za dom i wypalać już teraz. Jimin wolał sobie nie wyobrażać, jak bardzo musiało być gorąco przy otwartym ogniu, skoro teraz, siedząc na zacienionym i przewiewnym ganku, miał wrażenie, że zaraz się roztopi.
Było mu tak strasznie ciężko.
Zarówno fizycznie jak i psychicznie, bo Jungkook okazał się psychopatą i dyktatorem, każąc pracować im według systemu, którego działanie rozumiał chyba tylko on sam. Decyzje, które podejmował, w sprawie tego co powinno zostać, a co nie, były szybkie. Był przy tym brutalny, szczery i bezwzględny.
Jimin nie potrafił taki być. Każda rzecz, każdy przedmiot miały dla niego jakąś wagę. I nie chodziło tu nawet o sentymenty, bo te już dawno pogrzebał, ale o użyteczność. Może komuś, to krzesło albo ta lampa, mogłaby jeszcze służyć. Może ta sterta niezapisanych notesów, przydałaby się jakiemuś uczniowi. Te talerze, te książki sprawiłyby komuś radość. Komukolwiek. Cokolwiek. Jakkolwiek.
Jimin czuł się zmęczony tym tempem; wyczerpany wręcz. Do cna, do ostatniej kostki i komórki w swoim ciele. Pytań było za dużo, gratów, kurzu, tego domu było też za dużo.
Naprawdę miał ochotę krzyczeć i ledwie się przed tym powstrzymywał.
Wiedział, że po to tu przyjechał i że nie będzie lekko, ale to wszystko zebrane do kupy, było po prostu przytłaczające bardziej, niż się tego spodziewał. W dodatku było już za późno, żeby się wycofać.
Poza tym skoro jemu było ciężko, a nie mieszkał tu na stałe, wśród tych wszystkich przedmiotów i pudeł, nie potrafił sobie wyobrazić sobie, jak z tym wszystkim radziła sobie jego matka albo Minhyun.
Było mu żal wielu rzeczy, mimo że nie należały do niego. Na szczęście był przy nim Jungkook, a może raczej na jego nieszczęście i dlatego to uczucie frustracji i jakiejś dziwnej beznadziei potęgowało się tylko w głowie Jimina. Miał coraz większy problem z podejmowaniem decyzji i poprawną odpowiedzią na zadawane, przez całą trójkę chłopaków, pytania.
Nigdy nie był dobry w byciu liderem i unikał tego, kiedy tylko się dało, podporządkowując się rozkazom wydawanym przez innych. Tak było zdecydowanie łatwiej.
- Ej, Marie Kondo! - krzyknął Yoongi wchodząc po schodkach na ganek. Jego skóra na twarzy, głównie w okolicy oczu, nadal była lekko zaróżowiona, ale wyglądał lepiej niż wczoraj, bo opuchlizna chyba zeszła do końca. Chociaż twarz Yoongiego była dość okrągła z natury i Jimin nie potrafił tego stwierdzić bez gapienia się na chłopaka, a tego nie chciał robić. - Jak skończysz zwijać te dywany w salonie, to weź pomóż mi z poszerzeniem dołu w ogrodzie.
Jungkook pił właśnie wodę z butelki, ale skinął mu głową, pokazując przy tym kciuka w górę. Na początku nawet się wkurwiał na tę ksywę, ale odkąd Yoongi zaczął jej używać, przeszło mu i nie frustrował się tak jak na początku. Jimin podejrzewał, że gdyby to Yoongi zaczął nazywać Jungkooka nawet jakimś obraźliwym określeniem, dzieciak i tak nie miałby nic przeciwko. Niestety on sam nie mógł liczyć na taką wyrozumiałość ze strony brata.
- Jakiego znowu dołu? - spytał zaskoczony, dopiero po chwili pojmując znaczenie słów Yoongiego. - Nie miałeś palić dziś papierów?
- Pali, ale wiatr jest dziś w chuj mocny i rozwiewa wszystko. Więc wykopaliśmy dół, żeby nie spalić przy okazji okolicy - wyjaśnił Jin, opierając się o lekko spróchniałe deski balustrady.
- I zwierzątek w trawie - dodał Yoongi. - Kook, jest jeszcze woda?
- Przyniosę ci - odparł od razu ochoczo nastolatek i pobiegł do kuchni. Yoongi odprowadził go wzrokiem.
- To już będzie wszystko, czy coś jeszcze zostało w środku? - Zapytał, kiedy zostali sami. Podszedł do czekającej na niego sterty papierów i kopnął ją czubkiem buta. Jimin pozwolił sobie wreszcie na głośne westchnięcie.
- Nie wiem - powiedział po chwili, kręcąc głową. Naprawdę był zmęczony. Nie miał siły myśleć o tym, co czekało na niego jeszcze w środku i o decyzjach, których już teraz nie miał ochoty podejmować. - Nie obchodzi mnie to - to zdanie wypowiedział bezmyślnie. Nie był zły, ale Yoongi musiał to tak odebrać, bo spojrzał na niego zaskoczony. - Ja... - Jimin zająknął się.
Wiedział, że nie powinien był tego mówić. To mogło tylko otworzyć puszkę Pandory i pogorszyć całą sytuację. Nie chciał, by przyjaciele znowu myśleli, że dzieje się z nim coś złego, bo tak nie było. Jasne, czuł się przytłoczony i nie miał pojęcia, w jaki sposób powinien zapanować nad tym całym chaosem, ale nie miał siły tego tłumaczyć. Powinien teraz przeprosić, rozładować sytuację, by przekonać ich, że naprawdę wszystko jest w porządku. Bo Jimin nadal wierzył w to, że było, chociaż coraz częściej czuł się jak ten dom; jakby przekopywał się przez warstwy dawno zapomnianych emocji i wspomnień, które utkwiły w nim gdzieś głęboko. Jakby ktoś pozbawiał go pancerza ochronnego, który sam teraz zdzierał warstwa po warstwie jak stare tapety. Jimin nie pamiętał już, co znajdzie, kiedy pozbawi się wszystkich tych warstw. Nie był gotowy, by przekonać się, co właściwie znajduje się pod nimi.
- Hej... - Yoongi uderzył go lekko w ramię. - Zawsze możemy sprawdzić to później, co nie? Przecież nie znajdziemy w szafie żadnego trupa - uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy.
- A nawet jeśli... to tutaj jest wystarczająco dużo miejsca, żeby go gdzieś zakopać - dodał Jin poważnym tonem, jakby naprawdę już się nad tym zastanawiał.
Jimin wiedział, że będą kontynuować tę bezsensowną rozmowę, dopóki ktoś im nie przerwie. Zawsze tak było.
- Myśle... - zaczął niepewnie Jimin, odtwarzając z pamięci rozkład domu i te wszystkie zakamarki, do których jeszcze nie udało im się dotrzeć. - Myślę, że na górze mogą być jeszcze jakieś kartony.
- Czyli... - Jin spojrzał w górę, osłaniając się od promieni słońca ręką. - Jest szansa na jakieś znalezisko - uśmiechnął się z zadowoleniem, jakby naprawdę na nie liczył. Czasem Jimin nie był w stanie powiedzieć, czy starszy chłopak mówi serio, czy żartuje i to była właśnie jedna z takich sytuacji.
Yoongi podrapał się po nosie, lekko zaczerwienionym od słońca i westchnął ciężko, przygotowując się mentalnie na transport kolejnej partii papierów do wypalenia.
- Kto dzisiaj przygotowuje obiad? - zapytał, chociaż dopiero niedawno skończyli śniadanie.
- Jungkook - zdecydował Jin, korzystając z okazji, że chłopaka nie było w okolicy, więc nie mógł zaprotestować. - Ugotuje gar ramenu, odgrzeje w piekarniku pizze i będzie ok - wzruszył ramionami, nakładając robocze rękawice. - Ty mu o tym powiesz, Yoongi, to jeszcze się ucieszy - dodał Jin.
Yoongi kiwnął niepewnie głową, niezbyt zadowolony z nowego zadania. To nie tak, że nie lubił Jungkooka, jednak od kiedy nastolatek zaczął traktować go w szczególny sposób, nie bardzo wiedział, jak się przy nim zachować, by nie zranić jego uczuć, ale jednocześnie dać mu znać, że nie bardzo może liczyć na jakąś bardziej romantyczną relację z jego strony.
Nawet nie zdążył zastanowić się nad tym, co powie Jungkookowi, kiedy z ciemnego wnętrza domu dobiegł ich jakiś hałas, jakby upadło coś bardzo ciężkiego. Dźwięk był tak głośny, że na chwilę wszyscy zamarli w bezruchu, wpatrując się w drzwi wejściowe, ale nic więcej się nie wydarzyło, a cisza, która zawisła między nimi, dźwięczała w uszach.
***
Jungkook miał wrażenie, że coś się na niego zawaliło. Wydawało mu się, że cały budynek zadrżał, ale to mogło być tylko złudzenie, bo kiedy w końcu odważył się otworzyć oczy, wszystko było takie, jak wcześniej.
Kuchnia nadal była lekko zakurzona i pełna słonecznego światła, które nagrzewało stół i blaty szafek. Jedyne, co się zmieniło w kuchennym pejzażu były powoli rozpuszczające się kostki lodu na drewnianej podłodze, które chłopak musiał wypuścić, kiedy na górze coś spadło.
Spokój, jaki ogarnął cały dom, wydawał się nierealny i Jungkook zaczął nawet wątpić, czy wcześniejszy hałas nie był wytworem jego wyobraźni. To było niemożliwe, by nikt inny go nie usłyszał, w końcu Jin i Jimin siedzieli na ganku, więc prawdopodobnie zainteresowaliby się tym, że w domu chyba zawaliło się piętro. Jednak bez względu na to, jak uważnie nasłuchiwał, żaden dźwięk nie dochodził do niego zarówno z ganku jak i z ogrodu. Nawet śpiew ptaków i męczące buczenie cykad zamilkło, jakby wnętrze domu oddzielone było od całego świata niewidzialnymi, szklanymi ścianami, które pochłaniają wszystkie hałasy.
Już miał wyrzucić do zlewu śliskie kostki lodu, kiedy do kuchni wpadł Jimin z miną, która nie świadczyła o niczym dobrym. Wyglądał podobnie, kiedy znalazł u Jungkooka paczkę papierosów, chociaż sam czasem popalał w tajemnicy przed rodzicami. I to nie tylko papierosy. Tym razem jednak Jungkook nie zrobił absolutnie nic, żeby zasłużyć na opieprz od brata, więc nawet nie przerwał wyłapywania rozpuszczających się kostek lodu z coraz większej kałuży.
- Co? - zapytał w końcu, bo Jimin nadal nad nim sapał z zacięta miną. Nie mogło przecież chodzić o wodę, bo litości, nawet gdyby jej nie wytarł, a zamierzał to zrobić, to sama wyschłaby na tym słońcu w góra dziesięć minut.
Może coś wywalił? To było bardziej prawdopodobne. W końcu tylko czasem pytał Jimina, czy coś powinno zostać, większość decyzji podejmował sam. I jasne, nawet jeśli to nie były jego decyzje, to należało je podjąć szybciej niż przed końcem roku, a szczerze wątpił, by jego brat był do tego zdolny.
- Nie słyszałeś, jak Jimin cię wołał? - zapytał Jin, przeciskając się między Jiminem i framugą drzwi, żeby dostać się do kuchni.
Jungkook wyprostował się i zmarszczył brwi, przecząco kręcąc głową.
- Naprawdę nic nie słyszałeś? - zapytał zaskoczony chłopak, przyglądając mu się uważnie. Jungkook doskonale wiedział, co robi. Sprawdzał, czy nie ściemnia. Jin był dobry w takie gierki i zawsze potrafił się zorientować, kiedy ktoś nie był z nim szczery.
- Może wołaliście, kiedy coś spadło na górze - powiedział w końcu, chociaż początkowo miał zamiar w ogóle się nie odzywać.
- Wołaliśmy cię, bo coś spadło w domu - powiedział w końcu Jimin, siląc się na spokojny ton, chociaż głos trochę mu się trząsł. - Myśleliśmy, że coś ci się stało.
- Nic nie słyszałem - Jungkook nic z tego nie rozumiał. O ile hałas z góry nie uszkodził mu słuchu, nie istniał żaden racjonalny powód, który tłumaczyłby, dlaczego nie słyszał wołania z ganku. Popatrzył po ich twarzach, ale nie wyglądali, jakby próbowali go w coś wkręcić.
Jin nie potrafił kłamać, Yoongi zresztą też nie, a teraz patrzył na Jungkooka, jakby oczekiwał od niego konkretnego wyjaśnienia sytuacji, a Jungkook bardzo chętnie zrobiłby wszystko, żeby powiedzieć coś mądrego i zaimponować Yoongiemu. Tyle że akurat nic nie przychodziło mu do głowy.
- Chciałem dodać lodu do butelki - mruknął cicho. Poczuł, że się czerwieni i mocno podrapał kark. - Ale wszystko mi wypadło, kiedy usłyszałem hałas i próbowałem je pozbierać - wyjaśnił, czubkiem buta uderzając w wysychającą plamę. - Naprawdę nie słyszałem, żeby ktoś mnie wołał.
Jimin kiwnął głową, lekko skonsternowany, ale w żaden sposób nie skomentował słów brata i nawet jeśli mu nie wierzył, wszystkie wątpliwości zostawił dla siebie. Jungkook też zaczynał je mieć, bo jak to możliwe, że przez jakiś czas nie dobiegał do niego żaden dźwięk i otaczała go absolutna cisza. Sam uznał, że jest w niej coś dziwnego.
- Ale... teraz słyszysz już normalnie? - zapytał Yoongi, nadal ukrywając się w ciemnym korytarzu.
- Cały czas słyszałem normalnie, hyung - obruszył się Jungkook, chociaż wiedział, że pytanie starszego chłopaka nie było złośliwe. Po prostu nie chciał, żeby Yoongi uznał go za ułomnego, czy coś. Już i tak za każdym razem, kiedy spotkało go coś żenującego, działo się to z jakiegoś powodu przy Yoongim.
- Tak czy inaczej, to trzeba sprawdzić - oznajmił Jin. - Może nadal grozi nam zawalenie się sufitu na głowę albo na strychu czai się morderca. Głosuję, żeby to Yoongi poszedł sprawdzić! - oznajmił uroczyście i podniósł rękę w górę.
- Co? Dlaczego ja?! - Yoongi rzucił szybkie spojrzenie w tył i jakimś cudem przecisnął się między Jinem a framugą drzwi, żeby wejść do kuchni. Nie wyglądał na kogoś, kto chciałby wziąć udział w takiej eskapadzie.
- Masz już wprawę w walce z mordercami. Odpowiednie doświadczenie to podstawa - odparł z powaga Jin. - Poradzisz sobie - klepnął go mocno w plecy. - Będziemy ci kibicować i wspierać moralnie - uśmiechnął się, a Yoongi tylko westchnął.
- Nie da rady, jestem zarobiony i muszę pilnować ognia - powiedział takim tonem młodszy chłopak, jakby od niego zależała przyszłość ludzkości. - Ale ty... - Jin szybko pokręcił głową.
- Papier, nożyce, kamień - wtrącił w końcu Jimin. Jungkook miał mu ochotę powiedzieć, że sam powinien to sprawdzić, bo w końcu to jego dom, ale nie chciał sprzedać własnego brata.
- Ok, to brzmi całkiem fair - przyznał Yoongi. - Przynajmniej nie będziemy o tym dyskutować do wieczora.
- Nie miałbym nic przeciwko - Jin podwinął rękaw koszulki, przygotowując się do gry i ze skupieniem przyglądał się reszcie. Wyglądał, jakby liczył na to, że któryś z nich zdradzi się ze swoją strategią. Jungkook poczuł się niepewnie.
Myślenie strategiczne nigdy nie było czymś, co dobrze mu wychodziło. Właściwie przeważnie wychodziło mu ono dość słabo. Nawet w grach wolał po prostu iść i mordować wszystkich po drodze, niż zastanawiać się nad sposobem uderzenia w przeciwnika. Dlatego nie cierpiał, kiedy ludzie podchodzili do gier zbyt poważnie, tak jak teraz na przykład i od razu zaczynał się stresować.
Jednak prawdziwy stres uderzył go dopiero, gdy po finałowej rundzie patrzył na swoją zaciśniętą pięść. Przegrał, tak po prostu. Jin, zupełnie inaczej niż w poprzedniej rundzie, wybrał papier. Starszy chłopak próbował zachowywać się, jak gdyby nigdy nic, ale Jungkook wiedział, że wyraźnie mu ulżyło. Pokręcił głową. To nic, Jin akurat nie należał do tych odważnych, więc nic dziwnego, że się cieszył.
Poza tym było jasno, środek dnia, a to przecież piętro wyżej. Przecież i tak tam spał, w starym pokoju Jimina.
Tylko teraz było jakoś inaczej. Coś się zmieniło, a Jungkook nie potrafił tego nazwać, czuł jedynie napięcie, którego wcześniej nie było. Jakby między nimi odbyła się jakaś niedokończona rozmowa, do której już nikt nie chciał wracać.
- Ale nie idę sam - oznajmił, rozprostowując palce. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak mocno je zaciskał. - Hyung? - zwrócił się do Jimina.
Najchętniej poszedłby tam z Yoongim, ale wtedy musiałby być odważniejszy, niż był w rzeczywistości. Lepszy, doroślejszy, a przy Jiminie nie będzie musiał się tak starać.
- Pójdę z tobą, Kookie - powiedział po chwili Jimin z uspokajającym uśmiechem. - To pewnie nic takiego, coś się musiało poprzesuwać, kiedy wzięliśmy część kartonów - dodał i Jungkook naprawdę mu uwierzył.
- Możecie wziąć sznurek, jakbyście przypadkiem znaleźli się w innym wymiarze, to będziecie wiedzieć, którędy wrócić - dodał pomocnie Jin, a Jungkook nawet przez chwilę uwierzył, że mówi zupełnie serio.
- Nie mówisz chyba poważnie, hyung - westchnął Jimin, wychodząc na korytarz. Wszedł na kilka schodków i niepewnie wychylił się, żeby zobaczyć, co znajduje się wyżej.
- Zupełnie poważnie, widziałem na filmie, Yoongi też go oglądał, co nie?
- Trochę - mruknął Yoongi. - Większość przespałem - przyznał, ignorując oburzone sapnięcie Jina. - To był naprawdę chujowy film - dodał na swoje usprawiedliwienie.
- To prawda. Wszyscy zginęli.
- To... - Jimin odwrócił się do nich. - To my chyba nie będziemy brali tego sznurka - zdecydował, wyciągając z kieszeni komórkę. - Chodź, Kookie.
- Powodzenia! - zawołał jeszcze za nimi Yoongi, kiedy skryli się za zakrętem schodów.
Jungkook głęboko nabrał powietrza, pachniało kurzem i czymś charakterystycznym dla opuszczonych domów. Czymś, czego nie udało im się pozbyć, mimo ciągłego wietrzenia i robienia przeciągów.
Jungkook miał wrażenie, że nawet skrzypienie schodów nie było w stanie zagłuszyć jego szybkiego bicia serca.
Gdyby był sam, zawróciłby jeszcze przed wejściem na piętro. Nadal miał ochotę to zrobić, ale głupio mu było zostawić Jimina. Nie dość, że zgodził się z nim iść, bez najmniejszego protestu, to w dodatku szedł jako pierwszy.
Korytarz był znacznie jaśniejszy niż zwykle. Segregując rzeczy na dole, Jungkook nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele kartonów i śmieci wyniósł ze środka Jin.
Mimo strachu, czuł lekką ekscytację na myśl, że będą mogli sprawdzić wszystkie te zamknięte pokoje, do których wcześniej nie było dostępu.
- Czy... - zaczął szeptem - Czy te drzwi zawsze były otwarte? - Jimin pokręcił tylko głową.
Ostrożnie do nich podeszli. Zatrzymali się przed jasną linią światła, która przecinała zakurzone deski podłogi, jakby tworzyła granicę. Jungkook mimowolnie pomyślał o głupim filmie, o którym opowiadał Jin.
Jimin wyciągnął rękę w kierunku drzwi, ale nadal się wahał.
- To była jej pracownia - powiedział, zanim Jungkook zdążył zadać jakiekolwiek pytanie.
- Chcesz wejść do środka? - zapytał nieśmiało. Nie do końca rozumiał relacje Jimina z jego biologiczną matką. Na początku wszyscy uważali, że jest za mały, by z nim o tym rozmawiać, a później już chyba nikomu nie zależało, żeby go porządnie wtajemniczyć. Domyślał się tylko, że musiało się stać coś, co sprawiło, że Jimin ją znienawidził. Chociaż może to był proces i z biegiem czasu, zwyczajnie Jimin przestał ją kochać? Chciał wierzyć w to, że nie wydarzyło się nic złego, zwłaszcza teraz, gdy stali przed jej pokojem.
- Chyba powinniśmy - odpowiedział Jimin i z determinacją zacisnął palce na klamce.
Pokój wypełniały promienie słoneczne, Jungkook zmrużył oczy, próbując przyzwyczaić się do takiego natężenia światła. Zamrugał gwałtownie, pozbywając się powidoku i ze zdziwieniem odkrył, że pomieszczenie było praktycznie puste.
A z całą pewnością nie znajdowało się w nim nic, co mogłoby wywołać taki hałas.
- Czy... czy tu zawsze było tak pusto? - zapytał. Inaczej wyobrażał sobie pracownię pisarki. Nawet niewielki gabinet ich mamy, która tylko czasem pracowała w domu, wyglądał przytulniej.
- Nie, kiedyś wyglądał zupełnie inaczej - odpowiedział Jimin, podchodząc do małego biurka, znajdującego się w rogu pomieszczenia. Nieuważnie zgarnął z niego kilka kartek, które ułożył w równy stosik. - Zawsze miała tutaj... dużo książek, notatek i wszystkiego. Właściwie to nie wiem czego, nigdy nie mogliśmy tu wchodzić - dodał z zakłopotaniem, rozglądając się uważnie.
Cały dom wyglądał jak jeden wielki śmietnik, labirynt niekończących się pudeł. Cały dom, oprócz tego jednego pokoju. Jungkook zmarszczył brwi, ale nie odważył się powiedzieć tego głośno. - Co to? - zapytał, odciągając uwagę brata od wspomnień.
- Nie wiem, nie było tego, kiedy tutaj mieszkałem - Jimin podszedł bliżej wysokiego mebla, zasłoniętego poszarzałym od kurzu materiałem.
Pewnym ruchem ściągnął zawieszoną na meblu płachtę. W pokoju od razu zrobiło się dużo jaśniej, a drobinki kurzu jeszcze przez długi czas mieniły się w odbitych promieniach słońca. Lustro ustawione było tak, że odbijało cały widok za oknem.
A/n: przepraszam, że z takim opóźnieniem odpowiadam na wasze komentarze (kocham wszystkie), ale mam taki zapierdol w pracy, że wysysa ze mnie cała energię jak nazgul lol
zauważyłam też, że wtf wtt co z twoim formatowaniem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top