6
Tunel ciągnął się w nieskończoność. Yoongi nie potrafił powiedzieć, jak długo już nim jechali. Godzinę? Może krócej. Na pewno krócej, chociaż czas ciągnął się w nieskończoność.
Gdy tylko zanurzyli się we wnętrzu góry, ani razu nie zerknął na zegarek. Musiał być skupiony na drodze i obserwować wszystko, co dzieje się przed nim i za nim z jeszcze większym zaangażowaniem niż zwykle i tylko to go teraz obchodziło. Droga, nic więcej. Jungkook, który co chwila wychylał się z tylnego siedzenia, nie był tym faktem zachwycony.
- Możliwe - mruknął nieuważnie, gdy nastolatek znowu go o coś zapytał. Odpowiedziało mu jęknięcie, które o dziwo dobiegało z siedzenia pasażera. Chłopak zerknął szybko w stronę Jina, który, mimo że siedzieli w ciemnościach, miał na nosie okulary przeciwsłoneczne w złotej, cienkiej oprawie. Były na niego za duże, i chociaż na każdej innej osobie wyglądałyby komicznie, Jin wyglądał w nich jak jakiś hollywoodzki aktor filmowy, a nie ostatnia sierota, co zawsze trochę denerwowało Yoongiego. Nie miał prawa wyglądać w nich tak dobrze. Aż skrzywił się mimowolnie, nawet nie kryjąc swojego zdegustowania.
- Mógłbyś chociaż udawać, że nas słuchasz - powiedział starszy chłopak, łapiąc językiem słomkę wetkniętą w puszkę piwa. Yoongi tylko parsknął w odpowiedzi, wracając do obserwowania drogi.
Za zakrętem widać było już jasne, białe światło, ale nie musiało to być wyjście z tunelu. To mogła być kolejna zatoczka z miniaturowym parkingiem i automatem z napojami. Ciśnienie jednak zaczęło się zmieniać. Rześkie i chłodne powietrze, po długiej drodze w smrodzie spalin, było jak uderzenie między oczy. Yoongi zaciągnął się nim głęboko, przymykając je na chwilę.
- Nie śpij - usłyszał prawie od razu. Zerknął znów na siedzenie pasażera. Jin poprawił nerwowym ruchem okulary przeciwsłoneczne i już miał zamiar złapać lekko za kierownicę, żeby wycentrować położenie auta, gdy Yoongi uderzył go szybko w nadgarstek.
- Pytałem się ciebie rano, czy chcesz prowadzić? - spytał, odwracając na moment wzrok od drogi. Gdy starszy chłopak nic nie odpowiedział, pokiwał wolno głową i włączył kierunkowskaz zmieniając pas. - No właśnie, to nie marudź i nie łap co chwila za kierownicę.
- To naucz się jeździć - odparował od razu Jin. - Strasznie nerwowo prowadzisz. Ten samochód ma ile lat? Dwa? - spytał. - Słyszysz, jak chodzi jego silnik? Warczy jak mały traktor, bo co chwila zmieniasz prędkość i...
- Mamy wakacje - jęknął Jungkook. - Możecie chociaż raz się nie kłócić? - Wychylił się zza siedzeń i położył podbródek na oparciu siedzenia Yoongiego.
Chłopak nie musiał zerkać na niego w lusterku, żeby stwierdzić, że ma smutną minę. W pierwszym odruchu chciał go nawet pocieszająco klepnąć na oślep w policzek, ale w porę się powstrzymał. To było przyzwyczajenie, rytuał. W ostatniej chwili powstrzymał się przed tym odruchem, ale jego zaciśnięte na kierownicy palce, zadrżały nawet lekko, ale nie na tyle lekko, żeby nie zauważył tego Jin. Yoongi wiedział, że na niego patrzy, a może raczej czuł na sobie jego spojrzenie, bo starszy chłopak wciąż miał na sobie te cholerne, ciemne okulary, przez które nie widać było jego oczu.
I wciąż wyglądał, jakby leżał właśnie na plaży; z rozwianymi przez wiatr włosami, leniwym uśmiechem, który cały czas gościł na jego twarzy, gdy nie wdawał się z nim samym w słowne potyczki. Jin nie skomentował jednak tego potknięcia, za co Yoongi był mu wdzięczny. Może i starszy chłopak lubił dramaty i intrygi, ale nie był okrutny. A zwłaszcza nie zrobiłby niczego, co zawstydziłoby Jungkooka.
- Nie kłócimy się - burknął zamiast tego Yoongi i wrzucił szybko kierunkowskaz widząc znak zjazdu.
Gęsty las otoczył ich prawie od razu i wydawało się, jakby znów wrócili do tunelu. Jaskrawe, żółtawe słońce zginęło, zduszone ciężką zielonością, która napierała na nich z każdej strony. W samochodzie zrobiło się jakoś zimniej, mimo że temperatura na zewnątrz przekraczała dobre trzydzieści stopni. Yoongi zadrżał, zamykając szybko okno.
- To...ktoś wie jak mam dalej jechać? - spytał, zwalniając trochę przed czerwoną, drewnianą bramą stojącą pośrodku drogi, jakby nie robiąc sobie nic z natury, która za wszelką ceną chciała zająć jej miejsce.
Wysoka, na co najmniej półtora, jak nie na dwa piętra, była prawie tak potężna jak sosny rosnące po dwóch stronach drogi i wyglądała w jakiś sposób nie na miejscu. Może dlatego, że nie odgradzała niczego, obok niej nie biegł żaden mur i jej czerwień tak bardzo odcinała ją od otaczającej natury. Yoongi z trudem oderwał wzrok od odrapanej tabliczki przy jej szczycie. Nie był w stanie przeczytać wyblakłych dawno znaków.
- Kookah? - powiedział Jin. On też patrzył na bramę. Nawet zdjął okulary.
- Nie do końca - głos chłopaka był cichy. - Byłem tu raz, ale nie pamiętam w sumie nic. Nawet trzech lat nie miałem, gdy byliśmy tu ostatnim razem - przyznał. - Ale mam adres.
- GPS działa? - spytał od razu Yoongi. Jin mruknął coś pod nosem niewyraźnie. - Nie działa?
- Nie za bardzo - pokazał mu swoją komórkę. Zero zasięgu, oczywiście. Westchnął ciężko. - Może będzie lepiej, jak wyjedziemy z tej dżungli? Na razie pokazuje, że jesteśmy w rzece - z jakiegoś powodu teraz i on zaczął mówić ściszonym głosem.
To przez tą bramę, postanowił od razu Yoongi. W jej towarzystwie każdy czuł się nieswojo. Od razu wrzucił bieg i z piskiem opon ruszyli przed siebie, zostawiając ją za sobą. Jin aż obejrzał się, a potem spojrzał na Yoongiego, który otworzył znów okno, gdy tylko wyjechali z lasu. Zapach żywicy i wilgoci od razu wypełnił całe auto.
- Wydaje mi się, że trzeba było wjechać na jakąś górę - Jungkook pochylił się i położył znów brodę na oparciu fotelu Yoongiego. - Dookoła domu były drzewa i nie było żadnych sąsiadów w okolicy.
- Zdajesz sobie sprawę, że tu dookoła jest las, prawda? - spytał Jin, machając ręką w powietrzu. - I góry, dużo gór nawet? I generalnie mało domów?
- No tak - mruknął niewyraźnie młodszy chłopak, lekko zawstydzony. - Masz rację - dodał. Wyjął swoją komórkę z kieszeni i zaczął przy niej majstrować. Yoongi widział kątem oka, jak próbuje złapać jakiś sygnał wi-fi.
- Przełącz na sieć - powiedział, zwalniając przy skrzyżowaniu.
Znajdowali się na rozstaju dróg. Po lewej widzieli wzburzoną, szeroką rzekę, wzdłuż której biegła jezdnia. Woda pod nimi pieniła się i wielkie fale co chwila uderzały w betonowe bloki ustawione zaraz przy brzegu koryta.
Po prawej widać było domy zwrócone frontem do doliny, w której się znajdowali i wąską, górską drogę. Od samego patrzenia na nią aż kręciło się w głowie. Im dalej i wyżej biegła, tym mniejsza się wydawała i Yoongi zaczynał mieć wątpliwości, czy da radę pod nią podjechać. Nie był zbyt doświadczonym kierowcą.
- Musimy jechać tam - Jin pokazał ręką przed siebie, ze skupieniem patrząc na ekran swojej komórki. - Jesteśmy już niedaleko.
- Gdzie tam? - spytał Yoongi, wychylając się z siedzenia. Nie było trzeciej drogi. Przed nimi był tylko miniaturowy parking, mały, przerzedzony pasek krzaków, przystanek autobusowy i coś, co wyglądało jak sklep spożywczy i chyba musiało nim być, bo widział przed nim skrzynie z warzywami i lodówkę na lody.
- Za nim jest trzecia droga. Musisz wykręcić za parkingiem - poinstruował go Jungkook z tylnego siedzenia.
- Jesteście pewni? - Yoongi wciąż nie był przekonany, ale posłusznie wrzucił pierwszy bieg i ruszył we wskazanym kierunku, skracając sobie drogę przez żwirowany parking. - Kook?
- Tak, jedź - odparł chłopak, machając mu swoją komórką przed nosem. Żwir zamienił się w piach, sklep zniknął za szpalerem drzew morwowych i faktycznie, przed nimi pojawiła się droga. Solidna, taka, po której nie ślizgały się opony.
Jin miał wcześniej rację, jego samochód wył niemiłosiernie i była to tylko i wyłącznie wina Yoongiego, bo sam doprowadził do tego, zajeżdżając silnik. Mimo wszystko miał nadzieję, że przez jego nierozważne prowadzenie, nic się z nim nie stanie właśnie teraz. Musiał wierzyć, że auto da radę, chociaż podjazd był stromy, bardzo stromy i musiał mocno trzymać kierownicę, żeby utrzymać samochód w dobrej pozycji.
- Ja pierdolę - zaklął cicho, gdy silnik zawył na ostatnim podejściu. Pagórek skończył się, a wraz z nim przycupnięte na poboczu domy, które właśnie mijali.
W jednym z ogrodów ktoś palił ognisko i siwy dym na chwilę przesłonił im drogę. Yoongi widział kątem oka, jakiegoś wysokiego blondyna, który dorzucał właśnie chrust do ognia. Nie szło mu to najlepiej, bo zbierające się co chwila mocniejsze podmuchy wiatru powodowały, że gałęzie albo uciekały z ogniska, albo uderzały go w twarz. Yoongiemu zrobiło się go trochę szkoda. Zrobiło mu się też szkoda Jukrim. Wyglądało na to, że sztormowa pogoda, która od kilku tygodni krążyła nad krajem, nie ominęła też i tej doliny. Dopiero teraz zauważył zniszczenia i stosy połamanych drzew zalegające na poboczu. Zniszczone świerki i sosny. Pozrywane dachy. Wioska wyglądała jak pobojowisko.
- Kookah? - głos Jina wyrwał go z zamyślenia.
- Mmmm - młodszy chłopak przesunął się w jego stronę i tym razem przycupnął z brodą na jego siedzeniu. - Co?
- Minhyun - zaczął mówić Jin, a żołądek Yoongiego ścisnął się niebezpiecznie.
Aż skrzywił się lekko, odwracając wzrok z powrotem na drogę. Nie wiedział, gdzie Jin zmierza z pytaniem, które zaraz pewnie padnie, ale nie był pewny, czy mu się to do końca podoba.
Temat brata chłopaków, zawsze był dla Jimina drażliwy, a po tym, jak zaginął rok temu, bardzo rzadko go poruszali. Z drugiej strony nie było tym razem z nimi Jimina, tylko Jungkook, który z tego, co pamiętał Yoongi, nigdy sam z siebie nie wspomniał nawet imienia najstarszego z braci i nikt z ich paczki nawet nie wiedział, co sądzi o nim, więc chyba można było uznać ten temat za bezpieczny. - Naprawdę nigdy go nie odwiedzałeś? Ani razu? - spytał wreszcie starszy. Yoongi znów ukradkiem rzucił spojrzenie w stronę Jungkooka, który nie wydawał się tym pytaniem zaskoczony. Musiał się go spodziewać. Gdy tylko zgodzili się tu przyjechać, Jungkook wiedział, że ten temat musi się pojawić i był na nie gotowy. Jego twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji i to powiedziało Yoongiemu więcej, niż chciałby wiedzieć.
- Nigdy, ani razu - odpowiedział wolno i zdecydowanie. - Przyjechał do nas do Seulu kilka razy, mieszkał nawet - dodał po krótkiej chwili. - Ale ja tu nigdy nie przyjeżdżałem. Tylko Jimin, to jego dom - brzmiało to na wyuczoną odpowiedź. To musiało usatysfakcjonować Jina, bo założył znów na nos okulary i odwrócił się w stronę okna.
- Ale nie kontaktował się z tobą? - spytał Yoongi. Sam był zaskoczony własnym pytaniem. - Sorry - dodał szybko. - Przepraszam, nie powinienem...
- Nie szkodzi - odparł od razu Jungkook. - I nie, nie kontaktował. Wiesz, ja nigdy nie byłem w jego oczach rodziną - powiedział wreszcie z żalem, który był tam, mimo że chłopak bardzo starał się go ukryć. Yoongi nie wiedział dlaczego, ale zdziwił się. Chciał zadać jeszcze jakieś pytanie, ale to zaraz umknęło mu, bo Jin złapał go za nadgarstek.
- Skręcaj - powiedział szybko i głośno, więc Yoongi zrobił to, co mu kazał. Bez zastanowienia, co musiał przyznać po chwili, było głupie.
Nawet nie spojrzał na drogę, nawet nie ocenił, co widzi przed sobą. Po prostu zrobił to, co chciał Jin i uderzył w skrzynkę na listy, która otworzyła się, a potem upadła na ziemię. Samochód podskoczył na niej, miażdżąc ją kompletnie i wbijając w ziemię, a potem skręcił, bo poślizgnął się na jakiś śmieciach zalegających przy wjeździe na czyjąś posesję.
Yoongi próbował uratować jeszcze sytuację i skręcił gwałtownie w prawo, bo przed nimi wyrosła sterta jakiegoś poskręcanego metalu, z którym jego auto by nie wygrało. Wytrącone z ręki Jina piwo, uderzyło go w kolano, a potem odbiło się i zalało mu nogi, ale nie zwracał na to uwagi. Musiał zatrzymać samochód. Hamulec zapiszczał głośno, gdy dobijał go do końca, kierownica blokowała się i raptem przestała. Samochód stanął. Yoongi miał wrażenie, że jego własne serce też.
- Wszyscy... cali? - wychrypiał i spojrzał na Jina, a potem na Jungkooka, który leżał rozwalony na całej kanapie z tyłu. - Jin? - spytał jeszcze raz i dotknął jego kolana.
- Tak - odparł cicho chłopak, ale zaraz się opamiętał. Zdjął okulary i spojrzał na niego gniewnie. - Co to było?
- Kazałeś mi skręcić! - odparował od razu Yoongi, odpinając pas. Ramię bolało go cholernie, ale zignorował to na razie. - Powiedziałeś skręcaj!
- Powiedziałem skręcaj, ale wcześniej powinieneś spojrzeć na drogę. Przysięgam, ostatni raz pozwalam ci prowadzić. Nigdy więcej - Jin odparł własny pas i zaczął siłować się z drzwiami. - Mam nadzieję, że masz ze sobą jakąś gotówkę, bo ty będziesz płacić za naprawę tej skrzynki pocztowej - dodał, grożąc mu palcem.
- Nie trzeba - powiedział Jungkook, siadając. Patrzył na coś za ramieniem Jina. Jego wzrok był trochę szklisty i przez chwilę Yoongi zastanawiał się, czy nie zadzwonić po karetkę. Może tak właśnie wygląda wstrząśnienie mózgu?
- Jak nie trzeba? Zobacz jak to wygląda - Jin machnął ręką w stronę drogi. - Mamy szczęście, że to nie był człowiek.
- To tylko listy - odparł pozbawionym emocji tonem Jungkook i otworzył swoje drzwi. Wysiadł z auta, zanim ktokolwiek zdążył go zatrzymać.
- Poczekaj - Yoongi nerwowo wyplątał się z pasa i poszedł za nim. - Kook, stój. Poczekaj na mnie - mówił dalej szybko, ale chłopak nie zatrzymywał się.
Szedł dalej przed siebie, brodząc prawie po pas w wypalonej słońcem, szarawej trawie, która łamała się bez problemu pod jego dotykiem. Chłopak szedł dalej, i dalej, a potem przeskoczył przez, porośnięty powojem i chwastami, mur, który musiał okalać kiedyś posesję albo dzielić jej ogród na pół.
Zrobił to na tyle szybko, że Yoongi nie miał nawet szansy otworzyć ust i krzyknąć coś za nim. Westchnął tylko cicho sfrustrowany i ruszył jego śladem. Z mniejszą gracją, a raczej jej brakiem, bo zawadził nogą o metalowe pręty, których nie zauważył po drugiej stronie. Upadły na ziemię, jak bierki, robiąc sporo hałasu.
- Masz go? - usłyszał za sobą głos Jina, który stał dalej obok auta. Yoongi nie odpowiedział. Patrzył tylko na swoje porwane na udzie jeansy, a potem przeniósł wzrok na ogród przed sobą, a raczej wysypisko śmieci. Nie mógł inaczej nazwać tego co widział. Hałdy dziwnych, poskręcanych ze sobą w pęczki metalowo-drewnianych konstrukcji zrobionych ze starych wanien, mebli, opon, fragmentów czegoś co wyglądało jak rowery, owiniętych czerwoną, grubą taśmą, które poustawiane były aż do linii z lasem, raczej nie należało do standardowych aranżacji ogrodów. Być może i znalazłoby się tam gdzieś jakieś oczko wodne, może i było nawet podobne do tego jakie miał we własnym domu, może znalazłoby się tam nawet jacuzzi, czy fontanna, ale wątpił, żeby ktokolwiek z niego korzystał. To był raj zbieracza, śmietnik, a nie żaden sad albo ogród.
Yoongi zmrużył oczy, w ostrym słońcu starając się wypatrzeć koniec tego szaleństwa. Gdzieś pomiędzy dwiema największymi śmieciowymi wieżami widział dach domu. Był zielony. Porośnięty mchem i paprociami, prawie idealnie stapiał się z lasem, ale nigdzie nie widział młodszego chłopaka. Nawet czubka jego jasnej czupryny.
- Jungkook! - zmiął w ustach przekleństwo i wszedł w labirynt, starając się niczego nie dotykać. Dzwonki, pozawieszane na czerwonych taśmach, dźwięczały cicho na wietrze, gdy je mijał i chłopak co chwila łapał się na tym, że ogląda się za siebie, sprawdzając, czy nie lata wokół niego jakaś osa albo pszczoła, bo dźwięk dzwonków brzmiał prawie tak samo jak chmara owadów. Samochód i torbę z epipenem, w której była adrenalina, zostawił daleko w tyle i nie chciał się przekonywać, czy będzie w stanie dobiec do niego zanim, gardło na dobre spuchnie mu i odetnie dostęp tlenu. - Kookah! - krzyknął, stając na rozwidleniu.
Cień chłopaka mignął mu w lewym korytarzu, który odbijał w stronę domu. Yoongi przyśpieszył kroku.
- Czy możesz się... kurwa - zaklął, zatrzymując się. Prawie zderzył się z zardzewiałą wanną, którą ktoś oparł o starą gruszę. Jasna czupryna mignęła mu po prawej stronie. - To nie jest śmieszne! Kook, naprawdę! - krzyczał. Zaczął biec. Brzęczenie wokół niego wzmagało się, ale tym razem nie oglądał się. Dzwonki na taśmach szalały, szarpane wiatrem albo szarpane przez kogoś i Yoongi nie zamierzał się zatrzymywać. To nie były owady, to nie były pszczoły. Nie nie mogły mu zrobić. Już go widział, już miał przed sobą.
- Sam tego chciałeś - głos Jimina zatrzymał go w połowie kroku. Prawie przebiegł obok niego i Jungkooka, którzy stali na ganku domu, gadając o czymś. Starszy z braci miał na rękach czarne, grube rękawiczki, a przed sobą ściskał worek, z którego wystawały czerwone taśmy z dzwonkami. Takie same, jakie właśnie umilkły. Yoongi aż zerknął szybko w śmieciowy korytarz przed sobą. Był pusty.
- I dalej chcę - Jungkook zabrał z rąk Jimina worek i odrzucił go na bok. - Nie zniechęcisz mnie - uśmiechnął się szeroko do niego i ścisnął mocno.- Mam gdzieś, czy tu jest internet, czy nie
Na to Jimin zaczął się głośno śmiać, a Yoongi wypuścił wstrzymywany oddech. Ostatni raz rzucił okiem na pusty, śmieciowy korytarz przed sobą i zaczął iść w stronę domu, kręcąc głową.
- Yoongi-hyung! - krzyknął do niego radośnie Jungkook.
- Nawet nie zaczynaj - powiedział do niego, grożąc mu palcem. Złapał Jimina w półuścisku, witając się z nim, ale zaraz zwrócił całą uwagę na drugiego chłopaka. - Ile razy mam cię wołać?! - spytał, nie oczekując tak naprawdę żadnej odpowiedzi.
- Nie wołałeś mnie - odparł zaskoczony Jungkook. - Serio, nic nie słyszałem.
- Sorry za skrzynkę na listy - Yoongi zwrócił się do Jimina. - Jin zaczął krzyczeć, każąc mi skręcić i skosiłem ją przez przypadek
- Nic się nie stało. I tak bym ją wywalił - zapewnił go Jimin, zdejmując z rąk rękawiczki. Przeczesał szybko palcami włosy, odwracając się na chwilę w stronę ogrodu. Gdzieś tam, w dole, majaczył słup wysokiego napięcia, obok którego stała kiedyś skrzynka, a teraz widać było tylko kawałek ich auta i Jina, który stał na murze i machał im wesoło. Jimin machnął do niego ręką. - Wam się nic nie stało? - spytał, odrywając od niego wzrok.
- Nie, raczej nie - odparł Yoongi. - Twojego brata dopadła tylko głuchota - pokazał ruchem głowy na Jungkooka, który znowu zaczął się bronić. - Nawet na chwilę się nie zatrzymał - Jego ręka prawie dotknęła podbródka młodszego chłopaka, ale w porę się powstrzymał. Zawisła gdzieś w połowie niezręcznie, zanim zdążył to zrobić - Pewnie ma wstrząśnienie mózgu.
- Chyba ty - odgryzł mu się nastolatek. Prawie brakowało, żeby pokazał mu język. Yoongi ledwie powstrzymał się przed westchnięciem. Zamiast tego znów spojrzał w stronę Jina, który zdążył już zejść z muru i szedł teraz w ich stronę.
- Przyniosłem pocztę - Jin podniósł do góry rękę, pokazując wszystkim gruby plik zabłoconych kopert.
***
Tym razem noc nie miała w sobie nic przerażającego i Jimin, leżąc w ciemnościach obok Jungkooka, czując jego ciepło i obecność, miało ochotę opowiedzieć mu o swoich wcześniejszych przygodach.
O lęku, który pojawił się nagle, o ciężkim i gęstym mroku, który wkradł się do pokoju ubiegłego wieczora; i jeszcze o czymś, czego nie widział, o jakiejś obcej, nieprzyjaznej obecności, na istnienie której nie miał żadnych dowodów. Dzisiaj ledwo sam mógł w nią uwierzyć.
Dlatego nie powiedział o tym bratu ani wcześniej, kiedy przygotowywali posłanie, ani później, kiedy rozmawiali o jakiś głupotach przyciszonymi głosami. I było zupełnie tak, jak w domu, a tamta groźna ciemność w ogóle nie istniała.
Jimin obudził się w środku nocy i leżał przez chwilę, pozwalając swoim myślom dryfować gdzieś między jawą i snem, wsłuchując się w szum lasu.
Nie wiedział, co go obudziło, jednak miał nadzieję, że szybko uda mu się powrócić do przerwanego snu. Śniło mu się coś istotnego, zupełnie nie potrafił sobie przypomnieć co, miał wrażenie, że z jakiegoś powodu to może być ważne. Jego mózg jednak nie potrafił posklejać strzępów kolorowych obrazów w jakąś logiczną całość. Fragmenty miejsc, które wydawały mu się aż boleśnie znajome. Nadal czuł pod palcami chropowatą powierzchnię drewna, słyszał szum drzew i wilgotny zapach leśnej ziemi. Las nadal wdzierał się do jego myśli i chociaż sen już dawno się skończył, nadal pod powiekami widział splątane korzenie.
To wszystko musiało coś znaczyć.
Jimin zrezygnował, jakikolwiek wysiłek intelektualny wydawał mu się teraz zbyt męczący.
Mruknął coś niewyraźnie pod nosem, usiłując uspokoić swój całkiem obudzony już mózg i przekręcił się na drugi bok. Gdzieś na tle białych drzwi, przez krótką chwilę, zamajaczyła mu postać Jungkooka. Musiał naprawdę mocno zasnąć, skoro nie obudził się, kiedy młodszy chłopak wstawał. Zwykle Jungkook nie był mistrzem delikatności i wszystkie czynności robił dziesięć razy głośniej niż normalny człowiek, zwłaszcza kiedy był zaspany. To cud, że nie obudził go wcześniej.
- Junggoo - wymamrotał sennie.- Kładź się - naciągnął kołdrę na głowę. Jednak coś było nie tak, od strony pokoju nie dobiegł go żaden dźwięk, jakby Jungkook nie ruszył się ani o centymetr. - Jungkook- powiedział Jimin wyraźniej, a cisza, która zapadła po jego słowach, wydała mu się boleśnie głośna. - Jungkook, idź w końcu spać! - powiedział tym razem głośno i wyraźnie, cały czas unikając patrzenia w stronę pokoju.
- Próbuję, hyung - usłyszał zaspany i trochę zirytowany głos brata. Tylko, że spodziewał się go gdzieś zupełnie indziej. Na pewno nie od strony ściany, nie tak nisko, nie z łóżka, na którym obaj leżeli.
Jimin poderwał się gwałtownie do siadu i zapalił lampkę nocną. Pokój był pusty, nikt nie stał obok łóżka. Oprócz nich, w pomieszczeniu nie było nikogo.
- Co ty robisz, hyung? - Jungkook wygrzebał się z własnego śpiwora i spojrzał na niego z wyrzutem. Już nawet nie starał się ukryć irytacji.
- Przepraszam Jungkookie - odpowiedział, wciąż niespokojnie rozglądając się po pomieszczeniu. Mógłby przysiąc, że kogoś widział. Mógłby dać sobie odciąć za to rękę, głowę nawet. - Musiało... - zawahał się.
Przez chwilę chciał powiedzieć bratu prawdę, że nie są tutaj sami, że ma wrażenie, jakby cały czas ktoś go obserwował, że czuje, jak powoli zaczyna wariować. Może to z powodu izolacji, może ma już takie geny. Wybrakowane, które prędzej czy później doprowadzą go do szaleństwa i samobójstwa.
Chciał to wszystko powiedzieć, żeby ktoś go uspokoił. Wyśmiał nawet. Jednak Jungkook nadal był tylko dzieckiem i nie zasługiwał na to, żeby obarczać go taką odpowiedzialnością. Nie powinien martwić się o takie rzeczy, nie powinien o nich wiedzieć.
- To nic... chyba coś, coś musiało mi się przyśnić - powiedział, siląc się na lekki ton. To przecież mogła być prawda.
Jimin mógł się nie zorientować, kiedy zasnął. A to mógł być jeden z tych koszmarnych snów, który wydaje się równie realny, co rzeczywistość. Tylko, że jeśli to był sen, to przecież Jimin nie pamiętał również tego, żeby się budził. Uszczypnął się dyskretnie w rękę. Zabolało, a skóra od razu zrobiła się czerwona.
- Przepraszam, chodźmy już spać, ok? - odwrócił się do Jungkooka, który obserwował go uważnie, a cała jego senność zniknęła.
- W porządku - odpowiedział wolno, a Jimin prawie fizycznie czuł, jak oczy brata przewiercają go na wylot. Jungkook wiedział, że kłamie. Musiał wiedzieć, bo był znacznie lepszym obserwatorem niż Jimin kłamcą.
Jimin poczekał chwilę, aż brat znowu zakopie się w śpiworze i z wahaniem wyłączył światło. Pokój znów wypełniła ciemność. Zacisnął powieki, przysięgając sobie, że nie otworzy oczu, aż nie zacznie świtać. I nie było to dziecinne zachowanie, dopóki nikt o nim nie wiedział.
- Jimin? - głos, który nagle w ogarniętym ciszy pokoju zabrzmiał nienaturalnie głośno, w ogóle go nie przestraszył. To dziwne, ale chyba musiał się go spodziewać. - Gdyby coś się działo, powiedziałbyś mi, prawda? - zapytał szeptem młodszy chłopak.
- Jasne, Junggoo - odparł Jimin. - Na pewno bym ci powiedział - dodał.
a/n: no i wszyscy już w komplecie c: jak wam żyćko mija?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top