12

a/n: czytacie uważnie?

- Każdy zasługuje na wakacyjny romans - oznajmił Jin ze swoją typową pewnością siebie.

Jego słowa odbiły się echem w głowie Jimina i rezonując jeszcze przez dłuższą chwilę, wywołały lawinę bólu. - Nawet taki Yoongi - dodał chłopak, stawiając na stole w kuchni ogromny talerz jajecznicy ze szczypiorkiem.

Jimin nie był pewien, czy jest głodny, niby powinien być, ale sama myśl o jedzeniu wywoływała nagły sprzeciw jego żołądka. Przez chwilę zawiesił się, obserwując dymiącą potrawę i zastanawiając się, co on sobie w ogóle wczoraj myślał.

Co myślał, w chwili, kiedy zaczął jarać zioło przy swoim młodszym bracie. Co myślał, kiedy zamiast kopnąć Namjoona w istotny narząd, oddał jego pocałunek. Krótko, ale jednak to zrobił. Co sobie myślał, kiedy po powrocie na pomost wypił prawie wszystkie pozostałe piwa i ledwo doczołgał się do domu. Nadal nie był w stanie odtworzyć w głowie drogi powrotnej.

- Weź już... zejdź ze mnie - mruknął Yoongi, gdzieś z odmętów swojej bluzy, którą naciągnął również na głowę.

- Nigdy bym nawet na ciebie nie wszedł Yoongs - odparł Jin od razu, wywołując pełne frustracji mruknięcie młodszego chłopaka. - Nawet sobie nie pochlebiaj - dodał z satysfakcją, zabierając się za swoją, pokaźną porcję.

Jimin zerknął ukradkiem na Jungkooka, który ładował na swój talerz jajecznicę. Nastolatek zachowywał się tak, jakby poprzedniej nocy wcale nie był świadkiem najgorszego upodlenia swoich hyungów i ich ścieżki wstydu prowadzącej od przystani, przez calutkie Jukrim, aż do samotnego domu za lasem.

- O jezusie - jęknął Jimin, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że musieli widzieć, a przynajmniej słyszeć ich absolutnie wszyscy. Jin nie należał do najcichszych osób, podobnie jak Hoseok, więc stwierdzenie, że trochę zwracali na siebie uwagę, było mocnym niedopowiedzeniem.

- Zrobiłeś się bardzo religijny, Jiminie.

- Zostaw przynajmniej jego, Jin - mruknął Yoongi, wysuwając dłonie z rękawów bluzy, żeby zgarnąć stojący na stole kubek z kawą. - Nie wierzę, że jesteś człowiekiem - mruknął pod nosem.

- To wszystko z czystej sympatii. Poza tym, jak już mówiłem - Yoongi wydał z siebie niezadowolony pomruk, chowając się znowu w bluzie. - ... jak mówiłem, każdy zasługuje na wakacyjny romans i my ciebie Jimin w ogóle nie osądzamy - uśmiechnął się do niego. - Hyung cieszy się twoim szczęściem.

Jimin przez chwilę nie wiedział, o co chodzi. Do tej pory, w jego zjaranym i jeszcze nadal trochę pijanym umyśle istniała niezbita pewność, że jego pocałunek z Namjoonem nie mógł zostać przez nikogo zauważony, bo przecież odbył się w bardzo ustronnym miejscu.

Jednak ta pewność nikła z każdą chwilą, kiedy zdał sobie sprawę, że przecież znajdowali się na plaży, całkiem niedaleko mola, a drzewa, które cały czas pamiętał, chyba były wytworem jego wyobraźni.

- Ja chyba... - zaczął niepewnie, czerwieniąc się przy tym wyraźnie. - Chyba zacznę sprzątać na piętrze. Wezmę wodę - powiedział, wstając trochę za szybko jak na możliwości swojego sponiewieranego ciała.

Nie czekając na niczyją odpowiedź, wyszedł z kuchni. Już po chwili docenił przyjemny półmrok panujący na schodach i korytarzu pierwszego piętra.

Chłód bijący od podłogi i lekki przeciąg, którego źródła, pomimo wielu prób, nie byli w stanie zlokalizować, stwarzały idealne warunki na przeczekanie poimprezowego kaca. Nawet jeśli szereg zamkniętych drzwi normalnie budził w nim niezrozumiały niepokój, teraz nie czuł absolutnie nic. Oczywiście poza silnym, łupiącym bólem głowy i poczuciem wstydu, które ciężko zalegało gdzieś w okolicach jego żołądka.

Nie powinien się tym aż tak przejmować. To nie tak, że pierwszy raz w życiu zrobił z siebie idiotę. Poza tym prawdopodobnie jego znajomość z Taehyungiem, Hosoekiem i Namjoonem nie będzie trwała długo. Mają tylko to lato. Nawet nie całe, może tydzień tak naprawdę, maksymalnie ze dwa. Tym bardziej nie rozumiał swojej frustracji i zażenowania.

To była wina Namjoona, chociaż nadal nieszczególnie chciał o tym myśleć. Jimin nigdy nie był przesadnie pruderyjny. Zdarzało mu się całować na imprezie z chłopakiem, którego imienia nawet do końca nie pamiętał. Bywało nawet, że takie sytuacje kończyły się w łóżku anonimowego faceta, bo skoro obaj mieli ochotę na seks, to czemu niby mieliby go sobie odmawiać. Czasem kontakt z przygodnie napotkanymi facetami kończył się w momencie, w którym zaczynał się kac, innym razem przeradzał się w mniej lub bardziej stabilny związek, a czasem, właściwie to może raz, z Jinem, zakończył się przyjaźnią. I to taką na całe życie.

Jednak za każdym razem, kiedy do czegoś dochodziło, Jimin był w pełni świadomy tego, że flirtuje. Spodziewał się, co może nastąpić później i dzięki temu czuł, że ma kontrolę nad sytuacją.

Z Namjoonem było zupełnie inaczej. Przede wszystkim Jimin był bardziej niż pewien, że w żaden sposób z nim nie flirtował, nie wysyłał sygnałów, które mogłyby być odczytane w taki sposób. Po prostu... gadali.

A potem z jakiegoś powodu, pewnie to była wina zioła, zrobiło mu się smutno.Wtedy już w ogóle stracił ochotę na jakiekolwiek romanse. Cieszył się, że Namjoon poszedł z nim posiedzieć, nawet jeśli ich konwersacja mocno kulała, a Jimin w ogóle nie potrafił porządnie się wysłowić. Nadal jednak nie powiedział, ani nie zrobił nic, żeby sprowokować starszego chłopaka. Motywacja Namjoona była dla niego tajemnicą i tak przynajmniej jeszcze przez jakiś czas musiała nią pozostać.

Sięgnął po butelkę z wodą, która w międzyczasie zdążyła potoczyć się gdzieś w róg korytarza. Jimin ruszył się niechętnie i z uwagi na pająki, sięgnął po nią szybko.

Pająków w tym domu nie dało się, niestety, uniknąć. Chowały się między pudłami, papierami i starymi ubraniami. Niektóre z nich były tak duże, że Jimin nie mógł ich zignorować. Nie mógł też zignorować uczucia obrzydzenia, które w nim budziły. Na początku starał się wynosić je z domu, ale po jakimś czasie zrezygnował z tych małych aktów miłosierdzia.

Dlatego teraz sięgając po leżącą w zacienionym rogu butelkę, spodziewał się ich zemsty.

Na szczęście nie poczuł charakterystycznego łaskotania pajęczyny i cienkich, pajęczych odnóży. Oparł się o ścianę, przysuwając do siebie jeden z kartonów wypełniony po brzegi jakimiś papierami, których Jimin w ogóle nie miał ochoty przeglądać. Jednak jeszcze bardziej nie miał ochoty wstawać i znosić ciężkiego pudła na dół.

Nieuważnie przeglądał papiery, szukając czegoś, co mogło się jeszcze przydać, jednak kartki wydawały się tylko jakimiś luźnymi zapiskami, na których urwane zdania nie miały ani początku, ani końca.

Nie miały też większego sensu, jakby zostały wyrwane z czegoś znacznie większego. Jakby nosiły w sobie tajemnice jego matki, która już na zawsze miała pozostać nierozwiązana.

Jimin pochylił się nad najdłuższym fragmentem, śledząc wzrokiem nierówne, nerwowe pismo matki. W jej słowach było coś znajomego, bliskiego. Ich sens wydawał mu się oczywisty, zanim nie zaczął analizować fragmentów tekstu. Wtedy znaczenie słów wydawało się gubić gdzieś między akapitami i poszatkowanymi fragmentami zdań.

wszystko ucichło, głosy niesione daleko, daleko nad powierzchnią wody, szmer trzciny i brzęczenie cykad. wszystko przestało istnieć ukryte gdzieś za ciszą. Nie było nikogo, kto mógłby patrzeć, chociaż ta myśl nie została nawet zapomniana, nigdy się nie pojawiła. cisza jednak patrzyła, zaciekawionymi, zmęczonymi oczami. przecierała je, ukryta gdzieś między wysokimi trawami, zastygła i gotowa do ruchu

gotowa, żeby wykrzyczeć ci to wszystko w twarz.

zmęczeni czekaniem na odpowiednią chwilę, samolubnie i bez względu na wszystko zdecydowaliście się już nie czekać

nie czekać na właściwy moment, na zachód słońca, na samotność, na przyszłość. dla was jest już tylko tu i teraz, nie ma czasu

pocałunek zatarł granice czasu,

między nim a tym ostatnim nie wydarzyło się nic ważnego, nic więcej. tylko pustka. otchłań bez niczego i bez nikogo. nikt ważny nie pojawił się w tym międzyczasie, wszystkie imiona, uśmiechy, dotyk i obca intymność zostały wymazane bez najkrótszej chwili wahania. Nigdy nie oznaczały naprawdę czegoś, zapełniały tylko ten międzyczas, by nie był taki pusty, ciemny, samotny

jak kalejdoskop zabierający najmniejszy promień światła by zamienić na kolorową iluzję barwnych klejnotów, gra, zabawa, ale nic

taki był wasz międzyczas

pocałunek

przestał być tylko odległym wspomnieniem, chociaż pocałowałeś tylko wspomnienie tego co było między wami kiedyś.

***

Pick-up był w gorszym stanie, niż Hoseok zakładał. Nie wiedział dlaczego, ale gdy ostatnim razem był z Jiminem w garażu, wydawało mu się, że samochód wygląda lepiej pod maską. Z jakiegoś powodu kompletnie nie kojarzył rdzy, która pożerała bok gaźnika, a zwłaszcza dwóch gniazd myszy, które z drżącym sercem wyłuskał ze środka i włożył do kartonu, który przyniósł mu wcześniej brat Jimina, który z jakiegoś powodu sprzedawał mu przez cały wczorajszy wieczór nienawistne spojrzenia. Dziś też tak było, ale Hoseok nic sobie z tego nie robił. Z częstych wizyt Jungkooka też nie. Tak naprawdę to miał je gdzieś, bo rozpierała go duma spowodowana tym, że ani razu nie krzyknął, ani nie zaczął uciekać podczas przeprowadzki małych, ledwo owłosionych gryzoni, które jeszcze nie widziały na oczy.

W dodatku całej operacji przyglądał się w milczeniu Yoongi, co było dodatkowo stresujące, bo chłopak nie odzywał się wcale, tylko popijał swojego rozwodnionego drinka, co jakiś czas tylko zerkając w stronę książki, którą miał otwartą na kolanach i Hoseok naprawdę nie chciał przy nim wyjść na totalnego debila. O dziwo, pomimo bardzo złego, a wręcz tragicznego pierwszego wrażenia, okazało się, że całkiem nieźle się dogadują i miał nadzieję, że dalej tak będzie. Co prawda chłopak wiedział, że Yoongi i tak stąd wyjedzie, a ich znajomość nie potrwa jakoś długo, ale mimo wszystko chciał pokazywać mu się z jak najlepszej strony. Nawet nie pisnął, ani nie skrzywił się podczas przeprowadzki niechcianych lokatorów.

- Mógłbyś...- zaczął nieśmiało Hoseok. - Wynieść je gdzieś? - spytał, odsuwając karton stopą. Na tyle wystarczyło mu odwagi. Poza tym miał cichą nadzieję, że Yoongi wreszcie zwróci na niego uwagę, bo póki co poświęcał ją tylko swojej książce, drinkowi i niczemu innemu. Z oferowanej noc wcześniej pomocy przy naprawianiu samochodu, Hoseok póki co nie dostał nic. - Muszę wymienić klocki hamulcowe, jeśli chcemy dziś gdzieś jechać.

- Dziś? - zdziwił się Yoongi i zeskoczył ze swojego miejsca. Książka upadła na ziemię, ale nie przejął się tym.

- No tak. Wydaje mi się, że tak... - odparł Hoseok. Uderzył lekko w bok samochodu. Metaliczny, głuchy dźwięk odbił się echem. - Jest w trochę gorszym stanie, niż myślałem, ale raczej powinno się udać. To jak?

- A nie mogą tutaj zostać? - spytał Yoongi, patrząc na niego znad ciemnych okularów, które były na niego dużo za duże. Wyglądały, jakby należały do kogoś dorosłego, a on sam był dzieckiem. Ich szerokie ramki zajmowały prawie większość szkła i nie wyglądały na zbyt lekkie.

Hoseok miał nawet ochotę spytać się, czy są chociaż wygodne, skoro są aż tak paskudne, ale z drugiej strony było to ryzykowne stwierdzenie. Chłopak wyglądał na takiego, co ma kasę i nie wstydzi się jej używać i istniała duża szansa, że okulary pochodziły od jakiegoś super modnego, seulskiego projektanta.

Może i Hoseok pogodził się z tym, że będzie musiał zostać w Jukrim już na zawsze, ale nie chciał uchodzić za jakiegoś niewychowanego, nieobytego wieśniaka, więc siedział cicho, tylko trochę oceniając Yoongiego. Tylko trochę.

- Mama ich będzie szukać. Jak je wyniosę gdzieś w pizdu to na pewno ich nie znajdzie - Hoseok skrzywił się.

Może i był odważny podczas wyjmowania gryzoni, ale nie chciał już na nie patrzeć i przypominać sobie co chwilę o tym, co zrobił. Wciąż czuł pod palcami fantomowy dotyk ich szorstkich ogonków, które jak dżdżownice po deszczu, wiły się w jego ręce, starając się znaleźć w niej oparcie. Albo ich malutkich pazurków, które przypominały trochę ziarnka irytującego piachu w bucie lub ostre okruchy jedzenia, jakie czasem zawieruszyło się w pościel.

- No dobra - powiedział wreszcie. - Tylko weź je tam do siebie. Jeszcze zrzucę na nie coś przez przypadek...

- Albo i nie przez przypadek...

- Yoongi! - Hoseok aż odwrócił się w jego stronę. Dobrze, że opanował się i w ostatnim momencie nie rzucił w niego obcęgami, które właśnie ściskał w dłoni. Drugi chłopak zaczął się śmiać na głos.

- Nikomu nie powiem, nie bój się - powiedział po chwili, uspokajając się trochę.

Hoseok pokręcił głową z dezaprobatą i wrócił do zaglądania pod maskę. Chyba powoli zaczynał rozumieć Jina, który najczęściej wdawał się z Yoongim w werbalne przepychanki. W ten sposób komunikował się Yoongi. Sarkazmem, dziwnym czarnym humorem, który w pierwszej chwili można było uznać za gburowatość i złośliwość, ale tak naprawdę chłopak taki nie był. Był wygadany, dość inteligentny i na swój sposób zabawny. Może nie każdy przepadał za takim poczuciem humoru, ale Hoseokowi to nie przeszkadzało. Coraz szybciej łapał jego żarty i nawet zaczynało mu to sprawiać przyjemność. Z jakiegoś powodu czuł się, jakby grał z nim w szachy. To było dziwne, ale nawet miłe uczucie.

- To... - zaczął wolno Yoongi, Hoseok tylko na chwilę wystawił głowę zza maski. - Jak to się stało, że pracujesz w pensjonacie? To wasz rodzinny biznes, czy coś takiego?

- Coś takiego - odparł chłopak. - Głównie to restauracja, ale też pensjonat, sklep z pamiątkami, gabinet chiropraktyczny, centrum kulturowe... co tylko chcesz tak naprawdę - dodał i zaczął wykręcać zużytą uszczelkę. - Zawsze znajdzie się coś do roboty.

- Samochody też naprawiacie? - pytał dalej Yoongi. Hoseok pokręcił głową.

- Oficjalnie nie, ale czasem ktoś przyjdzie z prośbą, żeby zajrzeć do środka i sprawdzić, czy wszystko ok z samochodem. W końcu ma się tylko jednego, niedorobionego inżyniera we wsi - uśmiechnął się i znów zanurkował pod maskę. Wyrzucił ze środka jakieś liście i zaczął dokręcać rurkę z chłodziwem. - Kurde, dobrze, że mam jeszcze części, które zamówił Minhyun... - mruknął bardziej sam do siebie, ale zaraz zaczął wyjaśniać, gdy Yoongi przekręcił głowę w bok. - Czasem pomagałem mu w zdobyciu jakiś części i no... nie odebrał ich, bo wiesz, co się stało.

- No wiem - przytaknął Yoongi, przełykając głośno ślinę. Milczał przez chwilę, jakby szukając odpowiedniego słowa. - Znałeś go dobrze?

- No tak nawet - przyznał Hoseok z ociąganiem. To nie było tak, że Minhyun był tematem tabu, ale chłopak nie wiedział za bardzo, co mógł i co powinien powiedzieć. Skoro Yoongi o niego pytał to znaczyło, że Jimin unikał rozmów o bracie, a jeśli unikał to może Hoseok też powinien to zrobić. Przez chwilę myślał nad tym, zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć. - Na ile mogłem go poznać. On... no nie był jakąś super, wiesz... towarzyską osobą - powiedział ostrożnie.

Było to prawdą. Minhyun nie za często wychodził z domu, głównie zajmował się matką i jej bałaganem, nie udzielał się jakoś specjalnie we wsi. A poza krótkimi wypadami do Seulu, żeby odwiedzić brata, chyba nigdy nie był w innym mieście. Czasem, gdy miał lepszy humor i już trochę popili podczas wspólnej posiadówy w garażu, zwierzał się Hoseokowi ze swoich marzeń. Tych miał mnóstwo, tak dużo, że chłopak aż czasem mu tego zazdrościł.

Jednak tak jak własna matka, Minhyun był mistrzem słów. Tych miłych i tych złych, fantazji i niestworzonych, rozdmuchanych do granic możliwości planów, których tak jak ona, nigdy nie miał zrealizować. Minhyun był marzycielem.

- Głównie pomagałem mu z samochodem i w sumie dlatego się znaliśmy, a poza tym... - urwał. Musiał nacisnąć mocniej na bok samochodu, żeby odkręcić kolejną część do wymiany. Wreszcie zardzewiałe zawiasy puściły, ale na szczęście nic poza nimi nie ucierpiało. Hoseok zatrzymał się i szybko zaczął oceniać sytuację. Jeszcze zajrzy pod spód i można próbować odpalać. - Poza tym... - zaczął znów, delikatnie pukając obcęgami w kolejną uszczelkę. - Nie za często odwiedzałem Jukrim przez ostatnie lata, więc nie znaliśmy się super dobrze.

- Nie mieszkałeś tu? - zdziwił się Yoongi i podszedł bliżej. Stanął obok chłopaka, opierając się o maskę. Hoseok chciał go ostrzec i powiedzieć mu, że tam gdzie akurat kładł ręce było rozlane trochę smaru, ale nie zdążył. Zamiast tego podał drugiemu chłopakowi bez słowa ścierkę, którą używał co jakiś czas do wycierania rąk.

- Studiowałem w Busanie - wyjaśnił krótko. Nie chciał za bardzo wchodzić w szczegóły i zamiast wyjaśnić pokręcone koleje losu swojej własnej rodziny, uśmiechnął się tylko krzywo. - Tu mnie bardziej potrzebują - dodał, mając nadzieję, że drugi chłopak nie zacznie zadawać pytań.

Widział, że Yoongi chce coś powiedzieć. Skomentować, a może i nawet zaprotestować jak wiele osób, które znał i które dowiedziały się o zmianie jego planów, ale o dziwo nic takiego nie nastąpiło.

Yoongi tylko wykrzywił usta w grymasie, który można było interpretować jako coś w rodzaju: "Niech ci będzie, ok" i nie kontynuował tego tematu. To było dziwne. Odświeżające. Hoseok aż znieruchomiał na chwilę, wpatrując się w twarz chłopaka.

- Dobra - oznajmił wreszcie, uciekając wzrokiem. - Muszę...- zaczął niepewnie. - Zajrzeć pod spód - dodał i zaczął upewniać się, czy podnośniki działają. Nacisnął na jeden ręką i pompował go przez chwilę. Wyglądał na stabilny. Wziął drugi do ręki i zaczął robić to samo. - Jakby coś...

- Mają cię nie reanimować - dokończył za niego Yoongi. - Sorry - przeprosił od razu, gdy Hoseok skarcił go wzrokiem. - To odruch.

- Jeśli samochód spadnie to i tak po mnie - powiedział spokojnym głosem drugi chłopak. - Ale zawsze możesz użyć trzeciego podnośnika i spróbować mnie uratować. Jest tam - pokazał gdzieś w stronę garażu. Widział go ze swojego miejsca, leżał na stole. Yoongi musiałby być ślepy, żeby go przegapić.

Wsunął się pod spód pick-upa i zabrał się do pracy. Teraz działał prawie na automacie. O dziwo, Yoongi przez cały czas, gdy pracował nie zażartował ani razu i przynosił wszystko, o co Hoseok poprosił. Całość nie zajęła nawet czterdziestu minut. Gdy chłopak wreszcie wydostał się spod wozu i postawił go na czterech kołach, był zmęczony i brudny, ale i szczęśliwy. Uda się. Był tego pewien.

- Masz kluczyki?

- Tak jest, kapitanie - zasalutował Hoseokowi, Yoongi.

- To idź i spróbuj go odpalić - odpowiedział mu kolejny salut.

Chłopak wziął gwałtowny tył w zwrot i marszowym krokiem zaczął iść w stronę kierowcy. Hoseok zaśmiał się cicho, chociaż jedna myśl cały czas kręciła się gdzieś na granicy jego świadomości.

Dlaczego samochód wciąż tu był? Jeśli Minhyun uciekł, dlaczego pick-up wciąż stał w garażu? Dotknął dłonią przedniego światła, zamykając na chwilę oczy. Twarz chłopaka powoli rozmywała się w jego pamięci, jak wodna farba w szklance wody. Nawet, gdy bardzo się skupił, nie był w stanie sobie przypomnieć jak wyglądał. To było dziwne uczucie. Kiedyś spędzali ze sobą praktycznie każdy wolny wieczór, a teraz, ledwie rok później, Hoseok nie był w stanie przypomnieć sobie nic poza smutnymi oczami i delikatnym głosem chłopaka.

- Na cztery! - krzyknął głośno Yoongi, wyrywając go z zamyślenia. Usiadł za kierownicą i wyszczerzył się szeroko.

- Nie na cztery tylko odpalaj. Gazu, gazu! - Hoseok odszedł trochę na bok, czekając na upragniony dźwięk. Najpierw musi głośno kaszlnąć, a potem jeszcze raz. Klasnął, strzepując z rąk kawałki liści i pajęczyn. - Dajesz!

- Próbuję! - odparł Yoongi. Mruczał coś pod nosem. Za cicho żeby Hoseok mógł coś zrozumieć. Słychać było dźwięk kluczy, stęknięcie skóry obicia fotela, na którym kręcił się chłopak i Hoseok aż zaczął tracić nadzieję. Nawet wziął krok w przód, ale wtedy silnik kaszlnął głośno, a potem jeszcze raz i po chwili dym wypełnił całe pomieszczenie. - Gaś! Gaś!

- Działa! - Yoongi wychylił się z okienka. - Ej! Działa! - zaczął się śmiać głośno. - Hoseok!

- No widzę przecież - odparł chłopak i też zaczął się śmiać, a zaraz potem kaszleć. - Gaś to cholerstwo - rozkazał, ale Yoongi jeszcze bardziej podkręcił silnik.

Hoseok zerknął pod maskę. Wszystko wyglądało dobrze. Gdy chłopak zdusił wreszcie silnik, z okolicy wejścia do domu dało się słyszeć jakiś trzask, a zaraz potem Jungkook i Jin dołączyli do nich i stanęli obok Hoseoka.

- To działa? - spytał zdziwiony Jin, chociaż w powietrzu wciąż unosił się gęsty, gryzący dym. Hoseok skinął mu głową, uśmiechając się.

- To... gdzie chcecie jechać?

a/n: czy juz ktoś ma jakiś pomysł o co w ty, wszystkim chodzi?

jeśli nie, to nie martwcie się, wyjaśni się :>

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top