home

Człowiek musiał popsuć trochę swoją naturę, bo nie rodzi się wilkiem - a jest wilkiem

~Voltaire

Krew.

Obudził go zapach krwi.

Podniósł głowę znad poduszki i rozejrzał się po ciemnym namiocie. Blisko niego spała mama, a kawałek za nią widniało rozrzucone futro, spod którego nie wystawała głowa jego ojca. Od razu zrozumiał, że coś jest nie tak.

Było cicho i zimno. Na noc zawsze gasili palenisko, by ogniem nie zajęły się skóry i cała reszta innych materiałów, więc chłód nie zdziwił go. Co innego brak jakiegokolwiek dźwięku. Nie huczały sowy. Nie słychać było muzyki, która w dni takie jak ten, czyli Dzień Imienia ich przywódcy nie cichła do wczesnych godzin porannych. A teraz było cicho.

Jimin okrył się cienką płachtą i ostatni raz zerknąwszy na matkę, podszedł niepewnie do wejścia do namiotu. Wyjrzał na zewnątrz. Przed nim rozciągał się las. Po lewej powinien zauważyć kolejny namiot, a koło niego kolejny i kolejny. Po prawej stała drewniana chałupka, gdzie rezydowali chorzy. Po terenie nikt się nie kręcił, ale nie było widać z oddali żadnych świateł, które sugerowałyby, że w centrum obozu w najlepsze trwa biesiada.

Jimin wychylił się jeszcze kawałek z namiotu. Gołe stopy zanurzyły się w kilkucentymetrowej warstwie śniegu. Na udach i ramionach wyszła mu gęsia skórka. Coś było nie tak. Nadal czuł w powietrzu zapach krwi. Może i był omegą, ale ten zmysł miał wyczulony lepiej niż nie jeden Alfa. Dlatego też zanim zauważył nieprzyjaciela, najpierw poczuł jego woń.

Pokonał zwinnie parę metrów i schował się za drzewem tak, by zwrócić się w kierunku, z którego pochodzi zapach. Czekał chwilę, słysząc w uszach, jak szybko bije jego serce. Miał wrażenie, że narząd zaraz przebije żebra i wydostanie się na zewnątrz. Ostatni raz bał się tak podczas jednej z pełni poprzedniej wiosny, kiedy oddalił się od obozu i zgubił.

Przez dwie noce błądził w pobliżu brzegu rzeki, wiedząc, że jeśli ktoś ma go odnaleźć to właśnie tam. Nie spodziewał się jednak, że odnajdzie go ktoś, kto wcale nie będzie chciał go uratować, a wykorzystać. Czasami po nocach nadal śniła mu się ta sytuacja. Słyszał w głowie głosy dwóch Alf.

- Co taka mała omega robi sama pośród dziczy?

Teraz czuł się tak samo jak w tamtej chwili, choć niebezpieczeństwo nie było tak oczywiste jak wtedy. I teraz czuł, że syn przywódcy nie będzie miał tyle wyczucia, by i tym razem dopaść do niego i go obronić.

Ale w końcu na horyzoncie, pod osłoną nocy pojawił się jakiś Alfa. Szedł wydeptaną dróżką od jednego namiotu do drugiego. Pachniał krwią. Zatrzymał się przed namiotem, z którego dopiero co uciekł Jimin. Stał przez chwilę w bezruchu, a potem w ciemnościach Jimin dostrzegł błysk jego oczu. Nie miały się od czego odbić, więc musiały świecić same w sobie. Wtedy przypomniał sobie, że tamte dwie Alfy, które zaatakowały go, gdy się zgubił też miały tak żółte, lśniące oczy.

Klan Suri charakteryzował się właśnie tą rzadką cechą. Klan Suri. Suri, z którymi od lat klan, w którym był Jimin prowadził wojnę.

Nieznajomy wszedł do jego namiotu. Wtedy Jimin wybiegł zza drzewa, by pobiec do mamy. Wbiegł bez zastanowienia do środka i stanął twarzą w twarz z Alfą, który nie pozwolił mu wydać z siebie dźwięku. Trwało to może ułamek sekundy, kiedy wyższy i silniejszy mężczyzna złapał go mocno w pasie, drugą ręką natychmiast zasłaniając mu usta.

Jimin zamarł. Jego serce biło jeszcze szybciej, o ile w ogóle było to możliwe. Z tak bliskiej odległości oczy Alfy były wręcz oślepiająco błyszczące.

- Ciii - wyszeptał obcy, jedynie zerkając w stronę nadal śpiącej mamy Jimina.

Szarpnięcie wstrząsnęło ciałem omegi, kiedy mężczyzna wyprowadził go z namiotu. Jego stopy znów zanurzyły się w śniegu, a cienka płachta spadła z ramienia. Szli w zupełnej ciszy przez obóz. Minęli pogrążone w ciemności namioty, a potem Jimin dostrzegł jeszcze dwa inne wilki z klanu Suri. Jeden z nich tak samo, jak jego nieznajomy prowadził przy sobie bezbronną omegę, zasłaniając jej usta.

Kiedy doszli do centralnej części obozu, Jimin zastał leżących na stołach i ziemi biesiadników. Przez chwilę bał się, że wszyscy nie żyją i stąd ten zapach, ale nie. Spali. Każdy z nich pogrążony był we śnie.

Nawet jego ojciec.

Wypatrzył go przy miejscu, przy którym sam wcześniej siedział, świętując jak każdy w stadzie Dzień Imienia przywódcy. Jego tata żył. Żył, ale spał. I choć z oczu przerażonej omegi popłynęło wiele łez, niczego one nie zmieniły. Nikt się nie obudził.

Krew pochodziła od Alfy siedzącej na podwyższeniu, od przywódcy. Jimin od razu odwrócił wzrok, kiedy tylko zauważył, co stało się z ciałem na tronie. Zostawili przy życiu całą jego straż, która smacznie spała, zapewne za sprawą jakiś magicznych ziół, ale zabili lidera stada. Cichy szloch wstrząsnął ciałem omegi, ale kiedy tylko delikatnie załkał, nieznajomy mocniej zacisnął na jego ustach swoją dłoń.

Przeszli przez obóz i wydostali się z niego razem z grupką kilku innych żółto-ocznych Alf. Jimin rozpoznał dwie omegi z około dziesięciu, jakie prowadzili ze sobą. Wtedy zrozumiał schemat.

Porywali ich. Porywali omegi, które jeszcze nie zostały naznaczone.

Potem umysł Jimina spowiła ciemność.

∘˚˳°

Bo to zima tak to ona
Zamieniła serce jej w lodowaty głaz
Bo to zima tak to ona
Rozłączyła nas nie pierwszy i nie ostatni raz

~ Snopczyński


Jechali bardzo długo. W tym czasie parę razy Jimin zdążył zasnąć, a parę razy zgłodnieć, ale nieustannie marzł. Nim dojechali, minęło kilka dni. Tyle czasu wystarczyło, by trzy z omeg padły z głodu, inna z powodu poniesionych obrażeń. Kiedy wsiadała na powóz, jakim dostali się w okolice stada Alfy z Suri, miała obrzęk głowy. Jimin kojarzył ją. Miała na imię Lunar i jej rodzina była wysoko postawionymi w stadzie wilkami.

Ciała czterech omeg wyrzucano od razu z klatki, w której podróżowały porwane omegi, by innym nie przyszedł do głowy kanibalizm. Jimin nie znał dobrze honorowych zasad niezaprzyjaźnionego klanu, ale wiedział, że większość stad nie toleruje zjadania poległych braci i sióstr. Ale tych omeg nie chowano ani nie przykrywano ich ciał śniegiem. Nic. I to jeszcze bardziej przerażało Jimina, którego myśli i tak kolorowały się na czarno.

- W najlepszym przypadku złożą nas w ofierze jakiemuś bogu - odezwała się pewnego dnia jedna z dziewczyn, z którą w jednej klatce podróżował Jimin. - W każdym razie ja wolałabym to niż jakiś burdel, czy harem.

Nie miała okazji więcej powiedzieć, bo pilnujące porwanych omeg Alfy kazali jej się zamknąć. Te słowa siedziały jednak na dnie mózgu Jimina przez resztę podróży. I za każdym razem, jak o tym myślał - dochodził do tego samego wniosku, co dziewczyna, która to powiedziała.

- Nieważne, gdzie nas zabiorą, radzę wam się ich słuchać. Róbcie wszystko, co powiedzą, jasne? - poradziła im jednej nocy zupełnie inna omega. Do tej pory wydawała się spokojna, ale kiedy zaczęła do nich szeptać, głos jej się załamał.

- Ale... - spróbował zaprotestować jeszcze jakiś chłopak.

- Nie ma ale - odparła stanowczo dziewczyna. Złapała drżące z zimna i strachu dłonie Jimina, który siedział koło niej, a potem dłonie dziewczyny po prawej. - Inaczej nas zabiją.

Jimin zrozumiał, że nie mają najmniejszych szans na ucieczkę. Że musi zrobić to, co mówi omega, z którą przyszło mu podróżować. Musi się podporządkować. Nie ma jak uciec, gdzie uciec i jak przeżyć. Nie wiedział nawet gdzie jest. Dni i noce myliły mu się i nie potrafił określić ile księżyców temu widział pogrążoną we śnie matkę. Minęły trzy dni, czy osiem? W dodatku bał się, że zaraz z ich i tak małej grupki zostanie jeszcze mniej. Było mu tak zimno, że czasami po śnieżnej nocy nie czuł żadnej z kończyn i był w szoku, kiedy okazywało się, że palce nie są sine z zimna.

W końcu dojechali na miejsce. Wylądowali w wiosce, której teren otoczony był drewnianym płotem, którego pale ozdabiały dwie głowy. Jedna z nich była całkiem świeża, na drugiej natomiast siedziała wrona, odpowiedzialna za wydłubanie jej oczu. Teren wioski był ogromny. Na wjeździe stała straż, czyli odziane w grube futra Alfy z nożami myśliwskimi za pasem i łukami na plecach. Gdy konie zawiozły ich na główny plac, cała społeczność zebrała się, by ich zobaczyć. Jakby byli dziwadłami, a nie grupką przerażonych i uprowadzonych nocą omeg.

Jimin wiedział co teraz nastąpi. Przywódca stada Suri ogłosi swoim wilkom, że są dziedzictwem zabranym poległemu lub oszukanemu stadu, z którym toczyli zażarty bój. Uzna to za wygraną, a ich skaże na śmierć, lub tak jak zapowiadała jedna z dziewcząt, odda ich ku uciesze swoim wojownikom.

Gdyby wieźli nas tu tylko po to, by nas zabić, dlaczego nie pozarzynali nas w naszej wiosce?, myślał Jimin, uważnie obserwując gromadzących się wokół ich klatki ludzi z obcego stada. Setki żółtych oczu wpatrywały się w niego, jakby był kawałem mięsa do zjedzenia.

Przed powóz wyszedł jeden z Alf, z którym podróżowali. Wykrzykiwał coś do zgromadzonych wilków, którzy tak samo głośno krzyczeli szczęśliwi i zachwyceni. W Jiminie gotowała się krew. Z całych sił starał się nie płakać, ale łzy same cisnęły mu się do oczu.

Głodne, brudne, zmarznięte omegi w końcu uwolniono z klatki. Wszyscy byli tak słabi, że każdy z nich od razu wylądował na kolanach. Jiminowi kręciło się w głowie kiedy próbował ją podnieść na tyle, by widzieć coś innego niż swoje dłonie zatopione w błocie.

Przez ostatnie dni czuł tylko smród. Nie tylko swój, ale i towarzyszących mu omeg. Teraz, czując że jest na granicy omdlenia, poczuł nagle piękną woń. Kiedy w końcu jego głowa przestała się buntować, podniósł ją i spojrzał przed siebie. Tłum rozstąpił się, robiąc przejście. Wilki zaczęły znów coś wykrzykiwać. Jimin rozejrzał się i ujrzał wzniesienie, na którym zbudowano podwyższenie z desek, a na nim coś, co przypominało mu ten tron, na którym zasiadał martwy już przywódca jego wioski. Z tym że ten, który miał przed sobą był dużo okazalszy, bowiem dookoła niego ustawione były złote, srebrne i szklane ozdoby, broń, a także miski z owocami i mięsem. Na widok jedzenia, prawie się poślinił, tak jak i jego towarzysze. Przy tronie stało kilka innych, mniejszych siedzeń, jedno zapewne dla partnera lub partnerki przywódcy. Strażnicy pilnowali tego miejsca i wyglądali jeszcze groźniej niż ci, których widział przy bramie i ci, którzy ich porwali. Minęła chwila i tłum zaczął skandować czyjeś imię, a raczej nazwisko. Jimin za którymś razem dopiero usłyszał, że skandują przywódcę zwanego Surim Trzynastym.

I w końcu pojawił się ten cały przywódca ze swoją świtą.

Od razu wiadomym było, który z mężczyzn jest liderem stada. W czarnych włosach miał koronę, złotą, wysadzaną kamieniami, świecącymi kolorowo w lekkim słońcu. Jego futro ciągnęło się za nim, a niosły je dwie omegi. Zaraz za mężczyzną kroczyła jego mniejsza kopia, nastolatek, najpewniej syn, w skromniejszej koronie. Ciało miał silne, a w dłoni trzymał ostrze, przepasane białą skórą. Koło niego szedł inny chłopak, omega o zbitej minie i czerwonych policzkach. Były Jimin zrozumiał, że jest to syn przywódcy i jego omega, w dodatku brzemienna. Skrywany pod futrem brzuszek, był zauważalny. W dodatku na kilometr czuć było inny zapach, który świadczył o ciąży omegi. To właśnie była ta słodycz. Za synem przywódcy szło kilku innych mężczyzn, same wysokie Alfy, z cwaniackimi uśmieszkami na ustach. Było ich pięciu, a Jimin nie potrafił określić, który wydaje mu się bogatszy lub groźniejszy. Chciało mu się płakać jeszcze bardziej.

Gdy wszyscy zasiedli w końcu na swoich miejscach, z tłumu wyłoniła się odziana w dziwną czapkę kobieta, beta. W każdym większym stadzie była w końcu jakaś rada, która ustalała porządek, więc kobieta najpewniej pełniła urzędniczą rolę, o czym świadczyła również broszka przypięta do szala. Powitała najpierw przywódcę, jego syna i omegę, potem tamte Alfy, tłum, a na końcu zwróciła się do nadal leżących w błocie omeg.

Na placu nagle zrobiło się cicho, a Jimin poczuł, jak przechodzi go dreszcz.

- Witajcie w Niebieskich Skałach - zaczęła, podchodząc bliżej ich. - Trafiliście tu, dzięki dobroci naszego lidera Głównego Alfy Surim Trzynastego, który włada Skałami stąd aż po Smoczy Wodospad. Główny Alfa pokonał lidera waszego stada, lecz same stado oszczędził. W zamian za łaskę waszego ludu wybrał dziesięć czystych omeg, które zapłaciły za grzechy całego plemienia. Dzięki swojej łasce pozwoli wam wybrać dalszą drogę. Możecie zostać tu, przyłączyć się do stada, służyć mu dzielnie i poddać się roli Alfy, jeśli takowy was wybierze, lub możecie odmówić. Staniecie się wtedy produktem rzemieślniczym - powiedziała, a Jimin poczuł kolejne łzy napływające do oczu. I choć od dawna nie miał nic w ustach to zrobiło mu się niedobrze. - Wykorzystamy wasze ciała, a resztę spalimy, oddając hołd bogom. Przeszliście długą drogę, ale jej kontynuacja zależy od was.

Jimin wiedział co to znaczy "produkt rzemieślniczy". Skóry omeg, bet lub Alf można było przerobić na wiele rzeczy. Z niektórych części ciał robiono paski, rękojeści, obicia mebli, czy narzuty. Istniała także legenda o stadzie, które ze skór Alf miało uszyty tron dla przywódcy. Z zębów robiono narzędzia i biżuterię. Także czarna magia miała pożytek z ciała zabitego. Palce, dłonie, języki, oczy i kości można było kupić, gdy chciało się rzucić urok, lub przekupić czarownicę. Jimin oczami wyobraźni widział, jak z jego czaszki jedna z Alf pije wino, albo jego własną krew.

- Damy wam jeść, byście mogli na spokojnie przemyśleć wasz wybór. Wieczorem będziecie przedstawieni Alfom, którzy szukają partnera. Ci, którzy zostaną do rana bez Alfy, gotowego was naznaczyć dostaną pracę i schronienie w naszych przytułkach.

- Przytułkach... - powtórzył cicho Jimin, a wtedy jeden z chłopaków siedzących za nim mruknął:

- W burdelach.

Omega przełknął ślinę, choć z trudem. W gardle miał sucho, ale nie było skrawka ciała, które bolałoby go mniej. Nie chciał umierać. Rozsadzały go wszystkie uczucia, od obrzydzenia, smutku, aż po wściekłość. Nie miał jednak siły, by zamanifestować coś innego niż strach. Oczywiście nie chciał parować się z Alfą, który go sobie sam wybierze. Nie z nimi. Nie z tym stadem. Ale jeśli nikt by go nie wybrał, mógł trafić w jeszcze gorsze miejsce, gdzie każdy będzie mógł go mieć za parę drobiazgów.

Na chwiejnych nogach wstali, kiedy zażądała tego urzędniczka, prostując w końcu obolałe kolana. Później zabrano ich do jednego z większych namiotów, gdzie każdy miał chwilę by się wykąpać. Woda nie była nawet ciepła, ale na pewno nie była też roztopioną bryłą lodu, więc Jimin mimo dreszczy, umył się cały, mając dość własnego smrodu. Dostał nawet miseczkę z olejkiem i drugą z piaskiem, która pomogła mu zmyć cały brud. Zdawało mu się jednak, że wszystkie te czynności wykonuje jak automat. Miał zaprogramowane mycie się, więc nacierał się piaskiem z olejem i polewał wodą, a potem wycierał twarz w materiał, który dostał, ale tak naprawdę nie wiedział co robi. Umyć pozlepiane włosy musiała mu jedna z bet, które obserwowały ich i pilnowały. Nie miał siły podnieść rąk. Pomyślał, że nawet jeśli chciałby z jakiegoś powodu zostać w tym stadzie i przypodobać się którejś z Alf, w takim stanie nie miałby na to szans.

Następnie dano im jakieś ubrania. Dla Jimina ważne było tylko to, czy będą w miarę ciepłe, więc zawinął się w futro, które dostał, nawet na nie nie patrząc. Dano im w końcu coś pić, ale na jedzenie poczekać musieli do wieczora.

Tak jak i na decyzję odnośnie ich przyszłości.

∘˚˳°

Czym byś wilka nie karmił, zawsze na las spogląda

Uczta była niesamowita. Na długich stołach, okrytych pięknymi obrusami leżały tony jedzenia różnego rodzaju, od mięs każdego gatunku, poprzez wszystkie możliwe owoce lasu, aż po dania rzadko spotykane.

Na honorowym miejscu siedział król i jego syn ze swoją ciężarną omegą. Dookoła była jego Alfia elita. Pili, jedli, śmiali się i co jakiś czas zapraszali bliżej siebie omegi, które czasami się z nimi całowały, a czasami lądowały w ustronniejszej części lasu. Surim Trzynasty był dość młodym człowiekiem, który ciągle opowiadał o polowaniach. Jego futro było dziwnie pomarańczowego koloru i Jimin mógłby przysiąść, że nigdy takiego nie widział. Jego głośny śmiech roznosił się po całej wiosce. Syn Surima był dużo spokojniejszy, ale może zachowywał się tak, bo obok miał swoją omegę. Ten natomiast, wydawał się nudzić. Mało jadł i czekał na odrobinę atencji swoje Alfy, który poświęcał mu dużo uwagi, ale najwyraźniej nadal za mało. Jeden z przyjaciół syna króla zwrócił swoją uwagę na jedną z omeg z wioski Jimina, bo pożerał dziewczynę wzrokiem przez większość wieczoru. Omega udawała, że nie widzi jego pożądliwego spojrzenia.

Jimin rzucił się na jedzenie, kiedy tylko pozwolono im sięgnąć po coś ze stołu. Udziec z dzika oblany miodem, pstrąg otoczony owocami, króliki przypieczone tak, że ich skórka aż chrupała pod zębami... wszystko to krzyczało o statusie tego stada. Suri byli wielcy i potężni. Na ucztach nikt z ich wilków nie głodował. Jimin po paru godzinach spojrzał w końcu w stronę najbardziej bogato udekorowanej części stołu. Nie minęło dużo czasu, a jakiś wysoki Alfa ruszył w jego stronę. Jimin od razu pobladł, ale wiedział, że może to nastąpić. W swoim stadzie uchodził za jedną z najładniejszych omeg. Miał zawsze wielu adoratorów i choć jego rodzice nie byli wysoko urodzeni, o jego względy starał się kiedyś nawet bliski kuzyn przywódcy. Nie licząc tego jednego razu, kiedy nawet syn jego przywódcy dał mu się dotknąć.

Alfa, który do niego szedł był szczupły, miał szare włosy i bliznę na policzku, która nie szpeciła, a raczej dodawała pazura. Mimo to, na jego widok Jimin poczuł, jak do gardła podchodzi mu całe zjedzone wcześniej jedzenie. Futro, które nosił było brązowe, długie po same kostki, czyste i piękne, jak i liczna biżuteria na jego palcach. Pachniał lekko solą, ale nie dało się wyczuć od niego niczego więcej. Zazwyczaj Alfy miały jeden zapach, omegi natomiast często były mieszanką różnych rzeczy, często kwiatów. Ojciec Jimina również pachniał w jakimś stopniu solą, ale inną. Nie aż tak mocną.

- Piękna omego - zaczął chłopak, zatrzymując się przy Jiminie. - Cały wieczór zastanawiam się, czy w końcu na mnie spojrzysz.

- Po co, Alfo? Przecież nie muszę na ciebie patrzeć, byś mnie miał. To ty wybierasz.

Inne omegi siedzące przy stole spojrzały w kierunku Jimina. Kilka z nich głośno przełknęło ślinę. Omega jednak tylko mocniej zacisnął zęby. Bał się, ale w jego żyłach powoli zaczynała krążyć adrenalina.

- Zawsze jesteś taki odważny? - zapytał ze śmiechem Alfa, kładąc Jiminowi na ramię dłoń, ozdobioną pierścieniami. - Chodź, usiądziesz ze mną, napijesz się dobrego wina.

- To też jest niezłe.

- Na pewno nie aż tak dobre, jak nasze. Z resztą, to nie było pytanie - powiedział, a Jimina przeszedł dreszcz. Wstał i pozwolił Alfie złapać się za dłoń i zaprowadzić we wskazane miejsce, blisko grupy Alf, koło których siedział sam przywódca z synem.

O tej godzinie, kilka omeg z wioski Jimina miało już partnerów. Choć Jimin sam nie był tego pewien, bo niektórzy przedstawiciele wyższego statusu mieli tej nocy kilka kochanek i niewiadomym było, czy którakolwiek z nich zostanie naznaczona. Im omega była młodsza, tym większą szansę miała na znalezienie partnera. Uroda i zapach też odgrywały dużą rolę w tym wyborze. Podobno słodkie zapachy bardziej podobały się Alfom, niż te orzeźwiające. Poza tym od omeg zawsze wymagało się uległości, a Jimin ze swoją delikatną urodą, jasnymi włosami i skórą, oraz brzoskwiniowo-waniliowym zapachem zdawał się być właśnie posłusznym, pięknym chłopcem. Kiedyś ta słodkość zapewniała mu prezenty od adoratorów. Teraz mogła przysporzyć mu kłopotów.

Doszli do stołu na podwyższeniu. Jimin poczuł dłonie na swoich biodrach. Szarowłosy Alfa posadził go sobie na kolanach bokiem. Pstryknął palcami i jedna ze służących bet nalała mu do czystego kubka wina. Alfa podał je omedze.

- Pij - powiedział. Uważnie obserwował każdy łyk Jimina, dopóki kubek nie był pusty. - Jak ci na imię, mała omego?

- Jimin - odparł chłopak. Na kolanach dużo większego mężczyzny, czuł się jeszcze drobniejszy. Chłód nie był mu już straszny, bo pochodnie dookoła stołu dawały ciepło, a wino rozgrzało go od środka. Jednej z omeg siedzących na kolanach innego Alfy tuż obok też musiało być ciepło, bo świeciła przed nim biustem. Omega należąca do syna przywódcy także zdjął swoje futro, zostawiając tylko luźną bluzkę, która i tak opinała się na jego ciążowym brzuchu. Jego Alfa objął go ramieniem i pocałował, czemu Jimin nie mógł przestać się przyglądać. Obaj wyglądali na tak bardzo szczęśliwych. Tak brutalny klan zdawał się teraz zwyczajnym stadem, których Alfy, bety i omegi lubią wspólnie pić i się bawić.

Tego dnia, gdy mnie porwano, również w stadzie trwała uczta na cześć przywódcy, pomyślał Jimin.

- Ja jestem Sanghoon, ale będziesz się do mnie zwracał na razie po prostu Alfo.

Jimin w odpowiedzi kiwnął głową.

- Smakuje ci wino, mała omego?

- Tak, Alfo - odparł grzecznie i służąca znów napełniła mu kielich.

- Chcesz skosztować czegoś? Na naszym stole jest lepsze jedzenie, więc powiedz mi co lubisz, a zaraz to dostaniesz.

- Niczego nie chcę, Alfo. Najadłem się.

- Powiedz mi, czy jesteś nadal czysty, mała omego? Podejrzewam, że skoro tu siedzisz o tak, ale muszę najpierw wiedzieć. Pachniesz bardzo ładnie - powiedział i ostentacyjnie przysunął się do szyi Jimina, by zaraz przejechać po niej językiem. Omega znów zacisnął zęby. Był pewien, że kły długo mu nie wytrzymają, jeśli będzie dłużej przebywał pośród tych wilków. Niedługo pękną od zaciskania mocno szczęki.

- Jestem czysty - przyznał ze wstydem, czując się co najmniej dziwnie z myślą, że musi mówić obcemu, bezczelnemu mężczyźnie o takich rzeczach. Nienawidził czuć się, jak czyjaś własność, a w tym stadzie właśnie tak wyglądało życie większości omeg.

- Świetnie, w takim razie przedstawię ci zasady, jakie tu obowiązują.

- Znam zasady, Alfo - powiedział Jimin, pamiętając o tym, co mówili mu służący przed ucztą. Słuchać Alf, klaskać, gdy Główny Alfa lub jego syn przemawiają, nie wychodzić poza strefę strażniczą i wiele, wiele innych.

- Chodzi mi o zasady partnerstwa w tym stadzie, mała omego.

Jimin był tak zszokowany tymi słowami, że nie zauważył, że Sanghoon znów nazwał go "małym".

- Partnerstwa? - powtórzył z niedowierzaniem.

- No tak. Jutro cię oznaczę, omego.

Wtedy w Jiminie coś pękło.

Nie osunął się na ziemię, choć miał taką ochotę. Właśnie został wybrany przez obcego Alfę, który nigdy nie musiał się o niego starać, by być jego partnerem do końca życia. Sanghoon zaczął mu tłumaczyć zasady, ale Jimin słyszał to wszystko tak, jakby oddzielała go od Afy gruba ściana.

Obowiązkiem omegi jest się słuchać swojego Alfy. Obowiązkiem omegi, jest dać Alfie dzieci i je wychować. Obowiązkiem omegi, jako partnera lub partnerki jest dzielić łoże z Alfą, gdy ten tego chce. Obowiązkiem omegi jest wierność swojej Alfie, nikomu innemu. Omega umiera, gdy umiera jego Alfa. Obowiązkiem omegi, jest dbać o Alfę, gdy ten wraca do niej, czyścić jego futro, ulżyć w stresie, przygotować posiłek i zadbać o rozrywkę. Omega nie ma prawa złościć się na swojego Alfę, rozkazywać mu lub pokazywać niezadowolenia. Omegę karać można tak, by zrozumiała swój błąd. Omegę można mieć tylko jedną, dopóki ona żyje. Omega ma prawo domagać się od swoje Alfy zapewnienia bezpieczeństwa. Omega ma prawo domagać się bezpieczeństwa swoich dzieci. Omega musi pamiętać, że jej status jest gorszy.

Omega to omeg tamto.

Jimin chciał wyć do księżyca z żalu i bólu, jaki rozdzierał jego serce.

W jego stadzie omegi nie były może traktowane jak świętość, ale Jimin nigdy nie odczuł tego, że jest tym "gorszym" statusem. Nigdy nie czuł, że należy do kogoś. Naznaczenie z Alfą było wyznaniem miłości, a nie przynależności. Tu, sprawy miały się jak widać zgoła inaczej. I Jimin znienawidził cały klan Suri jeszcze bardziej.

Nie poruszył się jednak na kolanach Alfy. Jednie spojrzał na niego, kiedy usta mężczyzny ciągle się ruszały, tłumacząc obrzydliwe zasady dalej.

Zabiję cię, pomyślał Jimin. Kiedyś, kiedy położysz się w nocy spać, będziesz czuł się dobrze i bezpiecznie, rozszarpię ci gardło gołymi rękami. Rozłupię ci czaszkę. Odpowiem za wszystkie krzywdy, które chcesz mi zrobić.

- W naszym stadzie omega musi czekać na swoją Alfę, gdy ten wraca do domu. Bez pozwolenia nie wolno opuszczać ci namiotu i nie wolno ci zapraszać do niego nikogo. Nie wolno ci rozmawiać z innymi Alfami, chyba że jest przy tobie twój partner. A jeśli Alfa umrze, a omega ma małe dzieci, to najpierw oddaje je pod opiekę Starszyźnie, bo trzeba je wychować. Rozumiesz wszystko, mały omego?

- Tak, Alfo - powtórzył, choć przez gardło chciały mu przejść zupełnie inne słowa.

pierdol się pierdol się pierdol się

- Świetnie - skwitował krótko Sanghoon i nalał sobie więcej wina. - Uczta jest pyszna, ale większość moich przyjaciół zapomniała, że z rana polujemy na jelenie - zaśmiał się. - Czas na nas - powiedział i kazał Jiminowi wstać. - Gdy będziemy się żegnać, omega powinna klęknąć przed Przywódcą, jego synem i jego omegą - wyjaśnił i chwyciwszy Jimina za rękę zaprowadził go do przywódcy. Strażnicy zrobili mu miejsce. - Surimie Trzynasty - powiedział i pokłonił się, a Jimin klęknął. - Dziękuję za ucztę, ale dla nas to jest jej koniec. - Przywódca odwrócił się od kawałka udźca, który akurat miał w zębach i pozdrowił Sanghoona gestem dłoni. - Jutro widzimy się na polowaniu. - powiedział już śmielej Sanghoon, a syn przywódcy wstał, by go uścisnąć.

- O świcie. Na samą myśl mi się nie chce - zaśmiał się młodszy Surim. - Też będziemy już iść. Mój słodki jest senny.

Jak na zawołanie brzemienny omega wstał, łapiąc się za brzuch, który po chwili pogłaskał także jego partner.

- Poznajcie proszę Jimina - wskazał Alfa i złapał wywołaną omegę za dłoń, by zawiadomić, że należy wstać z klęczek. - Wybrałem go dziś, więc jutro najpewniej go oznaczę.

- Gratuluję - powiedziała para prawie jednocześnie i obaj zaszczycili chłopaka spojrzeniem.

- Jutro więc zobaczymy się na ceremonii - dodał po chwili omega syna przywódcy, ale Jimin nie odwzajemnił jego uśmiechu.

Nim Jimin się obejrzał, Alfa prowadził go do swojego namiotu. Po drodze mijali małe namioty, do których Jimin był przyzwyczajony. Nie spodziewał się więc ujrzeć całkiem wysokiego, postawionego na balach namiotu, całego przykrytego mchem i otoczonego znakami, mówiącymi, kto w nim mieszka. Alfa, który go wybrał musiał być zwiadowcą, lub jakimś ważnym w stadzie wojownikiem.

Świetnie, może masz dużo broni, pomyślał Jimin. Będę mógł wybrać, czym cię zabić.

Sanghoon odsłonił kotarę z byczej skóry i wprowadził Jimina do pachnącego pomarańczami namiotu, w którym było palenisko, wokół którego leżało wiele innych skóry i materiałów. Kawałek dalej, pod sufitem wisiały futra, ubrania i buty, a po drugiej stronie były wyrzeźbione bele drewna, wiadro z wodą, w którym był lód, a w nim ryby, a także mniejsze palenisko, otoczone kratką. Jimin przypomniał sobie, że w jego rodzinnym domu też było takie palenisko, a jego matka również mroziła ryby w wiadrze z lodem. Cała przestrzeń była dość surowa, a jedynym źródłem ciepła było palenisko. Brakowało świec, jakichkolwiek ozdób, których u Jimina było zawsze pełno, choć nie byli najbogatsi. Jego rodzice po prostu mieli słabość do szklanych pamiątek. Ale teraz tych pamiątek już nie było. Dla niego nie istniały. Może nawet leżały potłuczone na ziemi zbroczonej krwią.

Jimin obejrzał się na Sanghoona. Alfa był bardzo przystojny, wydawał się emanować dziwną aurą, która kojarzyła się omedze z siłą, niezależnością. Gdy Jimin uświadomił sobie, że ten mężczyzna już jutro będzie jego partnerem, prawie znów wybuchnął płaczem. Wiedział co to oznaczało. Alfa wymagać będzie od niego posłuszeństwa, więc omega równie dobrze mógł nazywać się jego własnością. A po jutrzejszej ceremonii czekać go będzie noc, podczas której nie powinien spodziewać się niczego innego, jak utraty niewinności. A jedyne, co Jimin mógł zrobić to modlić się, by Alfa okazał swą łaskę i był delikatny.

Muszę go zabić dzisiaj.

- Pewnie jesteś zmęczony, mały omego - odezwał się Alfa, gdy Jimin długo milczał.

Sanghoon zrobił kilka kroków do paleniska i zdjął swoje futro, a potem białą, flanelową koszulę. Materiałowe spodnie zjechały w dół, gdy tylko zadźwięczała klamra paska. Alfa miał wysportowane ciało, jak z resztą zdecydowana większość Alf. Skórę miał opaloną, a na jego plecach widniała szrama, wyglądająca jak obrażenia po walce. Gdy odwrócił się do niego przodem, Jimin dostrzegł również świeżą ranę, rozciągającą się przez cały bok. Okrywał ją bandaż, przez którego przebijała skrzepnięta krew.

- Jesteś ranny, Alfo? - zapytał, choć odpowiedź była oczywista. - Jeśli chcesz, mogę przemyć twoją ranę.

Wtedy może w ręce wpadnie mi jakieś narzędzie... choćby pieprzna igła, którą wbiję ci w oko i je wydłubię.

- Ach tak, wy omegi lubicie o nas dbać - powiedział, podchodząc do Jimina. Ten z całych sił starał się skupić na bandażu, a nie odsłoniętym kroczu większego. - To dobrze. Ale nie musisz tego robić. Pójdziemy od razu spać, bo jutro muszę wstać o poranku.

Omega kiwnął głową, lecz nie ruszył się o centymetr. Sanghoon podszedł do niego i odwiązał rzemyk podtrzymujący cienkie futerko, jakie dostała każda omega, po przybyciu do wioski. Pod nim była już tylko bluzka i spodnie i choć Jimin wiedział, że nie powinien się sprzeciwiać, złapał dłoń Sanghoona, gdy ten chciał pozbawić go koszuli. Do jego oczu napłynęły łzy. Alfa parsknął śmiechem i wyswobodził dłoń. Złapał za materiał górnego odzienia chłopaka i rozerwał go, jakby był stworzony z papieru. Schylił się i szybko odjął Jiminowi spodnie.

Omega nie wiedział, czy kiedykolwiek w życiu był choć w połowie tak upokorzony. Stał nagi. Jego jedynym okryciem były dłonie, którymi zasłaniał swoje przyrodzenie. Sanghoon szybko jednak złapał jego nadgarstki i odsunął je, by móc popatrzeć na omegę w całej jej okazałości. Potem obrócił chłopaka, by stał tyłem i zacmokał, na widok jego krągłych pośladków. Jimin oblał się czerwienią, nie panując już nad zalewającymi jego policzki łzami. W myślach powtarzał tylko, by nie rzucić się na Alfę teraz, bo w taki sposób na pewno nie będzie miał żadnych szans.

- Musisz więcej jeść, mały omego - powiedział, znów nazywając go "małym". - I jesteś taki blady. Wyglądasz jakbyś się miał zaraz połamać.

- Skoro ci się nie podobam... - wydukał przez łzy, zaraz po tym, jak Sanghoon znów obrócił go do siebie przodem, nadal nie puszczając jego dłoni - to dlaczego chcesz mnie jutro naznaczyć, Alfo? Na uczcie było dużo ładniejszych omeg.

- Ale ja chcę ciebie, mały omego. Mój wilk mi mówi, że to ty. I jesteś bardzo piękny - powiedział, znów pozwalając sobie na polizanie szyi Jimina, który nie odpowiedział na to, jedynie zadrżał z zimna, bo namiot był za duży, jak na jedno palenisko, ale Alfie wydawało się to nie przeszkadzać. Zauważył on jednak gęsią skórkę mniejszego, między innymi jego sterczące sutki.

Zaprowadził go na posłanie, które na szczęście była blisko źródła ciepła. Alfa sam położył się pierwszy, odsuwając materiał, którym chciał się przykryć i dopiero potem wystawił rękę do Jimina, który już po chwili leżał na jego klatce piersiowej.

W ten sposób nie wstanę z posłania bez jego wiedzy.

Alfa był ciepły, bardzo ciepły, wręcz rozgrzany i choć Jiminowi było zimno, to czuł ogarniający go wstręt. Poczekał dłuższą chwilę, a potem zszedł z większego ciała i ułożył się na boku.

Sanghoon objął go od tyłu i zamruczał mu do ucha. Sam jeszcze nie spał i mimo tego, że wcześniej chyba właśnie taki miał plan to teraz wpadł na inny. Jimin poczuł na swoim nagim brzuchu jego dłonie.

- Wszyscy siedzący przy stole ze mną chcieli cię wybrać - powiedział w pewnym momencie i zjechał rękoma na biodra omegi. Jimin starał się kawałek odsunąć, ale ten tylko się przybliżał. - Ale ja cię wygrałem.

- Wygrałeś?

- Jestem przyjacielem syna przywódcy. Należała mi się najładniejsza omega - odparł i podniósł się z posłania.

Złapał za łydkę Jimina, układając ją po drugiej stronie swojego torsu tak, jakby chciał znaleźć się między jego nogami. Omega odepchnął go, ale ten tylko się zaśmiał.

- Nie musisz się bać - powiedział delikatnie Alfa, łapiąc drobną omegę za dłoń, którą Jimin od razu wyrwał. - Nasze pierwsze noce będę o ciebie dbał. Umiem być delikatny, tylko musisz się słuchać - dodał, a po policzkach Jimina spłynęły łzy. Płakał tak często, że ledwo pierwsze słone wodospady zdążały wyschnąć, a znów z jego oczu leciały nowe smutki. - Coś cię boli? Czemu płaczesz? - zapytał, dotykając znów dłoni omegi. Odciągnął ją od zapłakanej twarzy i splótł razem ze swoją.

Jimin złączył kolana, nie chcąc rozkraczać się przed Sanghoonem.

- Będę na ciebie uważał, rozumiesz? - zapewnił jeszcze raz Alfa. Złapał za obie łydki mniejszego i rozdzielił je, wchodząc ciałem między jego nogi. - Będzie ci przyjemnie.

Będzie przyjemnie tylko tobie, pomyślał Jimin i znów zapłakał. No tak, przyjemnie. To wcale nie tak, że w ogóle nie miał prawa głosu odnośnie wyboru partnera. To wcale nie tak, że po ceremonii będzie tylko do gotowania, sprzątania i pieprzenia, a potem do rodzenia i opiekowania się dziećmi, a jego życie będzie polegało na ciągłym podporządkowywaniu się silniejszemu Alfie. To nie tak, że jutro zostanie zmuszony do naznaczenia z osobą, której wioska zabiła jego przywódcę, pozwoliła umrzeć paru omegom z jego klanu. Na myśl o tym, zrobiło mu się niedobrze. Ostatkiem sił postarał się odepchnąć klatkę piersiową Alfy od siebie, lecz jego słabe ręce nie miały siły przebicia. Prawdopodobnie Sanghoon nawet ich nie poczuł.

- Z-zostaw - wydukał omega uderzając z otwartej dłoni parę razy w tors Alfy. - Proszę, zostaw mnie - powiedział jeszcze raz i spojrzał na twarz mężczyzny.

- Jimin, staram się być dla ciebie delikatny, więc nie utrudniaj.

- N-nie chcę! - krzyknął, lecz brzmiało to dość żałośnie. Jego ciało nie dałoby nigdy rady odepchnąć takiego Alfy. A Jimin nienawidził myśli o tym, że coraz trudniej mu się opierać ze względu na strach, zmęczenie i żal.

- Grzeczne omegi siedzą cicho i nie sprawiają kłopotów - rzekł Alfa i złapał w swoje dłonie oba nadgarstki Jimina. Przyszpilił je do futer pod nimi, nad głową omegi. Jego oczy przeraziły mniejszego. Było w nich coś, zdecydowanie zbyt drapieżnego. - A ja lubię grzeczne omegi, rozumiesz mały? Masz ostatnią szansę, inaczej zrobię to szybko i jak chcę, a to na pewno ci się nie spodoba - warknął, blisko ucha Jimina.

- Nie!

Dostał w twarz. Raz, a mocno. Odrzuciło jego głowę do tyłu, więc uderzył o podłogę, a on sam zastygł w bezruchu. Szok, jaki go ogarnął, wywołał kolejną falę łez. Złapał się za policzek, bo Sanghoon puścił jego ręce, gdy go uderzył.

- Przeproś - warknął, a Jimin zadrżał.

- Przepraszam.

- Nie zapominaj do kogo kurwa mówisz.

- Przepraszam, Alfo - poprawił się, coraz bardziej gardząc samym sobą.

- Koniec głupich numerów i twoich humorków. Masz znać swoje miejsce, jak każda omega, więc leż kurwa spokojnie - powiedział, a na ton jego głosu Jimin już zupełnie stracił zapał do jakiejkolwiek obrony.

Rozpłakał się jeszcze bardziej.

I wtedy to zobaczył.

Kiedy Sanghoon pochylił się nad nim, by zacząć go całować, jego ciało przestało zasłaniać wejście do namiotu, w którym ktoś stał.

Pokazywał Jiminowi palcem przy ustach, by był cicho. Omega zadrżał, ale nie odezwał się. Nie wyczuł obcego. Czy jego zmysły przytępiły się przez stres i wyniszczenie? To nie było teraz ważne. Jedyne o czym myślał to, by ktoś zabrał Alfę, który właśnie miętosił w zębach jego wargę. Sanghoon nagle wyprostował się. Patrzył na Jimina z dziką żądzą i wystawił rękę, którą sięgnął do ust omegi. Wsadził mu do buzi palec.

- Będziesz teraz grzeczną kurwą i zrobisz co ci każę - powiedział i wtedy nieznajomy, który wszedł do namiotu wyciągnął ze świstem ostrze z pochwy.

Sanghoon odwrócił się gwałtownie, a wtedy Jimin zacisnął zęby na dwóch palcach, które wprosiły się do jego ust. Alfa zwrócił się w stronę omegi, chcąc krzyknąć, ale wrzask zastygł mu w poderżniętym gardle. Krew trysnęła, chlapiąc twarz mniejszego chłopaka, który nie krzyknął chyba tylko dlatego, że był w szoku.

Nieznajomy podszedł do nich bliżej i zsunął z omegi ciało niedoszłego oprawcy. Wyciągnął do Jimina rękę, którą po dłuższej chwili mniejszy złapał niepewnie. Nim wstał, chwycił za materiał leżący na jednym z futer, bo nadal był nagi, a po zapachu obcego wyczuł, że on również jest Alfą.

- Dz-dziękuję - wydukał Jimin, zaraz zakrywając się fragmentem płaszcza. Skupił swój wzrok na twarzy nieznajomego i choć w pierwszej chwili go nie rozpoznał, po paru sekundach dotarło do niego na kogo patrzy. - T-Taehyung?

- Nic ci nie jest, Jimin? - zapytał Alfa, przypatrując się twarzy mniejszego. Jimin zaprzeczył. Taehyung przytulił go do siebie. - Boże, przepraszam, że tak długo to trwało, ale trudno nam było was dogonić.

- Dogonić?

- Szliśmy za wami. Nie mogliśmy przecież odpuścić tym... tym bestiom - prawie wypluł ostatnie słowa.

Jimin patrzył na niego i nie wierzył w to, co widzi. Taehyung był najstarszym synem brata przywódcy jego stada. Przebył całą drogę za nimi, by... by co? Zemścić się? Uratować ich? A potem do Jimina dotarło, że przecież porwano ich dziesięciu. I jedną z omeg, która znalazła się z nim w klatce była Lunar - dziewczyna, która miała obrażenia głowy i zmarła. Była omegą, za którą kiedyś uganiał się Taehyung. W dodatku jej rodzina stała wysoko w hierarchii klanu.

- Alfo... - zaczął, ale kompletnie nie wiedział od czego zacząć. - Przyszedłeś po Lunar?

- Przyszedłem po was wszystkich - odparł, zaraz znów ściskając Jimina, który czując się w końcu pierwszy raz od wielu dni bezpiecznie, chętnie przylgnął do ciepłych futer, które nosił Alfa. - Ile was jeszcze żyje?

- Chyba sześć... ale Lunar...

- Wiem - odezwał się. Odnaleźliśmy drogę również dzięki... ciałom - wyjaśnił, choć wyraźnie słowa te sprawiły mu ból. - Wiedzieli, że będziemy was szukać i dlatego je zostawiali. Chcieli nas jeszcze bardziej upokorzyć - mówił dalej, zaciskając szczękę, ale też mocniej przyciskając do siebie omegę. - Ale teraz zabieram cię stąd. Ubierz się.

Jiminowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Założył ubranie, które dostał na kolację, a potem z wieszaka koło paleniska zabrał ciepłe, jasne futro, które nie wyróżniałoby się tak na śniegu. Ze stolika wyrzeźbionego w drewnie zabrał też kilka narzędzi, głównie nożyków. Ostatni raz spojrzał na ciało Sanghoona i ostatkiem sił powstrzymał się przed splunięciem. Miał w sobie jeszcze resztki człowieczeństwa. Odwrócił się i gdy Taehyung złapał go za rękę, wyszedł za Alfą na dwór.

Pamięta jak przez mgłę moment ucieczki z terenu klanu Suri. Dookoła drewnianego płotu krążyli wartownicy, a gdzieniegdzie na chcących przeskoczyć płot czekały niespodzianki. Można było nadziać się na schowane pod śniegiem kolce, ale Taehyung chyba wiedział, którędy iść. Pomógł Jiminowi przejść przez płotki, a potem pociągnął go dalej w las. Biegli, nie patrząc za siebie. Biegli i biegli, aż Alfa nie zarządził postoju.

- Mieliśmy się tu spotkać z resztą - oznajmił i podszedł do drzewa, by wyryć na nim nożem literę. Jimin zauważył, że na niższej sośnie obok też wyryte są jakieś oznaczenia. - Jeongguk był tu przed nami - powiedział, dotykając palcami kory. - Kazałem mu czekać przy drugim punkcie, więc pewnie już tam dotarł. Poczekamy chwilę na resztę i później pójdziemy tam.

- Jak daleko jest dom? - zapytał nagle Jimin, uświadamiając sobie po chwili, że nadal trzyma dłoń Taehyunga. Nie mógł zmusić się jednak, by go puścić. Nie chciał tracić poczucia choćby pozornego bezpieczeństwa.

Alfa spojrzał na niego, ale tylko po to, by po dłuższej chwili odwrócić wzrok. Zacisnął szczęki, a Jimin zbliżył się do niego jeszcze bardziej. Powtórzył pytanie i dopiero wtedy Taehyung coś z siebie wykrztusił.

- Domu już nie ma.

Słowa te wstrzeliły się Jiminowi w głowę, niczym ostra strzała. Poczuł się jakby ktoś właśnie przebił mu serce włócznią lub jakimś nożem. Właściwie to ból rozchodził się od serca, ale w końcu opanował całe ciało.

- Kiedy znaleźliśmy martwego przywódcę, Hoseok uparł się, by gonić porwane omegi. Ale kiedy tylko oddaliliśmy się wystarczająco daleko, klan Hurs zaatakował, wiedząc, że jesteśmy osłabieni. Z daleka widać było ogień.

- Moja mama...

- Jimin, bardzo mi przykro...

- Moi rodzice, czy oni...

Taehyung znów go przytulił, ale wtedy Jimin z całych sił postanowił się wyrwać. Alfa był oczywiście silniejszy, więc zdusił bunt zrozpaczonej omegi, a potem zaprowadził chłopaka pod drzewo, by tam go o nie oprzeć. Jimin nie powstrzymywał łez.

- Musisz być teraz cicho, omego. Musisz...

- Jak mam być cicho! - prawie krzyknął, ale większy chłopak zakrył mu usta dłonią.

- Nie po to cię stamtąd zabrałem, by teraz usłyszeli twoje krzyki i tu przybiegli - powiedział najspokojniej jak umiał, patrząc prosto w zapłakane oczy mniejszego kolegi ze stada. - Zadbamy o was. Nie będziecie marznąć, ani nie zgłodniejecie, obiecuję. Już nic złego ci się nie stanie. Dołączymy do jakiegoś klanu, lub założymy nowy, nie bój się - powtarzał uspokajająco, ale Jimin wiedział, że uciekł z jednego piekła tylko po to, by zamarznąć na śniegu lub zostać po paru dniach rozszarpanym przez dzikie zwierzęta. Nigdy tak bardzo jak w tej chwili nie chciał umrzeć.

Nie miał jednak szansy odpowiedzieć na zapewnienia Taehyunga, bo z kierunku, z którego przyszli, dobiegło do nich parę osób. Dwóch z nich było Alfami z jego stada. Namjoona trzymała się kurczowo dziewczyna. Ta sama, która mówiła kiedyś, że wolałaby oddać się bogom niż zostać parą nieznajomego Alfy. Na ramieniu Yoongiego wisiała druga, dużo mniejsza i ledwo przytomna omega. Możliwe, że jej stan był efektem wypicia dużej ilości wina na uczcie, bo Jimin zapamiętał ją siedzącą zrozpaczoną na kolanach jakiegoś Alfy z Suri, ale i tak teraz nie miało to znaczenia. Mogli w końcu iść.

Kiedy dotarli do drugiego punktu zbiórki zastał ich Jeongguk. Z tego, co później mówił Namjoon, Jimin wywnioskował, że ten Alfa miał inne zadanie. Kiedy reszta poszła po omegi, Jeongguk zakradł się do namiotu omegi syna przywódcy Surim.

- Zostawiłeś mu wiadomość? - zapytał Yoongi, a Jeongguk potwierdził.

Jimin nie miał pojęcia co to znaczy, ale jego zmęczony i obezwładniony wieścią o śmierci całego stada mózg już wtedy nie kontaktował. Na nogach trzymała go tylko adrenalina, ale po jakimś czasie stracił grunt pod stopami. Zamknął oczy w momencie, gdy Taehyung wziął go na barana, chcąc przebiec z nim ostatnie kilometry do kryjówki.

∘˚˳°

Gdy człowiek zmierza ku swemu przeznaczeniu, często musi zmieniać kierunek. Niekiedy zewnętrzne okoliczności są silniejsze i jest zmuszony stchórzyć, poddać się. Wszystko to jest częścią nauki.

"Piąta Góra"


Kiedy się obudził, było mu strasznie gorąco. Odkrył przygniatające go ciężkie futro i rozejrzał się dookoła. Wtedy zaatakował go ból głowy i świadomość tego, że nie jest już w środku ciemnego, zimnego lasu. Był w jaskini.

- Obudziłeś się? - usłyszał i wtedy zauważył postać siedzącą przy ognisku nad którym widniała ustawiona z drewna podpórka z piekącymi się nad ogniem oskórowanymi królikami.

Jimin spojrzał na chłopaka przed sobą. Znał go. Seokjin.

Omega spróbował się podnieść, ale wtedy głowa jeszcze bardziej dała o sobie znać.

- Nie wstawaj - odezwał się Seokjin i usiadł bliżej niego. Położył mu dłoń na czole. - Jesteś rozpalony.

- Gdzie jesteśmy?

- Daleko od Suri, jeśli o to pytasz. Przeszliśmy przez Błędny Strumień.

- Kiedy?

- Kiedy byłeś nieprzytomny - odparł Soekjin, zaraz zabierając swoją rękę z twarzy Jimina. Wtedy wzrok Jimina spoczął na częściowo nagiej nodze Alfy, na której rozciągała się brzydko gojąca się rana. - Spałeś przez dwa dni. Nieśliśmy cię po kolei.

- Dziękuję.

- Nie masz za co. Wiele przeszedłeś i miałeś prawo, by nie wytrzymać i w pewnym momencie paść.

- Mogliście mnie zostawić.

- Na pewną śmierć? - zaśmiał się lekko Alfa. - Nie zostawiamy swoich. Zwłaszcza, że jest nas teraz tak mało.

- Ile?

Seokjin westchnął, a potem wstał, by poszukać czegoś poza zasięgiem wzroku Jimina. Przyniósł w końcu gliniany kubek i z wiadra stojącego u wylotu jaskini nabrał wody. Pomógł Jiminowi się podnieść do siadu i podał mu napój.

- Oprócz naszej dwójki jest jeszcze Namjoon, Tae, Yoongi, Jeongguk, Hoseok i dwie omegi, które zabraliśmy z Suri. Syntia i Sungwan.

Jimin poczuł jak robi mu się jeszcze słabiej. Po chwili jednak do jego głowy dotarły wszystkie słowa Seokjina.

- Hoseok? - dopytał, pamiętając, że nie było go ani Seokjina w punkcie zbiórki, gdy uciekali z Suri.

- Wiem o czym myślisz. Mieliśmy z Hoseokiem ważne tego dnia i obaj byliśmy ranni. Stąd ta noga - odparł. - Spowalnialibyśmy tylko ucieczkę, więc ratowanie was zostawiliśmy Yoongiemu, Namjoonowi i Taehyungowi.

- I Jeonggukowi.

- Jeongguk poszedł tylko z wiadomością - powiedział tajemniczo. - Jest z nas najszybszy, więc dostał specjalne zadanie.

- Co to za wiadomość?

- Głowa syna przywódcy Suri - odrzekł jak gdyby nigdy nic Alfa, a Jimina oczy otworzyły się szeroko i nagle. - Podczas uczty poszedł jak to miał w zwyczaju trochę zabawić się ze swoją kochanicą. Tak się składa, że mieliśmy okazję go wcześniej kiedyś poznać. Kiedy jeszcze nasze klany się wzajemnie nie mordowały. Zabiliśmy go, choć nie było łatwo. Hoseok zemścił się za zabicie ojca.

Hoseok, o mój boże, pomyślał Jimin. Hoseok był następcą przywódcy ich stada. Stada, z którego została ich teraz garstka, którą policzyć można było na palcach dłoni. No i Hoseok był...

Seokjin pogłaskał Jimina po włosach.

- A więc Jeongguk...

- Zostawił im niespodziankę. Dlatego też musieliśmy szybko opuścić tereny w pobliżu Suri. Ale za Skałami jesteśmy już bezpieczni.

Jimin przełknął te słowa. Już nigdy nie będziemy bezpieczni, chciał powiedzieć, ale powstrzymał się. Nadal był zmęczony, rozpalony i okazał się też głodny. Z radością więc dopadł się do królika, którego piekł Seokjin. Kiedy kończył objadać ostatnie chrząstki, do jaskini wróciła cała reszta jego dogorywającego stada.

Syntia i Seunwan wyglądały pewnie podobnie co on. Były blade, a ich twarze wyglądały na wychudzone i zmęczone. Miały mokre włosy, jak reszta, więc Jimin domyślił się, że wszyscy poszli gdzieś się wykąpać. Mieli więc narzucone na ramiona luźno futra, a dziewczyny zakrywały się dodatkowo szatami. I wtedy właśnie Jimin zobaczył w końcu Hoseoka, który jako ostatni wszedł do jaskini i od razu omiótł ich wszystkich wzrokiem. Ich spojrzenia się skrzyżowały i wtedy Alfa pośpieszył do posłania Jimina. Kulał, co łatwo było zauważyć. Pewnie o tej kontuzji, czy ranie mówił Seokjin. Na twarzy miał parę zadrapań, a jego dłonie były szorstkie, gdy wziął w nie te należące do mniejszej omegi.

- Jimin, boże, bałem się, że się nie obudzisz - powiedział i omega poczuł jak chłodna jest skóra mężczyzny. Po nagiej klatce Alfy nadal spływały krople wody, kapiące z mokrych włosów. - Jak się czujesz?

- Czy zawiodę cię, Alfo, gdy powiem, że źle?

- Mam nadzieję, że niedługo poczujesz się lepiej - odparł łagodnie Hoseok, zaraz dłonią głaszcząc lekko pliczek omegi. Za jego plecami pojawił się nagle Yoongi i Taehyung.

Zapytali o to samo, a potem ten drugi przyniósł Jiminowi więcej wody. Kazali mu odpocząć, bo i tak mieli zamiar zostać w jaskini do zmroku i pod osłoną nocy ruszyć w dalszą drogę. Jimin nie pytał, gdzie będą iść. I tak nie miał nic do gadania. Był z ostatnimi przedstawicielami swojego stada i musiał im zaufać, bo właściwie to nie miał innego wyjścia. Jego dom nie istniał i ledwo udało mu się ujść z życiem w klanie żółtookich Suri, którzy zabili jego przywódcę i porwali go chcąc później upokorzyć i zrobić z niego nałożnicę jakiegoś Alfy. I choć ciepły uśmiech Hoseoka, ożywione rozmowy Synti i Namjoona oraz cichy śmiech Seokjina podnosiły go na duchu to i tak nie czuł się bezpiecznie. Otoczony wianuszkiem młodych Alf powinien być strzeżony jak najdroższy skarb, ale wiedział, że już zawsze podążać za nim będzie cień niepewności. Zwłaszcza, że zupełnie nie wiedział, jak zachowywać się przy ich nowym przywódcy...

- Może też chciałbyś się wykąpać? - usłyszał nagle z ust Hoseoka. Podniósł na niego wzrok. - Niedaleko jest strumień. Woda jest zimna, ale poczujesz się lepiej. Zwłaszcza, że jesteś rozpalony.

Jimin kiwnął głową na znak, że się zgadza. I tak sam czuł, jak się poci, więc nie chciał, by jego zapach przeszkadzał pozostałym. Na razie i tak byli schowani w jaskini i nie wiedział, kiedy będzie miał kolejną okazję do kąpieli. Ostatnią brał przecież przed kolacją, kiedy przywieźli ich na teren obcego klanu.

Hoseok wziął go za rękę i zabrał z jednej sterty jakieś futro. Jimin miał na sobie nadal luźne ubrania, które ukradł od niedoszłego partnera z klanu żółtookich wilków, więc postanowił, że rozbierze się z nich przy strumieni i potem zostawi je tam. Pozwolił się więc poprowadzić paręset metrów w głąb lasu, gdzie faktycznie czekała na nich zimna, ale czysta woda.

Hoseok odwrócił się do niego tyłem, by Jimin mógł swobodnie się rozebrać, co bardzo zdziwiło omegę.

Niema tu nic, czego byś wcześniej nie widział, Alfo...

Kiedy Jimin był już w wodzie po pachy, Hoseok obejrzał się na niego, by ostatecznie przysiąść na kamieniach na brzegu.

Jimin szczękał zębami z zimna, ale woda od razu dała mu ogromną ulgę. Naprawdę miał gorącą skórę i bał się, że dopadła go gorączka. Wziął do ręki trochę śniegu, ale jednak ten był zbyt zimny, by się nim natrzeć.

Hoseok siedział spokojnie i patrzył na niego, a kiedy Jimin powiedział, że chce wyjść, znów odwrócił się, by omega mógł zakryć się futrem. Przez ten czas w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Jimin trząsł się, mając nadzieję, że zaraz mu przejdzie. Kiedy jednak dotarli do jaskini, a jego ciało nadal nie przestało dygotać, zaczął się porządnie martwić.

- Może jesteś chory? - zapytał Taehyung, ale nim Jimin zdążył się odezwać, na przód wyszedł Seokjin.

- Ja myślę, że to coś innego. Kiedy miałeś ostatnią rujkę?

- Trzy pełnie temu - odparł omega, co nie dało im jednoznacznej odpowiedzi. Alfy miewały ruję czasami nawet raz na miesiąc, ale omegi mogły przechodzić ją czasami tylko raz na pół roku. - To dla mnie... chyba odpowiedni czas na nią - wyjaśnił Jimin, mając jednak nadzieję, że to nie to. Rujka mogłaby okazać się dla niego teraz bardzo niebezpieczna. Byli nadal dość blisko klanu wroga i każdy dzień się liczył. Poza tym, dookoła niego było sześć Alf i żadna z nich nie miała oznaczonego partnera. A przecież rujka omegi mogła wywołać ruję Alfy. Jimin wolał nie myśleć co by było, gdyby dostał gorąca przy najmłodszym z grupy Jeongguku, który ujawnił się jako Alfa zaledwie dwie wiosny temu, albo przy najstarszym Seokjinie, który miał naznaczać swoją partnerkę niedługo po uczcie z okazji dnia imienia ich przywódcy.

Młode Alfy działały często instynktownie i łatwo ulegały pokusom pięknych omeg, czego przykładem mogło być chociażby zainteresowanie Namjoona Syntią. Odkąd Jimin się ocknął, widział ich ciągle blisko siebie.

Jimin przełknął ślinę i spojrzał na Hoseoka. Ten w spojrzeniu omegi wyczytał prośbę o ratunek, więc odchrząknął i wtedy każdy przeniósł wzrok na niego.

- Jeśli to rujka, przeczekamy ją. Do wieczora mamy jeszcze trochę czasu. Spróbujemy przenieść się dalej, ale jeśli się zacznie albo poszukamy na szybko schronienia, albo wrócimy tu.

- Wszyscy? - zapytała Syntia, która znała doskonale bóle tego gorącego okresu. - Prywatność jest wtedy... hmm... bardzo potrzebna - powiedziała, wyraźnie nie wiedząc jak ubrać to w słowa.

- A jaką ma mieć prywatność w jaskini, w której nie ma oddzielnych pokoi? Mamy czekać na dworze, czy co? - odezwał się Yoongi, zaraz zerkając na Jimina. - Nie zrozum mnie źle, ale wolę słuchać twoich jęków, niż dwa dni spędzić śpiąc na śniegu.

- Może się rozdzielimy? - zaproponował Jeongguk i to było pytanie, którego najbardziej bał się Jimin.

- Jestem dla was tylko problemem - odezwał się, znów ściągając na siebie uwagę wszystkich. - Możecie iść dalej beze mnie. Zrozumiem to.

- Nie gadaj głupot - rzucił pierwszy Taehyung i zaraz zawtórował mu Seokjin. - Nie zostawimy cię samego.

Znów spojrzeli na siebie z Hoseokiem. Alfa przez chwilę wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu wyprzedził go Yoongi.

- Będziemy się tym martwić później. Wypocznij, Jimin. A my pójdziemy znaleźć coś do jedzenia.

Przez chwilę później trwała kłótnia, bo Hoseok na upartego nie chciał oszczędzać nogi i jako lider czuł się teraz w obowiązku do polowań z innymi. Jimin nie chciał się wtrącać, ale w duchu ucieszył się, gdy Namjoon przemówił Alfie do rozsądku. Hoseok został w jaskini z Seokjinem, czyli drugim rannym i z omegami. Syntia położyła się przy ognisku, a Seunwan dosiadła się do Alf, przysłuchując się ich rozmowie. Jimin jeszcze chwilę patrzył na Hoseoka, ale kiedy oczy zaczęły mu się lepić, zasnął.

Kolejna pobudka była jeszcze gorętsza niż ostatnia. Jimin poczuł się, jakby z jego ust buchała para, a do skóry przylepiły się wszystkie futra, którymi był przykryty, choć nie pamiętał, by sam czymkolwiek się okrywał. Kiedy otworzył oczy, zauważył, że najprawdopodobniej większość ich małego stadka siedzi przy ognisku. Kiedy się poruszył, Seokjin odwrócił się w jego stronę i zaraz do niego podbiegł. O coś wypytywał, ale w głowie Jimina tak bardzo szumiało, że nic początkowo nie usłyszał. Dopiero po chwili dotarły do niego głosy.

- T-to... rujka - wykrztusił, kiedy jedna z Alf ponownie zapytała, jak się czuje.

Nie było sensu kłamać. Teraz był już pewny, że to właśnie to. Akurat w tym momencie jego natura domagała się wyjątkowej uwagi. Jego ciało go zdradzało, a w dodatku płonęło, sprawiając, że Jimin miał ochotę nie tyle nawet zrzucić futra, co zdjąć całe swoje ubranie. I pośród tego wszystkiego stanął nagle Hoseok.

- Pójdziecie dziś w dalszą drogę. Zatrzymacie się za Wodospadami Słonecznymi i poczekacie na nas trzy księżyce. Jeśli do tego czasu nie znajdziemy was, pójdziecie w dalszą drogę - zaczął mówić, a każdy tylko w ciszy słuchał go i potakiwał. - Na czas mojej nieobecności rządzi Namjoon.

- Zostaniecie tu sami? - dopytał Taehyung, widząc, jak Jimin wije się pod futrem, jakby ktoś niewidzialny szarpał nim na prawo i lewo. - To niebezpieczne. Może...

- Zostanę z nim. Kiedyś w stadzie... - zaczął, ale urwał spojrzawszy na omegę, który wysapał cicho jego imię. - Jimin wcześniej pomógł mi w mojej rui, kiedy byłem w naprawdę trudnej sytuacji - wyznał, obnażając ich kilkuletni wstydliwy sekret przed resztą. - Nie zostawię go teraz.

- Ale... Jimin pachnie... - zaczął zdezorientowany Seokjin. - Czysto. Jest czysty, na pewno.

- Pomagać można na wiele sposobów - rzucił krótko Hoseok, zostawiając dalszą część historii wyobraźniom Alf, jednocześnie narażając się na ich pogardę.

Nikt nie musiał wiedzieć, co zaszło, podczas niespodziewanej, nagłej rui Hoseoka, gdy był w środku polowania. Jimin zaoferował mu pomoc, choć wiele go to kosztowało. Ogarnięty obezwładniającym poczuciem głodu Alfa mógł zrobić mu krzywdę. Mógł się nie podporządkować. Alfa przecież jest tym, który wyznacza granice, ustala reguły. Każdy inny Alfa wziąłby Jimina siłą, gdyby miał taką okazję. Zwłaszcza, że Hoseok wręcz konał z potrzeby pożądania, będąc w środku lasu sam. I na jego nieme wołanie odpowiedział wtedy tylko Jimin. Później dopiero zrozumiał, że omega znalazł go tylko dzięki temu, że był niedaleko i cieszył się od zawsze bardzo wyczulonym zmysłem węchu.

- Pomogę ci, Alfo - nadal dudniało w głowie Hoseoka. - Ale... na moich warunkach.

Inny Alfa parsknąłby i wziął co chciał. Omegi miały sprawiać przyjemność. Omegi były w partnerstwie stroną uległą. I nagle stawał przed nim Jimin, w dodatku zielony w sprawach seksu i oferował wygłodniałej, młodej Alfie, najstarszemu synowi przywódcy swoje ciało, a raczej jego fragment.

Hoseok nie był jednak żadnym okrutnikiem i choć ostatkiem sił, to jednak powstrzymał swoje żądze. Kiedy Jimin się rozebrał, rozkazywał mu rozłożyć nogi, ale kiedy Jimin zamiast gorącego wnętrza zaoferował swoje słodkie usta i sprawne ręce, Alfa skorzystał z pomocy.

A potem przez kolejne tygodnie nie mogli sobie spojrzeć w oczy. Mijali się, jakby byli śmiertelnymi wrogami, choć nie tak dawno z ust Hoseoka padały deklaracje i prośby. Jimin był zawstydzony swoim w jego mniemaniu łatwym oddaniem się, a Alfa czuł się jakby wykorzystał kogoś bez odwdzięczenia się choćby zwykłym słowem "dziękuję".

Dlatego kiedy pewnego razu Jimin zgubił się w lesie, Hoseok pomyślał, że omega specjalnie uciekł, chcąc być jak najdalej od niego. I szczęśliwie - Alfa odnalazł Jimina w momencie, kiedy dwójka obcych niebezpiecznie zbliżała się do przerażonego chłopaka. Ale po tym incydencie nie wracali do tematu ich zbliżenia.

A teraz to Jimin był w tej samej potrzebie, co Hoseok kiedyś. Teraz to on czuł w sobie rozdzierające pragnienie i Alfa był tym, który zamierzał mu w tym wszystkim ulżyć.

Pozostali wzięli więc trochę jedzenia i swoje rzeczy, zostawiając tyle, ile powinno wystarczyć Hoseokowi i Jiminowi przez najbliższe dwa dni. Podzielili się sprawiedliwie pozostałym mięsem i jeszcze raz na szybko powtórzyli założenia o spotkaniu za parę dni. Potem wszyscy ubrani w ciepłe futra wyszli z jaskini na śnieg, a Hoseok zakrył wejście trzema ciężkimi kamieniami, nie chcąc by ciepło od ogniska zbyt szybko uciekło na zewnątrz.

Kiedy zwrócił się do Jimina, ten leżał na skórach i futrach zupełnie nagi.

- Hoseok...

- Pamiętam tamten dzień, kiedy mi pomogłeś - zaczął mówić, jednocześnie też rozbierając się po kolei z ubrań. - Miałeś w sobie tyle odwagi, że w ogóle do mnie podszedłeś... długo zastanawiałem się potem dlaczego to zrobiłeś.

- Hoseok, p-proszę... - zakwilił omega, dłońmi dotykając swojej rozgrzanej skóry. Czuł, jak między nogami szybko robi mu się wilgotno.

- Najpierw doszedłem do wniosku, że zrobiłeś to po to, bym wybrał cię jako swoją omegę - kontynuował Alfa, dalej sukcesywnie pozbywając się odzienia. - Ale gdybyś tylko tego chciał to pozwoliłbyś mi się tam przelecieć i wykorzystałbyś moją ruję do tego, bym cię od razu naznaczył. Ale nie zrobiłeś tego. Nie uciekłeś też i nie zostawiłeś mnie samego. Sam mnie odnalazłeś.

- Nie mogłem przejść obojętnie - wyznał Jimin, przylegając do ciała Hoseoka, kiedy ten bez ubrań klęknął zaraz przy nim. Piękny, mocny zapach Alfy zawładnął szalejącym umysłem omegi.

- Ja też nie mogłem być obojętny na twoje porwanie. A później przez swoją głupotę pozwoliłem, by reszta stada nie przetrwała bez przywódcy. Ostatecznie nie byłem w stanie nawet samemu cię im odebrać, bo pokonała mnie pieprzona kontuzja. Pomijając to, że w ogóle dopuściłem do tego, by ktokolwiek cię porwał. Mój najcenniejszy skarb... skarb, po który cały ten czas bałem się sięgnąć, bojąc się, że nie uważasz mnie za prawdziwego Alfę.

Jimin zamknął usta Alfy swoimi. Naparł pulchnymi wargami na te Hoseoka, ale zaraz przestraszony odsunął się. Jego głowa pełna była sprzeczających się ze sobą głosów. Omega w nim domagała się porycia, ale on sam tak strasznie wstydził się swojego zachowania. Hoseok zareagował przyciągnięciem drobniejszego chłopaka do siebie. Spojrzeli na siebie i Jimin zobaczył w oczach Alfy błysk.

- Ale teraz tu jestem. Jestem przy tobie i niczego już nie zepsuję, przysięgam.

- Tak, jesteś tu - powtórzył Jimin, dotykając pełnej drobnych blizn skóry Alfy. Przejechał po plecach mężczyzny, czując pod opuszkami stare rany i cięcia. - Chcę cię, Hoseok, proszę... naprawdę... nie zostawiaj mnie tu, proszę...

- Nie zostawię cię - obiecał, całując Jimina po policzkach, a następnie po szyi. - Nie zostawię mojego ostatniego promyka, mojej... mojej miłości, Jimin, bo ja... ja po tym wszystkim nigdy już nie pragnąłem nikogo innego tak bardzo jak ciebie, a gdy mi cię zabrali... - mówił, co chwilę nabierając do płuc powietrza, jakby każdy oddech miał być tym ostatnim. Ręce Alfy zdawały się obejmować Jimina w całości i choć było to tylko wrażenie to zapewniło mu nie tylko ciepło, ale i poczucie utraconego wcześniej bezpieczeństwa. - Myślałem tylko o tym, by im cię odebrać... ale nie mogłem nawet tego zrobić sam...

- Hosoek - uciął ostro Jimin, łapiąc za twarz Alfy przed sobą. W uszach mu piszczało, a wzrok miał mętny, a umysł i ciało domagało się spełnienia, ale ostatkiem sił zdobył się na słowa płynące prosto z serca. - Jestem tu dzięki tobie. To ty poprowadziłeś resztę Alf do Suri, bo tylko ty znałeś drogę. Gdyby nie ty, nikt by po mnie nie przyszedł. I nigdy nie pomyślałbym o tobie, że jesteś niewystarczającym Alfą. Jesteś jedynym Alfą, który miał w sobie tak wiele szacunku, by mnie nie wykorzystać i by traktować mnie na równi... Hoseok, teraz chcę byś wziął w końcu to, czego ostatnio ci nie chciałem dać - powiedział, ostatnie słowa kierując wprost do ucha starszego. - Kochaj się ze mną.

Hoseok przesunął po całym torsie Jimina dłonią, zahaczając o jego sutki, potem o przyrodzenie, niezasłonięte żadnym materiałem. Ułożył się na omedze, który plecami dotknął znów materiału ciepłych futer.

- Jesteś taki piękny, Jiminie - wyszeptał do ucha omegi Alfa, podgryzając jego płatek. - Bardzo piękny, och boże, jesteś najpiękniejszy na świecie.

Hoseoka dłonie bezwstydnie chwyciły młodszego za męskość, poruszając się po niej parę razy. Jasnowłosy zadrżał, czując jak łzy napływają mu do oczu. Będzie płakał, nie wytrzyma z przyjemności i napięcia, pomyślał. Gdy Hoseok na niego spojrzał, znów ich usta połączyły się w namiętnym tańcu. Hoseok całował go zachłannie, przyciągając do siebie, rozpalając go jeszcze bardziej choć zdawało się to niemożliwe.

Omega rozchylił szerzej nogi, zachęcając mężczyznę do dalszej zabawy. Czuł jak mokro i lepko jest między jego pośladkami, bo jego ciało naturalnie przygotowywało się na zbliżenie i pokrycie. Niczego więcej w tej chwili nie pragnął, tylko swojego Alfy. Wylądował w pewnym momencie na brzuchu. Futra pod nim łaskotały jego brzuch, a ręce Hoseoka głaskały jego biodra, a potem pupę, ostatecznie rozchylając palcami jego dwie półkule. Jimin wcisnął twarz w materiały pod sobą i lekko wypiął się, ale nie zdążył nawet o nic poprosić, bo Hoseok sam, bez grama cierpliwości pochylił się nad jego biodrami i przeszedł do całowanie go już nie tylko po skórze, ale i między pośladkami.

- Och boże... - jęknął płaczliwie, zaciskając palce u stóp i rąk, wywracając oczy, bo tylko na to pozwolił mu ogrom nieznanej dotąd przyjemności.

- Powinienem to zrobić już dawno, dawno temu - odparł Alfa, mając na myśli swoje czekanie na cud, choć po tym, jak kiedyś Jimin pomógł mu z jego rują, wielokrotnie zbierał się do tego, by w końcu pokazać pięknej omedze, że jest nią zainteresowany. - Jesteś tu tak słodki... najlepsze ze słodkości nie mogą się z tobą równać - dodał, mówiąc zupełnie poważnie. Słodkość omegi zupełnie zawładnęła jego zmysłami.

Język Hoseoka manewrował sprawnie między spiętym, ciasnym splotem mięśni, a jądrami Jimina. Alfa nie ociągał się, nie zastanawiał. Robił to, co podpowiadał mu instynkt i żądza oraz tylko jedno, najważniejsze zadanie - zadowolić swoją omegę, który niedopieszczony kręcił biodrami, chcąc więcej.

Alfa nie mógł się nadziwić temu, jak mokry może być partner podczas rujki. Po udach Jimina dosłownie spływało i kapało nawilżenie, pachnące i smakujące jak dojrzałe brzoskwinie oblane wanilią. Broda i policzki Hoseoka lepiły się od wszystkich soków wypływających z omegi, który był jednym wielkim chaosem. Zupełnie zgłupiał, a przecież nawet jeszcze dobrze nie zaczęli.

Hoseok złapał za swojego penisa, czując jak już bardziej twardy stać się nie może. Jimin tak bardzo go podniecał i zachęcał swoim zachowaniem i wyglądem, że gdyby nie to, że za wszelką cenę chciał być dla niego dobry i delikatny, już dawno wszedłby w niego, nie hamując ani swoich ruchów, ani sapnięć. Ale z drugiej strony, kiedy już posmakował owocowo-waniliowej słodyczy, zupełnie nie wiedział, czy będzie w stanie się od niej oderwać i przejść na kolejny stopień. W końcu zaangażował do zabawy również swoje palce, które powoli wprowadził do gorącego wnętrza kochanka, chcąc rozciągnąć go, mimo tego, że omega zaczął domagać się czegoś innego...

- Weź mnie już, proszę... - mruczał Jimin, pozbawiając się wstydu, ale nic nie obchodziło go wtedy mniej niż takie bzdury jak duma. - Jestem już gotowy, proszę...

- Jeszcze tylko chwila, kochany - zapewnił Hoseok, wchodząc w omegę dwoma palcami, wywołując kolejną salwę jęknięć i błagań, które zdawały się coraz bardziej zdesperowane i płaczliwe. - Już, moment, przysięgam, że za chwilę dam ci, czego tylko zechcesz, Jiminie...

- Nie wytrzymam dłużej... - odparł młodszy, przewracając się z brzucha na plecy i od razu przyciągając do siebie Alfę za dłoń. Kiedy ten pochylił się w końcu nad omegą, jednocześnie lądując między nogami kochanka, Jimin połączył ich wargi, zaraz językiem przejeżdżając po podniebieniu większego mężczyzny. - Wejdź we mnie, Alfo, błagam... - powtórzył, zwracając się do Hoseoka w taki sposób, że ten nie mógł już dłużej się powstrzymywać. Kiedy pierwsze centymetry jego pokaźnej wielkości męskości zagłębiły się w ciele omegi, po jaskini rozszedł się najgłośniejszy jak dotąd jęk.

Jimin był teraz piękniejszy niż kiedykolwiek. Jego oczy błyszczały. Jasną skórę zdobiły rumieńce, a usta kiedy nie były zajęte pocałunkami, to krzyczały o więcej. Szczupłe, drobne ciało miał zroszone potem, ale jego niepewne ruchy tylko dodawały mu wręcz anielskiego wyglądu, któremu Hoseok nie mógł się oprzeć. A sam wzrok Jimina nawet na chwilę nie mógł oderwać się od ciemnowłosego Alfy o ostrej linii szczęki, silnych ramionach, pożądliwym spojrzeniu i wspaniale prezentujących się mięśniach. Umysłem omegi zawładnął mocny, piżmowy zapach, którym emanował kochanek.

Alfa w końcu zaczął zadowalać swoją omegę pełnymi ruchami bioder, jednocześnie swój nos przyciskając do szyi Jimina, skąd rozchodził się soczysty zapach brzoskwiń. Jimin czuł jego pchnięcia tak dokładnie, jakby robili to od lat i jego ciało było stworzone tylko do tego. I choć zazwyczaj nienawidził stereotypowego traktowania swojego statusu jako źródła rozładowania napięcia dla Alf, tak teraz mógłby zrobić wszystko dla tego cudownego spełnienie, które zbliżało się z każdą chwilą.

Już wtedy, gdy pomógł Hoseokowi podczas jego rui, zastanawiał się jakby to było kochać się z nim. Dotykał jego męskości, przełykał ślinę na widok grubych żył, które ją oplatały, a potem próbował zmieścić jej większość do swojego gardła i myślał, czy aby na pewno jest na tyle silny, by nie poddać się rozkazom Alfy. Bo męczony gorącem rui Hoseok oczywiście prosił go o rozłożenie nóg.

- Byłoby ci tak dobrze ze mną w sobie, słodka omego... przecież czuję, jak mokry jesteś na samą myśl...

Ale wtedy ostatkiem sił powstrzymał się przed tym seksem. Teraz - nie miał szans na oparcie się czemukolwiek. Nie chciał się opierać. Chciał, by Alfa dobrze go wziął, dał mu orgazm za orgazmem, by wypełnił jego wnętrze swoim nasieniem, obiecał mu być jego już na zawsze...

- Jestem tak blisko... - wysapał Jimin w pewnym momencie, kiedy zęby Hoseoka przesunęły się po skórze jego szyi. Przez chwilę pomyślał nawet, że Alfa go naznaczy. - M-Możesz...

- Chciałbyś? - zapytał starszy, tym razem nosem przejeżdżając po żuchwie młodszego, dalej intensywnie pracując biodrami, tym razem zmieniając technikę na pchnięcia płytkie, ale szybkie, wychodząc z Jimina za każdym z nich. - Chciałbyś być mój, omego? Chciałbyś, bym cię naznaczył?

- Tak, tak, proszę... właśnie tego chcę...

- Ugryzienie boli, kochany.

- Niech boli - poprosił, jeszcze bardziej obnażając swoją szyję. - Nigdy nikogo tak nie pragnąłem jak ciebie. Alfo, proszę...

Hoseok nie musiał długo zastanawiać się, czy to zrobić. Poczekał jednak to momentu, gdy Jimin będzie na skraju szczytowania i wtedy dopiero wbił w delikatną skórę kochanka zębiska, sprawiając jednocześnie, że Jimin wrzasnął, ale i doszedł, zaciskając mięśnie tak mocno, że Alfa musiał zaprzestać na chwilę ruchów w jego wnętrzu. Gorąca krew wypłynęła z rany, a chwilę później Alfa sam przeżył mocny orgazm, dochodząc w omedze nadal zaćmionej dziwnym uczuciem naznaczenia.

Jimin momentalnie poczuł narastającą siłę, ale i ogromny ból. Na moment jakby zesztywniał na całym ciele i kiedy w końcu się rozluźnił, poczuł łaskotanie w okolicy klatki piersiowej. Naznaczenie było ugryzieniem, ale działało jak rozchodząca się po ciele trucizna. Przez chwilę więc Hoseok zagłębiał kły w ciele kochanka, smakując jego krwi, a kiedy w końcu ta wyjątkowa czynność się dopełniła, sam poczuł się bardzo, bardzo dziwnie. Słyszał bicie swojego serca, a zaraz przy nim zabiło jeszcze jedno - to Jimina. Od teraz miał słyszeć je już zawsze. Cicho, ale jednocześnie wyraźnie, kiedy była w nim jakakolwiek obawa o partnera. Od teraz miał czuć lepiej jego zapach i musiał się przyzwyczaić do wiecznej potrzeby czuwania nad kimś.

Naznaczenie nie sprawiło, że stracili swoje siły. Wręcz przeciwnie. Kiedy Hoseok uniósł głowę, a po jego brodzie spłynęła ciemnoczerwona krew omegi, Jimin na sam widok jęknął, pobudzony do granic. Jego rujka wzmogła się. I jednocześnie - wywołała ruję Alfy, który poddany działaniom tak wielu czynników, dosłownie stracił resztki rozumu przy swojej omedze.

Połączyli swoje usta, zahaczając o siebie zębami. Krew pobrudziła ich mocno, ale obaj o to nie dbali. Jimin przekręcił się na ciało Alfy, który teraz wylądował na futrach plecami. Młodszy znalazł dla siebie miejsce na jego biodrach, by chwilę później wsunąć w siebie nadal twardego penisa Hoseoka. Spomiędzy pośladków jasnowłosego wyciekło jeszcze więcej słodkiego nawilżenia, pomieszanego tym razem z nasieniem kochanka.

- Słyszę twój oddech Alfo, jakby był zupełnie przy moim uchu - powiedział, kręcąc pupą, sprawiając, że jego wnętrze jedynie ciaśniej zacisnęło się na stojącej męskości. - Wiem, że chciałeś tego już wtedy... chciałeś mnie takiego... żebym miał cię w sobie i nie miał dość... teraz mnie masz.

- W takim razie pokaż mi, czy warto było cię pragnąć.

- Ależ oczywiście, Alfo - odparł, zaraz zgodnie z poleceniem zaczynając intensywnie pracować nad swoim zadaniem.

Jimina nogi drżały, gdy po długim czasie ujeżdżania kochanka, mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Omega zdążył jeszcze raz dojść, będąc cholernie wrażliwym podczas rujki i zaraz po naznaczeniu. Hoseoka gorączka nie miała zamiaru mu jednak odpuścić, więc kiedy omega zaniemógł, Alfa znów przejął kontrolę, pieprząc mniejszego jak tylko mógł, dociskając go do mokrych futer, pozbawiając go oddechu i rozumu tak, by po wszystkim był tylko kupką chaosu proszącą o uwagę Alfy, który przecież nie mógł odmówić swojej największej słodyczy.

Ich ruje nakręcały się nawzajem, wydłużając noc i poranek, a potem całe popołudnie, podczas którego kochali się już dużo spokojniej. Obolałe i zmęczone ciała nie mogły darować sobie jednak bliskości, więc Jimin ani na krok nie odstępował swojego partnera, który nie wiedział już co to znaczy mieć ręce przy sobie.

Ustami Hoseok przywarł do nadal niezasklepionej rany po ugryzieniu. Było w niej coś pociągającego i młody Alfa wiedział, że nawet kiedy ślad się zabliźni, będzie lubił go dotykać, czy chociażby na niego patrzeć, wiedząc, że powstał z prawdziwego uczucia, podczas nocy pełnej przyjemności i pożądania. Jimin dotknął rany palcami.

- Masz ostre kły, Alfo - zaśmiał się lekko, leżąc przed starszym, który obejmował jego plecy, nadal leniwie poruszając się w nim, bardzo spokojnie. Ich gorączki powoli mijały, więc w tym delikatnym stosunku była już tylko potrzeba maksymalnej bliskości i ciepła, a nie spełnienia. Mimo tego, omega cicho westchnął, kiedy Hoseok zagłębił się w nim znów trochę mocniej. Nie chciał jednak wyrządzić i tak wymęczonemu partnerowi krzywdy, więc po chwili po prostu zaprzestał ruchów.

- Niedługo twoja szyja będzie znów cała, kochany - zapewnił kolejnym, lekkim pocałunkiem. Krew na ustach nie odstraszała go. Wręcz była dodatkową słodkością. - Teraz tylko czekać do pełni, byś mógł naznaczyć mnie.

- Nie mogę się doczekać - mruknął cicho Jimin, na w pół śpiąc po intensywnym dniu. Chciał czuć ciepło skóry Hoseoka już zawsze tak blisko. Wiedział jednak, że niedługo będą musieli założyć ciepłe futra i wyjść z dusznego schronienia i ruszyć za tropem reszty ich małego stada. O dziwo, nie bał się o to, że ich nie znajdą. Wiedział też, że się nie zostawią nawzajem. Z Hoseokiem czuł się bezpiecznie i dobrze. Mimo tego jedna myśl ciągle chodziła mu po głowie i w końcu na w pół przytomny wyrzucił to małe marzenie z siebie. - Pragnąłbym już nigdy nie wychodzić z tej jaskini. Chciałbym zostać tu już zawsze... z tobą...

- Wiem, Jiminie. Ale musimy wrócić do reszty. Tak będziemy silniejsi. Znajdziemy swoje miejsce, daleko od Suri i założymy własny klan, a ty będziesz w nim przywódczą omegą, kochany.

Jimin zaśmiał się lekko, myśląc, że to byłoby naprawdę piękne. Hoseok przytulił go do siebie mocniej, myśląc, że jeszcze tylko ta ostatnia drzemka, a po niej wstaną i zbiorą się do podróży. Ucałował tył głowy partnera i spojrzawszy na jego spokojnie leżącą osobę pomyślał, że nigdy nie pozwoli już, by cokolwiek złego stało się jemu lub reszcie ich grupy.

Alfa przylgnął do pleców omegi, westchnął i przed snem jeszcze wyznał:

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Koniec ∘˚˳°


| Ship do tego shocika został wybrany w ankiecie:

Tak samo jak to, że ff będzie z gatunku omegaverse, więc jeśli ktoś chce mieć wpływ na to, co może w przyszłości pojawić się na profilu to zapraszam do zaglądania na twitterka:

https://twitter.com/ohnotuagain1?lang=pl

Okładka jak zwykle została stworzona przez wspaniałą Sindy!

Mam nadzieję, że home Wam się podobało! Do zobaczenia! |

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top