3. Wpis trzeci

Poczułam pod głową nieustające wibracje. Otworzyłam leniwie powieki i spojrzałam na zegarek, stojący na szafce obok łóżka. Na ekranie wyświetlała się godzina 03:47. Odszukałam, z wielkim niezadowoleniem na twarzy, telefon pod poduchą. Spojrzałam zasypanymi oczami na jasny wyświetlacz. To twój numer. Moje oczy gwałtownie przybrały rozmiar piłeczki do golfa. Szybko przesunęła palcem po ekranie i przyłożyłem telefon do ucha.

- Justin jest prawie 04:00 w nocy, coś się stało? - chciałam brzmieć normalnie, jednak połączenie ekscytacji i zaspania dały o sobie znać.

- Nie mogę spać - przez kilka sekund nie miałam bladego pojęcia o co cię mam zapytać.

- A jaki to ma związek z tym, że do mnie dzwonisz? - wydusiłam z siebie te kilka słów,będąc za razem z siebie dumną, że się nie zająknęła ani nie pomyliłam.

- Za 10 minut tam gdzie zawsze - powiedział szybko, po czym się rozłączył, nie dając ni czasu na zaprotestowanie. Chcąc nie chcąc, wstałam z łóżka i ubrałam czarne leginsy oraz szara bluzę z kapturem, wkładana przez głowę. Na nogi wciągnęłam krótkie czarne trampki, a włosy związałam w luźnego koka. Aby nie obudzić rodziców wyszłam przez okno, staraj się nie robić przy tym większego hałasu, jednak rynna i tak postawiła na swoje.

Siedziałam w parku na kamieniu, czekając na ciebie. Po chwili zobaczyłam cię biegnącego w moją stronę. Zaskoczyłam z twardego siedzenia i stanęłam naprzeciwko ciebie.

- A więc, po co mnie tutaj ściągnąłeś o 04:00 w nocy? - na zewnątrz może byłam bez szczególnych emocji, jednak wewnątrz miałam masę motylków w brzuchu, kiedy twoje karmelowe oczy były wpatrzone w moje.

- Jest pewna, mała sprawa. Niestety chłopacy nie są w stanie mi pomoc, wiec... - wtrąciłam się nie dając ci pozwolenia na skończenie.

- Więc sięgnąłeś po koło ratunkowe - nie powiem, ale jednak to trochę zabolało. Przypomniałeś sobie o mnie wtedy, kiedy potrzebowałeś pomocy... - O co chodzi? - założyłam ręce na piersi, przyglądając ci się w skupieniu. Byłam ciekawa co takiego sprawiło, że do mnie zadzwoniłeś.

- Pomóż mi zdobyć dziewczynę Steph - w tym momencie, wewnątrz mnie ewidentnie coś pękło. Czułam jak duża cześć mojego serca, rozlatuje się na kawałki i ląduje pod twoimi nogami. Ze zdziwienia otworzyłam lekko usta.

- Emm... a jaką konkretnie? - chciałam dalej zgrywać taką beztroską osobę, jednak nie mogłam. Czułam, że się łamałam od środka.

- Melanie Brown - twój uśmiech, kiedy wypowiadałeś jej imię, wyglądał tak jak mój, kiedy jesteś blisko, lub kiedy tylko o tobie pomyśle. Po chwili namysłu, wysiliłam się na niewielki uśmiech.

- Pewnie, że ci pomogę... - wypowiadając te słowa, nie miałam pojęcia na co się pisze, ale możliwość zobaczenia twojego szczęścia była bezcenna.

Podziękowałeś mi, a następnie twoje ramiona objęły mnie szczeknie w talii. To bolało tak bardzo, a za razem uszczęśliwiało jak nic innego.

Nawet nie wiesz jakie to uczucie, trzymać w ramionach swój cały świata i być przez chwile szczęśliwym, ale po chwili uświadomić sobie, że jednak ty nie jesteś jego światem ...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top