Teacher's weight.

Gdy Jimin w końcu obudził się, na dworze zaczynało już świtać. Pojedyncze promyki wschodzącego słońca przedzierały się przed zasłonięte żaluzje, lekko oświetlając zaciemnioną sypialnię Parka.

Z początku nie wiedział, co się tak właściwie dzieje, co wydarzyło się wieczorem i jakim cudem trafił do swojego łóżka. O tym jednak szybko przypomniał mu mocny zapach jego ucznia, którego bluzę w końcu nadal miał na sobie. Wspomnienia z poprzedniego wieczoru po kolei wróciły do jego głowy i choć naprawdę nie chciał, mimowolnie zarumienił się, przypominając sobie o tym, co wcześniej robił z niebieskowłosym. On po prostu nie potrafił powstrzymać tego odruchu, który nachodził go za każdym razem, gdy Kim był blisko niego.

Niechętnie zwlekł się z łóżka, siadając na jego brzegu. Oparł głowę na prawej dłoni, przymykając nadal ospałe oczy. Chciał po kolei przypomnieć sobie to, co wydarzyło się wczoraj, by mieć świadomość tego, jak znalazł się w swoim łóżku. Tak też zrobił, przelatując pamięcią przez jego nagły telefon do młodszego, jego przyjście czy też nieudane oglądanie filmu. Ostatnim, co pamiętał było wspięcie się na kolana Kima, a potem była już jedynie ciemność. Czy naprawdę zasnął przy nim?

Lecz to nadal nie wyjaśniało tego, jak znalazł się w pokoju. Miał jednak swoją teorię — Taehyung musiał go tu zanieść, po czym wrócić do swojego mieszkania. Bo w końcu to było oczywiste, że opuścił jego lokum, prawda? Gdyby jeszcze wiedział, jak bardzo się wtedy mylił.

Wstał, rozprostowując swoje kończyny. Niewielki zegar stojący na szafce wskazywał godzinę bliską piątej nad ranem i chociaż do normalnej godziny, o której wstawał do pracy zostało mu jeszcze dużo czasu, to i tak postanowił zwlec się z łóżka, wiedząc, że nie da rady znowu zasnąć.  Będąc pewnym swoich wcześniejszych przemyśleń, postanowił przebrać się w wygodniejsze ubrania lub mówiąc prościej, zrzucić z siebie ciasne spodnie.

Tak też zrobił, zostając w za dużej bluzie młodszego, którą naciągnął na nogi, ciemnych bokserkach i zwykłych, białych skarpetach, które podciągnął maksymalnie do góry. Mieszkał sam od paru lat i nie miał problemu z tym, by chodzić po domu w bardziej skąpych strojach, niż miał obecnie na sobie. W końcu jednak skierował się w kierunku drzwi, nadal będąc pewnym tego, że jest sam. Gdy tylko uchylił drzwi swojej skromnej sypialni, będącej zarazem również jego małym biurem, w którym sprawdzał wszystkie kartkówki i rozplanowywał następne lekcje, zaatakował go Simba, który zapewne nie był na dworze od dobrych parunastu godzin.

— Co tam mały, głodny? — westchnął, spoglądając na wielkiego owczarka, którego oczy wlepione były w swojego właściciela. Może dla większości był to ogromny pies, niemalże potwór, jednak dla niego był jak dziecko, bo w końcu podczas długich samotnych wieczorów spędzonych w tym mieszkaniu tylko on dotrzymywał mu towarzystwa. Zwierzę wydało z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, sięgając mordą do dłoni nauczyciela. — To chyba oznacza tak — zaśmiał się, głaszcząc psa.

Tak też i zrobił, kierując się do kochani, po drodze nie zaglądając do salonu, w którym — wbrew jego przekonaniom — spał Taehyung. Z opadającymi w kółko powiekami naszykował psu jedzenie, po czym nalał sobie wody do szklanki, czując jak suszyło go gardle. Trzymając w dłoni owe naczynie, postanowił pójść do salonu, gdzie w spokoju mógł spędzić czas, który został mu do rozpoczęcia lekcji, oglądając jakieś nudne, wcale nie interesujące go filmy. Nie spodziewał się jednak tego, że na kanapie ktoś już na niego czekał.

Przykładając szklankę do ust i biorąc pierwszy łyk wody, która powoli zaczynała koić pragnienie w jego gardle, wszedł do salonu. Jednak gdy tylko oderwał naczynie od swoich warg, jego oczom rzucił się ktoś, kogo stanowczo nie spodziewał się w swoim mieszkaniu o tej godzinie. Główny pisk zaskoczenia natychmiastowo uciekł z jego ust, a szklanka wyślizgnęła się z ręki, razem z całą swoją zawartością lądując na dywanie.

W tym też momencie Taehyung, zbudzony głośną reakcją Parka automatycznie poderwał się do góry, zrzucając z siebie koc, który poprzedniego dnia znalazł w pokoju nauczyciela. Był gotowy ratować swojego ulubionego hyunga z opałów, lecz nie spodziewał się tego, że to on będzie powodem dźwięku, jaki wydał z siebie Jimin, który tymczasem z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpatrywał się w swojego ucznia. Pierwszym, co zrobił wcale nie było sprawdzenie, czy szklanka nie rozbiła się — nie, on jakby automatycznie zasłonił swoje nagie nogi, które już po chwili zwróciły uwagę Kima.

Niebieskowłosy widząc, że Jimin jest cały i zdrowy — przynajmniej wykluczając chwilowy szok spowodowany widokiem jego ucznia w swoim salonie wczesnym rankiem, odetchnął z ulgą. Wtedy też przeskanował wzrokiem sylwetkę stojącego przed nim szatyna, poczynając od jego dużej bluzy, która nadal zdobiła pierś nauczyciela, przechodząc przez jego nagie i tak szczupłe nogi, i kończąc na okrytych uroczymi skarpetkami stopach. I choć naprawdę próbował, nie potrafił powstrzymać się od zagryzania dolnej wargi. Jak ktoś mógł być tak uroczy, a zarazem tak pociągający?

— Taehyung? — wydusił, uciekając wzrokiem od osoby wyższego z nich. Nagle poczuł ogromne zawstydzenie spowodowane jego ubiorem i obrotem całej tej sytuacji. Nie miał pojęcia, co Kim robił w jego mieszkaniu i czemu wtedy go nie obudził, dlatego też czuł się okropnie zmieszany, nie wiedząc, co powiedzieć. — Co ty tu robisz? — zapytał.

— Dotąd spałem, ale jak widać już tego nie robię — odparł, nerwowo drapiąc się po karku. I on poczuł się nieswojo, a to zdarzało się naprawdę rzadko. — Wiesz, głośno piszczysz. W innych sytuacjach też jesteś taki głośny?

— Taehyung! — oburzył się. Czy ten dzieciak naprawdę nie miał ani za grosz wstydu?

Jednak młodszy w odpowiedzi jedynie roześmiał się szczerze, nagradzając szatyna tym rozbrajającym uśmiechem. Zrobił parę kroków w stronę niższego, zgrabnie omijając rozlaną wodę i stając naprzeciw starszego. Nie pytając o pozwolenie, położył swoją dłoń na jego szczupłej talii. Ta opcja była po prostu zbyt kusząca, a lekkie rumieńce, które wstąpiły na jego policzki chwilę później, były tego warte.

— Myślałem na przykład o tym, gdy się uderzysz w coś, ktoś cię wkurzy lub gdy wejdziesz do wanny z za ciepłą wodą — wytłumaczył, sprawiając, że policzki nauczyciela zaszły się różem, który ostatnim czasem gościł na nich dość często. — Ale przyznam, że twój sposób myślenia również mi się podoba — dodał, pochylając się nieco nad Parkiem, przez jego oddech zaczął łaskotać skórę nad uchem niższego. I choć próbował się bronić, niekontrolowane dreszcze przyszły przez jego ciało.

Niebieskowłosy chłopak zdecydowanie działał na niego jak narkotyk, a on z każdym kolejnym dniem miał wrażenie, że uzależniał się od niego coraz bardziej. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zamierzał iść na odwyk, a jedynie bardziej pogrążać się w swoim uzależnieniu.

— Dobra, wracając do mojego pytania. Co robiłeś na kanapie? Oprócz spania, ten fakt mamy już za sobą. Po prostu nie powinieneś wrócić do siebie? — zapytał, starając się w miarę logicznie złożyć zdanie, jednak bliska obecność Kima zdecydowanie mu w tym nie pomagała.

— Miałem zostawić cię samego, bezbronnego z otwartymi drzwiami do mieszkania? Gwałciciele tylko czekają na takie okazje — odpowiedział, przytulając niższego mężczyznę. — Dlatego postanowiłem cię przed nimi dzielnie bronić, niczym średniowieczny rycerz.

— A myślałem, że po prostu bałeś się, że ktoś ci zabierze robotę.

Po pokoju rozniósł się przyjemny dla uszu śmiech Jimina, połączony z ruchem jego rąk, podczas którego zarzucił je na kark swojego ucznia. Następnie wtulił swój policzek w klatkę piersiową młodszego, po raz kolejny zaciągając się jego ostrym zapachem. Miał wrażenie, że ta czynność już nigdy mu się nie znudzi i nie przeszkadzało mu to. Wizja Taehyunga blisko niego była dosyć kusząca, nie mógł zaprzeczyć.

— Mam rozumieć, że nie usłyszę z twoich ust, jaki to jestem słodki i kochany?

Tym razem to Jimin się zaśmiał i trochę niechętnie odsunął od młodszego, aby ruszyć do łazienki w poszukiwaniu rzeczy, które mogłyby mu pomóc w posprzątaniu tego małego bałaganu. W tym czasie Taehyung klęknął przed rozlaną wodą, po czym podniósł z ziemi szklankę, która po dotknięciu przez niego rozpadła się na dwa kawałki. Niebieskowłosy jednak dzielnie przetransportował ją do najbliższego śmietnika, uśmiechając się na koniec dumnie pod nosem.

Kiedy wrócił w poprzednie miejsce, Park kończył już swoją niesamowitą zabawę z mopem, która zdecydowanie sprawiała mu wiele przyjemności. Na końcu spojrzał jedynie krótko w stronę Taehyunga, wypuszczając głośno powietrze z ust, aby po chwili po prostu go ominąć. Jednak gdy ponownie pojawił się przy nim, powiedział coś, co uderzyło w Kima mocniej, niż piłka lekarska.

— Chyba powinieneś pojechać do siebie, jeżeli nie chcesz się spóźnić do szkoły — rzucił, wyciągając z jednej z kuchennych szafek kolejną szklankę, aby ją również napełnić zwykłą wodą.

— Nie muszę iść do szkoły, jutro najwyżej powiem, że źle się czułem — odpowiedział, wzruszając nieznacznie ramionami, na co Jimin spiorunował go wzrokiem. — No co? Ty też zrób sobie wolne. Jeden dzień bez tych debili dobrze ci zrobi.

— Taehyung, praca tak nie działa. Nie mogę do niej nie iść wtedy, kiedy tylko mi się nie chce.

Niebieskowłosy wypuścił dosyć głośno powietrze z płuc, po czym nagle się uśmiechnął, wpadając na niesamowity plan. Zadowolony podszedł do niższego mężczyzny, aby po chwili objąć go od tyłu i położyć głowę na jego drobnym ramieniu. Ten plan nie mógł się nie udać, był tego pewien.

— Przecież możesz zadzwonić do dyrektora i powiedzieć mu, że złapałeś jakieś przeziębienie, masz gorączkę i nie możesz dzisiaj przyjść do pracy — wyszeptał, zaczynając delikatnie gładzić palcami biodra szatyna. — A ja bym cię zabrał na jakąś fajną randkę, czy coś w tym stylu. Co ty na to?

— Ja na to, że jesteś słodkim głuptasem — zaśmiał się, pozwalając sobie odchylić nieco głowę do tyłu.

— No przyjrzyj się dobrze tej propozycji, która jest cholernie kusząca. Zero tych wkurzających nieuków, no dobra, jeden, bo w końcu spędziłbyś ten dzień ze mną. Wyobraź to sobie, kochanie. Tylko ty i ja, jakaś ładna łąka za miastem, albo jakiekolwiek inne romantyczne miejsce. Nie znam się na tym i mam szczerą nadzieję, że mi pomożesz przy wyborze. Moglibyśmy zrobić jednodniowy wypad tam, gdzie kompletnie nikt nas nie zna i zachowywać się tak, jak chcemy, bez obawy o konsekwencje. Przyznaj, że ta propozycja jest kusząca.

Jimin naprawdę miał ochotę śmiać się głośno ze sposobu, jaki wybrał sobie Taehyung na przekonanie go, jednak mimo to, nie potrafił zaprzeczyć. Wizja spędzenia z nim całego dnia poza jego mieszkaniem i do tego bez obawy, że ktokolwiek ze szkoły mógłby coś zobaczyć i zacząć ich podejrzewać naprawdę była warta przemyślenia.

Przecież jeżeli ten jeden jedyny raz okłamie swojego przełożonego, to nic się nie stanie, prawda? W końcu nikt nie zobaczy go na mieście i nie będzie mógł zarzucić mu kłamstwa. Nieobecność Kima w szkole byłaby tylko zwykłym przypadkiem.

Park sam nie wierzył, że ten głupi i dziecinny sposób naprawdę na niego zadziałał, ale co mógł na to poradzić?

— Okey, zgadzam się, ale robimy tak tylko ten jeden, jedyny raz — odpowiedział po dłuższej chwili.

Niebieskowłosy bez zastanowienia uśmiechnął się szeroko i zwyczajnie podniósł delikatnie ciało swojego hyunga, obracając ich obu wokół własnej osi. Zanim jeszcze puścił szatyna, złożył szybki pocałunek na jego ustach, następnie odsuwając się nieznacznie, aby starszy mógł odłożyć szklankę, którą ciągle trzymał.

— Nie pożałujesz, hyung. Obiecuję — szepnął, uśmiechając się czarująco w stronę swojego nauczyciela.

— Jeżeli mam z tobą przetrwać, powinienem nauczyć się stanowczo odmawiać, bo inaczej zbyt szybko owiniesz sobie mnie wokół siebie.

— Poprawka. Już to zrobiłem, skarbie.

...

Chociaż nie był to pierwszy raz, gdy znalazł się w samochodzie z Kimem, jego serce uderzało jak szalone. Nadal nie był przekonany do tego, co robili. Może i istotnie zgodnie z tym, co zaproponował mu niebieskowłosy, zadzwonił do dyrekcji, przekonująco opowiadając im o nagłej grypie żołądkowej, to i tak nadal gdzieś w środku miał wątpliwości. Miał wrażenie, że w każdym momencie ktoś może ich przyłapać, a ich kłamstwo mogło wyjść na wierzch. Jego kariera nauczyciela, parę lat studiów — to wszystko mogło pójść na marne, gdyby tylko coś poszło nie tak.

A jednak z drugiej strony czuł jakiś dziwny rodzaj ekscytacji, zniecierpliwienia. On, wiecznie samotny, dla wielu nudziarski Jimin, nauczyciel koreańskiego, szedł na randkę i to z kimś, na kim mu naprawdę zależało. Ilość prawdziwych randek, na których był mógł porównać do liczby osób lubiących język koreański, toteż nic dziwnego, że naprawdę go to ciekawiło.

W momencie, gdy samochód zatrzymał się, oderwał wzrok od szyby. Nawet nie wiedział, dlaczego jego policzki tak bardzo piekły. Może była to ekscytacja, a może po prostu obecność niebieskowłosego, ale jedno było pewne — jego serce biło jak oszalałe.

— Jesteśmy na miejscu — nieco zachrypnięty głos młodszego dotarł do jego uszu, mimowolnie wywołując u nauczyciela dreszcze. Zacisnął dłoń na własnym kolanie, spoglądając na wyższego.

— Gdzieś ty mnie wywiózł?— zapytał, spoglądając za okno. I kiedy ujrzał tam popularny market, zmarszczył brwi. Niebieskowłosy zaśmiał się, otwierając drzwi samochodu.

— Zobaczysz — odparł. A gdy ujrzał pytający wzrok Park, wywrócił oczami, dodając — No nie patrz tak na mnie, to tylko parking.

Szatyn również opuścił samochód, po chwili stając obok wyższego. Chłopak zamknął samochód, po czym nie pytając nauczyciela o pozwolenie, objął go w pasie, przyciągając go delikatnie do swojego torsu.

Brwi Jimina gwałtownie uniosły się w górę wraz z nagłym, mocniejszym uderzeniem serca.

— Ktoś cię kiedyś nauczył pytać o zgodę? — zapytał z przekąsem, spoglądając na niebieskowłosego. Ten jedynie uśmiechnął się złośliwie, zaciskając palce na jego talii.

— Nie, bo zawsze biorę to, co chcę — odparł. Powoli opuścili parking, kierując się do parku, który znajdował się dosłownie parę kroków dalej.

Miejska dżungla, która dotąd ich otaczała, zaczęła zanikać, gdy weszli na teren parku.  Słońce świeciło w górze, łaskocząc delikatnie ich odkrytą w niektórych miejscach skórę. Dochodziła już godzina jedenasta, bowiem nim opuścili mieszkanie szatyna, Park przygotował jeszcze śniadanie. Nadal zastanawiał się nad tym, czy aby na pewno dobrze robi, bo w końcu powinien obecnie prowadzić lekcję, a nie randkować ze swoim własnym uczniem. Gdzieś w głębi serca czuł, że chociaż na pewno będzie się świetnie bawił, to później będzie tego żałować.

— Park? Nie było bardziej ustronnego miejsca?

— Oj tam, Jimin — mruknął, przeciągając imię nauczyciela. — Wszyscy są teraz w szkole lub w pracy, kogo ty chcesz tutaj spotkać? Zresztą, zawsze możemy iść w krzaczki, skoro tak bardzo pragniesz ustronnego miejsca — rzucił, na co starszy prychnął cicho. — Zawsze chciałem pochodzić z Parkiem po parku.

Nagle dłoń Kima zniknęła z talii niższego. W zamian za to wyższy ujął dłoń Parka, delikatnie ją ściskając.

— Tak chyba będzie bardziej randkowo, nie, Jiminnie? — zapytał momentalnie się zatrzymując. 

I choć młodszy naprawdę tego nie chciał, ten delikatny gest młodszego sprawił, że Park zarumienił się dorodnie. Nastolatek stanął naprzeciw starszego, drugą dłonią ujmując podbródek szatyna.  Ten jednak spuścił wzrok na swoje buty, starając się uniknąć przenikliwego spojrzenia niebieskowłosego.

— I znowu się rumienisz — zauważył. Puścił dłoń niższego, po chwili wplatając ją pomiędzy ciemne kosmyki włosów nauczyciela. Wywołało to mocny dreszcz, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa szatyna. — Hey, spójrz na mnie — poprosił. A co innego mógł zrobić Jimin, jak nie to co jego towarzysz polecił mu tym niskim, ujmującym głosem? 

Niepewnie uniósł wzrok, spoglądając w ciemne oczy Kima. Nadal nie potrafił pojąć tego, w jaki sposób działał na niego niebieskowłosy. Nikt w jego życiu nie potrafił sprawić, że jego zwykłe gesty były w stanie zmusić go do wszystkiego. Tak bardzo łaknął jego dotyku, bliskości, że nawet zgodził się okłamać swoje szefostwo. Kim Taehyung zamieszał mu w głowie i to było pewne.

Kim uśmiechnął się szczerze, skanując wzrokiem śliczną twarz stojącego przed nim mężczyzny. Jego usta były lekko rozchylone, a policzki zarumienione. Ciemne włosy opadały na jego czoło. Wiedział, że Jimin zawładnął jego zmysłami już tego pierwszego dnia szkoły, gdy zobaczył go w sali lekcyjnej. Teraz ten głupi zakład, który zawarł z Jeonggukiem, zaczynał tracić znaczenie, gdyż coraz bardziej zagłębiał się w swoich emocjach.

Pochylił się, składając na pełnych wargach starszego delikatny, motyli pocałunek. Złączył ich usta jedynie na moment, dając Parkowi jedynie namiastkę tego, czego pragnął. Ciche mlaśniecie dotarło do ich uszu, mieszając się ze śpiewem ptaków, które dochodziły z oddali. Niebieskowłosy uśmiechnął się, odgarniając włosy z czoła nauczyciela.

— Idziemy na gofry? — spytał, przez co brwi szatyna powędrowały w górę. 

— Gofry? — dopytał, zupełnie jakby młodszy mówił do niego w innym języku, którego ten nie znał.

Niebieskowłosy uśmiechnął się szeroko i od razu pokiwał twierdząco głową, zaczynając wręcz ciągnąć za sobą swojego ulubionego nauczyciela. Jimin pod żadnym pozorem nie zamierzał mu się opierać, bo już teraz widział, że taki ruch nie miałby żadnego sensu. Zresztą, kto nie lubił gofrów?

Taehyung poprowadził go w miejsce, w jakim znajdowała się niewielka budka z wielkim gofrem, wymalowanym na jednym z jej boków. Jednak nawet wtedy, gdy stanęli już dosłownie przed nią, młodszy ciągle nie puścił jego ręki. Jedyną trudnością w tym wszystkim było wyjęcie portfela jedną dłonią, przez co finalnie rozłączył swoje palce z tymi Parka, wywołując u niego cichy chichot.

Już po chwili oboje dostali swoje jedzenie, pokryte delikatnie bitą śmietaną na wierzchu. Dopiero wtedy Taehyung po raz kolejny złączył ich dłonie, zaczynając powoli iść do przodu. Między nimi panowała cisza, oczywiście spowodowana głównie tym, że oboje mieli usta zapchane jedzeniem. Mimo wszystko wcale nie przeszkadzało im to w tym, aby uśmiechać się delikatnie, idąc wolną od ludzi ścieżką wzdłuż parku.

Kim jako pierwszy zakończył swoje jedzenie, wpatrując się uważnie w to, jak Jimin dzielnie walczy z bitą śmietaną, próbującą ubrudzić mu całą twarz. Kiedy wreszcie starszy pokonał swojego strasznego przeciwnika, z ust niebieskowłosego wydobył się cichy, melodyjny śmiech.

Park spojrzał na niego, unosząc jedną brew do góry, najwidoczniej wcale nie zdając sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości to wcale nie on wygrał tą wojnę. Uczeń zatrzymał się na chwilę, stając naprzeciwko nauczyciela, aby szybkim ruchem najpierw pocałować go delikatnie w nos, a potem trochę dłużej zatrzymując się na jego ustach.

Kiedy chłopak odsunął się od niego, policzki nauczyciela koreańskiego wręcz płonęły żywym ogniem, spowodowanym przez tego głupiego i niesamowicie czarującego dzieciaka. Dzieciaka, który swoją drogą patrzył na niego z niesamowitym rozbawieniem wymalowanym w swoich ciemnych tęczówkach.

— Tae, jesteśmy w miejscu publicznym, nie powinniśmy...

— Miałeś tam bitą śmietanę, a ja uznałem, że o wiele bardziej wolę od razu zebrać ją ustami, niż palcem, który potem i tak bym polizał — odpowiedział wzruszając ramionami.

Po tych słowach ruszyli przed siebie, całkowicie nieświadomi, że od pewnego momentu ich spokojnego spaceru, wcale nie byli już sami. W końcu nie mogli wiedzieć, że nie tylko oni postanowili dzisiaj nie pojawić się w szkole, robiąc sobie dzień wolny. Żaden z nich nie miał również prawa usłyszeć cichego dźwięku robionego zdjęcia, dobiegającego z telefonu pewnej dziewczyny z klasy Taehyunga.

.........................

[3054 słowa]

Mamy nadzieję, że się wam podobało!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top