5. "Jeszcze słowo na ten temat a pożegnasz się z życiem"

*rozdział niesprawdzony, przepraszam jeśli bedą jakieś błędy*

- Co tam Bieber - ten niezmiernie irytujący głos poznam wszędzie. Z wielką niechęcią odwróciłem się w stronę Erica. Penelop cały czas stała przy moim boku, wiec tak samo jak ja obróciła się w stronę chłopaka.

- Czego chcesz - burknąłem w jego stronę, na co na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie był on skierowany do mnie lecz do Penelop.

- Witaj ślicznotko - przyciągnąłem Penelop bliżej swojego boku, opuszczając dłoń na jej biodro. Mogłem doskonale wyczuć, że się nieco zestresowała.

- Jakbyś tego nie zauważył, Penelop jest MOJĄ dziewczyną i przyszła tutaj ze mną. Byłoby mi miło, gdybyś nie rozbierał jej wzrokiem. Dziękuję - nie dając mu nawet szansy aby mi cos odpowiedzieć, złapałem Penelop delikatnie za szczękę, obróciłem jej głowę w moją stronę i wpiłem się namiętnie w jej pełne usta. Kiedy tylko się od niej oderwałem, posłałem zwycięskie spojrzenie w stronę Erica. W jego oczach widziałem doskonale tę zazdrość, której jeszcze nie pokazał. Odszedł od nas bez słowa, na co brunetka wypuściła z ust powietrze, które nieświadomie wstrzymywała. Zaśmiałem się pod nosem i cmoknąłem penelop w policzek.

- Bez stresu maleńka, jestem tutaj więc nikt na tobie łap nie położy - na moje słowa dziewczyna posłała mi lekki uśmiech i wróciła do rozmowy ze znajomymi. Znam Erica nie od dzisiaj i wiem doskonale również to, że skoro tak zareagował na tą cała sytuacje z Penelop, będzie próbował wszystkiego, aby tylko ją dzisiaj zaliczyć. Nie ma tak łatwo przyjacielu, nie dostaniesz jej, bo ona jest moja.

Impreza trwa w najlepsze. Ludzie są w różnych stanach. Niektórzy zaliczyli zgon a inni twardo się trzymają. Podziwiam Penelop, że pomimo swoich butów na wysokim obcasie, potrafi skakać, tańczyć i szaleć ze mną na parkiecie, nie łamiąc przy tym nóg. Praktyka czyni mistrza panowie. Po kilku piosenkach, obok nas pojawił się John, który był tak zaaferowany cudowną blondynką, z którą tańczył, że chyba nawet nie zauważył naszej dwójki. Penelop uśmiechnęła się do mnie słodko i zarzuciła swoje dłonie na moją szyje. Przyglądałem się jej twarzy, czekając aż powie mi to co chce powiedzieć. Na jej twarzy ponownie zagościł szeroki uśmiech. Odwzajemniłam go całkiem szczerze. Może dlatego, że trochę wypiłem?

- Kocham cię Justin - zaraz chwila, że co?! Czy ona to powiedziała? Z mojej twarzy gwałtownie zszedł uśmiech, a zastąpiło go wielkie zdziwienie. Mówiliśmy do siebie "pieszczotliwie", pieprzyliśmy się, ale nigdy żadne żadnemu nie powiedziało, jakiegoś pieprzonego "kocham cie". Może ona nie wie,
ale takie słowa nie istnieją w moim słowniku. Nie wiedzieć czemu nie chcąc zrobić jej jeszcze większej przykrości, nie odpowiedziałem jej nic, po prostu pocałowałem dziewczynę w polik. Uśmiechnęła się do mnie, jednak widziałem w jej oczach, że oczekiwała czegoś więcej.

Po kolejnych kilku piosenkach złapałem brunetkę za rękę i pociągnąłem ją w kierunku baru. Za dużo ludzi zaczynało tańczyć wokół nas, a ja nie lubię tłumów.

Usiedliśmy na stołkach barowych i zamówiliśmy coś do picia. W trakcie czekania na nasz alkohol podszedł do nas juz nieźle spity Bruce i Tonny.

- Justin, solenizanci ty mój! Jak się bawisz? - wykrzyczał do mnie Bruce. Zaśmiałem się na ich widok. Są schylanie jak nigdy. Przeżyłem z Brucem sporo imprez, ale na żadnej nie wyglądał tak fatalnie.

- Bawię się cudownie Bruce. Dzięki za imprezę - Bruce przyłożył, ledwo, dwa palce do czoła i mi zasalutował. Zrobiłem to samo co on, po czym mój przyjaciel oddalił się od nas w stronę łazienki. Spojrzałem na Tonniego, a on na mnie. Podszedł bliżej i się do mnie nachylił.

- Olivier cie szukał, ponoć chce kupić towar - zmarszczyłem nieco zdziwiony brwi. Przecież ostatnio kupował ode mnie towar, i to w niemałej ilości. Jakim cudem juz chce kupić kolejny? Odpowiedziałem mu szybkie "dzięki" zanim sobie poszedł i ponownie zostawił mnie i Penelop samych.

- Zostawię cię na chwilę. Tonny powiedział, że ktoś chce kupić ode mnie towar. Pójdę to załatwić i zaraz wracam - dziewczyna jedynie się do mnie uśmiechnęła i przytaknęła głową. Wstałem ze stołka i udałem się na poszukiwania Oliviera.

Po dobrych dwudziestu minutach udało mi się go znaleźć wśród tych wszystkich ludzi. Podszedłem do niego od tylu i nachyliłem sie do jego ucha.

- Ponoć mnie szukałeś, a wiec jestem - chłopak lekko podskoczył na dźwięk mojego głosu. Odwrócił się do mnie przodem, a u jego boku szybko stanął Eric. Przewróciłem teatralnie oczami na jego widok.

- Dobra Bieber. Potrzebuje to samo co ostatnio tylko polowe mniej - widzę, że bierze najdroższy towar. Nie oszczędza na cenie. To mi się podoba. Podniosłem bluzkę i odczepione od, przewieszonej na dolnej partii brzucha, paska foliowy woreczek. Podałem go Olivierowi. Chłopak schował woreczek do kieszeni swojej ramoneski, a mi podał należna sumę pieniędzy. Bez słowa pożegnania odszedłem od nich. Stwierdziłem, że zanim wrócę do Penelop, pójdę na dwór zapalić.

Wyszedłem na ogród z tylu domu i zamknąłem za sobą szklane drzwi. Muzyka była strasznie głośno, a ludzie cały czas się darli. To cud, że sąsiedzi Bruca nie nasłali na nas jeszcze policji.

Wyjąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyjąłem jednego papierosa a resztę z powrotem schowałem. Włożyłem go miedzy wargi i podpaliłem jego koniec. Zaciągnąłem się porządnie dymem, jednocześnie rozkoszując się nim. Momentalnie poczułem jak całe moje ciało się relaksuje. Zamknąłem na chwile oczy dając sobie chwile odpoczynku. Zacząłem myślec nad tą cała sytuacja z Penelop, ale przerwał mi to dźwięk otwieraj ucha drzwi. Odwróciłem się w stronę nowo przybytek osoby. Mina szybko mi zbrzydła kiedy zobaczyłem Erica.

- Jak tam Bieber życie ci mija? Jak tam u mamusi - spojrzałem sie na niego, i byłem święcie przekonany, że w moich oczach są widocznie sztylety.

- Stul pysk jełopie. Lepiej mi powiedz co tam u twojej siostry. Na której ulicy teraz pracuje? Z chęcią skorzystam - chłopak przestał się śmiać i odwrócił się w moja stronę. Czyżbym trafił w czuły punkt?

- Zamknij się - wycedził przez zaciśnięte zęby. Zaczął powoli się do mnie zbliżać. Posłałem mu chamski uśmiech i ponownie włożyłem do ust papierosa. 

- To jak? Na jakiej ulicy stoi twoja siostrzyczka, bo mam sporo hajsu, a słyszałem, że dobrze się ją pieprzy - Eric rzucił się na mnie i przygwoździł mnie do ziemi.

- Kazałem ci się zamknąć! Poza tym ja przynajmniej mam siostrę, nie to c... - skurwiel nie ma prawa tak mowić! Nie zdążył dokończyć zdania ponieważ dostał z pieści w nos. Eric opadł na trawę obok mnie, łapiąc sie za krwawiący nos.

- Jeszcze kurwa słowo na ten temat a pożegnasz się z życiem. A jak tak bardzo denerwuje cie temat twojej dziwki w rodzinie, to pilnuj jej dupy, żebym jej nie przeleciał - chłopak pomimo krwawiącego nosa, po mojej wypowiedzi, podniósł się z ziemi i rzucił sie na mnie, ponownie powalając mnie na ziemie. Tym razem nie użył slow tylko pięści. Za pierwszym razem uniknąłem ciosu jednak drugiego juz nie. A czeka bolec mnie cała dolna warga. Oblizałem usta i zrzuciłem z siebie tego, wcale mało nie ważącego, bydlaka. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Dotknąłem swojej wargi, a widząc na palcach krew, straciłem nad sobą kontrolę. Podszedłem do leżącego Erica i kopnąłem go z całej siły w brzuch.

- Nie będziesz juz nigdy więcej mówił tak o mojej rodzinie - kucnąłem przy jego zwisającym się z bólu ciele i wyjąłem z kieszeni spodni mały scyzoryk. Spojrzałem na jego ostrze,a potem na twarz chłopaka. Rozejrzałem się dookoła czy nikt nas nie obserwuje.

- Pora udowodnić kto miał racje życząc drugiemu śmierci, nieprawdaż? - chłopak spojrzał na mnie wielkimi oczami i zaczął panikować. Chciał mi się wyrwać jednak byłem szybszy i wbiłem ostrze w jego brzuch. Eric wydał z siebie wielki krzyk. Nie chcąc zwołać na siebie uwagi, przejechałem ostrzem po jego gardle. Juz po chwili chłopak przestał się ruszać. Każdy normalny człowiek, powinien czuć w tej chwili strach, przerażenie, panikę oraz wstręt do samego siebie za zabicie człowieka. Jedyne co ja poczułem to satysfakcja. Lekki uśmiech wkradł się na moja twarz.

Jeden do zera Eric, juz nie będziesz miał okazji powiedzieć złego słowa na moją mamę lub moją siostrę.

Wyprostowanej nogi i wyjąłem z kieszeni chusteczkę. Wytarłem nią ostrze scyzoryka a następnie wyrzuciłem ją za ogrodzenie. Nożyk schowałem do kieszeni kurtki. Rozejrzałem się dookoła. Na początku nie zobaczyłem nikogo, jednak po chwili zobaczyłem, że przy drzewie blisko domu, że stała tam jakaś dziwna postać. Zmrużyłem oczy, chcąc przyjrzeć jej się bliżej. Postać której się przyglądałem kiwnęła mi ręką i nagle zniknęła. Nie zawracając sobie tym dłużej głowy, pozbyłem się ciała Erica, uważając aby nie ubrudzić się przy tym jego krwią, wrzucając go do rzeki, która płynie zaraz przy domie Bruca. Następnie jak gdyby nigdy nic wróciłem do domu na imprezę.

Teraz muszę znaleźć Johna i Mika. Przydałoby się abym im powiedział o zaistniałej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top