3. "Mam wrażenie, że przez niego będziemy mieć spore kłopoty..."

Minął miesiąc od tamtej imprezy. Przez te wszystkie dni nie brakowało mi pewnej brunetki. Penelop codziennie dotrzymywała mi towarzystwa. W tym czasie zdobyłem dla Bruca całką pokaźna sumę pieniędzy. Kiedy mu je dałem jego oczy wyglądały jak dwie piłeczki do golfa. Niezapomniany widok.

Jeśli juz jesteśmy w temacie mojej pracy, to właśnie idę na "spotkanie" z klientem. Jakiś chłopak umówił się ze mną po szkole, żebym sprzedał mu sporo towaru. Nie mogłem mu odmówić, ponieważ zapłaci mi tyle, że głowa mała. Dla ochrony idzie ze mną Johny i Mike. Johnego juz znacie, natomiast Mike to jego znajomy. Poznali się jeszcze w piaskownicy, ale dwa lata pózniej Mike musiał się wyprowadzić. Teraz wrócił i dołączył do nas. Nie znam go dobrze, wiec mu zbytnio nie ufam ale skoro Johny darzy go zaufaniem, to ja tez próbuje.

~•~

Godzina 13:57. Za trzy minuty jestem umówiony z tym chłoptasiem. Na jego szczęście, jak i na moje, wybrał dobre miejsce na dokonanie zakupu. Opuszczone hangary na obrzeżach miasta. Przyznam, że to idealne miejsce na stworzenie siedziby "gangu"... cóż warto o tym pomyśleć. Stałem oparty o maskę samochodu. John i Mike stali po bokach. Musieliśmy wyglądać dosyć zabawnie. Jak jakieś typowe mafiozy, z dennego filmu akcji.

- Bieber jest 14:05 a twojego chłoptasia wciąż nie ma - burknął mi Mike do ucha. Zacisnąłem szczękę, jak i pięści.

- Znam się na zegarku matole - odpowiedziałem mu równie nadętym tonem, co jak widać lekko go zezłościło.

- Jak nas wystawił, albo co gorsza wsypał nas psom, to masz u mnie przejebane - zagroził mi brunet. Parsknąłem na to co powiedział jedynie śmiechem. Nikt nie ma prawa grozić lub odzywać się w taki sposób do mnie

- Zamknij mordę i nie odzywaj się do mnie w taki sposób - wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, ale powoli tracę nad sobą kontrolę... Juz chciał się ponownie odezwać kiedy nagle zobaczyłem swojego klienta.

- Jest, spóźniony ale jest - uśmiechnąłem się zwycięsko i ruszyłem w kierunku chłopaka zostawiajac Mike za sobą.

- Spóźniony - odparłem w stronę zdyszanego Oliviera. Chyba tak miał na imię, w sumie to nie pamiętam. Jego imię jest tutaj mało istotne.

- Sorki, miałem małe problemy - po jego tonie głosu mogłem wyczuć, że jest minimalnie wystraszony.

Bardzo dobrze. Niech wie kto tu rządzi.

- Koło dupy latają mi twoje problemy. Kasa jest? - chłopak pokiwał energicznie głową, po czym od razu sięgnął po plecak. Rozpiął jedną z kieszeni i sięgnął po plik banknotów zwinięty w niewinny rulonik. Rzucił go w moją stronę. Złapałem swoją dzienna wypłatę i zacząłem je przeliczać.

- Zgadza się - schowałem pieniądze do kieszeni ramoneski. Sięgnąłem prawą dłonią na tył i wyjąłem spod paska od spodni, to za co zapłacił. - Łap - zrobiłem z towarem to samo co on z pieniędzmi. Koślawo, ale złapał swój zakup i szybko schował go do plecaka. Chłopak chciał juz iść ale chyba nie sądzi, że takie niepoważne zachowanie przemknie mu płazem.

- Jeszcze jedno - na mój głos jego głowa powędrowała do góry. Podszedłem do niego tak blisko, żeby mógł wyczuć mój oddech na swoim karku - Jeśli dojdzie do następnej transakcji między nami, nie masz prawa naruszyć mojego cennego czasu. Jeśli to się powtórzy to sprawię, że będziesz mnie błagał o przeżycie. - Na te słowa, jego źrenice rozszerzyły się i zaczął nerwowo przełykać ślinę. Powstrzymywałem się, żeby mu nie przypieprzyć, ale tak porządnie. Chłopak w pośpiechu założył plecak na ramiona i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym strachu i przerażenia. Jednak poza tym, widziałem w jego twarzy coś, co wywołuje u mnie lekki niepokój. Mam wrażenie, że przez niego będziemy mieć spore kłopoty...

- Dzięki Bieber - mój lewy kącik ust cwaniacko podniósł się ku gorze. Kiwnąłem mu jedynie ręka i odszedłem.

~•~

- Trzymaj - rzuciłem Brucowi na stół połowe zarobionych dzisiaj pieniędzy. Niebieskooki uśmiechnął się zwycięsko i zaczął przeliczać banknoty.

- Nie mam pojęcia jak ty do cholery robisz, ale dzięki tobie mamy hajsu jak lodu - słysząc takie słowa moja satysfakcja wzrosła do maximum. Usiadłem obok niego na kanapie. Nie minęły dwie sekundy a przed moimi oczami znalazła się dłoń Bruca ze skrętem miedzy dwoma palcami.

- Stary wiesz, że nie umiem tobie odmówić - na twarzy niebieskookiego uformował się chytry uśmieszek. Przejąłem skręta w swoje posiadanie i wyjąłem z kieszeni ramoneski zapalniczkę. Włożyłem swój na nabytek miedzy wargi i podpaliłem jego końcówkę, zaciągając się. Zamknąłem oczy, odchyliłem głowę do tylu i pozwoliłem aby dym rozszedł się po mnie całym. Dzięki temu poczułem jak wszystkie moje mięśnie rozluźniają się. To było to, czego potrzebowałem od samego początku dnia. Następnie wypuściłem dym przez usta, uwalniając na zewnątrz spory biały kłąb dymu.

- I jak tam Justin, układa cie się z tą całą ... - jego twarz przybrała wyraz myśliciela. Zakryłem dłonią usta aby nie parsknąć ogromnym śmiechem. W pewnym momencie spojrzał na mnie tym swoim zamyślony wyrazem twarzy. - Pamelą?  - słysząc jak Bruce po tak intensywnym myśleniu i tak pomylił jej imię, nie wytrzymałem i lekki śmiech opuścił moje usta.

- Po pierwsze, to nie Pamela tylko Penelop. Po drugie, to bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, wiedziałem, że zatrzymanie jej przy sobie to do ty pomysł. Mam ją na każde swoje zawołanie. Poza tym jest mi uległa, jeśli wiesz o czym mówię - poruszyłem znacząco brwiami na co Bruce zaczął się śmiać

- No proszę. Taki młody a jaki stanowczy i dojrzały - szturchnął mnie łokciem w bok na co ja również zacząłem się śmiać. Po nie za krótkiej chwili śmiania się, oboje sięgnęliśmy po nasze magiczne zioła. Ponownie umieściłem jednej z końców miedzy wargami, wypełniając swoje płuca kojącym, białym dymem.

- Może i młody ale nie dam sobie wejść na głowę, a zwłaszcza jakiejś pustej lasce, która tak na prawdę nadaje się tylko do jednego. - moment, w którym Bruce chciał jakoś skomentować moja wypowiedz, przerwał dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Chwile po tym na całym parterze domu rozniósł się stukot obcasów. - Oho o wilku mowa - powiedziałem półszeptem pod nosem. Bruce odwrócił głowę w moja stronę i uśmiechnął się do mnie głupkowato.

- Justin! - do obcasów doszły jej nawoływania. Przeczesałem dłonią włosy i nawilżyłem wargi.

- W salonie kochanie - Bruce obrzucił ponownie głowę w moja stronę z jednoznacznie podniesioną jedną brwią. Uniosłem ramiona do góry, a głowę przechyliłby do boku.

- No co, nie wiem w ogóle o co ci chodzi - pokiwał jedynie głową z rozbawieniem. Tak na prawdę, to doskonale wiedziałem o co mu chodzi. 

- Serio? Najpierw mówisz, że laska nadaje się tylko do pieprzenia, a chwile po tym mówisz do niej kochanie - Zadrwił ze mnie mój przyjaciel. Wystawiłem w jego stronę język i chciałem coś dodać, jednak do pokoju weszła moja ciemna brunetka.

- Justin proszę cie, czy mógłbyś się na chwilkę skupić i pomoc mi wybrać strój na twoje jutrzejsze urodziny? - Penelop podeszła do kanapy i usidła obok mnie. Tak szczerze to zapomniałem o jutrzejszej imprezie. Dobrze, że mi przypomniała. Położyłem dłoń na jej udzie i odchyliłem kawałek płaszcza, który zakrywał jej ramiona. Pocałowałem jej nagą skórę, dzięki czemu jej ciało przeszedł dreszcz. Szedłem z pocałunkami coraz wyżej. Przygryzłam płatek jej ucha, na co ona lekko zamruczała.

- Wolałbym cię zobaczyć bez nich - wychrypiałem jej do ucha, po czym ponownie przygryzłam jego płatek. Położyła swoją dłoń na mojej i skierowała ją pod materiał sukienki. Palcami lekko złapałem za materiał jej bielizny. Druga dłonią odgarnąłem włosy z jej karku i pocałowałem go. Po jej oddechu mogłem uznać, że tylko czeka na to żebym ją przeleciał. Przejechałem swoją dłonią po jej wilgotnej cipce. Penelop nabrała gwałtownie powietrza i zacisnęła delikatnie uda.

- Ej ej ej! Stary ogarnij penisa. Oszczędź mi tych widoków - cała zabawę przerwał nam Bruce. Nieco rozczarowany odsunąłem się od brunetki zostawiając nas oboje w niedosycie.
Penelop wstała z kanapy i poprawiła materiał sukienki. Wzięła w dłoń swoją torebkę i posłała mi szeroki uśmiech.

- Wstrzymaj się do jutra skarbie - nie dając mi czasu na odpowiedz wyszła z domu krzycząc szybkie "narazie chłopaki". Z cwaniackim uśmiechem zapewne mi do twarzy. Chwyciłem szklankę z jakimś napojem i upiłem większego łyka. Dopiero po przełknięcia poznałem smak alkoholu. Lekko się skrzywiłem, ale nie zniechęciło mnie to do wypicia reszty zawartości szklanki.

- Stary tak nie wolno. Ta kanapa i tak juz dużo przeszła - wyjęczała Bruce na co zacząłem się śmiać. Po dłuższej chwili mojego śmiechu, na jego twarzy ukształtowało się poirytowanie. Wytarłem niewidzialna łze śmiechu i poklepałem go po ramieniu.

- A przejdzie jeszcze więcej - puściłem mu oczko i wyszedłem z pokoju, zostawiajac go ze swoim głupkowatym wyrazem twarzy. Poszedłem na gore do swojego pokoju. Położyłem się na łożku i ze wzrokiem wbitym w sufit zacząłem myślec nad tym, co by się stało gdybym znalazł tych ludzi, którzy zabili mi mamę i siostrę. Do dzisiaj doskonale pamietam jak wyglądali. Może nadal chodzą po tym mieście. Cóż jeśli tak, to dobrze, dla mnie na pewno. Jeszcze się na nich zemszczę, to mógłby być ciekawy widok. Obróciłem się na bok i spojrzałem na zegarek stojący na szafce przy łożku. Wskazywał on godzinę pierwsza w nocy. Spędziłem cztery godziny na rozmyślaniu o tym co bym zrobił gdybym...

Podniosłem się z miękkiego materaca i skierowałem swoje kroki w stronę łazienki. Odkręciłem kurek z zimną wodą. Zamoczyłem w niej ręce po czym przemyłem nią twarz. Powtórzyłem czynność trzy razy a następnie wytarłem twarz i dłonie w miękki ręcznik. Spojrzałem na swoje odbicie i zacząłem się sobie przyglądać. Od dłuższego czasu mam w głowie pełno myśli związanych ze znęcaniem się nad tymi ludźmi. Chce ich potraktować o wiele gorzej. Kolejną sprawą, która nie daje mi spokoju, jest ciągły niepokój. Mam wrażenie, że coś się stanie tylko jeszcze nie wiem co...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top