90 centymetrów


lecieliśmy na koncert. dwie bite godziny w samolocie z siedzeniami, dzięki którym ścierała mi się skóra na kolanach. po pół godzny na szczęście moja koleżanka zmieniła miejsce, a ja mogłam wyciągnąć nogi. nie na długo. wkrótce potem w moim rzędzie pojawił się jaebum.

— mogę się dosiąść? jackson wypił kawę.

nie musiał nic więcej mówić.

wiedziałam, co się dzieje, bo tylko ciebie było słychać. do kawy zamiast cukru powinni ci sypać valium.

ściągnęłam nogi z siedzenia.

mi znów było niewygodnie i tylko łypałam okiem, jak przemykałeś między siedzeniami.

raz.

drugi.

trzeci.

w końcu wylądowałeś w następnym rzędzie i z przelewającym się kubkiem odwróciłeś się do nas. siedzenia były miękkie. zahwiałeś się. twoja kawa wylądowała na mojej bluzce.

— ... ups?

— nie ups, tylko następnym razem uważaj! nie mam się w co przebrać. wszystkie ubrania są w ładowni!

machnęłam ręką, żebyś się odsunął, bo próbując wcisnąć mi stertę chusteczek, co chwila wbijałeś jaebumowi łokieć w nos.

wstałam z miejsca.

— gdzie siedzisz? — zapytałam i popchnęłam lekko w kierunku, który wskazałeś.

usadziłam ciebie przy oknie, a sama klapnęłam obok przejścia, żebyś nie mógł się ruszyć. o dziwo nie miałeś takiego zamiaru. nawet się nie ruszyłeś.

— tu jest najwięcej miejsca w całym samolocie. od razu wygodniej, nie? — powiedziałeś, wyciągając nogi.

i miałeś rację.


✖️

to lecimy do 2 metrów nie?
więcej będzie za wysoko
wyszedł fluff hmm

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top