160 centymetrów


to taka stara historia. pewnie sam jej nie pamiętasz, albo przynajmniej dobrze udajesz. na pewno jedno z dwóch, choć ja mam wrażenie, że bardziej to drugie.

w hotelu na wytwórnianym wyjeździe był wielki basen. mało kto mógł się mu oprzeć, a ty tym bardziej. po kolei każdy lądował w środku. nikt ci się nie uchował, i kiedy absolutnie miałeś już wszystkich odhaczonych, na liście zostałam tylko ja.

mało siedziałam na zewnątrz, bo słońce było zbyt mocne. jestem na nie uczulona. podobnie jak na chlor. wystarczy odrobina i cała pokrywam się bąblami.

to było jakieś dwa miesiące, odkąd ogłosiliśmy definitywny rozejm. dwa miesiące spokoju i ja byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, czy bardziej chcę wydostać się z basenu, czy cię udusić.

w ogóle mogłam tam nie przychodzić.

ale był już wieczór, więc jednak przyszłam. trzymałam się w odpowiedniej odległości. nic mi to nie dało. i tak mnie tam wrzuciłeś.

a ja pociągnęłam cię za sobą.

ale byłam wtedy wściekła. lubiłam swoją skórę. podobała mi się, a wieczorem cała zniknęła pod gęstą warstwą wściekle czerwonych bąbli.

trochę było ci głupio, kiedy ja starałam się zminimalizować efekty alergii, zaczynając od twarzy. problem polegał na tym, że zaczęło mnie irytować, kiedy jękliwie mnie przepraszałeś. więcej niż godzinę nie wytrzymałby nikt. ja nie byłam żadnym wyjątkiem.

— możesz w końcu przestać?! nie jestem zła, ale siedź już cicho... w ogóle to chciałabym zostać sama. przynajmniej dopóki wyglądam jak ten pomarańczowy z fantastycznej czwórki.

— rzecz?

— proszę, wyjdź. — wskazałam na drzwi, ale się nie ruszyłeś. naprawdę nie byłam w humorze na twoje żarty. wtedy to już, zamiast złości, czułam wielką ochotę, żeby się rozpłakać. bałam się, że na twarzy zostaną mi blizny, jak kiedy byłam mała. ale teraz nie możnaby ich przykryć spodniami. — no dalej! na co czekasz?!

— wcale nie wyglądasz jak on. jesteś śliczna. cholernie piękna.

kolejny żart.

rzuciłam ci zrezygnowane spojrzenie, ale ręka momentalnie opadła mi do boku.

wcale nie żartowałeś. mówiłeś poważnie.

ale ja i tak siłą wypchnęłam cię za drzwi, bo serce jeszcze długo po tym waliło mi jak młotem.


✖️

skończyłam już całość pisać
5 części do końca
hehe i takie zakończenie
spodoba Wam się

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top