130 centymetrów
dla wszystkich pozostałeś starym sobą. dla wszystkich z wyjątkiem mnie. kiedy wchodziłam do pomieszczenia, milkłeś, zaciskając usta, jakbyś przez przypadek ugryzł cytrynę. głupi przypadek. chciałeś mandarynkę.
było tak przez parę miesięcy. nie mogę powiedzieć, żeby mi to nie przeszkadzało, ale w końcu przywykłam. jednak kiedy już się tak stało, postanowiłeś przerwać to milczenie. po siedmiu miesiącach spokoju.
— długo jeszcze nie będziesz ze mną rozmawiać?
to nie było to. rozmawialiśmy — nie — wymienialiśmy zdania. tylko tyle, ile było potrzeba. nie mniej, nie więcej.
zapytałeś, czy jestem zła. odpowiedziałam, że nie. to była prawda. po co miałabym kłamać? pomyślałam wtedy, że i tak sama sobie byłam winna. to takie dziecinne, ale chyba próbowałam siebie ukarać.
— nawet nie wiedziałem, że potrafisz się tak zachowywać. to do ciebie niepodobne.
niepodobne. ponieważ tak dobrze się znaliśmy.
coś we mnie pękło i tamten dzień znów przewinął mi się przed oczami. to było wczoraj. to jednak bolało, więc kiedy chciałeś już dać sobie spokój i wyjść, ja zapytałam:
— wiesz chociaż dlaczego?
— domyślam się... widziałem cię wtedy. trzeba było we mnie czymś rzucić. najlepiej butem.
nagle zrobiło mi się smutno, ale się śmiałam. śmiałam się, a po policzkach ciekły mi łzy. przestraszyłeś się, bo akurat tak, to naprawdę się nie zachowywałam. wariactwo.
poprosiłeś, żebym przestała. próbowałeś mnie pocieszająco poklepać. nawet ścisnąłeś ramieniem, mamrocząc coś pod nosem, jednak nie mogłam się uspokoić. nagle zrobiło mi się niesamowicie smutno.
może i nie.
bardziej lekko.
jakby ściągnięto ze mnie wielki ciężar, z którego istnienia nawet nie zdawałam sobie sprawy. to chyba było szczęście.
wtuliłam się w ciebie, bo jednak się pomyliłam. nie byłeś taki jak oni.
✖️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top