100 centymetrów


nie mogłam się pogodzić brązową plamą, która sięgała od obojczyka aż do samego dołu bluzki. nie miałam kurtki. było na nią za ciepło, a ubrania miały zostać później dostarczone do hotelu. miałam tak wyjść z samolotu. na terminal. gdzie czekali dziennikarze.

moim innowatorskim pomysłem było założenie plecaka tył na przód. wyglądałoby to dziwnie, ale na pewno nie dziwniej niż plama wątpliwego pochodzenia.

— próbujesz ukryć brzuch? — zagadałeś, zrównując się ze mną w przejściu.

— nie, resztki twojej kawy.

— no nie wygląda to najlepiej.

— wiem, będę musiała ją wyrzucić.

— mówię o tym... worku. — pociągnąłeś za ramiączko, a ja zahwiałam się na nogach, kiedy plecak runął w dół. — wyglądasz, jakbyś chciała ukryć coś niecnego.

i chciałam. niecną plamę po twojej kawie.

zaproponowałeś, że pożyczysz mi bluzę. powiedziałam, że nie będzie pasować.

— matematyka, siyeon. ja mam szersze ramiona, a ty masz chude ręce. będzie idealna. — i zanim zdążyłam się sprzeciwić, zabrałeś mi plecak i ściągnąłeś bluzę, zostając w mocno wyciętym podkoszulku.

— ta bluzka... nic już z niej nie będzie. wyrzuć ją od razu.

— masz zamiar tak wyjść?

— jasne! w końcu jest lato, nie?



✖️

napisałam w weekend tak głupią historię z jacksonem
tak głupią
tak
głupią

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top