[9,0] - I need you
CW: Rozdział zawiera treści związane z przemocą i używkami!
trzy dni wcześniej
Strach przed ciemnością od wieków był jednym z najczęstszych lęków prześladujących ludzi. To w cieniu zawsze działy się rzeczy, których nie mieli ujrzeć prawi obywatele, to w nim pojawiały się potwory w opowieściach dla dzieci, które potrafiły zakorzenić się w umyśle na całe życie.
Jeongguk natomiast zawsze czuł się najlepiej w cieniu. To właśnie w nim spędzał większość swoich dni, ukrywając się przed niepożądanymi spojrzeniami, gdy robił nie do końca legalne rzeczy, czy też przed światłami ulicznych latarni, kiedy nocą próbował nie wpakować się w kłopoty, jak i również przed zwyczajnym prażącym słońcem w nieznośnie gorące lata. Mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, że był niemal częścią cienia, jako wyrzutek społeczny, który robił wszystko przeciw prawu, podobnie jak większość jego znajomych.
Jeon znał niemal każdą brudną dzielnicę Busan jak własną kieszeń, dlatego poruszanie się wąskimi uliczkami w środku nocy nie było dla niego trudne. Miał kontakty w całym mieście, więc musiał nauczyć się przemieszczać pomiędzy poszczególnymi punktami jak najszybciej i bez przyciągania zbędnej uwagi.
Było nieco przed północą, kiedy szybko rozejrzał się, by upewnić się, że na pewno nikt go nie obserwował, zanim zwolnił kroku, by skręcić w konkretny przesmyk pomiędzy niskimi budynkami. Bez problemu pokonał ledwo trzymające się ogrodzenie, zwinnie przeskakując na drugą stronę, a kilka kroków później był już na wewnętrznym dziedzińcu otoczonym niemal jednakowymi dwu-trzypiętrowymi domkami. Osypujący się tynk i zardzewiała brama wjazdowa z drutem kolczastym absolutnie nie zachęcały do zwiedzania tego zaułka, toteż Jeongguk nie martwił się już, że ktoś niewtajemniczony w kręcący się tutaj brudny biznes go zobaczy. Zwolnił kroku, idąc wzdłuż jeden ze ścian aż do uchylonych na nie więcej niż metr drzwi garażowych, spod których dawało się zauważyć słabe, żółte światło. Niczym światełko w tunelu, prowadziło Jeongguka do celu jego nocnej wędrówki.
- Kogo moje piękne oczy widzą! - krzyknął ktoś, kiedy tylko Jeon wsunął się pod uchylonymi drzwiami do wnętrza garażu. Pomieszczenie przerobione na warsztat zastawione było tonami gratów, więc Jeongguk ledwo mógł się przepchnąć dalej pomiędzy dwoma wstawionymi do środka "na żyletkę" autami. Nie trzeba chyba wspominać, że kradzionymi.
Brunet uniósł w końcu głowę, napotykając spojrzenie jednego ze swoich znajomych, który siedział na dużym, metalowym stole, otoczony kilkunastoma różnymi częściami samochodowymi. Uśmiechał się krzywo, paląc papierosa o zapewne wątpliwym składzie, a kiedy tylko Jeongguk skinął głową na powitanie, mężczyzna zeskoczył ze swojego siedziska, by brudną dłonią uścisnąć tę jeonową.
- Chyba nie pokusiłbym się o takie epitety w twoim przypadku, Seungwon - mruknął Jeongguk z uśmiechem. Chwilę później posłał sugestywne spojrzenie w stronę peta, zaraz zerkając na kilka plam po rozlanej benzynie i oleju na podłodze. - Dalej próbujesz puścić warsztat z dymem?
- Ty i to twoje mądre gadanie, JK - odburknął mężczyzna, wzruszając ramionami. - Załatwiłeś coś? Mieliśmy deal. Czekałem na cynk od ciebie.
Jeongguk znał Seungwona od kilku lat. Nie miał pojęcia, w jakim był wieku, ale na pewno mógłby być ojcem Jeona, gdyby się postarał. Pierwsze siwawe włosy majaczyły na jego i tak niemal łysej głowie oplecionej tatuażami przedstawiającymi bliżej nieokreślone kwiatowe wzory. Raz Jeongguk nawet zakrywał mu na klacie wytatuowane imię byłej żony, ale z resztą jego tatuaży Jeon nie miał do czynienia. Poza tymi na głowie, Seungwon miał jeszcze kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt dziar, każda w innym stylu i prawdopodobnie spod innej, bardziej lub mniej doświadczonej ręki. Mężczyzna jednak zdawał się nie przejmować estetyką własnego ciała, bo nigdy nawet nie pachniał tak, jakby wiedział, jak używa się prysznica, co było jedną z niewielu rzeczy, które przeszkadzały Jeonggukowi w towarzystwie, w jakim się obracał.
Podczas ich stosunkowo długiej znajomości, Jeongguk zdążył się przekonać, że mężczyzna bywał porywczy i agresywny, ale dla niego nie stanowił realnego zagrożenia. Dlatego, mimo że początkowo chciał owijać w bawełnę, tak gdy zorientował się, że byli w warsztacie sami, zobaczył swoją szansę.
- Trochę mi nie wyszło. Spasuję - powiedział krótko, wzruszając ramionami.
- Co, kurwa? Jak to "spasuję"? Pojebało cię, gówniarzu? Mieliśmy układ! - warknął na niego Seungwon, zakasując rękawy jakby planował wdać się z Jeonggukiem w bójkę. Nie było to nic, czego nie można by się po nim spodziewać. - Już komuś obiecałem, że za dwa tygodnie będzie miał wóz jak nowy!
Jeongguk stał niewzruszony, nawet kiedy mężczyzna zbliżył się do niego, łapiąc za przód jego koszulki i nerwowo szarpiąc materiałem.
- Wycofuję się, Won, sorry not sorry. Będziesz musiał znaleźć kogoś innego do tej roboty - odparł tylko Jeongguk, łapiąc powoli, ale silnie, za nadgarstek niższego mężczyzny. Seungwon zrobił się już czerwony ze złości, a gwałtowne ruchy tylko bardziej by go rozjuszyły. Jeon nie chciał być zmuszony do wybicia mu zębów.
Seungwon zmarszczył brwi, w końcu puszczając zmaltretowaną koszulkę Jeongguka i cofając się o kilka kroków. Może nie był najinteligentniejszy, ale doskonale wiedział, że w starciu z młodszym, większym i zwinniejszym Jeonem nie miałby szans. W międzyczasie zaświtało mu też inne pytanie, które bardzo chciał zadać chłopakowi.
- Sam mnie błagałeś, żebym znalazł ci coś do roboty, kurwa. Potrzebowałeś kasy - warknął przez zaciśnięte zęby. - Skąd ją wziąłeś? Zacząłeś dawać dupy? Nie jeden by poleciał na obciąganie, gdyby mógł włożyć do takiej ładnej buźki. Nie myślałem, że tak nisko upadniesz, ja pierdolę.
Jeongguk zaśmiał się krótko pod nosem, patrząc z ukosa na zdenerwowanego Seungwona. Mężczyzna był całkiem blisko prawdy, chociaż pewnie nie uwierzyłby w to, co tak naprawdę odwalił Jeon. Wolał już, żeby rozniósł plotki o jego rzekomym puszczaniu się, niż przypadkowym porwaniu bachora i późniejszym spotkaniu całkiem atrakcyjnego, samotnego ojca. Poza tym nie chciał również, by ktokolwiek zaczął węszyć i próbował znaleźć rodzinkę Jungów.
Od kiedy Jeongguk uciekł z hotelowego pokoju po spędzeniu nocy z Hoseokiem, czuł się tak, jakby nie był sobą. Jakby ktoś podmienił mu mózg, gdy spał, nawet jeśli nie było to możliwe. Za skradzione z portfela Junga pieniądze wrócił do Busan i planował zwyczajnie zająć się swoją robotą, ale jakieś dziwne kłucie w klatce piersiowej nie pozwalało mu na zapomnienie o samotnym ojcu.
Jeongguk denerwował się sam na siebie, kiedy, za każdym razem, gdy chciał zrobić coś mało legalnego, przed oczami nagle pojawiała mu się zmęczona, rozanielona twarz Hoseoka, kiedy ten prosił go, by został z nim na noc w love hotelu. Nie potrafił wyrzucić tego obrazu z głowy, tak samo jak wspomnienia całego wspólnego wieczoru. Nie miał pojęcia, co się z nim działo, bo nigdy wcześniej nie miał problemu, by zwyczajnie zapomnieć o jednonocnej przygodzie. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Jung ciągle siedział mu w głowie, a Jeongguk nie umiał się go stamtąd pozbyć. Podobnie jak tępego bólu w klatce piersiowej, który pojawiał się, gdy tylko Jeon robił coś, czym prawdopodobnie Hoseok od razu by pogardził.
Dlatego po kilku dniach, w ciągu których bezskutecznie zbierał się do tego, by ponowić próbę kradzieży jakiejś srebrnej hondy, postanowił się poddać. Było dużo innych rzeczy, które mógł robić, by zdobyć trochę kasy i niekoniecznie musiał brać się za większą kradzież, szczególnie, gdy udało mu się zgarnąć kilkadziesiąt tysięcy wonów* z portfela Hoseoka (przez co też czuł się nieco głupio, ale starał się o tym nie myśleć). Miał za co zjeść i kupić szlugi, więc nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia, póki w jego klitce wciąż nie wyłączyli prądu i bieżącej wody. Mógł na kilka dni przestać się martwić co rusz zmniejszającymi się zapasami gotówki w jego kieszeni.
Chociaż na te kilka dni.
- Chyba nie chcesz znać szczegółów, co? - spytał ze śmiechem Jeon wciąż uważnie lustrującego go Seungwona. Mężczyzna skrzywił się jeszcze bardziej, przez chwilę na pewno rozważając choćby splunięcie na młodszego, ale widocznie się powstrzymał. - Tak myślałem.
- Aj, spierdalaj, pedale - warknął tylko mężczyzna. - Wrócisz z podkulonym ogonem, jak nikt już nie będzie chciał wsadzić ci kutasa w dupę, JK.
Przez myśl przeleciało Jeonggukowi, że prawdopodobnie Seungwon miał rację - prędzej czy później będzie musiał dorobić, jeśli nie znajdzie żadnej mniejszej fuchy. Teraz jednak, gdy obracał się na pięcie, żeby wyjść z garażu i wrócić do własnego mieszkanka, czuł tylko ulgę, że chociaż raz nie robił czegoś, co Hoseok uznałby za żałosne i godne pogardy.
Nie miał pojęcia, czemu było mu z tym dobrze, ale myślenie nie było jego mocną stroną, więc postanowił się tym nie zajmować. Miał inne rzeczy do roboty.
***
dwa dni wcześniej
- Ej, JK, daj bucha!
Pokój, w którym siedział Jeongguk wraz z kilkoma innymi chłopakami nieco młodszymi bądź starszymi od niego, był zdecydowanie zbyt mały, by pomieścić więcej niż trzy osoby. Nie przeszkadzało to jednak o wiele liczniejszej grupie w libacji, na którą Jeon wpadł zupełnie przez przypadek, jednak nie narzekał. Udało mu się złapać trochę darmowego alkoholu i kilka skrętów. Nie były dobrej jakości, jak wszystko, z czym Jeongguk miał w życiu do czynienia, ale zapewniały to, czego potrzebował od kilku dni - oderwania od rzeczywistości.
- Jeb się, sam sobie skręć - burknął ze śmiechem do nastolatka, który od kilkunastu minut leżał z głową na kolanach Jeongguka, machając rękami w powietrzu bez konkretnego powodu czy celu.
- No weź, nie bądź taki - jęknął chłopak, niemal wtulając się w krocze starszego. Ani jednemu ani drugiemu jednak to nie przeszkadzało. Byli w takim stanie, że żaden z nich nawet nie zwracał na to uwagi.
Jeongguk już mu nie odpowiedział, ponownie zaciągając się używką. Rozejrzał się po pokoju, ale było w nim tak dużo dymu z przeróżnych papierosów i skrętów, że ledwo mógł cokolwiek zobaczyć. Stan zamroczenia, w jakim w tamtym momencie był, też mu za bardzo nie pomagał.
- W ogóle, JK, kurwa - burknął jeden z chłopaków rozłożonych na starej kanapie gdzieś na lewo od Jeongguka. Jeon wydał z siebie cichy pomruk na znak, że słuchał albo że przynajmniej był jeszcze na tyle przytomny, by móc słuchać, w przeciwieństwie do większości osób w pomieszczeniu. - Słyszałem, że już nie robisz dla Seungwona.
W ich pół-światku wieści zawsze szybko się roznosiły, ale Jeongguk nigdy nie sądził, że będzie na językach dwóch kompletnie różnych grup. Seungwon bowiem zajmował się jedynie nielegalnym obrotem pojazdami, nie mając nic wspólnego z narkomanami, u których właśnie przesiadywał Jeon. Ci nawet nie dilowali ani nie roznosili używek, czatując jedynie na coś, co mogli od kogoś dostać za jakąś robotę i zaspokoić głód. Seungwon zawsze nimi gardził, za każdym razem wyśmiewając Jeongguka, gdy ten łapał jakąś robotę właśnie dzięki tej ciągle zmieniającej skład grupce, która zazwyczaj kupowała wszystko, co aktualnie miał na zbyciu.
Jeon zmarszczył brwi, w końcu obracając głowę w stronę chłopaka, który z nim rozmawiał. Przez chwilę nie był pewien, na którego powinien patrzeć, bo na kanapie było ich w sumie czterech, ale tylko jeden patrzył prosto na niego, więc to musiał być właśnie ten.
- Jeśli cię to tak interesuje, to ta, wczoraj powiedziałem mu, że może sobie wsadzić nasze deale głęboko w dupę - mruknął Jeongguk, chociaż doskonale wiedział, że powinien rzucić jakąś wymijającą odpowiedź i zamknąć temat. Zaćmiony narkotycznym dymem umysł nie chciał z nim jednak współpracować.
- Nieźle. Wonowi rzadko kto się umie postawić. Też dla niego robiłem, ale mnie wyjebał, jak zacząłem częściej brać. Szanuję cię w chuj - odparł chłopak, na co Jeongguk uśmiechnął się kącikiem ust.
- Ja każdemu się umiem postawić - odpowiedział, nawet jeśli na trzeźwo na pewno nie rzuciłby tak głupim tekstem. Niemal czuł się tak, jakby kusił los, by ten dobitnie pokazał mu, że się mylił. A kto jak kto, ale Jeon akurat powinien wiedzieć, że życie lubiło sobie z niego kpić.
- Nie szukasz teraz czegoś? - dopytał znowu chłopak. Jeonggukowi wydawało się, że od początku w tej rozmowie był jakiś ukryty cel, ale niezbyt go to obchodziło. - Bo słyszałem, że moi koledzy z Seulu, u których ostatnio byłeś, mają jakąś prostą fuchę, ale potrzebują kogoś ogarniętego. Coś gdzieś zanieść i tak dalej.
- W Seulu? - spytał Jeon, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Ta, niedaleko Gangnam, więc pewnie niezły hajs na tym trzepią. Chaebole jak chcą zaszaleć, to sypią forsą, byle by było dyskretnie.
Potem wszyscy zamilkli, rozkoszując się błogostanem zapewnionym przez używki, a Jeongguk odpłynął myślami w stronę stolicy, z której de facto bardzo niedawno wrócił. Nigdy nie przepadał za Seulem, podobnie jak za żadnym innym dużym miastem, a to, jak wiele stresu przysporzyła mu ostatnia wycieczka w tamtą stronę, zapewne zapamięta na długie lata. W Seulu było brudno, tłoczno i łatwiej można było wpaść na dealowaniu, czy czymkolwiek, co miałby robić Jeongguk dla grupki świeżo poznanych znajomych.
W Seulu był też jednak Hoseok. Hoseok ze swoim nietuzinkowym synem, który był jedynym dzieckiem, jakie Jeongguk chyba byłby w stanie polubić, o ile już tego nie zrobił. Hoseok z rumieńcem, którym oblewał się praktycznie cały czas, kiedy Jeon był w pobliżu.
Hoseok, o którym Jeongguk nie potrafił zapomnieć albo i nawet nie chciał zapominać.
***
wcześniej tego samego dnia
Jeongguk wiedział, że propozycja od narkomanów brzmiała zbyt pięknie, by być prawdziwą. Zwłaszcza kiedy już wytrzeźwiał i przemyślał ponownie swoje pobudki, które pchnęły go do tego, żeby zgodzić się na ponowny wyjazd do Seulu. Nie mógł już się jednak wycofać, kiedy kilka osób wiedziało, gdzie i po co miał się zjawić o ustalonej godzinie. Szukaliby go - tego był pewien. Informacje, które miał, były zbyt cenne dla ich biznesu, żeby tak po prostu mogli pozwolić mu spłynąć bez najmniejszego problemu.
Zresztą, ze świata, w którym obracał się Jeon, nie było ucieczki. Jeongguk doskonale o tym wiedział i do tej pory nigdy mu to nie przeszkadzało, bo nie obchodziło go nic poza tym, by mieć co zjeść, gdzie spać i od czasu do czasu zamoczyć. Co się zmieniło? Czemu Jeon nie czuł się tak, jak zwykle?
Miał mętlik w głowie, ale to akurat nie było ostatnio niczym nowym. Ostatecznie doszedł do wniosku, że może powinien faktycznie zająć się robotą, żeby przestać gdybać i stwarzać sobie nieistniejące problemy.
Tylko jakoś tak wyszło, że musiał pracować w Seulu, gdzie cały ten mętlik się rozpoczął.
Może to i dobrze? Może właśnie w miejscu, w którym zrobił się największy bałagan, należało zacząć sprzątanie?
Jeongguk udawał, że właśnie po to pojechał do Seulu. Żeby zamknąć ten rozdział w swoim życiu, znów zarobić trochę kasy i wrócić do Busan. Może załapać się na kilka imprez, na których mógłby coś wypić albo wziąć, korzystając z uroków stolicy, w której zdecydowanie łatwiej było znaleźć używki niż w Busan. Raz na zawsze zapomnieć i wcale nie liczyć na to, że może uda mu się gdzieś spotkać Hoseoka albo Minjae. Wcale przecież nie chciał upewnić się, że wszystko było u nich w porządku. Wcale nie chciał po raz kolejny objąć smukłego ciała samotnego ojca czy zostać przytulonym przez dziecko, które widocznie go polubiło.
Wcale.
Problem z dealem w Seulu był taki, że Jeongguk stosunkowo słabo znał miasto. Owszem, mniej więcej się orientował, ale na pewno nie w ciemnych uliczkach daleko od głównych przelotówek i miejsc, które najczęściej odwiedzało się w dużym mieście. Nie próbował jednak pokierować się nawigacją, żeby przypadkiem nie wpaść w jakiś idiotyczny sposób i nie pociągnąć za sobą nowych znajomych. Zapewne szybko odbiłoby mu się to czkawką, a problemów ostatnio miał już wystarczająco dużo. Mimo przekonania, że błądził i chodził w kółko, wciąż brnął naprzód, w coraz to bardziej podejrzane zaułki, szukając tego jednego konkretnego, w którym miał się stawić.
Słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, kiedy wreszcie udało mu się trafić pod mały, dawno zamknięty klub go-go ze specyficznym szyldem nad wejściem. To musiało być odpowiednie miejsce, więc Jeongguk poczuł dziwny dreszcz przebiegający mu po karku, gdy nie zobaczył nikogo w pobliżu. Owszem, był spóźniony, ale nie na tyle, żeby zrezygnowali z czekania na niego. Czyżby byli jeszcze mniej punktualni niż on sam, mimo iż znali Seul? Może wpadli gdzieś po drodze i Jeon powinien się zwinąć z miejsca spotkania, żeby nie podzielić ich losu? A może został wykiwany i tak naprawdę nikt nie miał zamiaru się z nim spotykać?
Jeszcze wtedy nie wiedział, jak bardzo się mylił.
Z westchnieniem rezygnacji oparł się o ścianę budynku plecami i po prostu stał, czekając na... cokolwiek. Czy to na przemytnika, który miał mu dostarczyć towar by ten rozprowadził go dalej, czy to na któregoś z mężczyzn których poznał w zeszłym tygodniu, czy też chociażby na światła radiowozu majaczące gdzieś pomiędzy budynkami. Nic takiego jednak nie nadeszło przez kilka kolejnych minut. Jeongguk już zaczynał tracić nadzieję i rozmyślać nad powrotem do Busan, ale wtedy na horyzoncie pojawiło się to, czego nie przewidział w żadnym swoim scenariuszu.
Co rusz rozglądał się w lewo i prawo, by na pewno zauważyć, gdy ktoś wsunie się do przesmyku z jednej lub drugiej strony. Zdziwił się, gdy kilka cieni pojawiło się po obu stronach jednocześnie. Nie wyprostował się od razu, myśląc, że prawdopodobnie była to jakaś grupka zwyczajnych zbirów szukających zaczepki, ale kiedy zarówno ci, którzy przyszli z lewej, jak i ci z prawej, zatrzymali się zgodnie tuż przed nim, był zmuszony unieść głowę.
Było ich w sumie czterech. Dwaj wyglądali na młodszych od niego, obaj byli bardzo szczupli i już wyniszczeni na twarzach, zapewne przez branie. Pozostali natomiast byli podobnej postury do Jeona, z tą różnicą, że byli uzbrojeni - jeden w nóż, a drugi w kastet na wiodącej, prawej dłoni. Patrzyli na niego bardzo wymownie, więc jedynym, co mógł zrobić, było granie nieustraszonego, żeby jakoś zyskać przewagę nad przeciwnikami. Bo co do tego, że na pewno nie mieli co do niego dobrych intencji, był przekonany.
Ręką, którą trzymał w kieszeni, ostrożnie wymacał swój scyzoryk, który zapewne w tym starciu i tak za wiele mu nie pomoże. W międzyczasie wciąż trzymał kontakt wzrokowy z zapewne nasłaną specjalnie na niego grupką. Zastanawiał się, komu znowu zaszedł za skórę, bo w takie gówno nie wpakował się już dawno, pomijając niefortunne uprowadzenie Minjae, które tak czy siak uszło mu praktycznie na sucho.
- Jakiś problem? - zapytał Jeon, na co mężczyzna ze sztyletem uśmiechnął się zadziornie, widocznie będąc pewnym, że mieli nad nim przewagę. Wysunął się naprzód grupki, podchodząc do Jeongguka tak, że dało się wyczuć jego naprawdę nieświeży oddech, kiedy się odezwał.
- Przyszliśmy przypomnieć ci, gdzie jest twoje miejsce - powiedział, wywołując krótki, szyderczy śmiech reszty grupy. - Ponoć umiesz postawić się każdemu. Dalej, pokaż, na co cię stać, JK.
Jeongguk zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, co insynuował chłopak. Chwilę później zobaczył oczami wyobraźni mały pokój, w którym dwa dni temu spalił zdecydowanie zbyt dużo gównianego towaru, przez co ciągle pobolewała go głowa. Szybko również przypomniało mu się, jak głupimi frazesami rzucał podczas rozmowy z jednym narkomanów, który ni z tego ni z owego zaczął wypytywać go u pracę u Seungwona, wyglądając na dość podejrzanie trzeźwego.
Był w dupie. Znowu. Dotarło to do niego w momencie, w którym mężczyzna z kastetem niespodziewanie przysunął się do niego i uderzył go w brzuch z naprawdę dużą siłą.
Jeongguk zgiął się wpół tylko po to, by zaraz dostać kopniaka kolanem w brodę. Przewrócił się w akompaniamencie śmiechów czterech chłopaków, ale od razu wstał, nie do końca wiedząc, co powinien robić. Ból rozchodził się po całym jego ciele, więc nawet jeśli chciałby uciekać, na pewno ostatecznie by go dogonili. Biegnąc, jedynie straciłby więcej sił, które byłyby mu potrzebne do samoobrony przed nasłanymi na niego mężczyznami.
Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się wysłać do Seulu, gdzie zapewne mieli się go pozbyć w akcie zemsty. Od kiedy Seungwon w ogóle kontaktował się z narkomanami? Czy dzieciak, który ponoć u niego robił, dalej przekazywał mu jakieś informacje, w tym to, jak Jeongguk rzekomo szczycił się odejściem od niego?
Nie. Przecież chłopak już wcześniej wiedział, że Jeon zrezygnował z kradzieży aut. Seungwon musiał to zaplanować wcześniej, a Jeongguk, trafiając na imprezę do narkomanów, wpadł jak śliwka w kompot. A teraz czterech facetów, z których przynajmniej dwóch było dla niego godnymi rywalami do walki, stało nad nim, zamierzając albo zabić go na miejscu albo sprać go tak, że wykituje prędzej czy później, gdy zostawią go na pastwę losu.
Jeongguk naprawdę był w dupie, ale musiał chociaż spróbować się bronić. Nigdy nie poddawał się bez walki, dlatego podpierając się o ścianę, z powrotem stanął na nogach, sięgając po wcześniej wymacany w kieszeni scyzoryk. Nie było to dużo, ale zawsze coś.
- Zabrakło ci języka w gębie? - sarknął jeden ze szczuplejszych chłopaków. - Teraz już nie jesteś taki cwany, co?
Jeongguk nie odpowiedział. Mężczyzna z nożem, który stał najbliżej niego, zamierzył się, by kopnąć Jeona, ale zanim jego but spotkał się z ciałem przeciwnika, Jeongguk złapał jego nogę w locie i pociągnął go do siebie, by jak najszybciej wbić swój scyzoryk w jego udo. Chłopak zakwilił żałośnie, tracąc równowagę i wpadając pod nogi Jeona, niemal go tym samym przewracając. Scyzoryk ugrzązł w jego nodze na dobre, ale na szczęście Jeongguk zdążył pochwycić porzucony przez wroga nóż, zanim dwóch szczupłych chłopaków podeszło do niego, by jednocześnie się na niego rzucić.
Walczyli słabo i mimo iż mogliby zespołowo pokonać Jeona, szczególnie że ten miał nieco ograniczone ruchy przez ból, tak gdy jeden dał mu się położyć na ziemię, drugi odsunął się gdzieś w cień, żeby uciec przed Jeonggukiem, który okazał się chyba silniejszy, niż przewidywali. To jednak nie był koniec, ale zanim zmęczony Jeon zdał sobie z tego sprawę, znowu został uderzony kastetem przez ostatniego z przeciwników, tym razem z tyłu. Krzyknął z bólu, klnąc pod nosem. Stracił równowagę i gdyby nie zimna ściana, na którą rzuciła go siła uderzenia, najpewniej znowu wylądowałby na ziemi. Szybko obrócił się, by móc widzieć mężczyznę, który właśnie w tamtym momencie ponownie się na niego zamachnął, tym razem celnie trafiając w twarz.
Jeongguk uderzył tyłem głowy w ścianę, którą jeszcze kilka sekund temu uważał za swoją sojuszniczkę. Zamroczyło go, być może na krótką chwilę stracił przytomność, jednak szybko odzyskał kontrolę nad swoim ciałem. Świat wirował mu przed oczami, których nie potrafił otworzyć tak szeroko, jakby chciał, a czarne kropki w skrajnych punktach pola widzenia przemieszczały się w tę i z powrotem, nieco przysłaniając mężczyznę stojącego tuż nad nim. Facet uśmiechał się triumfalnie, nie zwracając uwagi na dwóch chłopaków, których poturbował Jeon, gdy ci prosili go o pomoc. Z dziką satysfakcją wpatrywał się w Jeongguka, a zaraz potem chwycił go za szyję i uniósł do góry. Jeon ledwo zdążył nabrać powietrza na zapas, zanim mocny uścisk na jego szyi się wzmocnił, a on sam został przyparty do ściany kilkanaście centymetrów nad ziemią.
- Ponoć lubisz w dupę - zaśmiał się jego przeciwnik, znowu uderzając wolną ręką w zmaltertowany brzuch Jeongguka. - Płacił ci nie będę, ale obciągnąć mi możesz.
Jeon nie myślał zbyt wiele, kiedy zwyczajnie splunął na twarz zaskoczonego mężczyzny. Zanim ten zdążył się obruszyć i ponownie zaatakować, Jeongguk kopnął go w krocze, do którego w swojej pozycji miał dość łatwy dostęp. Napastnik puścił go, dzięki czemu Jeon mógł ponownie oddychać, więc gdy tylko zaczerpnął powietrza, zaczął głośno kaszleć, zagłuszając jęczącego z bólu mężczyznę.
- Ty skurwielu - warknął facet, kiedy w końcu z powrotem spojrzał na Jeongguka, ale dzięki nagłemu przypływowi adrenaliny, Jeon zdążył wyprowadzić celny cios w twarz mężczyzny jako pierwszy, co zaowocowało głośnym upadkiem jego przeciwnika.
Jeongguk zaczął dyskretnie rozglądać się za nożem, który upuścił zaraz po tym, jak został uderzony w plecy, nie spuszczając oka z mężczyzny, ale po kilku chwilach zorientował się, że facet przestał się ruszać. Zapewne podczas upadku tak przydzwonił głową w ziemię, że stracił przytomność.
Pozostała dwójka, która nie wyglądała już na chętnych do walki, przyglądała mu się z nienawiścią, a trzeciego chłopaka, który uciekł w trakcie starcia, nie było nigdzie w pobliżu. Jeonggukowi udało się przetwać, jednak nie łudził się, że na tym się skończy.
- Pierdolcie się - syknął, przeczesując palcami włosy, które przykleiły mu się do spoconego i zapewne zakrwawionego czoła. - Ale beze mnie.
Złapał się ręką za bolący brzuch, a zaraz potem wysunął się z ciemnej już uliczki, żeby dostać się do miejsca, w którym było chociaż kilku przypadkowych przechodniów, przy których prawdopodobieństwo, że ktoś z kolegów nasłanie na niego grupki postanowi go zaatakować, było nieco mniejsze. Ledwo szedł, sam zresztą nie wiedział gdzie, bo faceci, z którymi miał współpracować, próbowali się go pozbyć.
W Seulu było tylko jeszcze jedno miejsce, w które mógł się udać i poczuć bezpiecznie. Nie myślał trzeźwo, zaślepiony pulsującym bólem, kiedy skierował się na najbliższy przystanek komunikacji miejskiej, by jakoś dotrzeć na przedmieścia. Niewiele widział, kiedy jedno z jego oczu coraz bardziej protestowało, gdy chciał je otworzyć, aby przeczytać rozkład jazdy.
Kiedy rozwalony na ławeczce pod zadaszonym przystankiem czekał na najbliższy autobus mający go zabrać z daleka od brudów Gangnam, doszedł do wniosku, że po raz pierwszy nie czuł się dobrze w cieniu.
*około 200-300 zł
Witajcie! Rozdział miał być w zeszłym tygodniu, ale słabo mi z nim szło (przynajmniej ma prawie 4k słów, więc mam nadzieję, że Wam się spodoba!) ;-; Mam nadzieję, że po sesji będę mogła wrócić do częstszych update'ów, bo na razie ilość zaliczeń, do jakich muszę się jeszcze przygotować, to jakiś nieśmieszny żart... Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top