[3,0] - I despise you

Jeongguk nie wiedział, jak to się stało, ale siedział właśnie przy jednym ze stolików w McDonald's, powoli zjadając największego burgera, jakiego mieli w menu. Minjae wcinał nuggetsy naprzeciwko niego, a pomiędzy nimi dumnie prezentowała się figurka jakiejś postaci z bajki, którą chłopczyk zażyczył sobie wraz z zestawem Happy Meal.

Ludzie wokół przyglądali się im trochę podejrzliwie, ale co Jeongguk mógł poradzić? Dzieciak był uparty jak osioł i nie dał się namówić na McDrive. Z drugiej strony, kiedy weszli do restauracji, Jeon spodziewał się, że chłopczyk zacznie krzyczeć i błagać o pomoc, udupiając go na amen, ale ten faktycznie tylko kazał zamówić sobie jedzenie.

Mogliby się w sumie podawać za rodzeństwo. Jeongguk w końcu był pewien, że Minjae potrafiłby być tak samo pyskaty, jak on sam za młodu. Poza tym, starsi bracia zazwyczaj nie wiedzieli, jak obchodzić się z młodszymi. Nadawał się do tej roli idealnie.

-  JK, nie smakuje ci? - spytał nagle Minjae, zauważając, że starszy przestał jeść, wpatrując się w przestrzeń.

-  W Macu nic nie jest tak naprawdę smaczne - odburknął Jeon, mając nadzieję, że chłopak zniechęci się, ale przyniosło to wręcz odwrotny skutek.

- A mi smakuje! Chcesz nuggetsa? - dzieciak momentalnie wyciągnął w stronę Jeongguka rączkę z nadgryzionym kawałkiem mięsa, które nawet obok mięsa nie stało. Uśmiechnął się zachęcająco, jakby bardzo chciał przekonać starszego do spróbowania.

Jeon pomachał głową na boki, asekuracyjnie odsuwając się trochę do tyłu, żeby przypadkiem połowa nuggetsa nie wylądowała w jego buzi.

- Nie, dzięki - wydusił, biorąc kolejnego gryza swojego burgera. - Smakuje ci, bo jesteś jeszcze małym szczylem i ci się nie przejadło. Poza tym, to niezdrowe jedzenie.

- Mój tata też tak mówi - wypalił dzieciak, na co Jeongguk od razu przewrócił oczami.

W ciągu ich krótkiej podróży nasłuchał się o ojcu Minjae tyle, że miał wrażenie, jakby znał go osobiście. Zdążył wykreować sobie w głowie obraz lekko otyłego korposzczura przed czterdziestką z początkami łysiny, który zawsze rozpuszcza bachora do granic możliwości, gdy w końcu wróci z pracy. Przez chwilę udaje idealnego rodzica, a potem wyjeżdża w delegację i pieprzy pierwszą lepszą dziwkę, którą znajdzie na rogu. Ewentualnie ma romans ze swoją koleżanką z pracy i zamiast wracać do domu, co najmniej dwa razy w tygodniu jedzie z nią do love hotelu, pod pretekstem brania nadgodzin. Nie widział tego inaczej - dzieciak nawijał o tacie w samych superlatywach, więc pewnie ojczulek był tym świetnym rodzicem w dobrej chwili, a od trzymania rygoru była matka.

Dziwiło go trochę jednak, że Minjae (bo chłopczyk mu się przedstawił, mówiąc, że tata twierdzi, iż tak jest kulturalnie) ani słowem nie pisnął jeszcze o matce. Pewnie była kurą domową swojego zjebanego męża, który, jak ostatni debil, zgubił pilot do auta pod sklepem. Raz do roku poleciła ojcu odebranie dzieciaka z przedszkola, żeby nie musiała robić tego sama, a ten zdążył nie tylko dać się okraść z auta, ale i z bachora.

Jeon prychnął. Tacy ojcowie napawali go pogardą. Jego był dokładnie taki sam, dopóki nie zaczął pić. Zresztą, nawet wcześniej zbytnio nie udawał fajnego rodzica, jak próbował to robić ojciec Minjae.

Żałosne. Ludzie byli żałośni.

- Twój tata musi być naprawdę mądrym facetem - powiedział z przekąsem. Dobrze, że dzieciak nie wyczuwał jeszcze sarkazmu, bo pewnie by się obraził.

- Tata jest najmądrzejszy na świecie! - odparł dumnie niezrażony Jung. - Ale nie lubię jeść warzyw i zdrowych rzeczy, które robi. Nie są takie złe, ale wolę Maca. Tata czasem daje się namówić, bardzo rzadko, ale to i tak spoko.

- Musisz jeść więcej warzyw, a mniej śmieciowego żarcia, jeśli chcesz być kiedyś taki mądry, jak twój tata - westchnął Jeon, zrezygnowany przeżuwając kolejne kęsy burgera.

- A będę wtedy taki duży i silny jak ty?

Jeongguk momentalnie zakrztusił się kawałkiem bułki, który włożył do ust kilka sekund wcześniej. Zaczął głośno kaszleć, teraz już na pewno przyciągając uwagę każdego w restauracji. Minjae patrzył na niego badawczo, oczekując odpowiedzi, jakby zupełnie nie przejmował się tym, że jego porywacz prawie udusił się na krześle tuż przed nim.

- Mo-możliwe, prawdopodobne - wydusił z siebie, kompletnie zbity z tropu. Łezki zamajaczyły mu w kącikach oczu, więc szybko wytarł je chusteczką. - A nie wolałbyś wyglądać jak twój tata? Pewnie też jest silny, co?

Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, zajadając się frytkami. Jeon niemal wyczuwał namacalnie gorący proces myślowy, który zachodził w tej małej główce.

- Tata jest duży, silny i przystojny - powiedział ostrożnie, jakby bał się, że jakoś urazi swojego ukochanego rodzica. - Ale nie lubi tatuaży, a ja chciałbym mieć tatuaże, jak dorosnę. Ty jesteś od niego większy i masz tatuaże, więc chciałbym być taki jak ty!

Jeon poczuł dziwny ucisk na żołądku, prawdopodobnie spowodowany zbyt dużą i utrzymującą się dawką stresu, którą sam sobie zafundował, nie sprawdzając, czy w kradzionej hondzie był tylko on. Bo przecież na pewno słowa nieznajomego dzieciaka nie połechtały jego ego. To nie mogło być to. W końcu Jeongguk nienawidził dzieci, więc czemu miałby się cieszyć, że Minjae chciałby być taki, jak on?

Zresztą, czy ktokolwiek faktycznie chciałby być zdegenerowanym wyrzutkiem, który okazał się na tyle głupi, żeby przez przypadek porwać dziecko?

- Kończ te nuggetsy i spadamy - mruknął tylko ostrym tonem, postanawiając zmienić temat. - I teraz słuchaj uważnie, bo nie lubię się powtarzać.

Minjae kiwnął głową na zgodę, wlepiając spojrzenie swoich ogromnych, niewinnych oczu w Jeongguka. Wyglądał jak uroczy piesek, który warował przy stole i liczył na resztki ludzkiego jedzenia. Starszy wziął głębszy oddech, starając się nie myśleć o dziecku w takich kategoriach. To był w końcu tylko bachor, przez którego mógł wpaść w niezłe bagno.

- Zrobimy tak - kontynuował, ale znacznie łagodniejszym tonem niż wcześniej. Do tego przychylił się nieco do przodu, żeby mieć pewność, że tylko i wyłącznie Minjae go usłyszy. - Odwiozę cię pod dom, ale wysadzę cię tak kilka przecznic dalej. Trafisz gdzie trzeba? - spytał, zaraz karcąc się za to w myślach. Nie powinien się martwić takimi rzeczami.

- Jasne, JK. Dobrze znam okolicę - powiedział pewnie chłopak, wymawiając pseudonim Jeona z jakąś dziwną dumą.

- Okej. W domu powiesz tylko, że ktoś, kto zabrał wasze auto, wysadził cię pod sklepem, a ty zacząłeś uciekać czy coś, ostatecznie poszedłeś do domu. Nie wiesz, kto ukradł auto, gdzie pojechał, ani kim jest. Nie widziałeś twarzy, miał maseczkę, żadnych znaków specjalnych - tłumaczył dalej.

Czuł się jak debil, bo jeszcze nigdy nie był w tak idiotycznej sytuacji. Plan, który przedstawiał chłopcu, nie nadawał się do niczego, ale Jeon spychał tę świadomość daleko w odmęty swojego rozumu.

- Ujmując to najprościej, jak się da: nie znamy się, nigdy nie znaliśmy. Nie masz pojęcia, kim jest JK, ani kto zabrał auto, dobra?

Minjae przeszywał go tym swoim szczenięcym spojrzeniem na wskroś, co Jeon odczuwał dość dotkliwie. Jego żołądek znowu zrobił kilka fikołków, kiedy mały Jung ponownie kiwnął głową, pakując kolejne frytki do buzi.

- Dobra - powiedział w końcu chłopczyk. - Ale właściwie dlaczego?

- Bo…

Jeona zatkało. Co miał niby powiedzieć? Że ciągle chce podpieprzyć ich auto, kiedy Minjae widział jego twarz i najprawdopodobniej nie miałby problemu z jej opisaniem? Że może pójść siedzieć przez własną głupotę? Że jest tylko podrzędnym złodziejem, który nie ma na tyle jaj, żeby pozbyć się dziecka w sposób, który byłby zupełnie niehumanitarny, ale za to mniej ryzykowny dla niego samego?

Przecież miał znajomych, którzy mieli kontakty z handlarzami organów. Mógłby sprzedać bachora i jeszcze na tym zarobić. Jednak gdy tylko przechodziło mu to przez myśl, miał ochotę strzelić sobie w głowę. Nie mógłby zrobić czegoś takiego, nawet jeśli był typem spod ciemnej gwiazdy.

Właściwie, to dlatego by nie mógł? Czyżby odezwało się jego sponiewierane sumienie? Dlaczego?

Dlaczego? To faktycznie było dobre pytanie.

- Po prostu tak zrobimy, jasne? - burknął w końcu. - Jak piśniesz komuś chociaż słówko o mnie, to nie będzie kolorowo, rozumiesz?

- Rozumiem - odparł z uśmiechem mały Jung.

Wcale nie wyglądał, jakby rozumiał.

Jeongguk naprawdę był w dupie.

***

Hoseok miał ochotę kogoś zamordować. Pierwszą osobą, która przychodziła mu na myśl, był oczywiście on sam.

Po wizycie na komisariacie spędził jeszcze kilka godzin na chodzeniu w okolicy sklepu i ich osiedla, mając nadzieję na magiczne znalezienie swojego syna. Yoongi nawet proponował mu podwózkę albo objechanie jego autem trasy, którą chciał przejść Jung, ale Hoseok odmówił, i tak czując, że już wystarczająco wykorzystał swojego kolegę z pracy. Mimo nalegań Mina i zapewnień, że zwyczajnie chciał mu pomóc, Hoseok ostatecznie został sam, błądząc po seulskich ulicach aż do zmierzchu.

Kiedy zaczęło się ściemniać, Hoseok postanowił się poddać i powoli skierować swoje kroki w stronę domu, żeby jeszcze raz obejrzeć okolicę ich osiedla i wypytać sąsiadów o to, czy może przypadkiem nie widzieli Minjae. Nikt jednak nie był w stanie odpowiedzieć na zadawane przez niego pytania, bo po jego synie nie został nawet ślad.

Czuł się okropnie. Zawiódł jako rodzic i prawdopodobnie stracił jedyną osobę, która nadawała jego życiu głębszego sensu. Miał ochotę zwyczajnie usiąść i się rozpłakać, bo miał dosyć udawania odpowiedzialnego dorosłego, który trzymał rękę na pulsie. Hoseok niczego nie trzymał, ledwo trzymał pion i siebie na nogach, a co dopiero cholerny fason.

Dlaczego świat musiał być taki niesprawiedliwy? Co zrobił w poprzednim życiu, że zasłużył sobie na to, by los odebrał mu jego ukochane dziecko?

Łzy znowu naznaczyły jego policzki, kiedy zbliżał się do swojego bloku. Wiedział, że następnego dnia jego powieki będą na tyle spuchnięte, że nie będzie w stanie otworzyć oczu, ale i tak nie potrafił powstrzymać płaczu.

Był już niemal na miejscu, przecznicę od bloku, w którym od kilku lat mieszkał ze swoim synem, kiedy nagle w oczy rzuciła mu się srebrna honda, zgrabnie wjeżdżająca na miejsce parkingowe wzdłuż drogi. Był może z pięćdziesiąt metrów od niej, ale wciąż miał wrażenie, że zmęczony umysł płatał mu figle.

Bo przecież to nie było możliwe, żeby faktycznie zobaczył Minjae wysiadającego z auta tak łudząco podobnego do jego własnego.

Jeongguk natomiast miał dziwne przeczucie, że za chwilę wydarzy się coś niedobrego. Zgasił silnik, czując dziwaczną potrzebę pożegnania się z dzieckiem, które zafundowało mu emocjonalny roller-coaster w zaledwie kilka godzin. Minjae również czekał na niego, stojąc z uśmiechem przy aucie i wyciągając swoją małą rączkę w stronę porywacza z przypadku. Jeon sam nie wiedziałem, dlaczego odwzajemnił ten gest, uśmiechając się nawet całkiem normalnie, jak na niego. Uścisnął rękę chłopaka, może przypadkiem, a może specjalnie prezentując mu jeszcze raz swoje wytatuowane przedramię.

- Miło było poznać, JK! - powiedział chłopczyk, na co Jeon parsknął cichym śmiechem.

- Ciebie też, ale zjeżdżaj już, smarku - odparł, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek innego, usłyszał, że ktoś biegł w ich stronę.

Uniósł głowę, z przerażeniem orientując się, że wcale nie miał paranoi i jakiś mężczyzna w eleganckim płaszczu, na oko może trochę starszy od samego Jeona, biegł w ich stronę jak na złamanie karku, machając jedną ręką. Krzyczał też coś, ale Jeongguk usłyszał go zbyt późno, żeby połączyć fakty i jak najszybciej się ulotnić.

- Minjae! Minjae!

- Tata!

Chłopczyk podskoczył z radości i zaraz ruszył mężczyźnie naprzeciw, wpadając w jego szeroko otwarte ramiona. Starszy mocno przytulił do siebie małe ciałko dziecka, chowając twarz w jego lekko roztrzepanych włosach. Głośno płakał, wyrzucając z siebie przy tym masę mało zrozumiałych słów, ale Minjae najwyraźniej się tym nie przejmował, również wtulając się w swojego tatę i oplatając jego szyję rączkami.

Bo to musiał być ojciec Minjae, skoro mały tak go nazwał i bez zawahania wybiegł mu na spotkanie.

Że niby to jest ojciec Minjae? - pomyślał Jeon, stojąc niczym słup soli. Nie mógł uwierzyć w to, co widział, a tym bardziej nie potrafił ruszyć się z miejsca, sam nie wiedział dlaczego. Mężczyzna, którego zobaczył, absolutnie nie odpowiadał temu, co zdążył sobie wyobrazić, gdy Jae opowiadał o tacie. Facet naprawdę wyglądał na trochę starszego od niego i to zapewne tylko dlatego, że miał podkrążone oczy i był kompletnie blady ze zmęczenia i stresu. Był prawie wzrostu Jeongguka, może nieco niższy, a do tego był naprawdę przystojny, tak jak mówił Minjae. Gdyby nie przerażenie, Jeon chyba zaśliniłby się na jego widok, nie będąc pewnym, czy chciałby być nim czy z nim.

Chyba faktycznie zidiociał przez to seulskie powietrze.

-  Tak się o ciebie bałem, Jae - lamentował dalej Hoseok, miażdżąc malca w swoich objęciach. - Obiecuję, że już nigdy więcej nie narażę cię na takie niebezpieczeństwo. Kocham cię najbardziej na świecie.

- Nic się nie stało, tato. Ja ciebie też - powiedział cicho chłopczyk, zaraz jednak rozpromieniając się, gdy przypomniał sobie o istnieniu jeszcze jednej osoby, która towarzyszyła mu dzisiejszego dnia. - JK mnie uratował!

Po słowach Minjae czas na chwilę zwolnił. Jeongguk dopiero wtedy uprzytomnił sobie, że już dawno powinien spieprzyć, gdzieś raki zimują, a on stał jak idiota i przypatrywał się szczęśliwej rodzince, której sam nigdy nie miał. Już miał ruszyć biegiem w losową stronę, żeby ratować własną skórę, ale wtedy Minjae obrócił się bokiem w objęciach swojego taty i wskazał palcem na Jeona.

Jeongguk wiedział, że dzieciak prędzej czy później go wyda.

Mężczyzna w płaszczu podniósł głowę, zaraz kierując wzrok w miejsce, które wskazał mu syn. Zamrugał parokrotnie, łapiąc kontakt wzrokowy z Jeonggukiem, który doskonale wiedział, że miał już teraz totalnie przejebane.

- Jae, nie pokazujemy palcem - upomniał dziecko mężczyzna, ale zaraz w pełni skupił swoją uwagę na wytatuowanym chłopaku w skórzanej kurtce, który absolutnie nie wyglądał jak potencjalny bohater. Chyba że z książki dla nastolatek. - Pan… Pan uratował mojego syna? - spytał, wstając z kucków, ale wciąż trzymając dziecko przy swoich nogach, jakby bał się, że Jeongguk mógł zrobić mu krzywdę.

Jeon poczuł dziwne ukłucie w sercu, gdy dotarło do niego, że faktycznie wyglądał jak zagapior, którym w końcu przecież był. Nic dziwnego, że mężczyzna wolał dmuchać na zimne. Przy Minjae Jeon zdążył jednak o tym zapomnieć, a zderzenie z rzeczywistością okazało się trochę bolesne.

- Ja, um, znaczy… - zająknął się, samemu nie wiedząc, jak powinien się tłumaczyć. Przecież nie mógł się przyznać, że był zwykłym złodziejem, który…

… który uratował dziecko?

"Chwila, moment" - pomyślał, dopiero teraz uświadamiając sobie, że Minjae faktycznie zaręczył, że niejaki JK go uratował. Nie wydał go, a wręcz przeciwnie - dał mu szansę na wykaraskanie się z tej całej sytuacji, o ile tylko Jeon będzie potrafił gładko skłamać.

Jeongguk zerknął ukradkiem na chłopca, który, wtulony w nogę swojego taty, patrzył na niego tak, jakby rozumiał powagę sytuacji i nalegał, żeby Jeon pospieszył się z wymyśleniem jakichś realistycznych wyjaśnień. Dzieciak widocznie postanowił dać mu pole do popisu albo przetestować, jak głupi był i czy wydałby sam siebie, kiedy mały Jung nie puścił pary z ust.

-  To trochę pogmatwana historia - zaczął odchrząkując i mając przy tym nadzieję, że straszy mu odpuści.

- Chętnie ją usłyszę, a jeszcze chętniej przy herbacie u nas w domu - zaoferował z miłym uśmiechem mężczyzna.

- Ah, nie, dziękuję za zaproszenie, ale-

- Nalegam.

Jeongguk patrzył, jak ojciec Minjae powoli zbliżył się do niego, zostawiając syna kilka kroków od nich. Uśmiech zniknął z jego twarzy, zastąpiony śmiertelną powagą, gdy mężczyzna przychylił się do Jeona, by szeptać mu do ucha.

- Nasze osiedle ma znakomity monitoring, a w aucie na pewno pozostały tylko twoje i moje odciski palców. Do tego mam doskonałą pamięć do twarzy, więc jeśli nie chcesz dostać wyroku, to uprzejmie proszę, abyś poszedł z nami na górę, JK.

Jeongguk naprawdę był w dupie. Po raz kolejny.


Wooohooo, Koobi w końcu się spotkali, a do tego Minjae chyba próbuje załatwić Jeonggukowi szybksze siwienie ^^ Dajcie znać, jak bardzo według was, w skali 1-10, Jeon jest w dupie (ps. mój słowniczek po wpisaniu "Jeongguk" sam proponuje "naprawdę był w dupie", więc shit is real) ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top