[11,0] - I can't have you

Jeongguk nie miał pojęcia, jak długo spał, ale kiedy w końcu uchylił powieki, a suchość w gardle dała o sobie znać, szczypiąc nieprzyjemnie, za szczelnie zasłoniętymi oknami salonu Hoseoka było już jasno. Chłopak przetarł oczy, na początku nie do końca przypominając sobie, gdzie tak właściwie był i jak się tu znalazł. Do niemiłych doznań zaraz dołączył ból głowy i jednej z powiek, którą przez przypadek potarł nieco za mocno, a która wciąż prawdopodobnie była nieco opuchnięta. Dodatkowo, gdy tylko przekręcił się na bok, by ogarnąć spojrzeniem więcej schludnego pomieszczenia, rana na brzuchu dobitnie mu o sobie przypomniała. Syknął pod nosem, z powrotem układając się w pozycji, w której się obudził, bo w niej najgorsza rana nie ciągnęła go ani trochę. Zaraz potem westchnął cicho, mając ochotę jedynie doprawić swój stan kulką w łeb.

Co miał teraz zrobić?

Jak ostatni idiota przylazł do mieszkania mężczyzny, któremu sam przed sobą próbował zaimponować, co doprowadziło go do sytuacji, w jakiej znajdował się teraz. Nie wiedział, czy Seungwon miał zamiar mścić się na nim do usranej śmierci (szczególnie, że Jeonggukowi udało się pokonać nasłanych na niego facetów, co raczej nie było zamierzonym efektem), bo bójka, która miała miejsce w Gangnam, ani trochę nie przypominała takiej na "postraszenie". Tamte skurwysyny chciały się pozbyć Jeona, a on miał tego świadomość. Jednak czy był na tyle ważny, a jego dawny partner biznesowy na tyle zdesperowany, żeby próbować go odnaleźć po raz kolejny? Czy jeśli wróciłyby do Busan, daliby mu święty spokój? A może byłby bezpieczniejszy, gdyby został w Seulu, wtedy z kolei narażając na niebezpieczeństwo Hoseoka oraz Minjae?

To było, jak już zaznaczył poprzedniego wieczoru, ostatnim czego chciał. Fakt, że sam porwał małego Junga, niczego nie zmieniał, bo nie zrobił tego celowo. Nie mógł sobie wyobrazić scenariusza, w którym samotnemu ojcu i jego dziecku działa się jakakolwiek krzywda i nie zamierzał dopuścić do takiej sytuacji.

Kiedy o tym pomyślał, nagle, zupełnie niewytłumaczalnie, zmartwiło go to, co powie Minjae, gdy ten go zobaczy i zapewne zacznie pytać o jego opłakany stan. Bo jak niby wytłumaczyć coś takiego, jak idiotyczne porachunki dorosłych ludzi spod ciemnej gwiazdy dziecku, nawet tak kumatemu, jak Minjae?

Do tego Jeongguk wcale nie chciał wyjść na tak żałosnego i śliskiego, jakim był. Jakaś głupia część jego ego nie pozwalała mu przyznać się do swojej beznadziejności przed chłopcem, który raz powiedział mu, że chciałby być taki jak on, kiedy dorośnie.

Nie zastanawiał się już nawet nad tym, dlaczego tak bardzo mu na tym wszystkim zależało - na tym, żeby nie narażać Jungów, żeby robić na nich dobre wrażenie, żeby doszczętnie nie spisali go na straty. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że faktycznie ich polubił, zarówno Hoseoka, jak i Minjae, czego nigdy by się po sobie nie spodziewał. Jednakże najprawdopodobniej to już się stało, a kimże był Jeon, żeby próbować przeciwstawiać się losowi? Nie mógł mieć już na swoje rozszalałe sumienie zbyt dużego wpływu.

Przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczył, żeby nie płakać nad rozlanym mlekiem.

Jeongguk westchnął głośno, postanawiając iść na żywioł - to zawsze wychodziło mu najlepiej, w przeciwieństwie do planowania, które wymagało sporo myślenia, a ostatecznie i tak wszystko szło do diabła, gdy popełniło się najdrobniejszy błąd. Ostrożnie usiadł na kanapie, starając się nie nadwyrężać rannego brzucha i zerknął pod swoją brudną koszulkę. Bandaż nie przesiąkł krwią na wylot przez noc, dlatego najprawdopodobniej Jeon już nie krwawił, co było dużym plusem w jego sytuacji. Kiedy opuścił ubranie, rozejrzał się swobodniej po pokoju, dopiero teraz zauważając schludnie złożone ubrania i trochę środków pierwszej pomocy na stoliczku obok kanapy, na którym jeszcze ostatnim razem, gdy był w mieszkaniu Jungów, stał mały kwiatek w doniczce. Na wszystkim leżała mała karteczka, po którą Jeongguk postanowił sięgnąć, by przeczytać starannie zapisaną, aczkolwiek całkiem krótką wiadomość.

Nie wiedziałem, czy masz przy sobie telefon, a nie chciałem grzebać w twoich ubraniach, więc zamiast SMSa zostawiam Ci kartkę. Możesz się umyć i przebrać, w lodówce jest trochę jedzenia do podgrzania, częstuj się i czuj się jak u siebie. Wrócę z Minjae około 15, więc jeśli chciałbyś wyjść wcześniej, zostaw klucze w skrzynce pocztowej.

Mimo wszystko mam nadzieję, że się zobaczymy.

Hoseok :)

Jeongguk uśmiechnął się sam do siebie, nieświadomie czytając liścik więcej niż raz, żeby prześledzić charakter pisma Junga i słowa ukryte pod zgrabnie nakreślonymi znakami. Uśmiechnięta buźka na końcu jedynie dodawała uroku tej wiadomości, przez którą Jeonowi od razu zrobiło się lepiej. Postanowił więc nie zwlekać i powoli wstał, udając się do łazienki, a po drodze zerkając na zegarek w kuchni, który pokazywał wpół do pierwszej. To oznaczało, że miał mnóstwo czasu na ogarnięcie się i może ulotnienie, żeby nie tłumaczyć się przed Minjae albo też podgrzanie obiadu dla obu Jungów i zjedzenie go z nimi.

Prysznic w wannie okazał się sporym wyzwaniem w jego stanie, ale Jeon radził już sobie w gorszych sytuacjach - w końcu całe życie musiał sobie jakoś radzić. Doprowadził się do stanu względnej używalności, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo śmierdział i jak brudny był. Jego ubrania nie były o wiele lepsze, dlatego, gdy tylko zmienił brudny opatrunek, z radością narzucił na siebie nieco przymałe ciuchy Hoseoka.

Zerknął w lustro, powoli studiując swoją ciągle opuchniętą i poharataną po bójce twarz. Na jednym oku robił mu się siniak, ale przynajmniej mógł je swobodnie otworzyć. Poza tym, nie wyglądał aż tak źle - widział się o wiele bledszego, chudszego i zakrwawionego, a już na pewno o wiele bardziej załamanego.

- Aj, JK - mruknął sam do siebie, przy tym uważnie obserwując, jak jego odbicie uśmiechnęło się do niego kącikiem ust. - Ty to zawsze spadniesz na cztery łapy, gnoju.

Chwilę później jego brzuch dość głośno o sobie przypomniał po raz kolejny, jednak tym razem nie ze względu na ranę, a z głodu. Dlatego, chcąc, nie chcąc, Jeon udał się do kuchni, żeby doszczętnie wykorzystać gościnność Hoseoka.

Jeongguk nigdy nie był mistrzem, jeśli chodziło o gotowanie. Można by się natomiast pokusić o stwierdzenie, że kucharzem był o wiele gorszym niż przeciętny człowiek. Mimo wszystko do tej pory nigdy mu to nie przeszkadzało, bo póki jedzenie, które sobie robił, z najtańszych czy skradzionych składników, napełniało jego żołądek i nie powodowało nadmiernego wypróżniania którąkolwiek stroną organizmu, nie narzekał. Teraz jednak, kiedy otworzył lodówkę i zobaczył masę warzyw i innych zdrowych produktów, a do tego kilka garnków i pojemników z jedzeniem zostawionym na później, nieco zwątpił w to, czy w ogóle będzie w stanie coś z tego doprowadzić do stanu, w którym jedzenie nikogo nie otruje.

Westchnął cicho, a kiedy po raz kolejny zaburczało mu w brzuchu, wziął jedną z marchewek, ułożonych pod linijkę w szufladzie na warzywa, i ugryzł spory kawałek, by żołądek na chwilę dał mu spokój i pozwolił się skupić na tym, co znajdowało się w lodówce.

Dopiero po jakimś czasie Jeongguk rozpoznał dwie z trzech potraw. Takimi "rarytasami" zajadał się tylko od święta, kiedy miał wystarczająco dużo kasy, żeby wyskoczyć do trochę bardziej renomowanego miejsca, niż jakakolwiek fast-foodowa melina w jego okolicy w Busan. Ostrożnie wyjął oba garnki, z przestrachem zerkając na zegarek, który nagle zaczął o wiele szybciej poruszać wskazówkami, pokazując Jeonowi, że zostało mu tylko pół godziny, zanim Hoseok i Minjae wrócą do domu.

Nie było już sensu uciekać. Poza tym, Jeon miał dość uciekania. Chciał stawić czoła temu, co najbardziej go przerażało - odzywającym się w nim uczuciom, które przez całe swoje dotychczasowe życie musiał, a potem po prostu nauczył się spychać na najdalszy z możliwych planów.

Jeon, starając się zebrać całą swoją wiedzę z zakresu gotowania, musiał mentalnie przygotować się do postawienia wszystkiego, co znalazł, na płycie grzewczej i powolnego procesu rozgryzania, jak w ogóle działa takie nowoczesne urządzenie - które na początku nawet nie chciało zrobić się ciepłe w wyznaczonych miejscach, zanim nie postawił na nim garnków. Musiał przyznać, że kiedy już zrozumiał, jak działało (nie chcąc szukać instrukcji obsługi w Internecie), mógłby się do takiego czegoś przyzwyczaić, nawet jeśli miał sentyment do swojej starej kuchenki gazowej, która raz stanęła mu w ogniu, a innym razem prawie spowodowała wybuch gazu i zaczadzenie całej jego niewielkiej klitki. Jak na kogoś z młodego pokolenia, Jeon nie miał zbyt wiele do czynienia z nowoczesnym sprzętem, który prawie każdy Koreańczyk miał w domu, nazywając rzeczy, o których Jeongguk nawet nie śmiał marzyć, standardem. On cieszył się, że miał w swojej kryjówce chociaż muszlę klozetową i nie musiał szczać do dziury w podłodze - coś takiego jak toaleta z panelem sterowania i kilkunastoma funkcjami podmywania tyłka, którą zastał między innymi w mieszkaniu Jungów, wydawała mu się dość przesadzona, ale nic nie mógł poradzić na to, z jaką prędkością pędziła technologia, zostawiając go i jego pustą kieszeń w tyle.

Bądź co bądź, świat nigdy na niego nie czekał. To zawsze on musiał się do niego przystosować. W każdym aspekcie swojego życia.

Kiedy uważnie przyglądał się powoli gotującym się potrawom w garnkach, nie zwracał uwagi na mijający czas. Dlatego, gdy tylko usłyszał pukanie do drzwi, zmniejszył moc płyty na wszelki wypadek i pobiegł do przedpokoju, nie zastawiając się nawet dlaczego Hoseok miałby pukać do własnego mieszkania.

Dość szybko pożałował swojej pochopnej decyzji.

Kiedy odkluczył drzwi i pociągnął za nie, przed oczami wcale nie ukazali mu się Jungowie, a jakiś kompletnie obcy facet, którego nigdy w życiu nie widział na oczy.

W pierwszym odruchu Jeongguk chciał zamknąć drzwi i liczyć na to, że był to jakiś listonosz albo nagabywacz. Zaraz jednak przypomniało mi się, w jak wielkiej dupie był przez cały czas od kiedy porwał Minjae, a co za tym szło, nieznajomy mógł być tutaj nieprzypadkowo. Jeon nie mógł tak po prostu go olać i ryzykować, że natkną się na niego Hoseok i Jae, którzy przecież mieli wrócić lada moment. Nawet jeśli facet absolutnie nie wyglądał na kogoś pokroju Jeongguka, a wręcz przeciwnie.

Mężczyzna był nieco niższy od Jeona, może nawet i od Hoseoka, ale na pewno był od nich starszy. Stał wyprostowany i elegancki, w czystej, wyprasowanej koszuli, której dwa górne guziki pozostawały rozpięte, podobnie jak długi, zapewne okropnie drogi, czarny płaszcz, który miał na sobie. Wyglądał na dojrzałego, może gdzieś po trzydziestce, jednak tego Jeongguk nie mógł być do końca pewien, bo mimo wszystko facet wyglądał młodo. Miał delikatne rysy twarzy, ale w niektórych miejscach wycięte ze szczególną ostrością, co dodawało mu męskości, a jego kocie oczy na samym początku zerkały na Jeongguka z pełnym niezrozumieniem.

Jeon przełknął ślinę, zauważając powolne zmiany na twarzy mężczyzny stojącego przed nim. Niezrozumienie na chwilę przeistoczyło się w zakłopotanie, ale gdy tylko mężczyzna rozejrzał się po korytarzu i najpewniej doszedł do wniosku, że wcale nie zabłądził, zmarszczył brwi i z powrotem spojrzał na Jeongguka. Teraz w oczach mężczyzny widać było już tylko determinację i gniew, nie do końca dobrze ukryte za ścianą zimna i profesjonalizmu, jakimi nieznajomy emanował od samego początku.

- Kim pan jest? - zapytał w końcu mężczyzna, mierząc Jeona od góry do dołu, jakby chciał zdjąć z niego wymiar na trumnę.

Może Jeonowi faktycznie przydałaby się trumna.

- To chyba ja powinienem pytać? - Jeon odbił piłeczkę, nie mając zamiaru się poddawać. - To pan tu przylazł, nie ja!

- Oh, proszę wybaczyć. Spodziewałem się, że to mój przyjaciel otworzy mi drzwi, a nie jakiś obzemdany podlotek, stąd moja nieuprzejmość - rzucił sarkastycznie nieznajomy, prychając na koniec. - Gdzie jest Hoseok?

Jeongguk zacisnął szczękę, starając się nie dać ponieść emocjom. Po raz kolejny miał ochotę zatrzasnąć mężczyźnie drzwi przed nosem, ale nie mógł tego zrobić, skoro był to przyjaciel Hoseoka. Samo to określenie sprawiło, że Jeon jakoś bardziej zapałał nienawiścią do nieznajomego.

- Wyszedł, nie wiem, kiedy wróci. Tak to jest, jak się przychodzi w gości bez zapowiedzi. Można klamkę pocałować. Albo mnie w dupę. Zjeżdżaj stąd - warknął Jeongguk, mając nadzieję, że to zniechęci mężczyznę, ale stało się wręcz przeciwnie.

- Słucham? - mężczyzna zaśmiał się, unosząc jedną brew. - Jakiś obcy gówniarz kręci się po mieszkaniu mojego przyjaciela i to ja mam zjeżdżać? Chyba masz zbyt wysokie mniemanie o sobie, kimkolwiek jesteś. Czemu nie chcesz się przedstawić? Boisz się, że wpadniesz? Próbujesz go okraść?

- Niczego nie próbuję, do cholery! To nie twoja sprawa co tu robię i co robię z Hoseokiem! - krzyknął Jeongguk, sprawiając, że zapewne usłyszeli go wszyscy najbliżsi sąsiedzi. Chociaż po tym, jak wczoraj rozbijał się na klatce schodowej, próbując z dziurą w brzuchu znaleźć odpowiednie drzwi, pewnie nie był w stanie ich już zaskoczyć. - Czemu ty się nie przedstawisz, co? Taki jesteś cwany?

- Nie mam niczego do ukrycia. Nazywam się Min Yoongi, jestem przyjacielem i współpracownikiem Hoseoka. Niemiło poznać - powiedział z sarkastycznym uśmiechem mężczyzna, co tylko bardziej rozjuszyło Jeona. Zacisnął jedną rękę w pięść, drugą wciąż trzymając drzwi, żeby ciągle móc nimi trzasnąć w razie potrzeby.

- Słuchaj, no, Min Yoong—

- JK!

Jeongguk otworzył szeroko oczy, kiedy nagle usłyszał swój pseudonim, odbijający się od ścian klatki schodowej echem. Przez to, jak zdenerwowany był, nawet nie usłyszał kroków na schodach, a szybkie tupanie pędzące w jego stronę dotarło do niego dopiero, kiedy poczuł maleńkie ramiona obejmujące go w udach i twarz dziecka wtulającą się prosto w jego poraniony brzuch.

Stal przez chwilę w bezruchu, próbując nie zgiąć się w pół z bólu, który kompletnie przypadkowo zadał mu Minjae. Zetknął w dół na roztrzepaną fryzurę chłopca i poczuł jakieś dziwne ciepło w środku, którego nigdy nie czuł. No, może kiedy udało mu się pogłaskać nieufnego, bezpańskiego kota, których całą masę widywał wokół swojego mieszkanka w Busan. Uśmiechnął się mimowolnie i rozluźnił zaciśniętą pięść, by delikatnie ułożyć dłoń na głowie małego Junga, starając się delikatnie odsunąć go od palącej teraz żywym ogniem rany na brzuchu.

- Cześć, smarku - przywitał się cicho, na co Minjae uniósł głowę i posłał mu szeroki, wręcz rozbrajający uśmiech.

- Czyli to jest "JK"?

Drwiący głos Yoongiego wyrwał Jeongguka z dziwnego transu, w który wpadł, kiedy Minjae przytulił się do niego. Spojrzał w stronę mężczyzny, którego dane mu było poznać kilka chwil temu, ale ten nie patrzył na niego, a na Hoseoka, który stał kawałek dalej z miną wyrażającą naprawdę wiele emocji na raz.

Zdziwienie, zmieszanie, strach, ale też iskierkę radości. Czemu się cieszył? Dlatego, że Jeon nie postanowił się ulotnić? A może na widok swojego przyjaciela, którego Jeongguk miał ochotę wyrzucić przez małe okno na korytarzu, żeby już nic mu nie przeszkodziło, gdy znowu próbował zrobić dobre wrażenie na Hoseoku.

- Hyung, c-co tutaj robisz? - spytał niepewnie Jung, kiedy Jae odsunął się od Jeongguka i pomachał do Mina na przywitanie. Ten jednak nie odmachał mu, zakładając ręce na piersi i wpatrując się z uniesioną brwią w Hoseoka.

- Przyszedłem z tobą porozmawiać po tym, jak wczoraj unikałeś mnie cały dzień - wyjaśnił Yoongi, zerkając na Jeona, stojącego w progu mieszkania. - I nie wmówisz mi już, że nie mamy o czym.

- To... to nie do końca tak, jak myślisz...

- A jak? - przerwał Hoseokowi Min, podchodząc bliżej samotnego ojca. - Czemu mnie okłamałeś? To nie wygląda na "jednorazową rzecz", jak to określiłeś. Mówiłem ci, że się o ciebie martwię. I jeszcze cały ten bałagan z zaginięciem Minjae? Mały sam powiedział, że jakiś "JK" go uratował. Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? O co w tym wszystkim chodzi?

- Hyung, ja...

- To chyba jego prywatna sprawa? Nie musi ci się spowiadać - wtrącił się Jeongguk, czym zasłużył sobie na bardzo nieprzychylne spojrzenie, którym obdarzył go Min.

- Nikt nie prosił cię o opinię, JK - warknął Yoongi, widocznie tracąc cierpliwość i wreszcie opuszczając maskę spokoju, którą starał się zachowywać.

Właśnie wtedy do Jeona w końcu dotarło, co tak naprawdę się działo. Mężczyzna wcale nie martwił się o swojego przyjaciela tak bardzo, jak próbował to przedstawić. Min Yoongi był zazdrosny. Zwyczajnie zazdrosny i może nieco zmartwiony obecnością potencjalnego kochanka w mieszkaniu Hoseoka. A to mogło oznaczać tylko jedno.

Min Yoongi czuł coś do Hoseoka.

Jeongguk nagle poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w twarz. Stał się maleńki przy starszym, bogatym, ustatkowanym oraz całkiem elokwentnym i opanowanym (jak na sytuację, w której się znalazł) mężczyźnie. Jeon nie mógł się z nim równać pod żadnym względem. Był tylko gówniarzem z marginesu społecznego, z zapijaczonej patologii, zadzierającym z prawem i ciągnącym za sobą jedynie problemy. Jeśli Jung miałby wybierać partnera, który byłby dla niego i dla jego syna bardziej odpowiedni, na pewno nie padłoby na Jeongguka.

Nie wiedzieć czemu, ta świadomość wbiła niewidzialną szpilkę w mostek Jeongguka. Jeśli wczoraj myślał, że miał jakiekolwiek szanse na cokolwiek z Hoseokiem, tak pojawienie się Mina skutecznie rozwiało jego wszelkie płonne nadzieje.

Znowu zapragnął uciekać. W tym był w końcu całkiem dobry.

Właśnie dlatego, nie słuchając już dalszej wymiany zdań pomiędzy starszymi mężczyznami oraz ignorując zagubione spojrzenie Minjae, który kilka razy powtórzył jego pseudonim, sięgnął po swoją brudną kurtkę schudnie zawieszoną na wieszaku w przedpokoju, najpewniej przez Hoseoka, i zarzucił ją na ramiona, by zaraz przepchnąć się na korytarz i ruszyć truchtem w dół klatki schodowej. Nie zwracał uwagi na krzyki Junga, który prosił go, żeby się zatrzymał. Niemal wypadł przez drzwi bloku na ulicę, a zaraz potem ruszył o wiele szybciej w losowym kierunku, nie przejmując się okropnym, ciągnącym bólem rany na brzuchu oraz powiększającą się krwawą plamą na pożyczonej mu przez Junga koszulce. Biegł przed siebie, nie przejmując się powoli ogarniającym go zimnem. Po prostu biegł.

Byle znaleźć się jak najdalej od Jungów i swoich uczuć związanych z nimi, którym jednak nie był gotów stawić czoła.








Nigdy nie wierzcie mi, kiedy zapowiadam, że będę więcej pisać ;-; 

~ mimi/all i do is lie/ruki666

A poza tym, to dajcie znać, jak Wam się podoba i co u Was :c 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top