9. Vincent

Kiedy Lee zadzwoniła i poprosiła, żebym przyszedł do niej w sobotę, byłem pewien, że znowu chodzi o ciuchy.

Ale w końcu i tak się zgodziłem.

Na szczęście nie zadawała mi pytań na temat ubrań. Po prostu chciała pogadać, jak zwykle o wszystkim i o niczym.

- Powiedz... czy ty jesteś bi? - zapytałem w pewnym momencie.

Lee zastygła w bezruchu. Nie wiem skąd wziąłem w sobie tyle motywacji, by zadać to pytanie. Zresztą od razu tego pożałowałem.

- Wybacz, nie chciałem...

- Ja... - zaczęła powoli, ale szybko odzyskała rezon. - Nigdy o tym nie myślałam. Jeśli ktoś mi się podoba, to nie zwracam uwagi na to czy jest chłopakiem czy dziewczyną. W całowaniu nie czuję różnicy. W seksie też mi to nie przeszkadza...

- Dobra! Żałuję, że zapytałem! - krzyknąłem, przerywając jej.

Naprawdę nie chciałem, żeby zaczęła się rozkręcać na ten temat, ale ją to chyba nawet rozbawiło.

- A dlaczego pytasz?

- Tak się... tylko zastanawiałem - mruknąłem, nie wiedząc co jej odpowiedzieć.

- Vin...

- Masz trochę łatwiej... - powiedziałem, siląc się na obojętny ton i położyłem się na jej łóżku, układając ręce pod głową.

- Łatwiej - powtórzyła głucho.

Na początku wydawało mi się, że jest na mnie zła, ale kiedy na nią spojrzałem, zdawała się być po prostu zmartwiona. Usiadła na łóżku obok mnie.

- Myślisz, że byłoby ci łatwiej, gdyby podobały ci się też dziewczyny? - zapytała.

Milczałem przez chwile.

- Może...

- Życie nie jest łatwe - oznajmił poważnie. - A niektórzy mają jeszcze bardziej pod górkę. Nie mów, że byłoby ci łatwiej, gdyby nie podobali ci się chłopacy. Jest dobrze tak jak jest.

Nic na to nie poradzę.

Przeciągnąłem się i usiadłem na łóżku, a Lee poderwała się jak oparzona.

- Co jest? - zdziwiłem się.

- Przypomniało mi się. Mam coś dla ciebie - poinformowała mnie.

- Już się boję - odparłem.

Lee sięgnęła do szuflady i wyjęła z niej czarną torebkę, którą mi podała. Zawahałem się z otworzeniem jej.

- Co jest w środku? - zapytałem.

- Ostatnio mówiłam ci, że w twojej szafie brakuje jakiegoś kolorowego akcentu - przypomniała.

- No chyba sobie żartujesz. - Wyjąłem bluzkę. Mało powiedzieć, że była kolorowa, była tęczowa. - Przecież ona wygląda, jakbyś uszyła ją z flagi LGBT.

- Skąd wiedziałeś? - zakpiła.

- W życiu jej nie założę - oznajmiłem.

- Ale przynajmniej będziesz mieć w szafie coś kolorowego.

- Wielkie dzięki!

Zanim zdążyłem cokolwiek dodać na telefon Lee, przyszła jakaś wiadomość. Przeczytała ją szybko. Spojrzała najpierw na mnie, potem znowu na telefon.

- Wymienisz mi uszczelkę w aucie? - wypalił.

- Co? - spytałem zdziwiony.

Nie miałem bladego pojęcia, o co jej chodziło. Nigdy nie prosiła o nic podobnego, wolała, żeby samochodem zajął się fachowy mechanik. Zresztą mnie nigdy nie ciągnęło do mechanizacji.

- Dlaczego miałbym...?

- Po prostu idź! - ponagliła mnie.

- Okej, okej. - Uniosłem ręce, w geście kapitulacji i skierowałem się w stronę drzwi.

Nie wiedziałem, co jest grane. Podejrzewałem, że zwyczajnie chciała się mnie pozbyć, żeby pogadać przez telefon, ale dlaczego odesłała mnie akurat do auta?

- Ej! - zawołała mnie jeszcze.

Zatrzymałem się w progu i odwróciłem do niej. Pomachała mi tęczowym T-shirtem.

- Nie bierzesz nowej bluzki? Przy samochodzie możesz się pobrudzić, a jej chyba nie jest ci szkoda, prawda?

Wskazałem na siebie.

- Na czarnym nie będzie tego tak widać.

Mimo wszystko nie zamierzałem ot tak zniszczyć tej bluzki.

_

Samochód Lee, srebrna toyota yaris, stał na podjeździe przed garażem. Zastanawiałem się, co ja tu robię. Może Lee chciała się ze mnie pośmiać? Ja cieszę się, że w ogóle udało mi się otworzyć maskę, bo jedyne co potrafiłbym zrobić w samochodzie to tankowanie i wymiana koła.

Obie te czynności robiłem raz.

Pochyliłem się nad silnikiem, usiłując rozgryźć o co jej chodzi z tą całą uszczelką.

- Hej.

Odwróciłem się zaskoczony i zobaczyłem Samuela.

Nagle wszystko stało się jasne. Trzeba było tu nie przychodzić. Wiedziałem, że to musi być podstęp. Zabije Lee.

- Hej - odpowiedziałem. - Co ty tu robisz?

- Lee poprosiła mnie, żebym zerknął do jej auta, ale skoro ty tu jesteś...

- Nie, nie, lepiej ty się tym zajmij - zaoponowałem, widząc, że Samuel zaczyna się wycofywać. - Ja się nie znam na samochodach.

- Serio?

- Widzisz, nie każdy chłopak ma bzika na punkcie szybkich aut - odparłem, krzyżując ręce.

Chłopak przyjechał tu rowerem. Z tego co pamiętam, to jego dom nie był daleko. Zastanawiałem się, czy już przeszło mu przez myśl, żeby na nim zwiać, ale jak na razie tego nie zrobił.

Może gadał z Lee? Kto jak kto, ale ona to ma wpływ na ludzi.

- Hm. - Odstawił rower przy płocie i wskazał na maskę. - Mogę zerknąć?

- A, tak, tak.

Odsunąłem się, robiąc mu miejsce. Samuel szybko zabrał się do pracy. W przeciwieństwie do mnie wyglądał, jakby wiedział co robi. Dlatego zaproponowałem, że pójdę po Lee, ale Samuel powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo wszystko już z nią ustalił.

O niczym nie rozmawialiśmy. On się nie odzywał, tylko pracował w skupieniu nad samochodem, a ja mu się przyglądałem. W pewnym momencie powiedział mi coś na temat auta, ale niezbyt wiele z tego zrozumiałem, co najmniej jakby mówił do mnie w obcym języku.

- To by było na tyle - oznajmił, zamykając maskę. - Zrobiłem, co mogłem, ale radzę jechać z tym do mechanika. Nie jestem zawodowcem.

- Dobrze, przekaże Lee - mruknąłem, trochę rozczarowany tym, że Samuel musi się już zbierać.

Gdy naprawiał auto, przynajmniej nie próbował uciekać, bo obiecał coś Lee. No i widać było, że lubi pracę przy samochodach. Miły widok. Szkoda tylko że przy mnie nie potrafi się tak odstresować i chodzi cały spięty.

- Ja... - zaczął, opierając się o swój rower. - Jeszcze nie podziękowałem ci za to, że chciałeś odzyskać mój portfel. I nie przeprosiłem za to, że potwierdziłem, wtedy wersję Stevena. Nie powinienem...

- Nic nie szkodzi - powiedziałem, zanim zdążyłem się nad tym zastanowić.

Nie miałem żalu o to, że mnie nie przeprosił, albo mi nie podziękował. Wolałem raczej, żeby przestał uciekać, kiedy chcę z nim porozmawiać, bo całkiem go polubiłem.

Chłopak pokręcił głową.

- Szkodzi, bo ja... ja... Nieważne...

Miałem wrażenie, że Samuel chce mi coś jeszcze powiedzieć, ale z jakiegoś powodu zawahał się i postanowił, jednak tego nie robić.

Muszę przyznać, że od kiedy odwrócił się z powrotem w moją stronę, ciągle rozpraszała mnie czarna plama na jego policzku.

- Wybrudziłeś się od smaru. - Wskazałem to miejsce na sobie. - Tu.

Samuel przetarł twarz dłonią, ale w ten sposób tylko bardziej rozmazał plamę.

- Jeszcze? - zapytał.

- Tak - odparłem wprost.

Rozejrzałem się za jakąś ścierką w garażu. Znalazłem i nawet chciałem pomóc w tym Samuelowi... Zanim nie dotarło do mnie, że to idiotyczny pomysł.

- Wytrzyj się. - Rzuciłem mu ją.

Szybko doprowadził się do porządku i oddał mi poplamiony kawałek materiału.

- To co? - powiedział, wsiadając na rower. - Do zobaczenia w szkole.

- Ta, na razie.

Popatrzyłem jeszcze za nim, jak odjeżdżał, a potem usłyszałem, że ktoś wychodzi z garażu.

- Lee! - krzyknąłem z wyrzutem, gdy ją zobaczyłem.

Ona tylko skinęła głową z uznaniem.

- Nie ma za co - oświadczyła i zadowolona wróciła do środka.

Poczułem się, jakby ktoś przywalił mi w głowę. I to czymś naprawdę ciężkim.

- Słucham?! - wrzasnąłem i pobiegłem za nią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top