30. Alexander
- Nie możesz tego zrobić - warknął Steven.
Złapał mnie za koszulę i popchnął na ścianę. Dzisiaj jest dzień rozdania świadectw i od przyszłego roku nie będziemy się już widywać w szkole. Powiedziałem mu, że w wakacje też nic z tego. Kończę z jego ekipą.
- Sorry, ale dość już tego - wyrwałem mu się i odwróciłem z zamiarem odejścia. Jednak on na to nie pozwolił. Złapał mnie za łokieć i brutalnie szarpnął do tyłu.
- Nie możesz i tego nie zrobisz. Rozumiesz? - stwierdził rozwścieczony. - Za długo się znamy, mam na ciebie za dużo haków.
Zaśmiałem się, co go zdezorientowało. Odwróciłem się w jego stronę, chwyciłem za rękę, którą mnie trzymał i zmusiłem, by rozluźnił uścisk, po czym mnie puścił.
- Tak jak mówisz, Steve. - Skinąłem głową, nadal się uśmiechając. - Znamy się od piaskownicy i ja też dużo o tobie wiem. Mam gdzieś, co na mnie nagadasz, ale tobie chyba zależy na opinii, co?
Nie odpowiedział, zacisnął tylko pięści i usta. W jego oczach widziałem wściekłość. Wiedział, że to prawda. Nie tylko ona miał na mnie haki, ja na niego też. I to takie, które mogłyby mu bardzo utrudnić życie.
- Tak myślałem - powiedziałem z satysfakcją i odszedłem.
_
Razem z Vinem i dziewczynami umówiliśmy się przed bramą, ale przez tą kłótnie ze Stevenem musiałem się trochę oddalić, by na siebie nie wpadli.
Pobiegłem w stronę bramy, gdy nagle zawadziłem o kogoś ramieniem. Albo to ja byłem taki silny, albo ten ktoś taki słaby, bo upadł na ziemię. Zatrzymałem się i spojrzałem na przewróconą osobę.
No super, Samuel.
- Prze-przepraszam! - zaczął roztrzęsiony, podnosząc się szybko.
Wydawało mi się to trochę nie na miejscu, w końcu to ja na niego wpadłem, ale nie mogłem mu się dziwić. Steven, ja i reszta dręczyliśmy go, więc się nas bał.
Nie przerywając swoich przeprosin, które w kółko powtarzał, spróbował uciec w stronę budynku szkoły.
- Czekaj! - Złapałem go za ramie, a on pisnął ze strachu.
Natychmiast go puściłem.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię - zapewniłem go, podnosząc ręce do góry w pokojowym geście i cofając się o krok. - Musisz przestać być taki strachliwy. Szkolne osiłki wyczuwają słabość.
Po chwili uświadomiłem sobie, że nie brzmi to dobrze, bo przecież sam byłem jednym z tych osiłków.
- Chciałem cię przeprosić za... za to wszystko - powiedziałem. - Osobiście nic do ciebie nie mam.
Rany... Ale to idiotycznie zabrzmiało...
- Dziękuję... - odpowiedział niepewnie, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- W razie gdyby Steven albo ktoś, no wiesz, dogryzali ci, to możesz liczyć na moją pomoc.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, jakby próbował odszyfrować, czy sobie żartuje, czy po prostu jest to jakiś podstęp.
- Czemu? - zapytał po chwili, przezornie robiąc krok do tyłu. - Czemu jesteś nagle taki miły?
Chyba nie potrafiłem tego wyjaśnić. Miałem dziwne odczucia w stosunku do Sama, kiedy go okradaliśmy, czy dręczyliśmy w inny sposób, czułem się od niego o wiele silniejszy, ale jeśli chodziło o inną kwestię... Vin stwierdził, że wybrał mnie, a jednak to w nim na początku się zakochał. Niby Sam nie był już dla mnie żadną konkurencją, a jednak...
- Bo Vin cię lubi - odparłem, próbując, by zabrzmiało to obojętnie. - Nie wiem dlaczego, ale jeśli jemu zależy na tym, by nie stała ci się krzywda, to mi też.
Spojrzałem w kierunku bramy i zobaczyłem, że wszyscy już tam na mnie czekają.
- Muszę lecieć, na razie - rzuciłem szybko i pobiegłem w ich stronę.
- Na... na razie... - Usłyszałem jego niewyraźne pożegnanie.
Nie zamierzałem więcej myśleć o Samie ani Stevenie. Teraz tylko odebranie dyplomów i wakacje, które zamierzałem spędzić ze swoim chłopakiem.
- Co tak długo? - powitała mnie od razu Lee.
Dzisiaj nosiła na sobie czarną sukienkę do kolan w czerwone róże oraz wyjątkowo czerwoną, a nie czarną szminkę. Jej dziewczyna miała białą koszulę na guziki, wpuszczoną w niebieską spódniczkę i drobne warkoczyki w swoich rudych lokach. Vin założył ciemne spodnie i czarną koszulę, rozpiętą pod szyją. Musiałem przyznać, że wyglądał rewelacyjnie.
- Coś mnie zatrzymało - odpowiedziałem.
- Można zapytać co? - dopytywała.
- Lee, przestać go przepytywać - wtrąciła się Samie, chwytając ją za rękę.
- Co poradzę? - Wzruszyła ramionami. - Jestem ciekawska.
- Jak ty z nią wytrzymujesz? - zapytał Vin.
- Jest ciężko - westchnęła teatralnie Samie.
- Ej no! - oburzyła się Lee.
Cieszyłem się, że zamieniłem ekipę Stevena na nich. Nie żałuję.
_
Po rozdaniu dyplomów wybraliśmy się do kawiarni. Zamówiliśmy i długo rozmawialiśmy. W pewnym momencie Vin i Samie poszli po coś jeszcze, a ja i Lee zostaliśmy przy stoliku sami.
- Czego chciał Steven? - zapytała nagle.
- Skąd...?
- Ja wiem o wszystkim - stwierdziła, nie dając mi nawet dokończyć. - Ponoć odchodzisz z jego ekipy. Jak zareagował?
Nie pytałem już jakim cudem się o tym dowiedziała. Patrzyłem tylko w mój prawie już pusty kupek po napoju.
- Nie najlepiej - odparłem w końcu.
- Tak jak myślałam - westchnęła, odchylając się do tyłu na kanapie. - Jak z nim zerwałam, było podobnie. Jeśli cię to pocieszy, to niedługo na pewno znajdzie sobie inny cel.
Znałem tę historię i nie miałem ochoty o tym myśleć.
- Taa... Pocieszające...
Na szczęście Vin i Samie szybko wrócili. Znów zaczęliśmy gadać o różnych rzeczach, ale było coś z czym musiałem podzielić się z chłopakiem.
Dziewczyny właśnie zaczęły rozmawiać na temat jakiegoś serialu, więc uznałem, że to świetnym moment.
- Powiedziałem mojemu tacie.
- Naprawdę? - zapytał zdziwiony.
- Moje gratulacje - oświadczyła Lee.
Jaka to była złudna nadzieja, że one tego nie usłyszą.
- Nie mógłbym inaczej po tym jak Vin przyznał się mamie - stwierdziłem.
- Jak zareagował? - dopytał mój chłopak.
- Mam nadzieję, że przyjął to w miarę w porządku - odezwała się Samie przejętym głosem.
Liczyłem się z tym, że będę musiał opowiedzieć jak to było, ale nie sądziłem, że będzie mi przy tym tak ciężko.
- Wyszedł - oznajmiłem. Próbowałem, by nie było słuchać w moim głosie żadnego smutku ani rozczarowania, ale chyba się nie udało.
- Co? - zapytali jednoczenie, niedowierzając Vin i Samie.
- Po prostu wyszedł z pokoju. Nic nie powiedział - doprecyzowałem głucho.
To było okropne.
- Alex, tak mi przykro - odezwała się Samie po chwili ciszy.
- Jak bym go dorwała... - zaczęła Lee.
Vin tylko położył swoją dłoń na mojej.
- Zawsze mogło być gorzej - stwierdziłem, wymuszając uśmiech.
Dziewczynom jakoś udało się przerzucić rozmowę na bardziej przyjemne tematy. Świetnie się bawiłem w ich towarzystwie... do puki do kawiarni nie wszedł Steven.
Odwróciłem się w nadziei, że mnie nie zauważy.
- Możemy stąd wyjść? - zaproponowałem cicho.
- Chyba powinniśmy - poparła mnie Lee.
Vin też szybko dostrzegł problem. Powoli zaczęliśmy się podnosić, po czym wyszliśmy. Niestety właśnie to przykuło uwagę Stevena, który ruszył naszym śladem.
- Ej ty! - zaczepił nas na chodniku.
- Zignoruj go - poradził mi Vincent.
- Łatwo powiedzieć - mruknąłem do niego.
Zatrzymałem się w końcu i zwróciłem się w stronę byłego przyjaciela, pozostali zrobili to samo. Mierzyłem się z nim przez chwilę wzrokiem. Widziałem w jego oczach tyle negatywnych emocji, że miałem ochotę się odwrócić. Nie zrobiłem tego. Mimo wszystko Steven był moim przyjacielem, zmienił się i to bardzo, ale wiedziałem dlaczego. Nie miał wpływu na to, że wszyscy go zostawili, ojciec, Lee, teraz ja.
- I co? - zapytał, podchodząc bliżej. - Teraz w takim towarzystwie będziesz się obracał? Dwie lesby i on?
- Odwal się - warknąłem - oni nie mają z tym nic wspólnego.
- A ja myślę, że mają. - Stał tuż przede mną. Popatrzył na dziewczyny, a Lee stanęła przez Samie. Potem odwrócił się w stronę Vina. - A co, może zmieniłeś orientację? - Spojrzał na mnie wyzywająco.
Nie odpowiedziałem. Spuściłem wzrok.
Steven zrobił krok do tyłu, jakby właśnie otrzymał cios.
- No nie gadaj - zaśmiał się nerwowo, ale chyba szybko dotarło do niego jaka jest prawda. - Nie. Nie ma mowy. - Odwrócił się do mojego chłopaka i złapał go za koszulę, popychając do tyłu, prawie na ulicę. - Zrobiłeś z niego pedała?!
- Zostaw go! - Rzuciłem się w jego stronę i odepchnąłem go od Vina. - Odwal się od nas!
- ''Nas''? - powtórzył z obrzydzeniem, po czym uderzył mnie w twarz, a ja wylądowałem na chodniku.
- Alex! - Dobiegł do mnie głos Vina.
Steven cofał się powoli.
- Nie chcę cię więcej widzieć na oczy! - krzyknął. - Jesteś jakiś nienormalny. - Popatrzył na resztę moich towarzyszy. - Wy wszyscy jesteście chorzy!
W końcu odszedł zostawiając nas samych. Vincent pomógł mi się podnieść, a ja z ulgą oparłem się o ścianę budynku. Na reszcie koniec.
Rozejrzałem się dookoła. W pobliży stało już kilku gapiów, ale chyba nie do końca zrozumieli, o co dokładnie poszło. Spojrzałem na dziewczyny i Vina.
- Przepraszam was za to... - powiedziałem.
- Nie twoja wina - oznajmiła Lee.
- Chłopacy są przerażający - stwierdziła Samie.
Chciało mi się śmiać, gdy to usłyszałem i chyba nie tylko mnie. Jej dziewczyna objęła ją ramieniem i przytuliła.
- Bez obaw. Ja się obronię - oznajmiła.
- Vin... - Zwróciłem się w stronę chłopaka, ale nie dał mi dokończyć.
- Krew ci leci - powiedział zaniepokojony.
Przyłożyłem dłoń do twarzy, faktycznie z mojego nosa leciała krew. Wytarłem ją szybko, ale nie wiem, czy dokładnie. Skupiłem się na czymś innym. Vin złapał mnie za rękę i namiętnie pocałował. Czyli że co, koniec z ukrywaniem się?
Uśmiechnąłem się, gdy tylko się od siebie odsunęliśmy.
- Warto było - powiedziałem i dałem się ponownie pocałować.
_ _ _
I to by było na tyle. Mam nadzieję, że się podobało. Dziękuję za zaangażowanie oraz za śledzenie do końca historii Vina, Sama, Alexa, Lee i Samie :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top