24. Vincent
Alex zaproponował mi wyjazd, ale mu odmówiłem. To nie tak, że nie miałem ochoty z nim jechać. Całowaliśmy się, ale zostanie z nim sam na sam na cały weekend to zupełnie co innego. Jechalibyśmy cały dzień i pewnie musielibyśmy zatrzymać się gdzieś na noc.
Miałem pewne obawy, których nie podzielała ze mną Lee. Kiedy wszystko jej opowiedziałem, była wręcz wściekła na mnie, że odmówiłem.
- Czyli co? Nie zamierzasz z nim jechać? - zapytała, zanim wsiedliśmy do auta.
- Nie - odpowiedziałem.
Tego dnia Lee znów odwoziła mnie do domu ze szkoły. Chociaż wnioskowałem, że atmosfera w samochodzie może być nienajlepsza. Na Alexa nie miałem co liczyć, bo dzisiaj został dłużej. Pocieszało mnie tylko to, że w razie problemu, Samantha jedzie z nami i załagodzi sytuację.
- Aha - powiedziała tak, jakby wszystko było jasne. Wzruszyła ramionami, po czym nagle mnie spoliczkowała.
Samie, która stała obok nas, aż się cofnęła, ale nic nie powiedziała.
- Ej! - Złapałem się za policzek, który zaczynał mnie piec. - Co ci?!
- Jesteś głupi - stwierdziła, zajmując swoje miejsce za kierownicą.
- Dzięki - burknąłem.
Też wsiedliśmy do auta, jej dziewczyna na miejscu pasażera, a ja z tyłu. Tak, żeby kuzynka mnie nie dosięgła.
- Lee, może to dla niego za szybko. - Samie próbowała stanąć w mojej obronie.
- Alexowi w końcu się znudzi ta bezsensowna pogoń za tobą - stwierdziła, ignorując ją i rzucając mi w lusterku krytyczne spojrzenie. Następnie uruchomiła silnik i chwilę później włączyliśmy się do ruchu. - Odpuści sobie i zostaniesz sam...
- ''Znowu'' - wtrąciłem, zgadując, co zamierza powiedzieć, a ona umilkła. - To chciałaś dodać, prawda?
Nie zaprzeczyła, więc chyba trafiłem. Że też ciągle musi mi przypominać o tej porażce z Samem.
- Po prostu się nad tym zastanów - doradziła mi po chwili.
- Już się nad tym zastanowiłem - odparłem, kładąc duży nacisk na pierwsze słowo.
- Ale on chce tam jechać ze względu na ciebie - powiedziała i zerknęła na swoją dziewczynę.
Najwyraźniej Samie zrozumiała ten milczący przekaz, bo postanowiła tym razem opowiedzieć się po stronie Lee.
- Przyznaję, to uroczę.
- Postanowiłem coś - upierałem się przy swoim.
- Nic nie przekona cię do zmiany zdania? - nie poddawała się moja kuzynka.
- Raczej nie - mruknąłem.
Dziewczyny przez całą drogę doradzały mi na temat tego, co powinienem zrobić, więc bardzo się cieszyłem, gdy nareszcie zatrzymaliśmy się pod moim domem. Zgarnąłem plecak, pożegnałem się i ruszyłem w stronę wejścia.
Myślałem, że chociaż teraz będę mieć trochę spokoju, ale się myliłem.
- Hej, mamo - powiedziałem, wchodząc do kuchni.
Była jakaś nieobecna, zarejestrowała moje przybycie z widocznym opóźnieniem i cały czas trzymała komórkę, jakby jeszcze chwilę temu z kimś przez nią rozmawiała, albo czekała aż zadzwoni.
- Coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Nie... Nie, nic - kłamała. Widziałem to, unikała mojego wzroku.
- Coś jest nie tak - stwierdziłem, ale nie wiedziałem o co może chodzić. - Przecież ostatnio nie wpakowałem się w żadną bójkę - starałem się, by zabrzmiało to lekko, ale chyba mi nie wyszło.
Milczała przez chwilę, jakby zastanawiała, czy ma mi powiedzieć prawdę, czy jednak nie. W końcu podjęła decyzję, odetchnęła głęboko, a ja wiedziałem, że zaraz spadnie na mnie jakaś bomba.
- W ten weekend. Przyjedzie tata. Chce się z tobą zobaczyć - oznajmiła.
Nie pomyliłem się.
- W ten weekend? - zapytałem, poprawiając plecak na ramieniu i myśląc gorączkowo. - Nie... Nie będzie mnie...
- Co? - spytała zdziwiona.
- A... no... kolega zaprosił mnie na wyjazd. Akurat w sobotę. Tak, że ten... miniemy się - powiedziałem i ruszyłem w kierunku mojego pokoju.
- Vincent! - krzyknęła za mną, ale ja już się nie zatrzymałem.
Nie powinna być zaskoczona. Zawsze gdy przyjeżdżał ojciec, udawało mi się jakoś wymigać od spotkania. Nagle propozycja Alexa, żeby wyjechać na to spotkanie z autorem wydała mi się wybawieniem.
Odczekałem jeszcze chwilę, tyle ile powinno zająć Lee dojechanie do domu i zadzwoniłem. Chyba dobrze wyliczyłem czas, bo odebrała, a gdy zapytałem, czy może rozmawiać powiedziała, że tak.
Na szybko jej wszystko opowiedziałem.
- Że co ty jej powiedziałeś!? - Raczej nie była tym zachwycona. - Debilu, wykorzystujesz biednego Alexa.
- Dał mi czas na zastanowienie się - oznajmiłem. - Ale jeśli nie będzie chciał już jechać, to ty ukryjesz mnie gdzieś na weekend.
- Nie o to mi chodzi!
- Jestem tchórzem, wiem.
- I to do potęgi - powiedziała gniewnie. - Palant.
Po drugiej stronie połączenia zapanowała cisza, którą nie wiedziałem jak odebrać.
- To pomożesz mi czy nie? - zapytałem w końcu.
- Głupio się pytasz - burknęła Lee i dodała po chwili. - Pewnie, że tak.
- Dzięki - powiedziałem radośnie, ale tak naprawdę odetchnąłem z ulga. - Jesteś najlepsza.
- Wiem.
Skończyliśmy niedługo później, a ja od razu zadzwoniłem do chłopaka.
- Hej, Alex - odezwałem się, kiedy odebrał. - Ten wyjazd nadal aktualny?
_
Nadszedł weekend, a ja miałem coraz większe wyrzuty sumienia, że chce wykorzystać dobre intencje Alexa. Mama nie miała najmniejszego problemu z moim wyjazdem. Przyzwyczaiła się już do tego, że tata przyjeżdża, a ja znikam.
Chłopak przyjechał pod mój dom krótko po zakończeniu piątkowych zajęć. Stałem tak przed drzwiami jego auta z zarzuconym na ramieniu plecakiem i nie mogłem się ruszyć z miejsca.
Cholerne wyrzuty sumienia.
- Wsiadasz, czy się rozmyśliłeś? - zapytał, niecierpliwiąc się.
- Ja... muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem, ale nie mogłem powiedzieć nic więcej.
- Słucham.
W końcu się przemogłem i wsiadłem do samochodu. Alex cierpliwie czekał, aż powiem o co mi chodzi, a ja nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy. Wiedziałem, że to co robię jest nie w porządku. Lee miała rację.
- Ja... zgodziłem się jechać, tylko po to by zniknąć z domu na weekend - wyjaśniłem skrępowany.
- To znaczy? - zdziwił się Alex.
- Przyjeżdża mój ojciec. A ja nie chcę się z nim widzieć.
Nie odpowiedział mi na to, a kiedy westchnął już myślałem, że się obrazi i mnie wyrzuci.
- Zrozumiem, jeśli poczujesz się wykorzystany - zacząłem przyciszonym głosem, cały czas wbijając wzrok w swoje kolana - i... nie będziesz chciał...
- Daj spokój, jedziemy - oznajmił nagle, zaczynając przy okazji szukać jakiejś stacji w radiu.
- Serio? - spytałem zaskoczony.
- Ja też mam problemy ze starym. - Ruszyliśmy i Alex szybko włączył się do ruchu drogowego. - A jeśli w ten sposób ci pomogę, to czemu nie?
Naprawdę się tego nie spodziewałem. Myślałem, że poczuje się oszukany. W końcu zgodziłem się z nim jechać tylko dlatego by uniknąć ojca, a on ot tak mówi, że mi pomoże.
- Mówisz poważnie? - niedowierzałem.
- Tak. - Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny dla siebie, rozbrajający sposób. - Ruszajmy, bo potem będą straszne korki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top