20. Vincent

Bardzo cieszyłem się, że Lee i Samie zeszły się z powrotem, ale dlaczego zrobiły sobie ze mnie przyzwoitkę?

Zaczęło się od tego, że dziewczyny chciały pójść na imprezę, ale biorąc pod uwagę ich wybuchowe charaktery, postanowiły, że pójdę z nimi. To beznadziejny pomysł, ale jak zwykle uległem. Sprawa skomplikowała się dopiero później. Lee znalazła jakiś klub w innym mieście. Z jakiegoś powodu nie pytali jej tam o dowód.

Dziewczyny trochę wypiły, więc Lee nie mogła już prowadzić. W pewnym momencie oznajmiły mi, że idą do hotelu i nie chcą, żebym im już towarzyszył. Chciałem znaleźć sobie inny pokój, ale okazało się, że niedaleko jest jakiś festiwal i nie ma już wolnych miejsc. Ostatecznie postanowiłem wracać do domu sam. Poszedłem na autobus, bo wydawało mi się to lepsze niż spanie na przystanku. Oczywiście nie zdążyłem na ostatni, a do najbliższego nocnego miałem jeszcze ponad godzinę.

Zostałem sam w obcym mieście i nie wiedziałem co robić. Mamie nie przeszkadzałoby, że nocuje w innym mieście, bo nawet o tym nie wiedziała, była na wyjeździe służbowym. Rodzice Lee myśleli, że będzie dzisiaj spać u mnie. Nigdzie nie widziałem żadnej taksówki, żeby nią wrócić.

Usiadłem na przystanku i zastanawiałem się, co mógłbym zrobić. Wpadłem na pewien pomysł i wykonałem telefon zanim zdążyłem się rozmyślić.

- Halo? - Usłyszałem w słuchawce.

- Hej... - zacząłem i kompletnie nie wiedziałem, co mówić dalej. Szczerze, to nawet nie spodziewałem się, że Alex odbierze tak szybko.

Co ja sobie w ogóle myślałem? Przecież to dziewczyny piły, nie ja. To one powinny robić głupie, nieprzemyślane rzeczy.

- Hej, coś się stało? - zapytał, wyraźnie zdziwiony.

- Nie... - odparłem, po chwili milczenia. - Dlaczego pytasz?

- Bo dzwonisz.

Z jednej strony miał rację, ale z drugiej... Rany, jestem okropny. Cały czas go zbywam, kiedy proponuje mi jakieś wyjście albo podwózkę, ale dzwonie w środku nocy, żeby prosić go o odwiezienie do domu.

- Obudziłem cię? - spytałem, próbując zmienić temat.

- Nie, oglądałem film - odpowiedział szybko.

- Jest druga - stwierdziłem.

- Wiem, wiem - mruknął nadąsany. - To o co chodzi?

Biłem się z myślami, czy powinienem powiedzieć prawdę. Pomyśli, że go wykorzystuję, ale skoro już odebrał...

- Czy... mógłbyś... - Nie, to jednak zły pomysł. - Nieważne, dobranoc.

Już miałem się rozłączyć, ale powstrzymał mnie jego krzyk.

- Nie! Czekaj!

Zastygłem. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, ani się ruszyć. Dziwne uczucie...

- Jesteś tam? Vin? - odezwał się po chwili.

- Tak. Jestem - odpowiedziałem powoli.

- Co chciałeś powiedzieć? Czy mógłbym, co?

- Przyjechać po mnie... - Ostatecznie postanowiłem powiedzieć mu prawdę, ale szybko dodałem. - Ale to głupi pomysł. Wybacz, że przeszkadzam. Miłego filmu...

- Czekaj. Gdzie jesteś?

Zaskoczyło mnie jego pytanie. Czyżby Alex naprawdę brał pod uwagę, żeby po mnie przyjechać?

- Ale... to daleko... Poza miastem - oznajmiłem niepewnie.

- Nie szkodzi - odparł krótko.

- Eee... Wiesz gdzie jest klub ''Czarne Lisy''?

- Wiem.

_

Jakiś czas później pod przystanek podjechało czarne porsche. Alex otworzył drzwi od środka. I dobrze, bo nie byłem pewien, czy to on. Nie spodziewałem się ani takiego auta, ani że tak szybko przyjedzie.

- Zapraszam do środka - zaśmiał się chłopak.

Usiadłem na miejscu pasażera cały czerwony.

- Przepraszam za kłopot - wymamrotałem skrępowany i zapiąłem pasy.

- Nie ma sprawy - odparł, ruszając. - Robiłem sobie właśnie maraton filmowy, ale każdą część oglądałem już chyba z dziesięć razy.

- A co oglądasz? - zapytałem, żeby jakoś nawiązać rozmowę.

Alex nie odpowiedział od razu, więc pomyślałem, że nie chce mi tego mówić. W końcu ja nie chciałem powiedzieć, kiedy pytał mnie jakie czytam książki.

- No... ''Szybkich i wściekłych''... - odparł po chwili.

Miałem nadzieje, że moglibyśmy pogadać o filmach, żeby uniknąć niezręcznego siedzenia w ciszy, ale niestety szybkie auta to nie moje klimaty. Ale o gustach się nie dyskutuje, a skoro on oglądał każą część jakieś dziesięć razy...

- Pewnie myślisz, że to do mnie pasuje, co? - zapytał nagle.

- Czemu? - Zdziwiłem się.

- Chłopak z drużyny koszykarskiej. Lubiący filmy o szybkich samochodach i wyścigach. Noszący ze sobą scyzoryk. Idealnie nadaje się do ekipy Stevena.

Nie wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć. Niby faktycznie to wszystko pasuje, ale... to Alex. Jego charakter jest inny niż reszty z towarzyszy Stevena.

- Nawet o tym nie pomyślałem - stwierdziłem.

Niestety po tych słowach w samochodzie zapanowała cisza. Właśnie tego chciałem uniknąć, ale nie miałem pomysłu jak mógłbym podjąć rozmowę. Muzyka w radiu jakoś mi tym razem przeszkadzała. Wolałem rozmawiać.

- Twoi rodzice nie mają nic przeciwko, żebyś tak jeździł po nocy? - spytałem z ciekawości.

- Tata niezbyt się tym interesuje, ma teraz nocną zmianę. - Sam nie wiem, może miałem tylko takie wrażenie, ale powiedział to jakoś smutno.

- A twoja mama? - Zaryzykowałem kolejne pytanie.

- Ona... - zamilkł na chwilę - umarła... jak mnie urodziła... Znaczy... ta prawdziwa...

Żałuję, że zapytałem. Strasznie żałuje. Nie jestem wścibski, to działka Lee. Jeden jedyny raz jak chciałem o coś zapytać, akurat musiało wyjść coś takiego!

Zrobiło mi się go żal, chciałem dotknąć jego ramienia, ale powstrzymałem się i cofnąłem rękę. Dlatego, że był kierowcą i nie chciałem go rozpraszać i dlatego, że nie chciałem by coś sobie pomyślał...

- Alex tak mi przykro - powiedziałem zamiast tego.

- W porządku - odparł, ale po tonie jego głosu wiedziałem, że wcale nie jest w porządku.

- Nie, nie powinienem pytać.

- Naprawdę nic się nie stało.

I znów ta niezręczna cisza. Po co ja w ogóle po niego dzwoniłem? Nic dobrego z tego nie wyszło...

Tym razem to on pierwszy przerwał milczenie. Może też nie mógł znieść tej atmosfery?...

- Vin, tu niedaleko jest sklep całodobowy, możemy na chwile zjechać? Jestem głodny.

- Jak chcesz, to ty prowadzisz - odpowiedziałem, bo nie widziałem powodu, by musiał pytać mnie o pozwolenie.

Zatrzymaliśmy się chwile później.

- Idziesz? - zapytał, jeszcze zanim wyszedł z auta.

- Nie - odpowiedziałem. - Zaczekam w samochodzie.

- Kupić ci coś?

- Nie, no co ty? - Głupie pytanie.

Nie musiałem długo na niego czekać. Alex uwinął się z tymi zakupami szybciej niż się spodziewałem.

- Szybki jesteś - oznajmiłem lekko zdziwiony.

Chłopak milczał przez chwile, ale na szczęście w końcu odzyskał zdolność mowy.

- Obym nigdy więcej tego od ciebie nie usłyszał - stwierdził.

Nie załapałem od razu, o co mu chodzi, dotarło to do mnie z drobnym opóźnieniem. Czy on właśnie... zasugerował, że...? Nie, nie, nie, na pewno źle to zrozumiałem!

Na szczęście Alex w porę przerwał moje rozmyślania, podając mi jakąś kanapkę, którą przed chwilą kupił.

- Mówiłem, że nic od ciebie nie chce - przypomniałem mu.

- Oj, no bierz - powiedział i wcisnął mi ją do rąk.

- Dzięki - mruknąłem.

- Masz jakąś alergie? Nie chciałbym, żeby... no wiesz, coś ci się stało.

Dziwne pytanie. Raczej wątpiłem, żeby w tej kanapce było coś, na co mogłoby być uczulony. To nawet miłe, że się martwił, ale cały czas gdzieś z tyłu głowy miałem myśl, że to wszystko może być gra, a Alex chce zdobyć jakieś informację na mój temat dla Stevena.

Ale... no nic, postanowiłem zaryzykować.

- Orzechy - mruknąłem. - Mam alergie na orzechy...

- Będę o tym pamiętać - stwierdził.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top