14. Vincent

Czekałem na Lee i Samie w kawiarni. Ostatnio często spotykaliśmy się we trójkę, bo doszliśmy do wniosku, że poza osobami, z którymi kiedyś się spotykaliśmy, tylko my wiemy nawzajem o swoich orientacjach i nie mamy z tym problemu.

Dziewczyny spóźniły się dobre pół godziny, ale kiedy w końcu przyszły, zamówiliśmy sobie napoje i jak zwykle zaczęliśmy gadać o jakichś bzdurach. Aż w końcu musiałem przerwać naszą dyskusję, bo coś mnie ciągle rozpraszało.

- Dlaczego się tak na mnie gapisz?

Lee przestała siorbać swojego shade'a. Odwróciła się najpierw w stronę swojej dziewczyny, a potem w moją.

- Wybacz jej - odezwała się. - Samie... ma ostatnio dziwne sny.

- Dziwne sny? - powtórzyłem zdziwiony.

- Ciągle śni mi się, że całuje się z facetami - wyjaśniła, robiąc się czerwona na twarzy. - To strasznie wkurzające...

W zasadzie chyba tak, zważywszy na to, że Samantha jest lesbijką. To tak jakby mi się śniło, że całuje się z dziewczynami. Ale ja tam nie wiem, nigdy nie spotkało mnie coś takiego.

- Ze mną też? - zapytałem.

- Dzisiaj - odpowiedziała za nią moja kuzynka.

- Lee! - oburzyła się Samie.

- No co? - Wzruszyła ramionami i zamieszała swój napój słomką. - Pytał to odpowiadam.

Obie milczały przez chwile, co nie wróżyło dobrze. Cisze oczywiście przerwała Lee.

- Wiecie co? Mam pomysł - oznajmiła z dumą.

My nie podzielaliśmy jej entuzjazmu.

- O nie - mruknąłem.

- Chować się - poparła mnie Samie.

- Przestańcie. - Lee posłała nam wrogie, ale jednocześnie rozbawione spojrzenie. Tylko ona to potrafiła. - Samie, ty w realu nigdy nie całowałaś się z chłopakiem, może ci przejdzie, jeśli to zrobisz. Vin, ty nigdy nie całowałeś się z dziewczyną, nie?

Nie podobał mi się pomysł, do którego zmierzała.

- No nie wiem, Lee. Samie to twoja dziewczyna.

- Udzielam ci zgody. - Machnęła lekceważąco ręką.

Rany, co za ulga... No naprawdę.

- Niech będzie. - Ku mojemu zaskoczeniu odezwała się Samie.

- Serio? - Zdziwiłem się.

- Jestem ciekawa, czy jest inaczej. - Odstawiła swój kubek i przysunęła się bliżej mnie. - Jeśli nie masz nic przeciwko byciu testerem.

- W porządku - westchnąłem, by widziały, że w ogóle mi się to nie podoba.

Pocałunek z Samie był... No nie wiem. Dotykaliśmy się ustami, to wszystko. W zasadzie to poza tym niczego nie czułem. Z Samuelem na pewno byłoby inaczej.

- I co? - zaciekawiła się Lee.

Chyba żadne z nas nie wiedziało, co jej powiedzieć. Spojrzeliśmy na siebie, a potem znowu na Lee.

- Wiecie, jeśli macie ochotę na trójkąt to mówcie - zaśmiała się.

Odezwaliśmy się jednocześnie.

- Nie.

- Nie z nim.

Razem z Lee wbiliśmy zdziwione spojrzenia w Samie. Ja się nie odezwałem ani słowem, ona się zarumieniła, a Lee wybuchła śmiechem.

_

Jeszcze tego samego dnia, miałem spotkać się Samuelem, by omówić z nim ostatnią powtórkę przed poprawą z biologii. Pracowaliśmy w tej samej kawiarni, w której spotkaliśmy się ostatnio z Lee w dniu jej urodzin i przy okazji dużo ze sobą rozmawialiśmy. Już nie wyglądał, jakby chciał przede mną uciekać. Co bardzo mnie cieszyło.

Poszło nam to o wiele szybciej niż oboje przewidywaliśmy, aż szkoda. Ale jego postępy były tak duże, że widziałem, ze chłopak faktycznie mocno się przykładał.

- Chyba skończyliśmy - oznajmiłem z lekkim żalem.

Ale cały żal zniknął, gdy zobaczyłem jak Sam się cieszy.

- Dzięki, bez ciebie nie dałbym rady. - Uśmiechnął się.

- Nie ma sprawy. Wszystko szybko załapałeś. Nie było tak źle, jak mówiłeś.

- Może i tak - mruknął, wyraźnie dumny z siebie.

Przerzuciłem swoją torbę przez ramie i podniosłem się z miejsca.

- Zbierasz już się? - Nie mogłem się powstrzymać, by nie doszukać się w jego słowach smutku z tego powodu.

- Tak, obiecałem jeszcze, że pomogę mamie w zakupach.

Sam wstał zaraz za mną, chyba chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział jak ubrać to w słowa.

- A...? Słuchaj... zanim wyjdziesz, mogę cię o coś zapytać?

- Jasne. Pytaj, o co chcesz?

Serce zabiło mi trochę szybciej. Ciekawe o co chciał zapytać.

- Na tej imprezie urodzinowej Lee... - zaczął z ociąganiem- była taka jedna dziewczyna, Samantha. Wiesz może, czy ona kogoś ma?

Poczułem się, jakby nagle zeszło ze mnie całe powietrze. Albo jakby ktoś uderzył mnie w twarz... Albo to i to. Chodzi mu o dziewczynę Lee?...

- O... Ona... ci się podoba?...

- W zasadzie to tak - odparł lekko się rumienią. - Chętnie bym się z nią umówił.

Podoba mu się dziewczyna Lee? Dziewczyna mojej kuzynki, osoby, którą wszyscy biorą za moją dziewczyną? Lesbijka, z którą się dzisiaj całowałem i niczego nie czułem?

- Em... wiesz co... Spytaj Lee, ona powinna coś wiedzieć...

Pokiwał głowa, jakby rozważał moje słowa, ale ja już nie zwracałem na to uwagi. Odwróciłem się w stronę wyjścia, chciałem opuścić to miejsce jak najszybciej.

- To ja już pójdę. Na razie.

Odpowiedział mi coś, ale już go nie słyszałem.

_

Oczywiście Lee zadzwoniła do mnie żądając relacji na temat spotkania z Samem. Kiedy tylko jej wszystko powiedziałem, od razu do mnie przyszła.

- Vin. - Weszła do pokoju bez pukania. Ja akurat leżałem na łóżku, czytałąc książkę.

- Hej - odparłem, nawet na nią nie patrząc.

Podeszła do mnie, zabrała mi książkę i odłożyła ją na szafkę. Posłałem jej pytające spojrzenie, a ona patrzyła na mnie tym swoim zmartwionym wzrokiem, mówiącym: ''Porozmawiaj ze mną.'' Nie miałem ochoty, więc odwróciłem głowę na bok. Lee usiadła obok mnie na łóżku.

- Przepraszam, powinnam była go lepiej wybadać - oznajmiła tonem pełnym poczucia winy. - Ale nie miałem stuprocentowej pewności, że jest hetero. Słowo.

- Nie twoja wina. Po prostu źle ulokowałem uczucia. Jak zawsze. Ty i ja... nie mamy szczęścia do facetów. - Odwróciłem się twarzą do ściany. - Dlatego sobie odpuszczam.

- Nie możesz - powiedziała nagle.

- Dlaczego niby?

- Nie możesz odpuszczać. Walcz, Vin. - Podniosła się z łóżka.

Zwróciłem się z powrotem do niej. Coś było nie tak i tu nie chodziło tylko o Sama. Lee była jakaś rozdrażniona.

- Co cię nagle napadło? - zapytałem z wyrzutem, też ledwo kontrolując emocje.

Milczała przez chwile, ale widziałem, że toczy się w niej wewnętrzna walka, czy powiedzieć mi czy nie. W końcu jedna ze stron wygrała i rzuciła mi jakby od niechcenia.

- Zerwałyśmy z Samie.

Teraz to ja przez chwile milczałem, musząc to sobie poukładać. Dlaczego?

- Przez niego? Przez ten pocałunek?

Pokręciła przecząco głową.

- Niezgodność charakterów.

- Bzdura! - Poderwałem się z łóżka, stając teraz naprzeciwko niej. - Jesteście dla siebie stworzone. Widziałem jak się przy niej uśmiechasz. Do jasnej cholery, Lee, ty zaczęłaś nosić kolorowe ciuchy!

- Nie pytaj... - Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.

I już jej nie pytałem o nic więcej, tylko przytuliłem ją do siebie mocno.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top