10. Vincent

Nie mogłem usiedzieć w domu, więc bez wyraźnego celu poszedłem na miasto. Nie spodziewałem się, że nogi zaprowadzą mnie do kawiarni, gdzie często chodziłem z Lee.

A już na pewno nie spodziewałem się, że spotkam tam Lee i nową dziewczynę z naszej klasy.

Chciałem pójść dalej, ale moja kuzynka pomachała do mnie ręką i zrobiła gest nakazujący podejście.

- Hej, Vin, dosiądziesz się? - zapytała, gdy znalazłem się już obok nich.

- Nie chce przeszkadzać wam w randce? - odparłem.

Nowa chyba nie była zachwycona moim komentarzem, bo aż się wzdrygnęła.

- Em... To nie...

- Spokojnie. - Lee położyła swoją dłoń na jej. - On jest w porządku. Vin, to jest Samantha i... jak widzisz...

Chwyciła ją za rękę i splotła ich palce razem. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej delikatnie i spojrzała na mnie.

- Miło cię poznać - powiedziała Samantha.

Lee wzięła łyk swojego shade'a i pokazała mi, żebym usiadł naprzeciwko nich. W końcu tak też zrobiłem.

- Ciebie też - odpowiedziałem, zajmując miejsce.

- W szkole wszyscy mówią, że ze sobą chodzicie, ale Lee powiedziała mi, że jesteście rodziną - oznajmiła.

Nie za bardzo wiedziałem, co na to odpowiedzieć, choć to było raczej oczywiste. Chyba nie chciałaby się spotykać z Lee, gdyby sądziła, że jesteśmy parą.

Moja kuzynka jak zwykle wybawiła mnie od odpowiedzi.

- Ta, i całkiem nieźle się ze sobą dogadujemy - oznajmiła, po czym szybko odwróciła się w moją stronę. - Vin, jeśli chcesz, żebym w szkole nadal zachowywała się tak jak do tej pory, to...

- Nie ma takiej potrzeby - odparłem szybko. - Możecie się przyznać, że jesteście razem. Nie będę robił wam problemów.

Dla Lee to zawsze była tylko zabawa, ja nigdy nie prosiłem jej, żeby udawała moją dziewczynę. Stracę przykrywkę, ale ulży mi, jeśli ona przestanie kłamać w tej sprawie.

- Nie zrobimy tego - powiedziała Lee.

- Nie? - zdziwiłem się.

- Ja nie mam z tym problemu - oświadczyła zmieszana - ale Samie...

Mogłem się domyślić, że jak już to chodzi o nią. Gdyby to zależało od Lee, zrobiłaby publiczne przedstawienie i na oczach całej szkoły rzuciłaby mnie dla dziewczyny.

- W... w poprzedniej szkole - zaczęła Samantha - kiedy dowiedzieli się, że jestem... że lubię dzie... dziewczyny to...

- Nie musisz mówić - powiedzieliśmy jednocześnie.

Spojrzeliśmy po sobie, a potem znowu na Samanthę, która pokręciła przecząco głową.

- To dlatego zmieniłaś szkołę? - zapytałem, a kuzynka spojrzała na mnie groźnie.

- Nie do końca - mruknęła, ku zaskoczeniu swojej dziewczyny. - Żeby się ode mnie odczepili zaczęłam sprawiać kłopoty i... to mi się bardzo spodobało. W końcu przegięłam, więc mnie wyrzucili.

Lee zaśmiała się i objęła ją ramieniem.

- Świetna jest, prawda? - zapytała mnie z uśmiechem.

- Mogę zapytać, co dokładnie zrobiłaś? - Zainteresowałem się.

- W sumie - podchwyciła Lee - też jestem ciekawa.

Samantha wyglądała na nieco zażenowaną. Zarumieniła się i przygryzła dolną wargę. Potem poprawiła sobie kosmyk włosów, unikając z nami kontakty wzrokowego.

- No cóż... - przeciągnęła. - Wściekłam się na nauczycielkę, bo nie zaliczyła mi poprawy z matmy i... no... wrzuciłam jej fajerwerki do samochodu jak odjeżdżała...

Aż odebrało mi mowę. Lee chyba też. Jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Samantha to taka drobna, delikatna dziewczyna. I ona miałaby zrobić coś takiego?

Nie ma co, dobrały się idealnie.

- No co? - Spojrzała na nas, zaniepokojona.

- Wow - powiedziałem z uznaniem.

Obu nas zaskoczyło, że Lee się nie odezwała. Zwykle to ona miała najwięcej do powiedzenia, a teraz tylko siedziała i patrzyła na Samanthę z szeroko otwartymi oczami.

- Lee? - zapytała jej dziewczyna.

Ona złapała ją za ręce i spojrzała na nią poważnie.

- Wyjdziesz za mnie?

_

Wieczorem dziewczyny miały iść do kina, ale Samancie w ostatniej chwili coś wypadło. Lee nie chciała, żeby bilet się zmarnował, a ja zgodziłem się bez większego zastanowienia.

- Sorry, że zaciągnęłam cię na romans - powiedziała Lee, gdy już wyszliśmy z kina.

- Nic nie szkodzi, choć faktycznie, nie moje klimaty - odparłem, wzruszając ramionami. - Mogłaś wziąć którąś ze swoich koleżanek.

- Tak - teraz to ona wzruszyła ramionami - ale wolałam iść z tobą.

- Dzięki - mruknąłem.

Film trwał ponad dwie godziny, więc gdy wyszliśmy, na zewnątrz było już ciemno. Dlatego zaproponowałem, że odprowadzę Lee do domu. Wiedziałem, że w razie czego nie dałaby się tak łatwo, ale mimo to nie chciałem, żeby wracała sama.

Zgodziła się. Wyczułem w tym podstęp, pewnie chciała pogadać o filmie. Niestety romans to ostatnie na co miałem obecnie ochotę i nie za bardzo wczułem się w fabułę.

Nie wczułem się w fabułę, ale muszę przyznać, że zaskoczył mnie fakt, że film nie miał szczęśliwego zakończenia.

- Grało tam paru przystojniaków, prawda? - spytał, jak gdyby nigdy nic. - Który podobał ci się najbardziej?

Wiedziałem, że Lee jest wolnym duchem, ale nie byłem pewien, czy powinna zwracać uwagę na tych wszystkich ''przystojniaków'' skoro ma dziewczynę.

Choć z drugiej strony to, że była zajęta, chyba nie znaczyło, że nie może patrzeć na innych. Poza tym pytanie ewidentnie było zadane pode mnie...

- Przestań - syknąłem.

- Nie no, serio jestem ciekawa - naciskała.

- Nie o to mi chodzi. - Wystawiłem rękę, żeby ją zatrzymać.

Stanęliśmy w miejscu, a ja wyszedłem trochę przed nią, żeby ją zasłonić. Lee chyba nawet na początku chciała zapytać, co ja takiego wyprawiam, ale potem sama zauważyła zbliżające się do nas sylwetki.

Osobę na czele grupy od razu rozpoznaliśmy.

- Steven - powiedziała z pogardą.

Jego ekipa zazwyczaj składała się z czterech osób, tym razem było ich siedmiu. Podejrzewam, że ktoś z nich widział jak wchodzimy do kina, może wychodził z poprzedniego seansu. Jeśli czekali, aż skończy się nasz film, to mieli dość dużo czasu, żeby wszystkich zwołać.

- Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że na was wpadliśmy - oświadczył radośnie Steven i rozłożył szeroko ręce. - Możemy się zemścić na obydwu na raz.

Steven rzeczywiście mógł chcieć odwetu, i to na naszej dwójce. Na mnie za szwy i ten raz z pięści, a na Lee za to przedstawienie na korytarzu.

- Zemścić? - powtórzyła dziewczyna, robiąc krok do przodu.

Próbowałem ją zatrzymać, ale ona odtrąciła moją rękę.

- Tak, po to ściągnąłem kumpli - przytaknął.

Powoli podszedł do niej, a ona ku jego zdziwieniu, nie cofnęła się nawet o krok, a tylko uniosła dumnie głowę.

- Ty na pewno nie wyjdziesz z tego bez szwanku - zwrócił się do mnie - nie za te blizny. A ty, kochana - znów odwrócił się do Lee i złapał ją za brodę - chyba jesteś mi winna przeprosiny.

Kuzynka wystawiła rękę w moją stronę, dając mi znać, bym się nie wtrącał.

- Posłuchaj, kochany - to ostatnie słowo powiedziała, jakby je wypluła. - Ja zawsze chętna do bójek. - Zmierzyła go wzrokiem. - Ale nie tym razem.

Ledwie skończyła to mówić, a kopnęła go poniżej pasa. Widać było, że mocno, bo Steven aż skulił się na ziemi.

Reszta chłopaków, tylko gapiła się niedowierzając, a ich lider jęczał na chodniku z bólu.

- Lee! - Tylko ja zareagowałem.

Nie cierpię Stevena, ale jako chłopak wyobraziłem sobie jak to musiało boleć. Jakkolwiek by nie patrzeć, to był cios poniżej pasa.

Ona jednak złapała mnie za rękę i pociągnęła do tyłu.

- Vin, biegiem! - ponagliła mnie.

Ruszyłem za nią, słysząc za plecami niemrawe rozkazy Stevena.

- N-na co czekacie?... Łapcie ich!...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top